Wielka szkoda, że tylko jedna z drużyn, które zajęły miejsca 7.-8. na mecie minionego sezonu, będzie mogła zaprezentować się w kolejnej edycji europejskich pucharów. Miło było oglądać w akcji zarówno Southampton, jak i Swansea City, choć próżno szukać w ich szeregach wielkich gwiazd. W czym zatem tkwi ich siła? Oczywiście to Ronald Koeman i Garry Monk są głównymi architektami bardzo dobrej postawy swoich teamów.
Holender po raz pierwszy miał okazję zasmakować wyspiarskiego futbolu, a jego pryncypałowie uznali najwyraźniej, że takiego speca należy rzucić natychmiast na głęboką wodę. Po odejściu Mauricio Pochettino wraz z końcem sezonu 2013/2014 do Tottenhamu Hotspur władze „Świętych” postanowiły zatrudnić legendarnego obrońcę reprezentacji „Oranje” i FC Barcelona, licząc, że zdoła on powtórzyć osiągnięcie swego poprzednika, który opuszczając St Mary’s Stadium, zdołał osiągnąć z Southampton 8. miejsce w Premier League. Koeman jednak nie mógł skorzystać z usług takich piłkarzy, jak: Luke Shaw, Calum Chambers, Adam Lallana, Dejan Lovren czy Rickie Lambert, a więc graczy mających ogromny wpływ na wyniki zespołu prowadzonego przez Pochettino. Do dziś nie wiadomo właściwie, z jakiego powodu futboliści ci hurtowo zostali odsprzedani innym potentatom angielskiej ekstraklasy.
W tym szaleństwie była metoda
Nowy opiekun „Świętych”, jakby tego było mało, postanowił odsunąć od pierwszego składu Artura Boruca, sprowadzając w jego miejsce Frasera Forstera, nieuchodzącego nigdy przecież za wielkiego specjalistę w swoim fachu. Ot, solidny piłkarz, ale bez fajerwerków. Podobnie jak inne nowe nabytki „Atomowego Ronalda”: Dusan Tadić, Sadio Mane, Graziano Pelle, Shane Long, Toby Alderweireld oraz Ryan Bertrand. Kibice Southampton pukali się w głowę, patrząc na to, co wyprawia holenderski szkoleniowiec, a niektórzy twierdzili nawet, że z takim menedżerem widmo spadku jest jak najbardziej realne. Czas pokazał jednak, że niedowiarkowie i przeciwnicy metod Koemana mylili się okrutnie.
https://www.youtube.com/watch?v=btK7r6Abg3Q
Bo mistrz Europy z 1988 roku w bardzo krótkim czasie zdołał dopasować nowe elementy swojej układanki do tych, które pozostały mu po Pochettino. Okazało się, że zawodnicy nieznani szerszej publiczności wcale nie muszą być gorsi od ich bardziej popularnych poprzedników. Forster bronił solidnie przez cały sezon, unikając kompromitujących wpadek w stylu Boruca, Pelle zdobywał dużo bramek, chwilami ustępując miejsca Mane i Longowi, Alderweireld oraz Bertrand nad wyraz solidnie zabezpieczali zaś tyły. Jedynie Chelsea, czyli mistrz Anglii, pozwoliła sobie wbić mniej bramek (32) od „The Saints”, których bramkarz kapitulował 33 razy. Taki wynik robi ogromne wrażenie, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że drużyna w czerwono-biało-czarnych barwach przeszła prawdziwą rewolucję kadrową tuż przed startem sezonu 2014/2015, tracąc prawie wszystkich podstawowych obrońców.
Nie tylko jednak defensywa byłego już klubu Boruca (podpisał kontrakt z beniaminkiem AFC Bournemouth, w którym przebywał przez prawie rok na wypożyczeniu) działała bez zarzutu. Sprowadzeni na St Mary’s Stadium Pelle i Tadić okazali się transferowymi strzałami w dziesiątkę, ponieważ to głównie dzięki ich świetnej współpracy sympatycy Southampton wiele razy mogli eksplodować radością po zdobyciu bramki. Włoski napastnik 12-krotnie pokonywał bramkarzy przeciwników, jego serbski kolega specjalizował się zaś w asystowaniu, o czym świadczy liczba dziewięciu kluczowych podań w zakończonym niedawno sezonie.
