Pierre Emile Højbjerg i jego droga do wyjściowej jedenastki Tottenhamu


Pierre Emile Højbjerg w trakcie swojej kariery napotkał wiele przeciwności losu, ale koniec końców znalazł się w Tottenhamie i na początku sezonu gra tam pierwsze skrzypce

26 listopada 2020 Pierre Emile Højbjerg i jego droga do wyjściowej jedenastki Tottenhamu
Russell Hart/Focus Images/MB Media/PressFocus

W tym sezonie w Premier League świetnie radzi się Tottenham pod wodzą Jose Mourinho. Po dziewięciu kolejkach wymienia się go w gronie kandydatów do zdobycia mistrzostwa. Duża zasługa w tym pewnego Duńczyka. Pierre Emile Højbjerg – bo on nim mowa – w ostatnim czasie skrada coraz więcej serc na Wyspach. Świetnie wkomponował się do zespołu portugalskiego szkoleniowca i pewnie dyryguje drugą linią „Kogutów” w obecnej kampanii. 


Udostępnij na Udostępnij na

Kiedy Pierre Emile Højbjerg występował w Southampton, wydawało się, że jest to piłkarz idealnie skrojony pod tego typu drużynę. Ligowego średniaka, mierzącego trochę wyżej niż tylko w bezpieczne utrzymanie. Duńczyk stwierdził jednak, że ma papiery na większe granie i latem przeniósł się do Tottenhamu, który ma ambicje na zdobycie długo wyczekiwanego trofeum. Pierwsze miesiące pokazują, że dla obu stron był to idealny ruch. 

Początki z futbolem i odważna decyzja 

Mało kto wie, ale ścieżka, która zaprowadziła Højbjerga do Tottenhamu, była bardzo kręta i wyboista. Jego przygoda z piłką zaczęła się w wieku pięciu lat. To właśnie wtedy po raz pierwszy miał możliwość uczestniczenia w treningu, na który zabrał go jeden ze starszych braci. Nie była to jednak miłość od pierwszego wejrzenia. Jak sam wspominał po latach, pierwsze treningi były dla niego bardzo ciężkie i dopiero po jakimś czasie pokochał futbol. 

Pierwszym klubem Duńczyka był BK Skjold. W nim spędził trzy lata, a następnie przeniósł się do akademii FC Kopenhagi. Była to wówczas najlepsza akademia w Dani, ale 14-letniemu Højbjergowi niezbyt się tam podobało. Powodem była pozycja, na jakiej występował. Trenerzy widzieli go jako napastnika, a on chciał grać w środku pola – To było trochę dziecinne. Chciałem grać w środku pola, klub widział mnie w ataku. Doszło nawet do tego, że nie czerpałem już ani trochę radości z gry w piłkę – wspominał po latach w jednym z wywiadów. 

14-letni wówczas Pierre Emile Højbjerg podjął bardzo ciężką i odważną decyzję. Postanowił zmienić FC Kopenhagę na Brøndby IF. W Danii taka decyzja nie spotyka się z pozytywnym odbiorem. Højbjerg porównał tę decyzję do przejścia z Liverpoolu do Evertonu i na odwrót. W jego ojczyźnie tak to właśnie działa. W tamtym momencie spotkał się z krytyką nawet ze strony przyjaciół, którzy uznali to za akt zdrady. 

Obecny zawodnik Tottenhamu wiedział jednak, co robi, bo w akademii Brondby IF na nowo odzyskał radość z gry w piłkę. W jednym z jego pierwszych spotkań w nowych barwach zmierzył się ze swoją byłą drużyną. Co ciekawe, strzelił jej wówczas bramkę na wagę trzech punktów. Osiemnaście miesięcy później zmierzył się ponownie z FC Kopenhagą. Tym razem strzelił jej dwie bramki, do tego dołożył asystę, a drużyna juniorów Brondby IF pokonała swojego rywala 5:2. Jak się później okazało, ten mecz otworzył Højbjergowi furtkę do europejskiej piłki.

„Kupujemy to dziecko”

Na wspomnianym meczu juniorów, jeszcze w pierwsze połowie za sprawą dwóch bramek Højbjerga FC Kopenhaga przegrywała z Brondby IF 3:1. Na to spotkanie przyjechał wówczas szef akademii Bayernu Monachium – Michael Tarnat. Występ młodego Duńczyka zrobił na nim takie wrażenie, że w przerwie podszedł do jego ojca oraz agenta i powiedział: „Kupujemy to dziecko. A jeśli Bayern go nie kupi, kupię go sam za własne pieniądze”. 

Po tym spotkaniu sprawy potoczyły się już bardzo szybko. Pierre Emile Højbjerg dał się poznać bliżej światu, kiedy latem 2012 roku trafił do Bayernu Monachium. Duża zasługa była w tym oczywiście Michaela Tarnata, który bardzo rekomendował Duńczyka i naciskał na jego transfer. Z resztą na samym początku swojej przygody w Monachium Højbjerg pomieszkiwał u niego, co pomogło mu z szybką aklimatyzacją. 

Ta nastąpiła zresztą bardzo szybko, bo Pierre Emile Højbjerg od samego początku w znacznym stopniu wyróżniał się w juniorskich drużynach Bayernu Monachium. To nie umknęło uwadze trenera rezerw Monachijczyków – Mehmetowi Schollowi. Dał on szansę Duńczykowi w swojej drużynie i nie pożałował tej decyzji. Pod jego wodzą Højbjerg zaliczył 30 występów, w których strzelił osiem goli i dorzucił do tego jedną asystę. 

Za wysokie progi 

Pierre Emile Højbjerg w pierwszej drużynie zadebiutował w 2013 roku. Było to spotkanie ligowe między Bayernem Monachium a Norymbergą. Miał wtedy zaledwie 17 lat i 251 dni, stał się tym samym najmłodszym debiutantem monachijskiego klubu. Na Duńczyka postawił Jupp Heynckes, który kilka miesięcy później został zastąpiony na ławce trenerskiej przez Pepa Guardiolę. Hiszpan nie potrzebował wielu miesięcy, aby poznać się na talencie Højbjerga. W książce „Pep Confidential„, w której opisane są losy Guardioli w trakcie pierwszego sezonu w Bayernie, autor Martí Perarnau świetnie przedstawił relację pomiędzy trenerem i piłkarzem: 

 Pep słyszał dobre rzeczy o Højbjerg przed przyjściem do Bayernu i zaledwie kilka sesji treningowych zajęło mu, aby zakochać się w nim. Pep uważał, że mógł zrobić z niego Sergio Busquetsa grającego w Bayernie. 

Pod wodzą Hiszpańskiego szkoleniowca Duńczyk bardzo się rozwinął. Dostawał swoje szanse, a w maju 2014 roku zagrał od pierwszej minuty w finale Pucharu Niemiec przeciwko BVB. Monachijczycy wygrali wówczas 2:0, a dla Højbjerga był to bardzo intensywny okres. Tydzień później dostał powołanie do reprezentacji, a dwa tygodnie wcześniej na raka umarł jego ojciec, co sam mocno przeżył – Smutek jest trudną rzeczą. Nagle czujesz, że w wieku 18 lat jesteś sam. Znajdujesz się w wielkim świecie piłki nożnej i musisz podejmować decyzje, które zaważyć na dalsze losy twojej kariery – mówił kilka lat później. 

Następne sezony nie były już jednak tak kolorowe dla Højbjerga. Publicznie narzekał, bo nie otrzymywał swoich szans na boisku. Pep Guardiola zdecydował się na wypożyczenie swojego zawodnika w rundzie wiosennej do Augsburga, gdzie rozegrał 16 na 17 meczów w Bundeslidze. Dobrze się w nich prezentował, ale wraz z nastaniem kolejnego sezonu dalej nie było dla niego miejsca w składzie. Został więc po raz kolejny wypożyczony, tym razem do Schalke, ale ten ruch nie był już tak udany, jak poprzedni.  

Nowa szansa na wyspach 

Również wypożyczenie do Schalke nie zmieniło pozycji Højbjerga w szatni Bayernu. Miał wówczas 20 lat i chciał regularnie grać, co było zrozumiałe. Tego nie mógł mu, nikt zagwarantować na Alianz Arenie, więc Duńczyk podjął decyzję, aby zmienić klub. Tym razem jednak w ramach definitywnego transferu, a tym zainteresowane było Southampton. 

Na Wyspy Pierre Emile Højbjerg trafił latem 2016 za 12,8 miliona funtów. Southampton potrzebowało wówczas solidnego wzmocnienia do środka pola, a Duńczyk wydawał się wręcz idealnym kandydatem. Claude Puel mógł być bardzo zadowolony ze swojego nowego piłkarza. Od razu bowiem przystosował się on do gry w Premier League i w pierwszym sezonie uzbierał 35 występów w barwach „Świętych”. 

Następne sezony tylko i wyłącznie potwierdzały talent, jakim obdarzony był Højbjerg. Wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce i był pewnym punktem swojej drużyna, która wtedy nie prezentowała się najlepiej. Southampton przechodziło wówczas poważne turbulencje. Brakowało stabilności i ledwie utrzymało się w Premier League„Świętych” przed degradacją uratował Mark Hughes, ale już w kolejnej kampanii jego zespół nie radził sobie najlepiej i w grudniu zastąpił go Ralph Hasenhüttl. 

Wysokie ambicje 

Pod wodzą Ralpha Hasenhüttla rosło całe Southampton, ale na tle całej drużyny mocno wyróżniał się Højbjerg. W poprzednim sezonie opuścił zaledwie pięć spotkań w Premier League. Austriacki szkoleniowiec bez wahania stawiał na Duńczyka, a zwieńczeniem jego pracy na rzecz całego zespołu była przyznana mu opaska kapitańska – Pokazuje, że jest przywódcą, dając doskonały przykład, a to jest ważna rzecz – mówił o nim Hasenhüttl po wygranej 2:1 z Norwich w zeszłym sezonie.  

W ubiegłym sezonie Højbjerg notował bardzo dobre liczby, szczególnie w grze defensywnej. Southampton grało w ustawieniu 4-2-2-2, a Duńczyk idealnie wkomponował się do drugiej linii zespołu Ralpha Hasenhüttla. W rozgrywkach 2019/2020 nie było lepszego piłkarza, jeśli chodzi o odzyskiwanie piłki. Średnio na mecz notował 10,59 takich zagrań. Pracował na całej szerokości boiska, a jego energia i chęć do gry była niezbędna w pressingu, jaki stosowali „Święci”. 

Pierre Emile Højbjerg zresztą czuł, że znajduje się w bardzo dobrej formie. Wiedział też, że dzięki niej mogą otworzyć się mu drzwi do lepszej drużyny. W trakcie sezon było już wiele plotek, które łączyły go, chociażby z Evertonem. Duńczyk jednak mierzył wyżej, a o chęciach zmiany barw i dalszych marzeniach jasno mówił w mediach – Klub dał mi platformę do rozwoju. Nie żegnam się i skupiam się na dobrych występach dla Southampton, ale mój cel jest jasny: chcę wygrać Premier League i Ligę Mistrzów – mówił w rozmowie ze stacją Sport1. 

Kiedy było jasne, że Højbjerg nie zdecyduje się na przedłużenie kontraktu z SouthamptonRalph Hasenhüttl odebrał mu opaskę kapitana  Højbjerg nie będzie kapitanem. Mieliśmy porozumienie i wyjaśniłem mu, że jeśli zdecyduje się nie przedłużać kontraktu, nie będzie kapitanem drużyny – mówił po jednym ze spotkań. Tak też się stało, a Duńczyk po restarcie sezonu więcej czasu przesiedział na ławce, czekając tylko na oferty z innych klubów. 

Nowy żołnierz Jose Mourinho  

Klubem, który mocno zainteresował się Højbjergiem, był Tottenham. Już w zeszłym sezonie Jose Mourinho miewał kłopoty z obsadzeniem środka pola. Teraz zdarzyła się idealna okazja, aby to zmienić. W końcu Duńczyk miał już przetarcie w wielkim klubie, a na Wyspach w ostatnich sezonach również świetnie się prezentował. Do tego cena była bardzo promocyjna, bo 25-latkowi pozostawał jedynie rok kontraktu. W związku z tym, jeśli włodarze Southampton chcieli zarobić cokolwiek na swoim zawodniku, musieli go sprzedać. Cała transakcja zamknęła się w 16,60 miliona euro i dodatkowo Jose Mourinho nie robił problemów przy transferze Kyla Walkera-Petersa na St Mary’s Stadium.

Już pierwsze miesiące pokazują, że Jose Mourinho wykonał świetny ruch, decydując się na zakup Højbjerga. Pasuje on bowiem idealnie do taktyki obranej przez Portugalczyka. W systemie 4-2-3-1 i 4-3-3, bo tak gra w tym sezonie Tottenham, Duńczyk odgrywa bardzo ważną rolę. „Koguty” bowiem często zmieniają swój styl w zależności od przeciwnika. Zdarza się, że grają krótkimi podaniami, ale nie mają problemów, gdy trzeba się cofnąć i poszukać długich zagrań. W tym przypadku warto mieć tak uniwersalnego piłkarza jakim jest Pierre Emile Højbjerg. Przy rozegraniu często cofa się do linii obrony, aby wspomóc swoich partnerów przy wyprowadzeniu akcji. Ma to swoje odzwierciedlenie oczywiście w statystykach, gdzie jest niekwestionowanym liderem w zespole, jeśli chodzi ilość wykonywanych podań. W obronie natomiast 25-latek znakomicie asekuruje i odnajduje się przy destrukcji akcji przeciwników.

Chcemy, aby przeciwnikom grało się nieprzyjemnie przeciwko nam – powiedział Højbjerg w serialu „Wszystko albo nic: Tottenham”. To idealnie obrazuje jego charakter. Na boisku jest nieustępliwy i częściej nosi fortepian dla kolegów niż sam na nim gra. Dla Jose Mourinho taki piłkarz to skarb. Dostał zawodnika z olbrzymim charakterem, który jest głodny sukcesów. Z pewnością Portugalczyk ma nadzieję, że jego nastawienie będzie inspiracją dla pozostałych zawodników. Na razie wszystko dla 25-latka układa się wspaniale. Wszedł z marszu do jedenastki Tottenhamu. Z pewnością ma nadzieję, że jego marzenia o zdobyciu Premier League spełnią się już w tym sezonie, co jest całkiem prawdopodobne.

Komentarze
KaKa (gość) - 3 lata temu

Świetny artykuł.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze