Do rundy wiosennej Wisła Płock przystępowała jako piąta drużyna ligi. Co prawda ze świetnej formy na początku sezonu nie zostało wiele, ale nikomu zapewne nie przyszłoby do głowy, że na dwie kolejki przed końcem rozgrywek ekstraklasy „Nafciarze” mogą spaść do pierwszej ligi. Po ostatniej porażce ze Śląskiem ta wizja nie jest tak nierealna, jak się zdawało. Co doprowadziło do aż takiej degrengolady „Nafciarzy”? Zapraszamy na cykl „Po kolejce”.
Dziewiąta kolejka obecnego sezonu PKO BP Ekstraklasy, końcówka kalendarzowego lata. Wisła Płock po raz ostatni zajmowała wtedy miejsce na szczycie tabeli. „Nafciarze” byli sensacją lata niczym wakacyjny przebój w radiu. Tylko podobnie jak letnie hity okres peaku trwa bardzo krótko. Lato się skończyło, a z nim forma drużyny. Zdarzały się jeszcze zwycięstwa, takie jak choćby z Legią. Jednak gra płocczan stała się nierówna, przeplatana częściej remisami i porażkami (w tym bolesne 1:7 od Rakowa) niż wygranymi.
Wisła Płock miała celować w górną ósemkę
Wygrana z Cracovią stanowiła pozytywny akcent zwieńczający udaną rundę jesienną. Gdy Wisła Płock przystępowała do rundy wiosennej, pisaliśmy, że celem powinna być lokata w górnej ósemce, a wszystko powyżej piątego miejsca należałoby potraktować jako sukces. Jakże naiwnie teraz brzmią te plany, skoro drużyna nie jest nawet pewna tego, czy zostanie w ekstraklasie. Forma wiosną była daleka od optymalnej. W porównaniu do początku sezonu szczęście przestało sprzyjać Wiśle Płock. Mimo tego przez długi czas Wisła unikała tematu spadku. Gdy zaglądało się w tabelę, na myśl przychodziły inne drużyny, które powinny martwić się o ekstraklasowy byt. Zagłębie, Stal, Śląsk, Korona – to byli kandydaci do spadku.
Tabela potrafi jednak przekłamywać rzeczywistość. Spore spłaszczenie w dolnej części powodowało, że przez długi czas miejsca dziewiąte i piętnaste dzieliło parę punktów. Gdy do tego doszła lepsza dyspozycja rywali z dolnej części tabeli, to z bezpiecznej przewagi zrobiły się ledwie dwa punkciki. A dodajmy, że Śląsk ma lepszy bilans bezpośredni, zatem każda strata punktów może oznaczać kłopoty dla drużyny z województwa mazowieckiego.
Co doprowadziło do tego, że kibice „Nafciarzy” dziś muszą martwić się tym, czy ich klub się utrzyma? Zapytaliśmy o to Iwonę Wiśniewską, redaktorkę portalu Nafciarski.pl, kibicowskiego forum Wisły Płock oraz stałą bywalczynię #NafciarskiegoPokoju na Twitterze. Jej zdaniem jednym z powodów takiego zjazdu płocczan był brak odpowiednich transferów w miejsce poprzedników.
– Po pierwsze – sprzedaż kluczowych zawodników jak Davo czy Michalski, sprzedaż Krivotsyuka, Rasaka i wypożyczenie Mokrzyckiego oraz brak konkretnych uzupełnień i wzmocnień to bardzo poważne osłabienie drużyny. Tu winą obarczam dyrektora sportowego, który niestety nie stanął na wysokości zadania. Oczywiście jako klub miejski z niewielkim budżetem musimy sprzedawać zawodników i zarabiać na transferach, ale powinniśmy zapewniać w ich miejsce innych, jakościowo przyzwoitych piłkarzy.
Liderzy wiosną bez formy
Kolejnym powodem takiej, a nie innej sytuacji w tabeli zdaniem naszej rozmówczyni jest również fakt, że wielu zawodników Wisły obniżyło wiosną loty. To prawda, główne postacie: Vallo, Wolski, Sekulski, nie prezentują się najlepiej. Spory zjazd zanotował Mateusz Szwoch, niegdyś lider środka pomocy „Nafciarzy”. O Dominiku Furmanie nawet nie wspominamy.
– Wiosną trudno wskazać zawodnika, który nie jest pod formą. Co jest tego przyczyną – trudno powiedzieć. Czy to osławiona „intensita” trenera Staňo czy problem z mentalem drużyny, ale widać, że Wiśle odcina prąd pierwsza bramka rywali, nawet przy wciąż dla nich korzystnym wyniku. Podaliśmy wiosną tlen całej strefie spadkowej właśnie w taki sposób. Dodatkowo straty bramek w ostatnich minutach meczu czy proste indywidualne błędy – to wszystko składa się na obecny obraz Wisły, w zasadzie na ostatniej prostej do 1. ligi.
Pavol Staňo – osąd trenera
Zatrzymajmy się także na chwilę przy osobie trenera. Tomasz Włodarczyk podał w poniedziałek informację, że Pavol Staňo zostanie zwolniony na dwie kolejki przed końcem sezonu. To konsekwencja słabych wyników – w tym roku na piętnaście meczów jego drużyna wygrała zaledwie dwa. To także znak, że władze klubu przestały wierzyć w to, że Słowak utrzyma Wisłę. Po części to właśnie w osobie trenera leży wina za taki stan rzeczy. Gdy przychodził do Polski, podkreślano pracę wykonaną w MŠK Žilina. Pomimo sporych problemów finansowych słowackiego klubu Staňo grając młodzieżą, osiągał wyniki ponad stan.
Największym atutem byłego piłkarza Korony Kielce miała być gra ofensywna. Pierwsze półrocze w Płocku stanowiło potwierdzenie tej tezy. „Nafciarze” prezentowali atrakcyjny futbol, co dało im szóste miejsce na koniec sezonu. Jednak im dalej z pracą, tym gorzej. Runda wiosenna stawiała kolejne znaki zapytania przy jakości warsztatu Słowaka, które poskutkowały zwolnieniem.
Może Pavol Staňo po prostu nie był aż tak dobry, jak go przedstawiano? Zdaniem ekspertki trudno jednoznacznie ocenić pracę Słowaka. – Trudno wskazać drużynę, która w ostatnich latach miałaby tak dobry początek sezonu. Wisła Płock Pavola Staňo zachwycała. To nie były toporne, przypadkowe wygrane, ale za wynikiem szedł również styl. Wiosną wszystko się popsuło. Brakowało skuteczności, nawet jeśli gra nie była zła. Dużo się mówiło również o ciężkich treningach. Sam przyznał, że „zajechał” drużynę w końcówce poprzedniego sezonu, kiedy objął Wisłę Płock. Z drugiej strony nawet doświadczeni zawodnicy, jak np. Kuba Rzeźniczak, mówili, że nadal robią postępy, rozwijają się.
Decyzje trenera bywały nietrafione
Ekspertka ma za to zastrzeżenia do kadrowych decyzji, jak choćby ściągnięcie niezbyt jakościowych rodaków do klubu czy dziwne decyzje podczas meczów. – Z perspektywy trybun również niektóre decyzje kadrowe Pavola Staňo były bardzo nietrafione. Może i Milan Kvocera biega szybko, ale trudno wskazać sytuacje, w których pomógł drużynie na boisku. Podobnie Martin Šulek. Trener Staňo miał swoją wizję i tej wizji uparcie się trzymał. W meczu z Miedzią Legnica zrobił pięć zmian za jednym razem, ściągając wszystkich środkowych pomocników. W meczach, w których aż prosiło się o te zmiany – nie robił ich w ogóle.
Wisła Płock – problem goni problem
Zwolnienie trenera wpisuje się też w panującą ostatnio w klubie znad Wisły ponurą atmosferę. Co rusz pojawiają się nowe, niekoniecznie pozytywne informacje. Najpierw w kwietniu po awanturze między członkami sztabu szkoleniowego z klubem pożegnali się Maciej Sikorski oraz Norbert Onuoha. Potem pod koniec kwietnia członkowie Stowarzyszenia Sympatyków Klubu Wisły Płock pojawili się z symboliczną taczką pod siedzibą klubu, na której planowali wywieźć prezesa Tomasza Marca i dyrektora sportowego Pawła Magdonia.
Zaś na początku maja pojawiły się głosy o możliwej zmianie trenera (jak widać, było w nich ziarno prawdy). Sami przyznacie, że nie jest to spokojna atmosfera. Jak tu walczyć, jednoczyć ludzi wokół klubu, skoro co rusz wypada mniejszy bądź większy trup z szafy?
Wisła Płock będzie miała nowy stadion na ekstraklasę czy pierwszą ligę
Utrzymanie w ekstraklasie będzie kluczowe dla Wisły jeszcze z innego powodu. Otóż dobiega końca przebudowa obiektu przy Łukasiewicza 34 i według zapowiedzi Tomasza Marca, prezesa klubu, otwarcie planowane jest na pierwszą kolejkę nowego sezonu PKO BP Ekstraklasy. Dla płockich fanów byłaby to ogromna strata, aby pierwszy mecz na wyremontowanym stadionie odbył się nie przeciw Legii czy Rakowowi, jak jest planowane, a np. (z całym szacunkiem dla wymienionych przypadkowo klubów) przeciwko Resovii bądź Tychom.
Po sezonie musi dojść do zmian
Do końca rozgrywek pozostały dwie kolejki. Wisła Płock wiosną przemieniła się z pięknego łabędzia w brzydkie kaczątko. To obok Lechii oraz Śląska największe rozczarowanie sezonu, patrząc na to, jak ta drużyna potrafiła na początku sezonu uraczyć kibiców swoją grą. Teraz zostaje pytanie, czy uda się uratować granie w ekstraklasie. Możliwe że tak, ale łatwo nie będzie. Zostały starcia z nowym mistrzem Polski Rakowem oraz nieobliczalną Cracovią. „Nafciarze” muszą wziąć się w garść i zdobyć co najmniej trzy punkty. To powinno im pozwolić na utrzymanie. Podobnie sądzi nasza rozmówczyni, wierząc w utrzymanie. Równocześnie domaga się, aby po sezonie w Wiśle doszło do rozliczeń.
– Podsumowując – świetna runda jesienna, która dała nam wiele radości i na długo zapewniła spokój w tabeli wiosną, i runda rewanżowa, gdzie dwie kolejki przed końcem sezonu nie jesteśmy pewni utrzymania. Wiosną wszystko się popsuło. Brakowało skuteczności, nawet jeśli gra nie była zła. I gdyby nie ten dorobek punktowy z jesieni, już bylibyśmy spadkowiczem. Jako kibic oczywiście nadal wierzę, że zostaniemy w ekstraklasie, ale wtedy musi przyjść czas rozliczeń i zmian.