Wyniszczający pressing
Zajęcie siódmej lokaty w końcowej tabeli Premiership oznacza lepszy wynik niż rok temu, ale po pierwszej fazie spotkań, kiedy to „Święci” plasowali się w czołowej czwórce, apetyty na Ligę Mistrzów były bardzo duże. Plan zapewnienia sobie miejsca premiowanego udziałem w kwalifikacjach do najważniejszego z europejskich pucharów spalił na panewce, gdyż pod koniec lutego chłopcom Koemana zaczęło brakować sił. Agresywny pressing, który stanowił ich wizytówkę, wymaga od stosujących go piłkarzy żelaznej wręcz kondycji, a tej niestety w pewnym momencie zabrakło. Poza tym w decydującym momencie sezonu Southampton poniosło zbyt dużo porażek z niżej notowanymi rywalami pokroju Stoke, Leicester czy Sunderlandu. Brak koncentracji w meczach ze słabszymi drużynami to problem, nad którym Koeman i jego współpracownicy muszą się głębiej zastanowić.
Congratulations to @RonaldKoeman and the @SouthamptonFC team! We are in the @EuropaLeague! #Veho #SaintsFC pic.twitter.com/AKicZYuP0r
— Veho Lifestyle (@vehosaintsfc) May 30, 2015
Mimo kilku słabości prezentowanego zespołu należy pochwalić go za wielką wolę walki i końcowy wynik, który jest chyba jedną z największych niespodzianek in plus sezonu 2014/2015. Pod wodzą nowego coacha Pelle i spółka dokonali rzeczy wielkiej, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że jakieś dziewięć miesięcy temu nikt nie dawał jej większych szans na zajęcie miejsca choćby w pierwszej dziesiątce. Ponadto zagrają oni w trzeciej rundzie kwalifikacji do Ligi Europy dzięki zwycięstwom Chelsea oraz Arsenalu w krajowych pucharach (Curling Cup i FA Cup), mających już wcześniej zapewniony udział w Champions Leauge, a holenderski szkoleniowiec udowodnił chyba wszystkim sceptykom swego talentu, że potrafi wyczarować coś z niczego.
Bohater Fabiański
Widoczny progres w porównaniu z zeszłym sezonem zanotowało także Swansea City. Czwarta edycja Premier League z udziałem popularnych „Łabędzi” przyniosła im 8. lokatę, co oznacza poprawę dotychczasowego najlepszego wyniku sprzed dwóch lat, kiedy to drużyna z Walii na finiszu rozgrywek zajęła 7. miejsce. Wszystkich Polaków powinien cieszyć fakt, że nie byłoby sukcesu ekipy z Liberty Stadium bez zakontraktowanego latem ubiegłego roku Łukasza Fabiańskiego, który po kilku latach bycia rezerwowym w Arsenalu i sporadycznych występach pod batutą Arsene’a Wengera postanowił opuścić stolicę Imperium jako wolny zawodnik. Garry Monk, menedżer Swansea, a także jego dawny piłkarz, wykorzystał okazję i zatrudnił reprezentanta Polski, zapewniając, że z marszu stanie się on podstawowym golkiperem jego teamu. O tym, jak doskonałym posunięciem było zakontraktowanie jednego z najbardziej znanych absolwentów szkoły piłkarskiej w Szamotułach, niech świadczy nagroda, jaką przyznali mu kibice „The Swans” – dla najlepszego gracza sezonu.
W 37 spotkaniach Premiership „Fabian” 13 razy zachowywał czyste konto, odbijając przy tym aż 137 lecących w światło strzeżonej przez niego bramki strzałów rywali. Tylko Fraser Forster (Southampton), Joe Hart (Manchester City) oraz Simon Mignolet (Liverpool) zdołali przebić osiągnięcie Polaka, pozostając niepokonanymi w o jednym spotkaniu więcej. Nie udało się Łukaszowi powtórzyć sukcesu swego niedawnego kolegi z Arsenalu, Wojtka Szczęsnego, który 12 miesięcy temu wespół z Petrem Cechem (Chelsea) zdobył Złote Rękawice, ale i tak może czuć się wielkim wygranym, gdyż udowodnił, że w pełni zdrowy potrafi wybronić swojemu zespołowi dużo punktów, a jego transfer na Wyspy nie był jedynie dziełem fortunnego zbiegu okoliczności.
2014/15 Most Saves – Lukasz Fabianski (137), Rob Green (132), Adrian (129) http://t.co/xEwd58PR1C #Swans pic.twitter.com/GlXExG02gT
— Swans Blog (@SwansBlog) May 28, 2015
Żeby jednak przesadnie nie gloryfikować 30-latka, warto przyjrzeć się statystykom kilku innych graczy Swansea, których wpływ na postawę zespołu był równie znaczący co Łukasza. We wstępie niniejszego artykułu podkreśliliśmy, że oba opisywane w nim teamy są pozbawione większych gwiazd, ale jest ktoś, kto otarł się o to zaszczytne miano dzięki świetnym występom w minionym sezonie. Oczywiście mamy tu na myśli Gylfiego Sigurdssona, którego przyjazd do Walii z Tottenhamu był kolejny wspaniałym ruchem transferowym walijskiego klubu. Reprezentant Islandii zdobył dla swego nowego zespołu siedem goli, dokładając do tego 10 asyst. Ale nie tylko statystyki są ważne w jego przypadku. Istotne jest, że przy takim liderze pomocy rozwijają się także inni zawodnicy ze środka pola. Sung-Yong Ki, Jonjo Shelvey czy Tom Carroll, wiedząc, że u ich boku biega prawdziwy wirtuoz, nabrali większej pewności siebie, co automatycznie przełożyło się na ich formę.
Napastnik pilnie poszukiwany
Bez wątpienia drużynę Monka stać na to, by w kolejnych rozgrywkach powtórzyć lub nawet przebić tegoroczne osiągnięcie, ale musi zostać spełniony jeden, ale za to wielce istotny warunek – Walijczycy na gwałt potrzebują nowego napastnika. Po zimowym transferze Wilfrieda Bony’ego do Manchesteru City angielski szkoleniowiec został pozbawiony swego najlepszego strzelca, którego nie zdołał zastąpić kupiony Bafetimbi Gomis. Czarnoskóry Francuz, choć rozegrał aż 31 meczów, tylko siedem razy zmuszał bramkarzy przeciwników do kapitulacji. Dla porównania Bony w 20 spotkaniach zdobył o dwa gole więcej. Więcej celnych trafień od Gomisa zaliczył ponadto defensywny pomocnik Swansea, wspomniany wcześniej Koreańczyk Ki, co nie stanowi dla byłego atakującego Olympique Lyon powodu do dumy.
https://www.youtube.com/watch?v=ym5TLcSZHLs
Wielkim plusem „The Swans” jest to, że wraz z końcem czerwca ważność kontraktów wygasa jedynie siedmiu piłkarzom, dodatkowo – niemających większego wpływu na postawę zespołu. Garry Monk powinien utrzymać prawie całą swoją kadrę, gdyż większość jego podopiecznych podkreśla, że na Liberty Stadium czuje się znakomicie i nie zamierza nigdzie odchodzić, a w obliczu kilku wzmocnień, jakie planują walijscy włodarze, przyszłość klubu rysuje się w bardzo jasnych kolorach. Wiadomo bowiem nie od dziś, że stabilność i zgranie to podstawa sukcesu, a tych na pewno po wakacjach „Biało-czarnym” nie zabraknie.