Po kolejce: Widzew walczy do końca


Zapowiadany szlagier nie zawiódł. W Sercu Łodzi padło sześć bramek, a beniaminek udowodnił, że zawsze walczy do końca

31 stycznia 2023 Po kolejce: Widzew walczy do końca
Mikołaj Janusik

Ekstraklasa wróciła do nas po długiej przerwie. Wyścig o złoto rozpoczął się na nowo. Niektóre zespoły zapomniały wystartować, inne pokazały, że nadal mogą się liczyć w grze o stawkę. Znamy też potencjalnego przegranego tego wyścigu, gracza, którego najpewniej nie zobaczymy w następnym sezonie.


Udostępnij na Udostępnij na

Przed rozpoczęciem kolejki mieliśmy kilka znaków zapytania co do formy niektórych zespołów i zawodników. Przykładowo mało kto zakładał, że Lech nie poradzi sobie ze Stalą Mielec, Tudor zapomni, że jest piłkarzem, a nie bokserem, a Widzew doprowadzi do remisu i w Łodzi padnie aż sześć bramek. Zapraszamy do kolejnego cyklu „Po kolejce”.

Hit w Łodzi

Po nudnym piątku, w którym padły same bezbramkowe remisy, nadeszła sobota, a w niej hit kolejki. Widzew podjął u siebie Pogoń i postawił jej twarde warunki. Gospodarze od początku rzucili się na „Portowców”. W 2.minucie bramce Dante Stipicy zagroził Bartłomiej Pawłowski. Osiem minut później poprzeczka Pogoni zadrżała po strzale Ernesta Terpiłowskiego. Mimo kilku sytuacji łodzian to „Portowcy” zdobyli pierwszą bramkę. W 20. minucie po udanym pressingu w środkowej strefie udało się szczecinianom odebrać piłkę. Rafał Kurzawa fenomenalnie podał prostopadłą piłkę do Wędrychowskiego, który wycofał ją do nabiegającego Grosickiego, a ten strzelił bramkę.

Druga bramka padła w drugiej połowie. Wrzutka na 16. metr Ernesta Terpiłowskiego na Bartłomieja Pawłowskiego, który po strzale głową doprowadził do remisu (1:1). W 75. minucie odpowiedzieli goście po podaniu Pontusa Almqvista. Piłka zaczęła tak podskakiwać na murawie, że Mateusz Żyro potknął się o własne nogi i nie zdążył zatrzymać Sebastiana Kowalczyka, który trafił po strzale między nogami bramkarza na 2:1. W 79. minucie widzewiacy zagrali tiki-takę. Po wymianie kilku podań z pierwszej piłki między Sanchezem a Pawłowskim ten drugi wpadł w pole karne i wyłożył Terpiłowskiemu piłkę na pustą bramkę (2:2).

W 86. minucie bramkę zdobyli zmiennicy. Powracający po dłuższej przerwie Alex Gorgon świetnie podał prostopadle do Luki Zahovicia. Ten znalazł się sam na sam z bramkarzem i z fałsza umieścił piłkę przy lewym słupku (2:3). Widzew w ostatnich minutach rzucił się na „Portowców”. Napór był tak silny, że w 95. minucie po strzale Jordiego Sancheza piłka trafiła w rękę Benedikta Zecha. Do karnego podszedł Martin Kreuzriegler, który strzelił w lewy dolny róg i tym samym doprowadził do remisu. Po strzelonej bramce obrońca gości Triandafilopulos został ukarany czerwoną kartką za dyskusję z sędzią. Według zmian wprowadzonych w nowym roku dyskusje z arbitrami są surowo karane i nietolerowane.

Mecz sędziów

Ekipa z Poznania grała na wyjeździe ze Stalą Mielec. Podopieczni Johna van den Broma narzucili mielczanom własne warunki. Świetnie wyglądał Adriel Ba Loua, który miał kilka sytuacji do strzelenia bramki. W zespole Stali dwoił się i troił bramkarz Bartosz Mrozek, wypożyczony z „Kolejorza”. Najciekawszymi sytuacjami były w tym meczu jednak decyzje sędziowskie.

W 30. minucie Michał Skóraś dostał się z piłką do pola karnego. Futbolówka po strzale trafiła w rękę Arkadiusza Kasperkiewicza. Ułożenie ciała defensora było prawidłowe, jednak ruch ręki, który wykonał w kierunku piłki, mógł być celowy i skutkować „jedenastką” dla „Kolejorza”. Sędzia Raczkowski nie dopatrzył się jednak karnego. Dziewięć minut później w roli głównej znowu Michał Skóraś. Został sfaulowany przez Kamila Kruka. Decyzją był karny, który po chwili został odwołany przez VAR. Na powtórce było widać, jak Kamil Kruk najpierw trafia w piłkę, a później w kolano Skórasia. W momencie interwencji Michał Skóraś wystawił nogę, aby zablokować rywala. Decyzja niejednoznaczna budząca kontrowersje.

W 62. minucie po dośrodkowaniu Joela Pereiry do siatki na 1:0 trafił Mikael Ishak. Gwizdek. Spalony. Na powtórkach niejednoznaczny, pozostawiający pole do dyskusji. Mecz skończył się bezbramkowym remisem. Mistrz Polski traci obecnie 13 punktów do liderującego Rakowa i na tym etapie trudno mu będzie obronić tytuł.

Lider z jednym punktem

Wiele mówiło się o okresie przygotowawczym Rakowa. O tym, jak wyrównaną i silną ma kadrę. Wiele sparingów z renomowanymi przeciwnikami. Zmiażdżenie Qarabachu i forma strzelecka napastników. Faworyt mógł być tylko jeden, ale właśnie, ale. „Medaliki” do 30. minuty narzuciły własne warunki gry. Wysoki pressing, posiadanie piłki i ciągły napór na warciarzy. W 10. minucie z rzutu wolnego postraszył Ivi Lopez, jednak piłka po strzale trafiła wprost w ręce bramkarza. Podopieczni trenera Szulczka pierwsi zdobyli bramkę. W 26. minucie po dośrodkowaniu Michała Szczepańskiego do bramki trafił Milan Rundić. Piłka niefortunnie odbiła się od obrońcy i trafiła wprost do siatki. „Medaliki” dostały zimny prysznic i musiały odrabiać wynik.

Tudor zapomniał, że gra w piłkę

W 30. minucie doszło do niecodziennej sytuacji. Przy linii bocznej na środku boiska wahadłowy Rakowa Fran Tudor postanowił zostać bokserem i odwinął się Michałowi Szczepańskiemu. Piłkarz Warty dostał nokaut z łokcia i runął na ziemię. Po weryfikacji VAR sędzia nie miał wątpliwości. Czerwona kartka. Raków musiał radzić sobie w dziesiątkę, a Chorwata najpewniej nie zobaczymy na boiskach PKO Ekstraklasy przez jakiś czas.

Trener Szulczek zastosował ciekawe rozwiązanie na Raków. Warciarze przez większość meczu stosowali obronę pola karnego całą jedenastką. Rakowowi trudno było przebić się przez ten mur, tym bardziej że grał o jednego zawodnika mniej. Nie od dziś wiadomo, że podopieczni Marka Papszuna najlepiej czują się w fazach przejściowych, kiedy mają szansę na szybkie przetransportowanie piłki do przodu. W tym meczu musieli budować akcje pozycyjnie, co z pewnością utrudniło im zdobycie bramki.

W drugiej połowie obraz gry za bardzo się nie zmienił. „Medaliki” rozgrywające piłkę i warciarze czekający na swoją okazję. W 58. minucie doszło do rzutu rożnego. Ivi Lopez świetnie dośrodkował do Stratosa Svarnasa, który niekryty wpakował futbolówkę do siatki. Był remis, który utrzymał się do końca. W całym meczu trzeba pochwalić dwóch zawodników. Hiszpan rozkładał karty. Był kluczową postacią „Medalików”. Często cofał się do pomocy i rozgrywał piłkę. Parę razy zachwycił pięknymi przerzutami. „El Magico” po prostu czarował. Zabrakło jedynie skuteczności.

W barwach Warty zabłysnął Kajetan Szmyt. 20-latek kilka razy dryblował na boisku. Nie bał się ryzyka i w pewnym momencie wbiegł w pole karne, zamarkował strzał, kładąc na ziemi Petraska, i uderzył na bramkę. Młodzieżowiec mógł się w tym meczu naprawdę podobać, a także zdobyć gola na wagę trzech punktów. Koniec końców obie drużyny zdobyły po jednym punkcie. Lider ma obecnie przewagę siedmiu punktów  nad drugą Legią. Warta na 8. miejscu walczy o utrzymanie i z taką grą najpewniej się utrzyma.

Korona pierwsza do spadku

W niedzielę Legia Warszawa podejmowała na swoim stadionie kielecką Koronę. „Scyzoryki” od sierpnia ubiegłego roku nie wygrali żadnego meczu. Dodatkowo po kompromitujących sparingach kibice kielczan mają obawy, czy uda się utrzymać w ekstraklasie. Podopieczni Kamila Kuzery wyszli w nieco zmienionym składzie. Pojawiły się trzy nowe twarze: Marius Briecag, Dominick Zator i Nono.

Korona w tym meczu wyglądała fatalnie. Nie potrafiła wymienić kilku podań z rzędu, a kiedy piłkarze mieli okazję do zdobycia bramki, to podejmowali złe decyzje. Przykładowo w 19. minucie po bardzo dobrym rozegraniu piłki przez Nono Śpiączka na granicy pola karnego, zamiast podawać do wbiegających kolegów w pole karne, zdecydował się na strzał. Piłka nie poleciała nawet w kierunku bramki.

Legioniści od początku narzucili swoje warunki. W 13. minucie Slisz świetnie podał do Rosołka, który znalazł się w polu karnym i postraszył strzałem Zapytowskiego. W 15. minucie po prostopadłym podaniu sam na sam z bramkarzem znalazł się Bartosz Śpiączka. Nie dał szans bramkarzowi, jednak po strzale odgwizdano spalonego. W 23. minucie w polu karnym znalazł się Michał Rosołek. Wbiegł w niego Kyrylo Petrov, po czym odgwizdano faul. Bramkę z rzutu karnego strzelił Josue. Legia się nie zatrzymała. W 36. minucie po rzucie rożnym piłka znalazła Nawrockiego, a ten wpakował ją do siatki. Było już 2:0. W drugiej połowie niewiele się zmieniło. Już w 47. minucie Carlitos, wbiegając w pole karne, odegrał piłkę do Bartosza Kapustki, a ten umieścił piłkę w prawym rogu bramki.

Tonący okręt

Było 3:0. Dopiero po wejściu na boisko Shikavki obraz Korony nieco się zmienił. Białorusin strzelił dwie bramki i dał nadzieję „Scyzorykom”. Pierwsza bramka padła po błędzie Maika Nawrockiego, Białorusin przeciął podanie legionisty i pobiegł na bramkę. Strzelił pomiędzy bramkarzem a obrońcami i nie dał szans golkiperowi. Druga bramka może paść na konto Augustyniaka. Ten był fatalnie ustawiony w linii obrony. Trojak po przechwycie piłki posłał długą piłkę do Shikavki, a ten, wykorzystując błąd Augustyniaka, wyszedł sam na sam z bramkarzem, okiwał go i strzelił bramkę. Zrobiło się nerwowo, ale „Wojskowi” dotrzymali wynik do końca. Korona Kielce wydaje się kandydatem nr 1 do spadku. Prymitywny wręcz futbol uprawiany przez drużynę Kamila Kuzery utwierdza tylko w tym przekonaniu. Mimo wzmocnień okręt z Kielc pomału tonie i nie zanosi się na to, aby wypłynął na spokojne wody.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze