Podbeskidzie musi się obudzić w ofensywie – Kamil Biliński nie wystarczy


W Bielsku-Białej oprócz Kamila Bilińskiego nie ma kto strzelać, a zatem i punktować

16 kwietnia 2021 Podbeskidzie musi się obudzić w ofensywie – Kamil Biliński nie wystarczy
Krzysztof Dzierżawa / Pressfocus

Podbeskidzie Bielsko-Biała w tym sezonie zdobyło tylko 24 bramki, co wraz z Stalą Mielec stanowi najsłabszy wynik w lidze. Choć ma w swoich szeregach najskuteczniejszego Polaka tego sezonu – Kamila Bilińskiego – to ewidentnie drużynie nie idzie. Co jest przyczyną tak mizernego wyniku "Górali"? Czynników jest wiele, ale najważniejsze przeanalizujemy w niniejszym artykule. Zapraszamy do lektury.


Udostępnij na Udostępnij na

Zespół prowadzony przez Roberta Kasperczyka zajmuje obecnie ostatnią bezpieczną lokatę w lidze. – 15 miejsce w tabeli – i tylko jeden punkt nad strefą spadkową przyprawia w Bielsku-Białej o nerwy. Duże nerwy. Potęgowane są one szczególnie po takich meczach jak ostatnio w Lubinie. Goście prowadzili od 8. minuty po bramce, jakżeby inaczej, Kamila Bilińskiego, ale potem uznali, że można bronić wyniku przez 80 minut i ostatecznie wrócili z niczym. Taki stan rzeczy jest i był nie do zaakceptowania przez kibiców i trudno się im dziwić, skoro „Górale” mogli odbić się od dna i wskoczyć „aż” na 14. miejsce w tabeli.

Zmiana ustawienia kluczem do bramek?

Już przed przerwą reprezentacyjną trener Podbeskidzia eksperymentował z ustawieniem. W meczu z Wartą Poznań „Górale” wyszli zestawieniem z trójką środkowych obrońców i ich gra, delikatnie mówiąc, nie porywała. Nie oddali nawet jednego celnego strzału. Podczas dwutygodniowej przerwy Robert Kasperczyk nie zrezygnował jednak z tego pomysłu. Piłkarze intensywnie trenowali grę w nowym systemie i to przyniosło efekty. Wygrana z Wisłą Kraków 2:0 w ładnym i efektownym – jak na Podbeskidzie – stylu mogła wlać i wlała w serca kibiców optymizm na następne spotkania. Jednak już tydzień później liga brutalnie zweryfikowała ten optymizm. To, co funkcjonowało w meczu z „Białą Gwiazdą”, nie przyniosło punktów w spotkaniu z Zagłębiem Lubin. Dlaczego?

Chimeryczność. Tak jednym słowem można by odpowiedzieć na pytanie, dlaczego raz Podbeskidzie naprawdę fajnie gra, a już tydzień później jest fatalnie. To cechuje zespół z Bielska-Białej praktycznie od początku sezonu. Chimeryczność towarzyszy również indywidualnym piłkarzom. Przykłady można mnożyć, ale w dwóch ostatnich spotkaniach najlepiej pokazuje to Desley Ubbink. Z Wisłą Kraków Holender rozegrał kapitalne spotkanie (najlepsze pod Klimczokiem), był aktywny, popisywał się fantastycznymi podaniami, zdobył bramkę po indywidualnym rajdzie. A już tydzień później na boisku było widać tylko jego cień, bo sam piłkarz był niewidoczny. I tu nasuwa się pytanie: dlaczego? Słabe przygotowanie motoryczne, słaba mentalność albo po prostu przeciętne, bardzo przeciętne umiejętności piłkarskie to jedyne, co przychodzi w takich sytuacjach na myśl.

1-3-5-2

Nowe ustawienie ma dać Podbeskidziu nową jakość w ofensywie. Tak przynajmniej zapowiada trener Robert Kasperczyk. Czy tak jest? Trudno ocenić. Zespół w dwóch ostatnich spotkaniach zdobył co prawda trzy bramki, ale gra ofensywna funkcjonowała tylko w jednym z nich.

Za atakowanie w nowym ustawieniu „Górali” ma odpowiadać dwóch napastników: Maksymilian Sitek i Kamil Biliński oraz dwóch ofensywnie usposobionych środkowych pomocników: Jakub Hora i już wspomniany Desley Ubbink. I o ile do tych dwóch pierwszych nie można mieć większych zastrzeżeń, o tyle do drugiej pary zawodników już tak. Nietrudno bowiem odnieść wrażenie, że ofensywna gra zespołu Podbeskidzia uzależniona jest głównie od gry tych zawodników. Jeśli Czech i Holender grają dobrze, to i ofensywa wygląda dobrze. Przykładem po raz kolejny mecz z zespołem Petera Hyballi. Problem jednak w tym, że ci dwaj zawodnicy raz grają tak, a raz tak. Grają w kratkę. Nie są regularni. I trzeba zaryzykować stwierdzenie, że jeśli nawet Podbeskidzie się utrzyma, to z takimi ofensywnymi pomocnikami nie ma szans na grę w ekstraklasie na poziomie wyższym niż ostatnie bezpieczne miejsce w tabeli.

Ciągnie „wół” ten klub

Postawmy sprawę jasno: gdyby nie Kamil Biliński, to Podbeskidzie byłoby dziś na ostatnim miejscu w tabeli z nikłymi szansami na utrzymanie. Ktoś pewnie powie, że takie stwierdzenie to przesada, ale jeśli od 24 zdobytych przez Podbeskidzie bramek odejmiemy 10 zdobytych przez Bilińskiego, to zostaje 14 trafień. Mało. Gdy zaś odejmiemy jeszcze jedną asystę, to wychodzi nam, że Kamil Biliński brał udział aż przy 11 z 24 bramek zdobytych przez „Górali’. To z kolei jest bardzo dużo. I to pokazuje, jak ważnym ogniwem jest dla drużyny spod Klimczoka 33-latek.

Statystki to jedno, ale są w piłce elementy, których żadna liczba nie jest w stanie oddać. Oprócz bezcennych dla „Górali” goli Kamil Biliński wykazuje się równie dużą walką, zaangażowaniem i determinacją do zwycięstwa. Doświadczony napastnik jest pierwszym, który daje impuls, nakręca zespół, mobilizuje pozostałych zawodników. Ale co z tego, jeśli jest sam? Na palcach jednej ręki można wyliczyć zawodników, którzy wykazują wyżej wymienione cechy. Okej, nie każdy musi być liderem – tego nikt od nich nie wymaga, ale jeśli część piłkarzy jest średnio zaangażowana w mecz, a inni nie wykazują zbytniej woli walki, to jak to Podbeskidzie ma się utrzymać? Przykład? Ostatni mecz z Zagłębiem Lubin. 80 minut stania na boisku i myślenia: „Do końca jeszcze 60 minut”, „Jeszcze 30 minut”, „Dowieziemy wynik”. No nie, tak ekstraklasy w Bielsku piłkarze nie utrzymają.

Warstwa mentalna

Ile razy w ciągu czterech miesięcy można podnosić piłkarzy mentalnie? Dwa, trzy? Tak, ale w Podbeskidziu trzeba ich podnosić co przegrany mecz. I to nie są nasze słowa, sam trener Robert Kasperczyk praktycznie na każdej konferencji prasowej i w wywiadzie zaznacza, że od ostatniego meczu pracowali mentalnie. Podkreśla, że sztab szkoleniowy podniósł zespół po porażce. Tu więc pojawia się pytanie, czy piłkarze w Bielsku-Białej radzą sobie z presją? Radzą sobie psychicznie z meczami? Gdy dodamy do tego tzw. ciszę medialną, czyli „ustalenia drużyny”, że żaden z piłkarzy nie będzie udzielał wywiadów po to, aby skupić się na treningach, to pytania o sferę psychologiczną i psychiczną jeszcze bardziej się nasilają.

Podbeskidzie zapomniało o ataku

Nietrudno odnieść wrażenie, że w Bielsku-Białej w zimie bardzo skupiono się na grze obronnej. Najgorsza obrona jesieni na wiosnę wygląda całkiem solidnie. Rafał Janicki, który przychodził w atmosferze, delikatnie mówiąc, nie najlepszej, udowadnia, że jednak może grać solidnie. Tak samo jest z Milanem Rundiceim, on co prawda był w klubie już wcześniej, ale to od stycznia gra na ekstraklasowym poziomie. Pytanie nasuwa się jedno: czemu nie zrobiono w ataku tego, co w obronie? Skoro można było zrobić z tragicznej obrony w miarę solidną, to dlaczego nie można było z atakiem zrobić tego samego?

Do klubu ściągnięto trzech stricte ofensywnych zawodników. Jakub Hora, Peter Wilson i Marco Tulio. Ten pierwszy to jedyny zawodnik z tej trójki, o którym można powiedzieć coś dobrego. Trochę chimeryczny, ale potrafiący dobrze podać, z dobrym przeglądem pola, wybiegany. Z następnymi zawodnikami nawet w połowie nie ma tak kolorowo jak z Czechem. Gdy Peter Wilson przychodził, mówiono o nim lepiej niż gorzej. Liberyjczyk miał być cennym uzupełnieniem formacji ataku. Jak dotąd oprócz umiejętności dobrego zastawienia się nie pokazał nic. Drugi „wynalazek”, bo tak to trzeba nazwać, to Marco Tulio. 22-letni Brazylijczyk „lewą nogą wiąże krawaty” – tak określa go Robert Kasperczyk.

***

Podbeskidzie w zimie znacznie poprawiło grę obronną, ale przy tym zapomniało o ataku. W ofensywie nie poczyniono sensownych wzmocnień. Zamiast ściągnąć Kamilowi Bilińskiemu dobrego, kreatywnego, szybkiego środkowego ofensywnego pomocnika, postawiono na przeciętnych obcokrajowców. Biliński nie jest zawodnikiem, który będzie biegał czy samemu wypracowywał sobie sytuacje, nie. Temu napastnikowi piłkę trzeba dograć na nos, a w obecnym składzie Podbeskidzia takie piłki potrafi posłać jeden zawodnik, może dwóch przy odrobinie szczęścia. Kto wie, czy jeśli w Bielsku-Białej nie byłoby właśnie takiego pomocnika, to czy Kamil Biliński nie miałby jeszcze więcej bramek, a „Górale” punktów. A tak oprócz „Bili” po prostu nie ma kto strzelać. Oby tylko dla bielszczan nikt ich nie zestrzelił… do 1. ligi.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze