Chelsea podpisując kontrakt z Kante, podejmie ryzyko


Francuz powinien zakończyć swoją piękną historię w Londynie

30 grudnia 2022 Chelsea podpisując kontrakt z Kante, podejmie ryzyko
Ettore Griffoni/LiveMedia/SIPA USA/PressFocus

N'Golo Kante przez ostatnie lata stał się synonimem ciężkiej pracy na boisku. Przez wielu był określany mianem najlepszego na świecie na swojej pozycji, zresztą zasłużenie. Jak na defensywnego pomocnika był doceniany. Jednak Francuz w ostatnich miesiącach więcej czasu spędza z lekarzami niż z piłką. Choć historia pomocnika w Londynie jest piękna, uważamy, że powinna się zakończyć po sezonie.


Udostępnij na Udostępnij na

Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Niestety, ale w przypadku N’Golo Kante właśnie jesteśmy na etapie, w którym rozstanie nie byłoby złym wyjściem. Francuz w ostatnich latach pokazał się wszystkim ze świetnej strony. Niektórzy poznali go już za czasów gry w Ligue 1, jednak szerszej publiczności przedstawił się w 2015 roku, gdy dołączył do mistrzowskiego Leicester. Po sezonie przeszedł do Chelsea, gdzie stał się w praktyce legendą klubu, jednak wiele wskazuje na to, że zakończy swoją historię w Londynie po siedmiu latach. Zebraliśmy też, z bólem serca, argumenty wskazujące na to, że zakończenie współpracy byłoby dla Chelsea właściwym ruchem.

Oddać hołd i pięknie pożegnać

Przede wszystkim, zanim będziemy rozważać, czy Francuz zasługuje na nowy kontrakt czy nie, trzeba mu oddać to, co należy. Trudno jest sobie wyobrazić w Chelsea, albo i na całym świecie, pomocnika o charakterystyce Kante, który w niedalekiej przyszłości będzie mógł wskoczyć na poziom zbliżony do Francuza. Nawet na półkę niżej, po prostu takich zawodników nie ma. Nie dość, że styl gry 31-latka jest w praktyce niepowtarzalny, to jeszcze poziom, który on prezentował, grając w ten sposób, był niebotyczny. Ale dlaczego był? Niestety, ale w tym sezonie Kante na boisku spędził zaledwie 175 minut w dwóch meczach. Wszystko przez kontuzje.

Kante z Chelsea święcił również wielkie triumfy. Dość wspomnieć, że już w pierwszym sezonie w niebieskich barwach wydatnie przyczynił się do mistrzostwa Anglii drużyny prowadzonej przez Antonio Conte. Ostatniego tytułu mistrza Anglii dla Chelsea. W tamtych rozgrywkach, a więc w sezonie 2016/2017, został wybrany piłkarzem sezonu, na co w pełni zasłużył. Zwłaszcza po tym, jak nie otrzymał tej nagrody sezon wcześniej, występując jeszcze w barwach Leicester City, z którym sensacyjnie zdobył tytuł mistrzowski.

Ale przecież Kante wkładania pucharów do gabloty nie skończył w 2017 roku. Rok później sięgnął z reprezentacją Francji po tytuł mistrza świata, pomocnik „The Blues” był jednym z kluczowych elementów drużyny Deschampsa. W 2018 roku zdobył również Puchar Anglii. Rok później cieszył się z klubowymi kolegami z sukcesu w Lidze Europy. W 2021 roku dołożył Ligę Mistrzów, Superpuchar Europy, klubowe mistrzostwo świata oraz Ligę Narodów z reprezentacją. Francuz był też wielokrotnie wybierany do wszelakich jedenastek roku, sezonu itd. Był również nominowany do Złotej Piłki i zdobywał nagrody dla najlepszego pomocnika roku czy piłkarza sezonu.

