Najnowsza historia Leeds United to materiał idealny na filmowy scenariusz. Będąc na prawie samym szczycie europejskiego futbolu, „Pawie” doznały jednego z najgłośniejszych upadków w angielskim futbolu klubowym. Po latach bezradności, kompromitacji i niespełnionych nadziei to ma być ten sezon. Leeds United ma wrócić do Premier League.
W celu zrozumienia istoty upadku klubu z Elland Road należy cofnąć się do samego początku XXI wieku. Leeds United było jednym z czołowych klubów Premier League, a głębokie portfele arabskich oraz rosyjskich miliarderów nie miały jeszcze wpływu na rozkład sił w angielskiej piłce klubowej.
Ryzyko i seria niefortunnych zdarzeń
Na przełomie wieków Leeds United odnosiło bardzo dobre rezultaty na arenie międzynarodowej. W sezonie 1999/2000 „Pawie” dotarły do półfinału Pucharu UEFA (obecnie rozgrywki odbywają się pod nazwą Liga Europy). W dwumeczu zespół z Elland Road musiał uznać wyższość tureckiego Galatasatay Stambuł, jednak dotarcie tak wysoko miało być zwiastunem nadchodzących sukcesów. Tym bardziej że Leeds zdołało zająć w lidze trzecie miejsce, kwalifikując się do eliminacji następnej edycji Ligi Mistrzów.
Możliwość gry w elicie podziałała na wyobraźnię właścicieli klubu. W celu umocnienia swojej pozycji w czołówce, przedstawiciele Leeds United postanowili zaciągnąć kredyty by opłacić pozyskanie nowych graczy gwarantujących odpowiedni, wysoki poziom sportowy. Na Elland Road już latem 2000 roku zameldowali się m.in. Mark Viduka zakupiony z Celticu Glasgow czy Olivier Dacourt z RC Lens. Obaj za łączną sumę 20 milionów euro. To jednak nie wystarczyło właścicielom klubu. Już niespełna pół roku później nowymi graczami Leeds zostali bardzo obiecujący młody defensor, Rio Ferdinand (20 milionów euro) oraz napastnik Robbie Keane (na zasadzie wypożyczenia, lecz po sezonie wykupiony z Interu Mediolan za 18 milionów euro).
Wszystko szło po myśli władz Leeds United. Klub imponował w Lidze Mistrzów, mierząc się z powodzeniem z klasowymi zespołami takimi jak: Barcelona, Lazio Rzym czy Deportivo La Coruna. Zespół Davida O’Leary’ego zatrzymał się dopiero na etapie półfinału rozgrywek, gdzie „Pawie” nie sprostały Valencii.
https://www.youtube.com/watch?v=MZP3pa0fqIE
Jednak w Premier League Leeds United nie radziło sobie już tak dobrze. „Pawie” tuż przed metą sezonu z miejsca gwarantującego grę w eliminacjach kolejnej edycji Ligi Mistrzów zepchnął Liverpool. Brak funduszy pozyskanych dzięki grze w elitarnych europejskich rozgrywkach rozpoczął finansowe problemy. Początkowo władze klubu bagatelizowały całą sytuację, sprowadzając kolejnych klasowych graczy (Robbie Fowler) za wysokie kwoty.
Jednak kolejny sezon bez kwalifikacji do Ligi Mistrzów sprawił, że problemu nie udało się już zamieść pod dywan. W celu spłaty zadłużenia Leeds musiało szybko pozyskać fundusze. Klub postanowił więc sprzedać paru graczy.
Wybór padł na Rio Ferdinanda, za którego Manchester United zapłacił astronomiczną jak na ówczesne czasy kwotę 46 milionów euro, oraz Robbiego Keane’a, który zamienił zespół z Elland Road na Tottenham Hotspur za 10,5 miliona euro. Mimo sprzedaży obu graczy, dług nadal wynosił 127 milionów euro. Dlatego praktycznie w każdym następnym oknie transferowym odchodzili kolejni czołowi gracze, a nawet zawodnicy pełniący drugoplanową rolę w drużynie „Pawi”. W ich miejsce pozyskiwano piłkarzy o wątpliwej klasie, co przełożyło się na wyniki, które ze słabych stały się tragiczne. Z takim stanem rzeczy nie zgadzał się twórca ostatnich sukcesów klubu David O’Leary i zdecydował się odejść pod koniec lipca 2002 roku. Kibice Leeds nadrabiali miną, choć raczej wiedzieli, dokąd zaprowadzi cała sytuacja.
– Nie mamy na co narzekać, przecież gra u nas wielki Raul! – mówili ironicznie kibice Leeds United po sprzedaży Jonathana Woodgate’a do Newcastle United i zastąpieniu Anglika defensorem Raulem Bravo.
Polityka sprzedawania praktycznie wszystkich graczy, których ktokolwiek chciał, mogła skończyć się tylko w jeden sposób. Po sezonie 2003/2004 Leeds United spadło z Premier League. Finansowy dług przestał być jedynym problemem klubu z Elland Road.
Z czyśćca do piekła i z powrotem
Leeds United tonęło. W klubie nikt nie miał większego pomysłu jak wyjść z kilkuletniego kryzysu. Zmieniali się kolejni menedżerowie, którzy bez możliwości solidnego wzmocnienia składu nie byli w stanie spełnić oczekiwań kibiców „Pawi”, czyli walczyć o powrót do Premier League. Zamiast tego sympatycy klubu z Elland Road otrzymali trzyletni dreszczowiec zakończony bolesnym dramatem – kolejną degradacją.
– Nie znam drugiego takiego klubu. Tutaj jeżeli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie źle – określił Leeds United Kevin Blackwell, menedżer zespołu w latach 2004-2006.
„Pawie” w League One spędziły trzy lata, by po sezonie 2009/2010 powrócić na zaplecze Premier League. Choć ambicje sięgały szybkiego awansu do elity, to plany brutalnie zweryfikowała rzeczywistość. Leeds United zostało pochłonięte przez Championship, zajmując najczęściej miejsce w środku tabeli.
W 2014 roku w Leeds pojawił Massimo Cellino. Olbrzymi majątek Włocha, dzięki któremu przejął klub z Elland Road, pochodził głównie ze spółki jego ojca, magnata rynku rolniczego. W Leeds bardzo długo pozostawał w konflikcie z kibicami. To sprawiło, że atmosfera na Elland Road była daleka od dobrej, szczególnie że wyniki zespołu nie pozwalały z optymizmem patrzeć w przyszłość.
Jednak trzy lata później pojawiła się nadzieja. Włoski biznesmen Andrea Radrizzani odkupił 50% udziałów klubu od Massimo Cellino, by po zakończeniu sezonu 2016/2017 stać się całkowitym właścicielem Leeds United. Pierwszy sezon pod pełnym władaniem nowego zarządcy okazał się jednak falstartem. „Pawie” zdołały zająć jedynie trzynasta lokatę, tracąc aż trzydzieści punktów do drugiego miejsca gwarantującego bezpośredni awans do Premier League.
Na domiar złego władze klubu podjęły decyzję o zmianie herbu, co wzbudziło protesty kibiców zespołu z Elland Road. Pomysł przedstawicieli Leeds United został zbombardowany i wyśmiany w Internecie.
6 months of research
10,000 people consulted
Ready for the next 100 yearsWatch video ➡️ https://t.co/rIIdL2Yz9F pic.twitter.com/pMrd3zTjCl
— Leeds United (@LUFC) January 24, 2018
Ponadto zorganizowano akcję podczas której 51 tysięcy sympatyków „Pawi” podpisało specjalną petycję o zachowanie dotychczasowego herbu. Podziałało – władze klubu wycofały się z kontrowersyjnej idei.
To ma być ten sezon!
Nadchodzący sezon ma być nowym otwarciem dla Leeds United. Cel jest tylko jeden – po latach gehenny powrócić do Premier League. Po raz kolejny zmieniono szkoleniowca, jednak tym razem na trenera z dużym nazwiskiem. Marcelo Bielsa podpisał z klubem z Elland Road dwuletnią umowę z opcją przedłużenia o rok.
📸 | New #LUFC head coach Marcelo Bielsa settles into his office at Thorp Arch pic.twitter.com/uuCyflZ1xD
— Leeds United (@LUFC) June 25, 2018
Zakontraktowanie argentyńskiego szkoleniowca wywołało falę optymizmu wśród kibiców Leeds United. W osobie Marcelo Bielsy, podobnie jak zarząd klubu, widzą trenera, który z powrotem wprowadzi „Pawie” do Premier League.
– W tej chwili nie zamierzamy sprowadzać zbyt wielu nowych zawodników. Jeśli chodzi o sposób, w jaki się sprawy mają, jeśli chodzi o sprowadzanie graczy, to otrzymuję nazwiska od (dyrektora sportowego) Victora Orty, a następnie wyrażam opinię na temat tych zawodników – powiedział na pierwszej konferencji prasowej po objęciu posady Marcelo Bielsa.
– Widziałem wszystkie 51 meczów Leeds United w poprzednim sezonie oraz dwa mecze towarzyskie w Myanmar, ale nie widziałem się jeszcze z zawodnikami. Gracze, których chcę zatrzymać, to gracze, którym mogę zagwarantować czas na boisku. Uważam, że klub ma około 15 zawodników za dużo, a cztery lub pięć pozycji musimy wzmocnić – dodał Argentyńczyk.
Mimo iż ogłoszenie Bielsy nowym szkoleniowcem Leeds United jest jasnym sygnałem aspiracji klubu co do powrotu do Premier League, to jednak były trener m.in. Athleticu Bilbao unikał jakichkolwiek deklaracji.
– Nierozsądnie jest obiecać coś, czego nie można być pewnym, jednak to niemożliwe nie marzyć o tym – zakończył nowy szkoleniowiec Leeds United.
Teraz przed Marcelo Bielsą etap wytężonej pracy. Argentyńczyk musi skompletować skład, który udanie powalczy o promocję do angielskiej ekstraklasy. Każdy inny wynik będzie uznany na Elland Road za porażkę, a szkoleniowca, mimo długiego kontraktu, może kosztować to utratę posady. Jednak w Leeds pierwszy raz od lat nie myślą o czarnych scenariuszach. Panuje nadspodziewany optymizm i aura oczekiwania na początek nowej kampanii. To przecież ma być ten sezon.