Skra Częstochowa w zeszły weekend straciła matematyczną szansę na pozostanie na zapleczu ekstraklasy. Pełen przygód dwuletni pobyt w pierwszej lidze dobiegł końca, ale jest to dopiero pierwszy krok w tył po długoletniej wędrówce przed siebie. Po porażce ekipy z duchowej stolicy Polski porozmawialiśmy z wiceprezesem klubu, Piotrem Wierzbickim, który rzucił własne spojrzenie na ten fakt i ujawnił prowadzone działania.
Nie udało się spełnić sportowego celu na ten sezon, zaskoczenie? Mogło się wydawać, że drużyna jest w stanie zrobić krok do przodu.
Trzeba by było zacząć od budowania zespołu na ten drugi sezon. Z góry zakładaliśmy, że będzie on trudniejszy. W pierwszym sezonie, że tak powiem, nie docenia się beniaminków i udało nam się sprawić parę niespodzianek. Na przykład jadąc na Arkę Gdynia, gospodarze opłacili nam hotel, opłacili wszystko, a zdobyliśmy trzy punkty, podczas gdy oni byli pewni że nas mocno, wysoko pokonają. To był ten handicap, który pomógł nam sprawić w całym sezonie niespodziankę w postaci utrzymania. Myślę, że w tym roku utrzymanie byłoby dla nas wydarzeniem niczym mistrzostwo Polski, to byłby dla mnie tej samej wagi wyczyn, bo mieliśmy warunki takie, a nie inne.
W pewnym momencie utrzymanie było mocno w zasięgu.
Być może zespół mógł wywalczyć te dodatkowe 5-10 punktów. Myślę, że to było realne do zrobienia nawet w samej pierwszej rundzie. Ta cała przeprowadzka, trenowanie mimo wszystko na boiskach o niskim standardzie, jak na potrzeby pierwszoligowego zespołu. Z całym szacunkiem i podziękowaniem dla klubów Olimpii Truskolasy, czy Pogoni Kamyk, trzeba to powiedzieć, że zespół się praktycznie nie rozwijał się trenując na słabszych nawierzchniach. Nie da się na nich wypracować pewnych schematów, które dałoby się zastosować później na boiskach ligowych.
Grać z większą intensywnością w fazie budowania ataku, nie mając do dyspozycji profesjonalnej płyty, profesjonalnej regeneracji po wysiłku, jeżdżąc na każdy trening czy mecz po kilkadziesiąt kilometrów i to jest prawda. Drużyna od momentu powrotu na „Loretę” zrobiła duży progres w organizacji gry, czego niestety nie widać po zdobyczy punktowej, bo do tej pory mamy zdobyty wiosną tylko jeden punkt więcej niż jesienią. Natomiast styl gry był dużo lepszy. To my w większości spotkań dyktowaliśmy warunki gry, niestety zabrakło kwintesencji futbolu – skuteczności, a co za tym idzie zdobytych goli.
Sama drużyna była stworzona na miarę naszych możliwości finansowych, a nawet trochę wykraczała poza budżet. A wiadomo jaki on był – niewielki. Większość zaplanowanych transferów nie doszła do skutku. Walkę o zawodników w okienkach transferowych przegrywaliśmy, bo nie było nas zwyczajnie na nich stać. Niemniej, do tej pory twierdzę, iż zespół był dobrze zbilansowany, choć nie ukrywam, iż po niektórych transferach spodziewałem się lepszych rezultatów.
Różne głosy przebijały się przez ostatnie lata. Po powrocie do drugiej ligi jest pewność zachowania równowagi finansowej?
Nie znam aktualnych realiów klubów drugiej ligi, jeśli chodzi o wpływy finansowe, jest za wcześnie, żeby przed ostatnim meczem o tym mówić. My teraz liczymy straty, bo one są spore. Powiedzmy sobie szczerze – jako pierwszoligowiec na przykład spodziewaliśmy się dodatkowych środków na rozbudowę bazy na akademię, ale po spadku nie wiem czy będziemy mogli partycypować w uzyskaniu środków z tej puli, więc tu już jest pierwsza strata. Wpływy z praw telewizyjnych, z środków pierwszej ligi piłkarskiej to też znaczne straty dla naszego budżetu. Jesteśmy na trzecim miejscu w Pro Junior System, ale przy spadku z ligi dostaniemy 50% nagrody finansowej. Nie są to optymistyczne wiadomości, straty liczymy w milionach.
Czy klub będzie chciał kontynuować współpracę z trenerem Jakubem Dziółką?
Kontrakt trenera kończy się 30 czerwca. Na tę chwilę nie podejmowaliśmy żadnych rozmów, bowiem trener ma wyższe ambicje niż prowadzenie zespołu w drugiej lidze. Rozbija się to także o aspekt finansowy i nasze możliwości w nowych realiach, o to jaki zespół będzie miał do dyspozycji obecny trener, lub taki który do nas dołączy. Są to istotne kwestie dla każdego szkoleniowca, nawet na poziomie drugiej ligi. Tak naprawdę dopiero od dzisiaj zaczynamy rozważania na temat następnego sezonu.
Bardzo duża część zawodników jest wypożyczona do klubu. Jak widzi Pan kształt kadry na przyszły sezon?
Nie ma szans na zachowanie tej kadry. Mimo wszystkich przeszkód, mimo tego że graliśmy bez publiczności, na wyjazdach, musimy ocenić wyniki tej kadry takie, jakie były. 18 goli strzelonych w 33 meczach nie daje żadnej gwarancji na lepszą przyszłość. Większość zawodników, którym kończą się kontrakty, ma ambicje utrzymania się na poziomie pierwszej ligi, więc przebudowa składu będzie duża. Nie było żadnych rozmów o pozostaniu kogokolwiek. Wiem tylko, że 16 zawodnikom kontrakty kończą się z końcem sezonu – są wśród nich piłkarze, których nie widzimy na następny sezon. Z pozostałymi będziemy rozmawiać.
Szczególnie ważny jest powrót w tym czasie na swój obiekt, tylko wciąż niekompletny.
Jasno trzeba powiedzieć, że mocno liczyliśmy na utrzymanie w gronie pierwszoligowców i budżet miał się opierać na wpływach, które wymieniłem wcześniej, oraz na pozyskaniu nowych partnerów, bo powrót na „Loretę” i gra na zmodernizowanym obiekcie przy kibicach, daje nowe, większe możliwości. Część z tych wpływów miała być przeniesiona na modernizację obiektu. Teraz ta modernizacja uzależniona jest od miasta. Część inwestycji związanych z budową trybuny chcieliśmy wziąć na siebie.
Planem nadrzędnym był jak najszybszy powrót do rozgrywania ligowych spotkań z udziałem publiczności. Przez ostatnie dwa sezony nie dość, że musieliśmy płacić innym miastom za użytkowanie obiektów, to byliśmy pozbawieni wpływów z dnia meczowego! Każdy mecz w roli gospodarza, każdy mecz wyjazdowy to stałe koszty bez szansy na jakiekolwiek wpływy. Brak możliwości sprzedaży biletów, a co za tym idzie, rozgrywanie spotkań przy pustych trybunach, a w zasadzie przy braku trybun, nawet w drugiej lidze, to kolejny cios, jaki przyjdzie nam przyjąć.
Widać perspektywy?
My, jako zarząd i jako klub, już wcześniej zabezpieczyliśmy sobie prawo do budowania tej trybuny. Mamy podpisaną umowę z kolejami państwowymi na użytkowanie tego terenu z możliwością postawienia trybuny. Z budżetu klubu co miesiąc wychodzą środki za dzierżawę terenów przyległych do gruntu zarządzanego przez MOSiR. Nie mieliśmy innej możliwości. Musieliśmy, w celu otrzymania pozytywnej opinii Komisji PZPN dotyczącej modernizacji obiektu, zabezpieczyć prawo do gruntu przeznaczonego pod trybunę i infrastrukturę okołostadionową.
Był to też kryterium niezbędne do otrzymania licencji oraz do powrotu na te cztery ostatnie mecze na nasz stadion, do własnego domu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że negocjacje władz miasta i PKP nie będą krótkie. Będą i są żmudne i czasochłonne. Przewidując to, prezes Artur Szymczyk od ponad dwunastu miesięcy starał się o dzierżawę tych terenów. Umowa dzierżawy tego gruntu jest po to, by móc rozpocząć budowę zgodnie z przedłożonym przed komisją do spraw licencji klubowych terminarzem i harmonogramem prac. My jako klub nie mamy czasu na czekanie i musimy już zacząć działać.
Jak wygląda sprawa poszukiwania inwestora?
To kolejny cios. Mamy listy intencyjne, przedwstępne umowy z inwestorami. Cały czas toczyły się zaawansowane rozmowy, ale do ich realizacji niezbędne było utrzymanie zespołu na szczeblu Fortuna 1. Ligi. Na tę chwilę trzeba będzie usiąść z powrotem do rozmów, ale to, czy inwestor, inwestorzy będą zainteresowani inwestowaniem w drugoligowy klub z obiektem sportowym bez trybun, jest raczej tezą, z małym prawdopodobieństwem realizacji. Całe życie byłem optymistą.
Gdy startowaliśmy w 2006 roku z projektem odbudowy Skry, nikt nie zakładał gry po 15 latach działalności na zapleczu ekstraklasy. Dlatego jesteśmy dobrej myśli, choć trzeba przyznać, że jesteśmy o te 15 lat już starsi i energia już nieco inna. Obecne rozmowy na pewno nie wystartują z pułapu na jakim one były, bo realia są inne. Zaczynaliśmy rozmowy jak drużyna była tuż za strefą barażową, z dobrą serią zwycięskich spotkań – dziś jesteśmy w strefie spadkowej bez matematycznej nawet szansy na utrzymanie, z tragicznym bilansem ostatnich gier. Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że rozmowy mogą zakończyć się więc fiaskiem.