Ostatnio nie jest tak dobrze

W minionych miesiącach można jednak zaobserwować, że wkład Kante w grę zarówno Chelsea, jak i drużyny narodowej wyraźnie zmalał. Nie wynika to z obniżenia poziomu gry Francuza, choć bez wątpienia nie jest to już prime tego gracza, a z problemów ze zdrowiem. Kante od dłuższego czasu regularnie łapie urazy i to niepokoi. Można zauważyć to na poniższym wykresie.

Jak widać na wykresie, liczba spotkań Kante chociażby w zeszłym sezonie jest niższa niż wcześniej. Najbardziej miarodajna jest liczba występów w Premier League, bo jak wiadomo, w innych rozgrywkach może być ich mniej. Natomiast wiemy, że w lidze będzie ich maksymalnie 38. Jeśli więc spojrzymy na wykres, zobaczymy, że pierwszy wyraźny zjazd Kante zaliczył już w sezonie 2019/2020.

Można by pomyśleć, że może zaraził się koronawirusem. Nic z tych rzeczy. Francuz na przełomie sierpnia i października opuścił siedem spotkań w samej Premier League ze względu na trzy różne urazy. W tamtym sezonie Kante co wracał do gry, to błyskawicznie doznawał kolejnej kontuzji. I tak na 55 możliwych spotkań pojawił się na boisku zaledwie 28 razy, przecież to jest niewiele więcej niż połowa.

Kolejna kampania przebiegła już spokojniej pod kątem kontuzji. Jednak w sezonie 2021/2022 urazy wróciły do Kante. A to kontuzja uda, a to kolejne problemy z kolanem czy pachwiną. Oczywiście Kante cały czas gwarantował pewien poziom, gdy już pojawiał się na boisku. Jednak opuszczał zdecydowanie zbyt dużo spotkań. Nie może tak być. Piłkarz, którego obdarza się tak dużym zaufaniem, musi być dostępny w większości meczów, a nie tylko na niektóre. W tym sezonie zagrał tylko dwa razy.

Co jest największym problemem?

Gdybyśmy kierowali się wyłącznie sentymentami, Kante powinien dostać wysoki kontrakt na parę lat. Nie wątpimy, że Francuza można określać legendą na Stamford Bridge. W końcu rozegrał dla Chelsea 262 spotkania i ten dorobek prawdopodobnie jeszcze zdąży powiększyć. Ale sentymenty, zwłaszcza przy podejmowaniu ważnych decyzji, czasami należy odrzucić na bok.

Chelsea podpisując umowę z 31-latkiem w taki sposób, jak chciała to początkowo zrobić, czyli na dwa lata z opcją przedłużenia o rok, nie podejmowałaby wielkiego ryzyka. Owszem, Kante wciąż na 100% doznawałby urazów. Ale w perspektywie dwóch lat nadal będzie piłkarzem, który będzie gwarantował pewien poziom, gdy już znajdzie się na boisku.

Problem leży w tym, że Kante nie chciał takiego kontraktu, a wiele wskazuje na to, że Chelsea będzie w stanie zaoferować mu dłuższą umowę. Władze „The Blues” według Davida Ornsteina są skłonne do kompromisu, co jednak już będzie przesadą. Przecież nikt nie powie, że oferowanie 32-latkowi (Kante w dniu wygaśnięcia kontraktu będzie miał już skończone 32 lata), który od kilku lat wykazuje skłonności do częstych kontuzji, minimum czteroletniego kontraktu jest rozsądne.

Ani nie ma tu gwarancji poziomu, zwłaszcza przy tak licznych kontuzjach, ani nawet piłkarza, bo przecież może on więcej czasu spędzać w szpitalu niż na boisku lub chociaż na ławce rezerwowych. A z pewnością Kante nie pozwoliłby sobie też na obniżkę wynagrodzenia. Jest to więc już bardzo duże ryzyko, choć wszyscy kibice Chelsea chcieliby, aby tak nie było i aby Francuz grał jak najdłużej dla „The Blues”. Kante należy się szacunek, ale nie taki kontrakt. Przecież zawsze można zaoferować umowę już nawet na te trzy lata, idąc na kompromis, a potem ją w razie potrzeby przedłużyć.

Kante jednak blisko pozostania w Londynie

Jak już pisaliśmy, włodarze Chelsea są skłonni do kompromisu i zaproponowania Kante dłuższej umowy. Jak informował wcześniej wspomniany David Ornstein – początkowo właśnie długość kontraktu była kością niezgody, jednak Chelsea bardzo zależy na pozostaniu Francuza, jest ona więc skłonna do ustępstw i kompromisu. Ten sam dziennikarz pisze, że pozostanie Kante w Londynie jest bardzo bliskie.

Jednak pojawiają się również informacje, które sugerują, że Kante może zmienić klub. Mówiło się nawet o przejściu do Al-Nassr. Najpoważniej traktowano jednak mocne kluby z Europy. Wśród nich miała być m.in. Barcelona, do której Kante podobno bardzo chciał trafić, Juventus czy inne kluby z Premier League. Jak już jednak wspomnieliśmy, bardzo blisko jest nowy kontrakt francuskiego pomocnika z Chelsea.

Plany Boehly’ego

Mówi się też, że niezależnie od powodzenia misji z Kante Todd Boehly chciałby sprowadzić do Londynu minimum jednego pomocnika, a najlepiej dwóch. Jest to zrozumiałe, bo z tą pozycją na Stamford Bridge są pewne problemy, a niektórzy zawodnicy też czasami „lubią” doznać kontuzji i nie piszemy tu tylko o Kante. W kręgu zainteresowań są m.in. Jude Bellingham czy Enzo Fernandez. Któregokolwiek z nich będzie jednak trudno pozyskać, ponieważ walczą o nich inne wielkie kluby.

Chelsea jest jednak przygotowana na wypadek, gdyby nie udało się ściągnąć żadnego z wyżej wymienionych graczy. Wśród nazwisk będących niżej na ich shortliście znajdują się chociażby Moises Caicedo czy Romeo Lavia. Pierwszy z nich przedstawił się osobom nieoglądającym na co dzień Premier League podczas mundialu, jednak osoby śledzące tę ligę są świadome, że Ekwadorczyk od dłuższego czasu musi znajdować się na radarach mocniejszych drużyn.

Pomocnik Brighton zwyczajnie przerasta tę ekipę i z pewnością już teraz poradziłby sobie w takim klubie jak Chelsea. 21-latek dysponuje niesamowitym przeglądem pola, ma świetnie ułożoną stopę i chce być wszędzie na boisku. Piłkarz o takiej charakterystyce z pewnością przydałby się w klubie, mógłby świetnie wpisywać się w rolę Mateo Kovacicia.

Natomiast w kontekście Romeo Lavii wydaje się, że jest on jeszcze zbyt niedoświadczony, aby mógł godnie prezentować się w „The Blues”. Wpisuje się jednak w strategię klubu, który chce sprowadzać młodych. Owszem, Belg ma papiery na porządnego grajka, ale na teraz to jeszcze nie jest ten poziom. O ile można chwalić Chelsea za ściąganie młodych graczy, o tyle taka polityka transferowa przyniesie pozytywne skutki zapewne za parę sezonów. Chelsea jednak przesadza i chce wydawać zbyt duże kwoty.

Kluby, do których za młodych graczy wpływają oferty z Londynu, w zasadzie mogą już patrzeć na Chelsea jak na bogatego frajera, który chce zabezpieczyć się na przyszłość, ale można go zwyczajnie wydoić z pieniędzy. Gdy widzimy, że Brigton wycenia Caicedo na 70-75 milionów funtów, jesteśmy w stanie uwierzyć, że Chelsea wyłoży taką kasę. A Ekwadorczyk zaczął realnie cokolwiek znaczyć w Brighton w kwietniu. Przypomnijmy, że w tym samym czasie Liverpool pozyskuje Cody’ego Gakpo za 37 milionów. Holender w Eredivisie pokazuje się z dobrej strony od sezonu 2018/2019, a pierwszy skład wywalczył sobie w kolejnych rozgrywkach. I najważniejsze, w tym sezonie liczby ma co najmniej chore.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze