Ponad trzynaście lat temu Rafał Pawlak jako zawodnik wystąpił w zwycięskim meczu Widzewa z Legią. Dziś – już jako trener – nie miał okazji do świętowania, bo jego podopieczni ulegli gościom z Warszawy 0:1. Mimo to szkoleniowiec chwali swoich graczy.
Stadion przy al. Piłsudskiego zapełnili dziś tłumnie kibice, a niesieni dopingiem zawodnicy starali się zrobić wszystko, by wygrać z „Wojskowymi”. Sztuka ta im się jednak nie udała, choć zdaniem szkoleniowca widzewiacy mogli schodzić z boiska z podniesionymi głowami:
– Na pewno bardzo żałuję, że nie udało się tego spotkania przynajmniej zremisować. Kibice stworzyli na trybunach święto. Chcieliśmy wpisać się w to dobrą grą. Na pewno nie zabrakło w naszej grze twardości, agresywności i zaangażowania. Paradoksalnie, gdy zaczęliśmy w drugiej połowie lepiej grać, stwarzać sytuacje do zdobycia gola, dostaliśmy bramkę. To boli najbardziej.
Czego zabrakło, żeby Widzew osiągnął dziś lepszy rezultat?
– Wydaje mi się, że zabrakło szczęścia. Nie powinniśmy stracić tej bramki, a wówczas walczylibyśmy do końca o zwycięstwo. Po stracie bramki nie załamaliśmy się, jak to bywało wcześniej. Walczyliśmy do końca o lepszy rezultat. Tak to już jest, że nieraz czegoś zabraknie: czasami umiejętności, czasami szczęścia. Moja drużyna walczyła do końca. Widzę ogromny postęp mojej ekipy w sferze mentalnej. Na pewno wszyscy chcą, wszystkim zależy. Żałujemy, że nam nie wyszło, bo kibice zasłużyli, by cieszyć się przynajmniej z remisu.
Były piłkarz wyjaśniał także, dlaczego dość długo zwlekał z roszadami w składzie.
– Nie uważam, żebym zbyt długo czekał ze zmianami. Dokonaliśmy ich w tym momencie, w którym należało. Nie mogliśmy za wcześnie przejść na trójkę obrońców, bo prawdopodobnie szybko byśmy zamknęli wynik i nie bylibyśmy w stanie odrobić, a tak do końca mieliśmy okazje do zdobycia bramki – tłumaczył swoje decyzje personalne trener Pawlak.