GieKSa Katowice zresmisowała przed własną publicznością z Wartą Poznań 1:1. Po meczu napastnik gospodarzy, Przemysław Pitry, narzekał, że jego drużyna za szybko traciła piłkę i nie potrafiła się przy niej dłużej utrzymać. Ponadto zawodnik przyznał, że podział punktów był sprawiedliwy.
Jak Pan oceni to spotkanie?
Musieliśmy dziś naprawdę wybiegać ten mecz, aby osiągnąć korzystny wynik. Szkoda, bo w sumie stuprocentowych sytuacji Warta sobie nie stworzyła. My natomiast tak, ale wydaje mi się, że remis jest sprawiedliwy, jeśli popatrzymy na przebieg całego meczu, bo i my, i rywale mieliśmy swoje szanse i sytuacje. Żałuję, że rozgrywamy kolejny mecz u siebie i nie mamy kompletu punktów. To boli.
Byliście dziś groźni podczas stałych fragmentów gry.
Byliśmy groźni i z tego strzeliliśmy też bramkę. W pierwszej połowie również mogłem się pokusić o gola ze stałego fragmentu, ale trafiłem wprost w bramkarza. Cieszy to, że piłka mnie szuka. Trzeba to kontynuować w następnym meczu.
Po doprowadzeniu do wyrównania było widać dodatkową energię i wydawało się, że możecie zdobyć kolejnego gola. Czego zabrakło i dlaczego tak krótko trwała nawałnica ze strony GKS-u?
Na pewno zbyt krótko utrzymywaliśmy się przy piłce. Szybko ją traciliśmy i tak naprawdę nie mogliśmy sklecić porządnego podania i dobrej akcji. Chcieliśmy wszystko szybko, szybko, no i to się skończyło na jednym, ewentualnie dwóch podaniach. Traciliśmy piłkę i nadziewaliśmy się również na kontry. Stąd też ten mecz wyglądał, jak wyglądał. Pojedynek był bardzo szybki w jedną i drugą stronę.
To był siódmy mecz bez zwycięstwa. Pamięta Pan, jak smakuje wygrana?
Ja nie liczę, czy siódmy czy piętnasty. Wychodzę do każdego meczu. Pamiętam, jak smakuje wygrana. Z Podbeskidziem wygraliśmy w sparingu i w lidze także zaczniemy wygrywać, to jest kwestia czasu. Troszeczkę różnią się sparingi od meczów ligowych.
Po meczu z ŁKS-em mówił Pan, że musi być lepiej. Czy dzisiaj było lepiej?
Na pewno cieszy, że stwarzamy sobie sytuacje. Wiedzieliśmy, że Warta jest bardzo dobrym zespołem. Rywale przyjechali do nas podbudowani po meczu z Podbeskidziem, z którym wygrali w Pucharze Polski. Byli po pierwszej połowie siłą dominującą. Natomiast my stwarzaliśmy sobie w pierwszej połowie naprawdę ciekawe sytuacje. Mogliśmy się pokusić o jedną bramkę i nie wiadomo, jak by to wyglądało, gdybyśmy to my prowadzili. A tak po raz kolejny gonimy wynik, na pewno tracimy przez to mnóstwo siły. Daj Boże, żebyśmy mieli siły biegać przez 90 minut w takim tempie jak dzisiaj w kolejnych spotkaniach.
Czego dotyczył Pana spór z bramkarzem Warty – Łukaszem Radlińskim? Za co tak naprawdę dostali Panowie po żółtej kartce?
Porozmawialiśmy sobie przyjacielsko. Znamy się z Poznania. Wymieniliśmy parę zdań. Nic się takiego nie stało. Sędzia uznał, że się kłócimy. My sobie po prostu rozmawialiśmy.
Krzysztof Wołkowicz jest otwarty na sugestie kolegów? Ma w sobie trochę pokory i skromności?
Krzysztof jest naprawdę fajnym zawodnikiem. Jak będzie się rozwijał tak, jak się rozwija, to na pewno GKS będzie miał z niego dużo pożytku. Jednak przed nim jeszcze dużo pracy. To młody chłopak – młodzieżowiec. Nie jest to jakaś pyszna osoba, fajnie, że on jest z nami i podchodzi do tego wszystkiego z pokorą.
W najbliższą sobotę gracie z Cracovią. Jesteście już po dwóch meczach ligowych, Cracovia jeszcze nie rozegrała żadnego. Czy to będzie dla Was pewnego rodzaju handicap?
Nie jest powiedziane, że ktoś, kto rozegrał cztery mecze, jest w lepszej dyspozycji od tego, który grał dwa spotkania. Na pewno w nogach mamy już w sumie trzeci pojedynek, bo jeszcze trzeba zaliczyć Puchar Polski. Cracovia także grała w Pucharze Polski, my jednak rozegraliśmy trzy starcia. W każdym razie to nie ma znaczenia. Musimy się zregenerować, bo w sobotę czeka nas naprawdę bardzo trudny mecz.
Z Katowic – Łukasz Pawlik/iGol.pl