Najważniejszym wydarzeniem na rynku piłki i mediów w ostatnim czasie pochwalić może się Telewizja Polska. Prezes TVP Jacek Kurski poinformował, że publiczny nadawca zakupił duży piłkarski pakiet. Mecze polskiej reprezentacji, mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy, Liga Narodów – to wszystko będziemy mogli oglądać w latach 2018-2022 na kanałach Telewizji Polskiej.
Komentatorzy
O całej sprawie informowaliśmy TUTAJ. No dobrze, wiemy już, o co chodzi. Nie wszystkich jednak ta wiadomość ucieszyła. Można nawet powiedzieć, że ucieszyła mało kogo. Zastanówmy się dlaczego. Po pierwsze, komentatorzy. Guru polskich komentatorów piłkarskich – Dariusz Szpakowski – najlepsze lata ma już dawno za sobą. „Szpaku” często jest rozkojarzony, niezorientowany. By się o tym przekonać, wystarczyć wpisać w YouTube imię i nazwisko dziennikarza TVP i otworzyć pierwszy z wyników wyszukiwania, by przekonać się, że pomyłki pana Darka to chleb powszedni, a nie sporadyczne wypadki przy pracy. Messi ochrzczony przez Szpakowskiego Maradoną to tylko jeden z setek przykładów. Oczywiście, nie można „Szpakowi” odebrać ogromnej wiedzy, doświadczenia, zębów zjedzonych na komentowaniu meczów. Często przymykamy oko na jego błędy ze względu na to, że sposób, w jaki komentuje mecze, tworzy niepowtarzalny klimat, na którym wielu z nas się wychowało. Pozwalając Szpakowskiemu komentować mecze, TVP naraża się nie tyle na śmieszność, ile na uśmiechy pełne politowania.
Prezes @KurskiPL ogłasza: wielka piłka, w tym reprezentacja Polski, w TVP! Największe imprezy piłkarskie 2018-2022! https://t.co/68qdy0gbZ6
— TVP SPORT (@sport_tvppl) April 21, 2016
Z pewnością są w sportowej redakcji telewizji publicznej osoby, które są odbierane zdecydowanie surowiej niż popularny „Szpaku”. Mówię tu oczywiście o duecie Jońca – Jasina. Głos, maniera mówienia, dykcja, brak emocji. Słuchanie obu panów potrafi usypiać lepiej niż najsilniejsze środki nasenne. Nie zgadzacie się? W takim razie nie oglądaliście w TVP ostatniego Copa America. Szkoda strzępić klawiatury na panów, przy których Waldemar Fornalik to wulkan energii. Ja osobiście wszystkie mecze, które skomentuje któryś z tych dwóch, bojkotuję.
Na szczęście są w Telewizji Polskiej ludzie, którzy wydają się właściwymi osobami na właściwym miejscu. Maciej Iwański i Jacek Laskowski. Obaj panowie znają się na swoim fachu. Zwłaszcza ten drugi to w dalszym ciągu ścisła czołówka komentatorów piłkarskich w Polsce. Ogromna wiedza, umiejętność czytania sytuacji boiskowych, z czym nie wiąże się zbyt częste podnoszenie głosu lub też zanudzenie widza na śmierć (jak w przypadku powyższej dwójki). Oglądanie meczów z panem Jackiem to uczta dla uszu. Pan Iwański ma natomiast lekką tendencję do podkoloryzowania sytuacji na boisku, co prowadzi zbyt często do podnoszenia głosu właśnie. Merytorycznie jednak – absolutnie bez zarzutu.
Studio
W tej kwestii też dużo do poprawy. Studia przedmeczowe trwają zazwyczaj kilka minut. W ich czasie każdy z gości dostaje po jednym, góra dwóch pytaniach, na które muszą odpowiedzieć w wyznaczonym, niezbyt długim czasie – jak w talent show. Merytoryki – brak. Sytuację stara się ratować Jacek Gmoch. Nie oszukujmy się jednak. Były trener jest równie legendarny i równie zabawny jak pan Szpakowski. Redaktor naczelny TVP Sport Włodzimierz Szaranowicz musi zrozumieć, że świat poszedł do przodu. Że ludzie chcą specjalistycznej wiedzy, ciekawostek, czegoś, do czego samemu trudno dotrzeć. Ekspert ma być ekspertem. Przekazywać „tajemną wiedzę”, a nie być starszym panem, który prawi banały. Jeśli TVP chce stać się poważnym graczem na piłkarsko-telewizyjnym rynku, musi to zrozumieć. Inaczej ludzie będą włączać transmisję w godzinie rozpoczęcia meczu i wyłączać równo z końcowym gwizdkiem. Nowa formuła, nowi goście, nowe podejście do widza – jeśli publiczna zabierze się do tematu w ten sposób, może sporo zyskać.
Eksperci
Pod względem ekspertów zdecydowanie lepiej jest na stanowisku komentatorskim niż w studiu. Jerzy Engel, Jacek Gmoch i inni, z całym szacunkiem, ale do telewizji się już nie nadają. Pora dać szansę innym, młodszym. Jak już wspomniałem, zdecydowanie lepiej wygląda sytuacja na stanowiskach współkomentatorów. Tę listę otwiera Grzegorz Mielcarski – były piłkarz między innymi FC Porto, na co dzień współpracujący z Canal+ przy okazji meczów ekstraklasy. Doświadczenie, zarówno piłkarskie, jak i komentatorskie, to nieoceniony atut „Mielcara”. Jego kolejnym plusem jest fakt, że u jego boku Dariusz Szpakowski wypada lepiej. „Szpaku” najczęściej komentuje spotkania wraz z Marcinem Żewłakowem. Jednak podczas ostatnich mistrzostw świata towarzyszył mu właśnie Mielcarski i mimo typowych dla Szpakowskiego pomyłek między panami czuć było swego rodzaju chemię, której brakuje parze Szpakowski – Żewłakow. Jacek Magiera? Klasa sama w sobie. Ogromna wiedza byłego piłkarza Legii, a później asystenta trenera pierwszej drużyny oraz szkoleniowca drużyny rezerw „Wojskowych”, a także umiejętność czytania gry i wyłapywania taktycznych niuansów sprawiają, że przy Magierze niezauważone pozostają błędy „głównego” komentatora.
Pozostaje jeszcze człowiek legenda. Andrzej Strejlau. Były trener komentuje ekstraklasę dla Eurosportu, od czasu do czasu pojawia się również w TVP, jak chociażby przy okazji niedawnego meczu Niemcy – Włochy. Pan Andrzej to wyjątek. Jest jedynym spośród ludzi starszej daty, który pod żadnym pozorem nie powinien rezygnować z pracy w telewizji. Myślę, że nad Strejlauem dłużej rozwodzić się nie trzeba. Klasa, klasa, jeszcze raz klasa. W TVP na stanowisku współkomentatorów-ekspertów pracują jeszcze między innymi Andrzej Juskowiak i wspomniany wcześniej Marcin Żewłakow.
Piłka nożna w TVP ma swoje minusy. Radykalizm, rutyna, brak merytoryki, nuda. Jacku Kurski, Szpaku, nie idźcie tą drogą. Czas otworzyć okna i drzwi i poczuć powiew świeżości. Wpuścić kilka nowych, młodych, odważnych twarzy, które nie boją się eksperymentów. Jak widać na przykładzie telewizji Eleven – taka postawa popłaca. Droga jest prosta. Wystarczy stworzyć mieszankę doświadczenia i młodości, wyjść ze schematów powtarzanych od wielu lat, a widzowie z pewnością to docenią i z chęcią będą włączali telewizory pół godziny przed rozpoczęciem spotkania. Aha! I żadnego Studia Plaża!
W czasie gdy powyższy tekst był jeszcze nieskonkretyzowaną myślą, gdzieś w mojej głowie, na Twitterze pojawił się wpis współpracownika stacji Polsat. Wydaje mi się, że on również wymaga krótkiego komentarza.
Polsat bez reprezentacji Polski od sezonu 2018/19.Możecie spać spokojnie.Od sezonu 2018/19 Liga Mistrzów w Polsacie.
— Wojciech Kowalczyk (@W_Kowal) April 21, 2016
Tak, to tylko Wojciech Kowalczyk. Nie, nie ma żadnego oficjalnego potwierdzenia. Tak, tego tweeta należy brać z przymrużeniem oka. Jednak nawet przez to przymrużone widać, że jeśli taka transakcja dojdzie do skutku, będzie to kolejny cios zadany NC+ przez rywali.
Dlaczego? Otóż Canal+ czy też, jak kto woli, NC+ po utracie praw do La Liga, Serie A i Ligue 1 mógł czuć się bezpieczny. Kanały Eleven Sports Network są w ofercie tejże platformy. W NC+ mogli więc spać spokojnie. W swojej ofercie mieli te trzy ligi, do tego na własnych kanałach pokazywali ekstraklasę, angielską Premier League, a także Ligę Mistrzów i Ligę Europy. Ostatnio jednak prawa do pokazywania Eleven i Eleven Sports uzyskał Cyfrowy Polsat (pisaliśmy o tym TUTAJ). Polsatowi wciąż jednak brakowało kropki nad „i”. Czynnika, który uczyniłby z niego równorzędnego przeciwnika dla NC+ pod względem transmisji sportowych.
I tą kropką mogłaby być wspomniana przez „Kowala” Liga Mistrzów. Z pewnością NC+ straciłoby wielu klientów, Polsat by zyskał. OK. Ale to nie Tomaszem Smokowskim i jego kolegami się martwię. Martwię się o kibiców. O ludzi, dla których piłka nożna to coś więcej niż dodatek do wieczoru z kolegami przy piwie. Martwię się o ludzi, dla których futbol to pasja, coś, bez czego nie wyobrażają sobie życia. Tych, którzy chcą śledzić zarówno ligę hiszpańską, angielską, jak i Ligę Mistrzów. A wiem, że takich jest w Polsce setki tysięcy. Martwię się o ludzi, którzy przy takim obrocie spraw będą musieli płacić dwóm platformom. O ludzi, którzy chcąc się oddać swojej pasji, będą musieli napełniać portfele najbogatszym. Pewnie spora grupa zainteresowanych to zrobi. A po trzech czy czterech latach nastąpi kolejne przetasowanie. Ktoś zostanie z niczym, ktoś będzie miał wszystko.
Na sam koniec przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl. Kowalczyk namawiał kilka tygodni temu do korzystania z usług jednej ze stron oferujących streamy piłkarskie. Ciekawi mnie co, pan Wojciech powie, gdy za dwa lata jego telewizja nie odnotuje znaczących wzrostów sprzedaży, a sam zainteresowany zamiast podwyżki, zostanie z niczym.