FJW: Piłka nożna była wszędzie – nawet w obozach zagłady


Zaskakujące, a równocześnie przerażające. Gra w piłkę nożną wśród oparów śmierci była jedną z nielicznych „przyjemności” więźniów

9 lipca 2020 FJW: Piłka nożna była wszędzie – nawet w obozach zagłady
piqsets.com

Historia futbolu kojarzy się zwykle z wyjątkowymi meczami opiewającymi w niespotykane sytuacje i zwroty akcji. Kojarzyć też się może z określeniem piłkarzy, którzy zrobili wielkie kariery mimo licznych przeszkód. Niektórzy też byli w stanie wznieść się na szczyt, zaczynając kariery stosunkowo późno. Wszystko to nagle staje się niczym, gdy cofając się nieco w czasie, zaglądamy do Auschwitz i innych obozów zagłady. Tam też grano w piłkę. Wydawać by się to mogło abstrakcją. Ale owa abstrakcja była tam jednym z ostatnich odłamków normalności.


Udostępnij na Udostępnij na

Był taki film „Życie jest piękne”. Zapewne większość z was go oglądała lub przynajmniej o nim słyszała. W arcydziele Roberto Benigniego główny bohater – Guido – jest zamknięty w obozie koncentracyjnym wraz ze swoim synem i próbuje tłumaczyć mu, że sytuacja, w której się znaleźli, jest jedynie zabawą dla dorosłych. Oszukiwanie rzeczywistości było na porządku dziennym. To, co miało miejsce w czasach II wojny światowej, niestety jednak nie było filmem.

Porażająca otoczka

O tym, jak wyglądało tło meczów rozgrywanych w Auschwitz, pisaliśmy cztery lata temu. Tu przytoczę jeden z najbardziej wstrząsających fragmentów:

Stałem na bramce, tyłem do rampy. Piłka poszła na aut i potoczyła się aż pod druty. Pobiegłem za nią. Podnosząc ją z ziemi, spojrzałem na rampę. Na rampę zajechał właśnie pociąg. Z towarowych wagonów poczęli wysiadać ludzie i szli w kierunku lasku. Wróciłem z piłką i wybiłem ją w pole. Przeszła od nogi do nogi i wróciła łukiem pod bramkę. Wybiłem ją na korner. Potoczyła się w trawę. Znów poszedłem po nią. I podnosząc z ziemi znieruchomiałem: rampa była pusta. Nie pozostał na niej ani jeden człowiek z barwnego, letniego tłumu. Wagony też odjechały. Wróciłem z piłką i podałem na róg. Między jednym a drugim kornerem za moimi plecami zagazowano trzy tysiące ludzi – wspominał Tadeusz Borowski w opowiadaniu „Ludzie, którzy szli”.

Przypadki, które ratowały życie

Fakt, że główne boisko w obozie znajdowało się obok krematorium, okazał się szczęśliwym zbiegiem okoliczności dla jednego z więźniów – Leo Goldsteina, który był już prowadzony na śmierć. W pewnym momencie grupa esesmanów spytała maszerujący tłum o to, kto z nich zna się na futbolu i potrafi sędziować. Goldstein nie miał zbyt dużego pojęcia na temat piłki nożnej, ale zanim trafił do obozu, przypadkiem przeczytał „parę kartek” książki o sędziowaniu. To pozwoliło mu pozostać przy życiu. Jak się później okazało „nowa” profesja okazała się jego pasją. Po opuszczeniu obozu został profesjonalnym arbitrem.

Podobna sytuacja spotkała Czecha Williama Schicka. Zanim trafił do obozu, grał w żydowskiej drużynie amatorskiej. Pewnego dnia w jego baraku jeden z esesmanów szukał dodatkowego zawodnika. Jako jedyny w grupie podniósł rękę i zgłosił się do drużyny. Reszta trafiła do komory gazowej.

Myśleli, że przyjechali „tylko” do pracy

W obozach zagłady zginęło również wielu uznanych zawodników. Zazwyczaj tracili życie w podobny sposób… Jednak jednym z najbardziej znanych i przygnębiających był przypadek byłego zawodnika Ajaksu Amsterdam – Eddy’ego Hamela. W tamtych latach był zaliczany do najlepszych piłkarzy świata.

Była śnieżna niedziela. Hamel wraz z innymi 659 holenderskimi żydami opuścił nazistowski pociąg towarowy na peronie w Auschwitz. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką ujrzeli, były wystające spod grubej warstwy śniegu rogi walizek. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, co zwiastuje ten widok. Jak twierdzą historycy, ludzie, którzy trafiali do obozów przed 1944 rokiem, kompletnie nie zdawali sobie sprawy z tego, co ich czeka. Byli pewni, że przyjechali do pracy.

Trzy miesiące po przybyciu do obozu Hamel i pozostali mężczyźni z jego koszarów zostali zaprowadzeni do pokoju, w którym musieli rozebrać się do naga. Gdy szli – jeden po drugim – i byli kierowani w lewo lub w prawo, stało się jasne, co się dzieje. Zdrowi mogliby dalej pracować. Nieprzystosowani nie.

Eddy powiedział do mnie: Leon, co się ze mną stanie? Mam ropień w ustach. Spojrzałem. Wyglądały na naprawdę spuchnięte. Ja poszedłem w lewo, on w prawo. Nigdy więcej już go nie zobaczyłem. Minęło kilka miesięcy, zanim zdałem sobie sprawę, że tam naprawdę gazowali ludzi. – To słowa towarzysza Hamela z obozu, Leona Greenmana.

Eddy Hamel miał amerykańskie korzenie, ale w tamtym momencie nie mógł tego udowodnić. Piłkarze nie byli też wtedy tak uprzywilejowani i popularni jak teraz. Być może przy odrobinie innych okolicznościach mógłby przeżyć.

Gorzkie zwycięstwa

Stawka bywała większa niż tylko prowiant, podła zupa czy parę paczek papierosów.
Wycieńczeni i wychudzeni więźniowie obozu potrafili jakimś cudem zmotywować się, by rozgrywać mecze ze strażnikami. Mało tego, nie raz i nie dwa potrafili wygrywać, bawiąc się przy tym z nimi jak z dziećmi. Satysfakcja nie zawszę trwała długo. Rozwścieczeni esesmani potrafili w wieczór po meczu w ramach rewanżu zlinczować członków drużyny, która ich ośmieszyła.

Miało to miejsce m.in. po starciu z polską drużyną. Tak – zwyciężyliśmy z Niemcami, jeszcze zanim to zrobiła kadra Adama Nawałki. Co prawda był to mecz nieoficjalny, ale jakie to miało wtedy znaczenie? Warto podkreślić, że w tamtej drużynie zwycięskiego gola strzelił Zdzisław Lewandowski, który sam wykonał i przemycił do obozu puchar z drewna dla zwycięzców.

Trzeba przyznać, że mieliśmy tam całkiem mocną ekipę. Wystarczy tylko wspomnieć o Sylwestrze Nowakowskim – czternastokrotnym mistrzu Polski z Ruchem Chorzów, lewoskrzydłowym Wisły Kraków, Antonim Łyką, czy Wawrzyńcu Stalińskim, który jeszcze przed wojną strzelał bramki dla reprezentacji.

Mecze o więcej niż wszystko

Do absurdalnego starcia doszło w jednym z obozów w Jeleniej Górze. Esesmani w ramach rozrywki zorganizowali mecz z więźniami żydowskiego pochodzenia. Mieli dobre rozeznanie, wiedzieli, że są wśród nich byli piłkarze węgierskich klubów. Strażnicy jednak byli pewni zwycięstwa, licząc na szybkie wycieńczenie przeciwników.

Z początku Żydzi przeważali, widoczna była przewaga techniczna. Jednak przewidywania „gospodarzy” zaczęły się sprawdzać i to oni przejęli inicjatywę. Dzięki heroicznej postawie bramkarza Ferenca Morosa więźniowie do końca pierwszej połowy przegrywali tylko 0:1. W przerwie esesmani raczyli się dużą ilością piwa. Najwyraźniej pewność siebie ich „rozpiła”. W drugiej połowie do głosu znów doszli więźniowie i udało im się doprowadzić do wyrównania stanu meczu. W ostatnich minutach znów bohaterem „gości” został Moros. Węgier obronił rzut karny, doprowadzając zgromadzoną publikę do euforii. Jak widać, nawet mecze w takich warunkach potrafiły być pełne emocji.

Niestety niedługo po „zwycięskim” remisie Ferenc Moros zmarł wskutek postrzelenia w trakcie pracy. Mecz miał również wymiar symboliczny. W jego trakcie jeden z członków SS po kolejnej świetnej interwencji Morosa podał mu rękę w dowód uznania. Jakże wymowne…

Równie wymownie sytuacje podsumowują słowa byłego zawodnika z Austrii – Igora Fischera:

– Przeciwnicy na boisku byli wyjątkowi. Mogli cię też zabić. Nie na boisku, ale później. Igor Fisher

Przywilej dla nielicznych

Niektórym więźniom obozów pracy pozwolono grać w piłkę nożną, traktując to jako zachętę do większego wysiłku. Ponieważ przymusowa praca przemysłowa wykonywana przez więźniów była niezbędna dla wysiłków wojennych Niemców, szef SS – Heinrich Himmler – wprowadził „program nagród” w celu zwiększenia morale.

Miało to jednak swoje konsekwencje. „Uprzywilejowani” bywali prześladowani przez innych więźniów. Według zeznań ludzi, którym udało się przeżyć obozy zagłady, możliwość gry w piłkę miało mniej niż jeden procent przymusowych robotników. O sytuacji wypowiadał się m.in. jeden z ocalałych, Andreas Sarasop:

– Ci, którym pozwalano grać w piłkę nożną, mieli wielkie szczęście.Andreas Sarasop

Użycie słowa „szczęście” tutaj jest oczywiście niejednoznaczne. Przebywanie w obozie trudno nazwać „szczęściem”, ale z perspektywy osoby prześladowanej możliwość grania w piłkę nożną w niedzielę była przywilejem dającym odskocznię od innych dni intensywnej, morderczej pracy.

***

Piłka nożna jest niezwykle uniwersalnym sportem. I to patrząc z wielu perspektyw. Może ją uprawiać praktycznie każdy, bez względu na wzrost, posturę czy klasę społeczną. I co najbardziej istotne – można w nią grać wszędzie. Dosłownie. Futbol potrafi też godzić i jednoczyć. Czasem tylko na chwilę, ale jednak. Znajdą się zapewne tacy, którzy pomyślą, że rozgrywanie meczów w obozach zagłady było potwornym, nieludzkim chichotem historii. Jednak nikt z nas nie miał możliwości przebywać na miejscu więźniów. Nie odkryję Ameryki pisząc, że żyjemy obecnie w czasie przesyconym dobrobytem. Dziś mamy do dyspozycji mnóstwo boisk, swobody, nikt nie zakłada nam kajdanek.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze