Podbeskidzie Bielsko-Biała w poszukiwaniu szczęścia


Idzie, idzie Podbeskidzie. Co może zaszkodzić bielskiej drużynie w drodze do awansu?

29 września 2019 Podbeskidzie Bielsko-Biała w poszukiwaniu szczęścia
Łukasz Laskowski / PressFocus

Podbeskidzie wyruszyło na wojnę o powrót do ekstraklasy po czterech latach absencji. Cotygodniowe bitwy o wyższą lokatę w lidze są pogonią za marzeniami. Każdy punkt jest na wagę awansu, a nadzieja na grę w polskiej elicie najwierniejszych kibiców "Górali" dryfuje od dna do samej powierzchni.


Udostępnij na Udostępnij na

Nieraz oczekiwano od piłkarzy bielskiego zespołu szybkiego powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Jednakże za każdym razem, gdy Podbeskidzie biło się o promocję do wyższej ligi, nagle wszystkie plany upadały jak zamki z piasku. Rzeczywiście klub z Bielska-Białej miał w swojej drużynie czterech szkoleniowców od momentu spadku z ekstraklasy. Dariusz Dźwigała, Jan Kocian i Adam Nocoń odpowiadali za kierowanie zespołem „Górali” od tamtego okresu. Teraz za ekipę odpowiada Krzysztof Brede, który jest już w klubie aż 456 dni. Ależ to wszystko szybko zleciało…

Kiedyś to było

Bielscy fani chcą, żeby ich klub powrócił do ekstraklasy. Były zapewnienia od prezydenta Bielska-Białej Jarosława Klimaszewskiego, że celem Podbeskidzia na ten sezon jest awans. Jak na razie bielska ekipa jest na dobrej drodze, by ponownie rywalizować z zespołami z wyższej półki. Na razie drużyna Krzysztofa Brede zajmuje czwarte miejsce, które na koniec obecnej kampanii zapewniłoby udział w play-offach o grę w najwyższej lidze rozgrywkowej w Polsce.

Podbeskidzie pierwszy raz pojawiło się ekstraklasie w sezonie 2011/2012, zaczynając od remisu z Jagiellonią. Oficjalne zakończenie pięcioletniego epizodu na najwyższym szczeblu rozgrywkowym odbyło się 14 maja 2016 roku na Stadionie Miejskim. Wtedy bielski zespół przegrał u siebie 3:4 z Wisłą Kraków. Zapewne wielu fanów marzy i śni, by Podbeskidzie znów reprezentowało swój poziom piłkarski w ekstraklasie. Możliwość rywalizowania na przykład z wymienionymi przeciwnikami zwiększyłoby zainteresowanie i chęć wyjścia na mecz „Górali”.

Jednakże porażka 0:1 w 1/32 Pucharu Polski z Pogonią Siedlce przyhamowała uśmiech na twarzach sympatyków „Górali”. Spodziewano się raczej, że Podbeskidzie pewnie awansuje do kolejnej fazy, gdyż przeciwnik nie wydawał się aż tak mocny na papierze. Jednak brak finalizacji akcji był w tym meczu nadto widoczny i głównie z tego powodu Podbeskidzie nie awansowało do kolejnej fazy turnieju. Faktycznie nieprzypadkowo Podbeskidzie jest wymieniane w gronie kandydatów do występowania w najlepszej lidze świata.

Idzie, idzie Podbeskidzie

Idzie, idzie Podbeskidzie. Trudno jest określić po dziesięciu kolejkach, gdzie dokładnie zmierza bielski zespół. Pomimo że zgromadzona liczba 18 punktów jest dobrym prognostykiem, to w przyszłości może się okazać piętą achillesową. Ta obawa wynika głównie ze względu na kiepskie utrzymanie poziomu mentalności oraz utraty sił w końcówkach meczów. Nieraz już „Górale” potrafili psuć utrzymaną optymalną pozycję poprzez kompromitujące porażki. Na początku listopada 2018 roku był okres, gdy Podbeskidzie miało serię trzech zwycięstw z rzędu. Wielu przewidywało, że bielski zespół podtrzyma pasmo triumfów w ligowym starciu z GKS Katowice. Tym bardziej że jego rywal zajmował wówczas 16. lokatę i w dodatku udał się do Bielska-Białej w roli gościa. Tymczasem Podbeskidzie zaliczyło blamaż i przedłużyło nieustanne rozczarowanie i gniew fanów „Górali”.

Wróćmy do obecnego czasu, który obejmuje sezon 2019/2020. Koncentracja nadal znajduje się na innej planecie. Oglądając mecze Podbeskidzia w ostatnich minutach w roli zwykłego obserwatora czy też widza, można się nawet rozbawić. Rzeczywiście stan gry w końcowych sekundach lub w okresie prowadzenia wyniku spotkania określiłbym tragikomedią. W środowisku użytkowanym przez osoby zainteresowane oglądaniem „Górali” trzeba po prostu przebywać, żeby poczuć emocje, jakie towarzyszą w czasie rozgrywania meczów przez Podbeskidzie.

Na przykład w spotkaniu z niedoszłym spadkowiczem z ekstraklasy – Miedzią Legnica – bramkarz „Górali” wykazał się nie lada ryzykowanym i szaleńczym zachowaniem. W końcówce spotkania, gdy Podbeskidzie wygrywało 2:1 z „Miedziowymi”, Rafał Leszczyński opanował piłkę klatką, zamiast wyłapać od razu do rąk, podczas gdy obok niego byli napastnicy Miedzi. Możliwe, że golkiper „Górali” wymyślił sobie taki challenge, który w razie niepowodzenia byłby okuty wyzwiskami kibiców przez pokaz swej przebiegłości bramkarskiej.

Najprawdopodobniej Podbeskidzie zajmowałoby wyższe miejsce w lidze, gdyby nie bezsensowna chęć utrzymania wyniku, utrata skupienia oraz brak krycia. „Górale” kochają tracić punkty, tak jak w meczach z GKS Tychy czy też z Bruk-Bet Termalicą. Jeżeli Podbeskidzie nie dopuściłoby do utraty punktów, w czasie gdy wynik spotkania przemawia na jegokorzyść, to bielski zespół zajmowałby teraz pierwsze miejsce z dorobkiem 24 punktów. Brakuje spokoju i równowagi w czasie prowadzenia spotkania, a przede wszystkim szczęścia…

Kuszące problemy

Cóż, gra „Górali” może się naprawdę podobać. Przez większość spotkań Podbeskidzie przeważa nad rywalem poprzez dokładną i sprawną wymianę podań. Można również zwrócić uwagę na bezpieczne wyjście ze strefy obronnej do ataku czy też grę na utrzymanie. W bocznych sektorach piłkarze Podbeskidzia umiejętnie podają między sobą, jakby grali w „dziadka”. W dalszej fazie zmieniają miejsce tworzenia akcji przez „6” na przeciwny sektor boiska. Faktycznie tempo rozgrywania akcji nie przypomina Barcelony, ale jak na razie można dostrzec, że Podbeskidzie zgarnia pochwały za ten element na tle rywali z pierwszej ligi. Kolejnym problemem może się okazać strata doświadczonego Tomasza Nowaka, który wprowadzał ład i porządek w system rozgrywania.

Do tego dochodzi jeszcze rzadkie wprowadzanie zmian przez szkoleniowca „Górali”. Krzysztof Brede jest jednym z trenerów pierwszej ligi, który najmniej zmienia piłkarzy w czasie meczu. W starciu z Puszczą trener Podbeskidzia ani razu nie zastosował zmiany. Takie działanie może w dalszym ciągu zaszkodzić i spowodować, że na koniec sezonu najlepsi piłkarze będą w gorszej dyspozycji poprzez braki kondycyjne. Do tej pory jest to skuteczne, ale na jak długo?

Nie zapominajmy o głównych zawodnikach, którzy najbardziej wprawiają w zachwyt sympatyków Podbeskidzia. Karol Danielak, Łukasz Sierpina oraz Marko Roginić. Trzech piłkarzy o zupełnie innym usposobieniu i pozycji. Pierwszy jest nieposkromionym skrzydłowym w dryblingu, szybkości i skuteczny w wykończeniu. Obecnie jest jednym z nazwisk, które są skandowane przez główny sektor kibiców Podbeskidzia. Sześć bramek Danielaka znacznie przyczynia się do powrotu na stadiony ekstraklasy. Łukasz Sierpina oraz Marko Roginić to kluczowe i przewodzące postacie w układance Bredego. Obaj odpowiadają za zadania ofensywne i pokazują się z porządnej strony. Poza tym to oni w głównej mierze odpowiadają za utrzymanie piłki w wyższych sferach boiska. Obecnie mają w sumie razem zdobyte cztery gole i trudno jest zastąpić tych zawodników kimś z ławki.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze