Zima za pasem, a w niemieckiej lidze rozegrano już 15 spotkań. Wyklarowały się drużyny na szczycie tabeli, widać też potencjalnych kandydatów do spadku. Ciągle wiele niewiadomych, ale jedno jest pewne. Piłkarzem tej kolejki nie mógł zostać nikt inny jak Marko Arnautović, który w pojedynkę ograł Hoffenheim.
Trzy gole wbite drużynie z Hoffenheim, nawet jeśli nie są to przeciwnicy z najwyższej półki, muszą budzić respekt. Tak samo jak umiejętności techniczne, szybkość i ogólna dojrzałość piłkarska 23-latka. Szczególnie to ostatnie może być zaskoczeniem, jeśli weźmiemy pod uwagę opinie ludzi, którzy mieli wątpliwą przyjemność współpracować z utalentowanym snajperem.
Dlaczego wątpliwą? Wydawałoby się przecież, że piłkarz o takich warunkach fizycznych i naturalnym talencie to skarb dla każdej drużyny. Tak też jest w przypadku Austriaka, który dał się jednakowoż poznać z fatalnej strony, jeśli chodzi o dyscyplinę i zachowanie poza boiskiem. Chciałoby się rzec – jeśli sam Jose Mourinho mówi, że zachowujesz się jak dzieciak, to wiedz, że coś się dzieje…
Arnautović urodził się we Florisdorfie (północna część Wiednia) 19 kwietnia 1989 roku. Spostrzegawczy szybko zauważą mało austriackie nazwisko i będą mieli rację – to Marko zawdzięcza swojemu ojcu pochodzącemu z Serbii. Młody piłkarz rozpoczął karierę bardzo szybko. Już jako sześciolatek był zawodnikiem drużyny juniorskiej lokalnego klubu z Florisdorfu, w którym nie zagrzał zbyt długo miejsca.
Problemy wychowawcze doprowadziły do tego, że dzieciak zmieniał klub praktycznie co rok. Każdy z radością i otwartymi ramionami witał w swoim klubie taki talent, by po roku męczarni przekazywać problem kolejnemu trenerowi zaślepionemu wysokimi umiejętnościami krnąbrnego piłkarza. W 2006 roku żyłką hazardzisty wykazał się holenderski FC Twente, który zaryzykował i sprowadził do siebie problematycznego, ale jakże uzdolnionego piłkarza.
Przez cztery lata (z przerwą na wypożyczenie do wielkiego Interu Mediolan w 2009 roku) austriacki napastnik rozegrał dla Twente 44 spotkania, wpisując się na listę strzelców 12 razy. Świetne występy przeplatał słabymi, a jego zachowanie wciąż pozostawiało wiele do życzenia. Piłkarz jednak zdobywał popularność i jego wartość na rynku transferowym rosła. Kiedy w 2010 roku Arnautović przeszedł do niemieckiego Werderu Brema, wydawało się, że to będzie jego być albo nie być – albo udowodni swoją wartość, albo straci łatkę talentu na skalę europejską czy światową.
Początki były trudne. Arnautović dostawał szansę za szansą, rozgrywał pełne mecze, ale nie strzelał bramek, drużyna także prezentowała się nie najlepiej. Wydawało się, że transfer mierzącego 192 centymetry Austriaka okaże się wielkim (dosłownie i w przenośni) nieporozumieniem. Teraz jednak snajper gra jak natchniony, o jego pozaboiskowych wybrykach nie słyszy się tyle co zwykle. Wygląda na to, że Arnautović rzeczywiście ma w sobie iskrę talentu, którą posiadają nieliczni. Pytanie tylko: czy będzie potrafił w pełni zrealizować swój wielki potencjał i strzelać piękne bramki (takie jak choćby ta z rzutu wolnego) na zawołanie? Czy też na zawsze pozostanie dużym dzieckiem i głośno będzie o jego dokonaniach poza boiskiem?