O swojej karierze, grze w Górniku Zabrze, Oreście Lenczyku i reformie ligi opowiedział nam dziś obrońca Śląska Wrocław – Mariusz Pawelec. Zapraszamy do lektury!
Zaczniemy od spraw pozasportowych – jak w Śląsku Wrocław wygląda sprawa z pensjami zawodników?
Są małe zaległości, jednak staramy się o tym nie myśleć. Czekają nas jeszcze trzy trudne mecze, które będziemy chcieli wygrać, i obecnie jest to dla nas najważniejsze.
Fakt faktem – pojawiły się pierwsze i – miejmy nadzieję – ostatnie długi.
Też mamy taką nadzieję, ale tak jak powiedziałem na samym początku: my, piłkarze, koncentrujemy się na treningach i grze w piłkę. Na pewno nasza sytuacja nie wygląda tak tragicznie, jak w Polonii Warszawa.
Jednak ze względu na kryteria finansowe nie otrzymaliście licencji na udział w europejskich pucharach.
Klub odwołał się od decyzji PZPN-u i głęboko wierzę w to, że sprawa zakończy się dla nas pomyślnie. Zrobimy wszystko, aby zagrać w europejskich pucharach i – już teraz – z ręką na sercu mogę powiedzieć, że będziemy grali.
Czy Pan, jako piłkarz, spotkał się kiedyś z Zygmuntem Solorzem?
Nie, nie, nigdy nie miałem okazji się z nim spotkać.
Czyli w ogóle się Wami nie interesuje?
Trudno mi powiedzieć. Ale z tego, co wiem, to był na jakimś meczu Śląska. Z mojej perspektywy nie wygląda to za dobrze… Jeśli chodzi o finanse, to nie jest to pytanie do mnie. Każdy z nas stara się wykonywać swoją pracę jak najlepiej i tylko na tym się koncentrujemy. Natomiast przeróżne tego typu sprawy są poza nami, dlatego nie chciałbym tego komentować.
Jeśli problemy finansowe klubu nie będą stopniowo regulowane, to będzie Pan myślał o jakimś transferze?
Nie chcę nawet o tym myśleć. Śląsk Wrocław to wielki klub i na pewno nie zginie. Dla mnie najważniejsze jest dobro zespołu i zrobię wszystko, żeby zostawić na boisku kawał zdrowia i całe moje serce.
Obecnie jest Pan związany z zespołem do 2016 roku, choć przy podpisywaniu umowy było małe zamieszanie, ponieważ pojawiły się oferty z zagranicy. Nie żałował Pan później tej decyzji?
Nie, nie żałowałem. Wystarczy spojrzeć na nasze osiągnięcie – zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Niektórzy zawodnicy przez całą karierę marzą o czymś takim. Nam się to udało, dlatego uważam, że podjąłem wtedy słuszną decyzję. OK, wróćmy do spraw czysto piłkarskich.
W sezonie 2007/2008 był Pan na wypożyczeniu w Górniku Zabrze. Dobrze wspomina Pan ten okres?
Tak. Byłem wtedy piłkarzem Górnika Łęczna i nie chciałem rozwiązywać kontraktu z winy klubu. Dlatego zdecydowałem się – razem z moim ówczesnym menedżerem Czarkiem Kucharskim – na wypożyczenie do Zabrza. Myślę, że był to dobry ruch z mojej strony – poznałem wtedy kilku fantastycznych piłkarzy, m.in. Tomasza Hajtę czy Jurka Brzęczka. Warto także dodać, że grając w Górniku, zadebiutowałem w reprezentacji Polski.
W Zabrzu grał Pan i w ekstraklasie, i Młodej Ekstraklasie.
Hmm… Przypominam sobie, że w jednym meczu młodej ekstraklasy byłem nawet kapitanem. Poza tym każdy chce grać w składzie pierwszej drużyny, jednak czasami przytrafiają się różne sytuacje, np. ciężkie kontuzje. Wtedy warto zacząć od meczów z młodszymi zawodnikami, żeby spokojnie wejść w rytm meczowy – podczas treningu nie uzyska się tego samego efektu. Dla mnie nieważne było to, czy gram na boiskach ekstraklasy, czy nie. Moje przygotowanie do meczu zawsze wygląda tak samo i zawsze staram się pokazać z jak najlepszej strony.
W następnym sezonie reprezentował już Pan barwy Śląska Wrocław, który był beniaminkiem w polskiej ekstraklasie. Jak wyglądała sprawa z transferem? Wiedział Pan wcześniej, że Śląsk jest Panem zainteresowany?
Po sezonie 2007/2008 było blisko, aby Górnik Zabrze wykupił mnie z Łęcznej, jednak ostatecznie nie potrafiliśmy dogadać warunków mojej umowy. Wtedy zadzwonił do mnie trener Ryszard Tarasiewicz, który prowadził Śląsk Wrocław, i w 100% przekonał mnie do tego transferu. Patrząc przez pryzmat czasu, wiem, że była to jedna z moich kluczowych decyzji w życiu. Zdobyłem z „Wojskowymi” i mistrzostwo Polski, i Superpuchar Polski – brakuje nam tylko Pucharu Polski, który – mam nadzieję – kiedyś zdobędziemy. Obecnie mogę tylko dziękować trenerowi Tarasiewiczowi, że do mnie zadzwonił i dał mi szansę gry w klubie z Wrocławia.
Fakt faktem – jest Pan już doświadczonym graczem Śląska.
Jest to mój piąty sezon w ekipie z Wrocławia. Bardzo dobrze mi się tutaj żyje, dlatego chciałem przedłużyć kontrakt z klubem. Śląsk to drużyna z tradycjami, mamy fajny stadion, fajnych kibiców – nic tylko trenować i zdobywać następne puchary. Kolejnym ważnym aspektem jest moja rodzinna, która naprawdę lubi to miasto, i nam bardzo dobrze się tutaj żyje.
Jak z perspektywy czasu ocenia Pan pracę Oresta Lenczyka?
Nie mogę powiedzieć złego słowa na trenera Lenczyka. Generalnie to bardzo dużo zawdzięczam wszystkim moim trenerom. Jak wspominałem wcześniej – najpierw był Ryszard Tarasiewicz, który dał mi szansę gry w Śląsku, a następnie trener Lenczyk, z którym zdobyliśmy przecież mistrzostwo Polski.
Głównym powodem jego odejścia z klubu był konflikt z piłkarzami?
Kiedy trenerem Śląska był Orest Lenczyk, to dużo informacji wychodziło z szatni na zewnątrz – coś takiego nie powinno się zdarzyć. Za bardzo nie chciałbym wypowiadać się na ten temat, jednak wystarczy spojrzeń na wyniki, które osiągaliśmy za trenera Lenczyka. Nikt w nas wtedy nie wierzył, a ostatecznie zdobyliśmy mistrza Polski. Być może małe konflikty po prostu odpowiednio nas motywowały?
Uważa Pan, że dalsza współpraca byłaby możliwa?
Ja nie jestem od tego typu rzeczy. Mam profesjonalny kontrakt ze Śląskiem i nieważne, kto będzie naszym trenerem, to ja i inni piłkarze musimy się go słuchać. Nie możemy ciągle marudzić i szukać różnych wymówek. Trzeba wziąć się za trenowanie i skupić się na kolejnych meczach.
Waszym obecnym szkoleniowcem jest Stanisław Levy. Jak ocenia Pan jego pracę?
Mam bardzo dobre zdanie na temat trenera Levy’ego. Jako człowiek i jako trener jest ciekawą postacią i fajnie nam się współpracuje. Wydaje mi się, że widać postęp w naszej grze, ponieważ teraz staramy się grać bardziej ofensywnie i więcej biegamy. Myślę, że w następnym sezonie będzie to wyglądało jeszcze lepiej.
Stanisław Levy jest na pewno barwną osobą. Wystarczy tutaj przypomnieć sytuację z meczu z Piastem Gliwice, który niestety przegraliście 2:3. Po stracie ostatniej bramki ławka rezerwowych mogła czuć się zagrożona.
Trener Levy to charyzmatyczna postać. Sam grał w piłkę na wysokim poziomie i dokładnie wie, o co w tym wszystkim chodzi. Wracając do meczu z Piastem, to wszyscy byliśmy źli na siebie, ponieważ mogliśmy to spotkanie co najmniej zremisować. Ja również, wchodząc na boisko, chciałem pomóc chłopakom, ale wyszło, jak wyszło – przy trzeciej bramce powinniśmy zachować się zdecydowanie lepiej.
Skoro jesteśmy przy temacie bieżących rozgrywek. Na wyjazdach spisujecie się naprawdę kiepsko… Biorąc pod uwagę to, że walczycie o tytuł mistrza, to ten aspekt gry musicie poprawić.
W każdym meczu trzeba grać o zwycięstwo. Nieważne, czy to u siebie czy na stadionie rywala. Trener Levy przez cały czas nam wmawia, że musimy przejąć inicjatywę w meczu i grać swoją piłkę, swój futbol. Niestety, nie zawsze nam to wychodzi.
Jeśli porównać Waszą obecną grę z ostatnim sezonem, jesteście w słabszej formie i – umówmy się – gdyby nie Sebastian Mila, to mogłoby być z Wami kiepsko.
Zgadzam się i uważam, że Sebastian Mila to najlepszy piłkarz polskiej ekstraklasy – asystuje, strzela ważne gole i – co najważniejsze – jest mózgiem całej naszej drużyny. Generalnie o Sebku można wypowiadać się w samych superlatywach, tym bardziej że gram z nim już przez ponad pięć lat. W Śląsku pełni funkcję kapitana i zawsze możemy na niego liczyć. Pomaga nam na boisku, jak i poza nim. Więc krótko mówiąc: mamy szczęście, że jest w składzie taki zawodnik.
Jednak prawdopodobnie Sebastian Mila opuści po sezonie Śląsk Wrocław. Czeka Was jakaś mała rewolucja w składzie?
Mam nadzieję i głęboko w to wierzę, że Sebek nie odejdzie od nas, przedłuży swoją umową i dalej będzie reprezentował barwy Śląska Wrocław. Sebastian Mila zostawił bardzo dużo zdrowia i serca dla tego klubu, tak że moim zdaniem powinien dostać propozycję nowego kontraktu.
Reforma ligi – jest Pan bardziej na tak czy bardziej na nie?
Powtórzę to, co powiedziałem wcześniej: ja jestem od grania w piłkę i tylko na tym chcę się skupić. Wiadomo, każdy piłkarz chce grać jak najwięcej, jednak czy ten pomysł będzie trafiony? Wszystko wyjdzie w praniu.
Uważa Pan, że piłkarze T-Mobile Ekstraklasy są gotowi na rozegranie 37 spotkań w sezonie?
Myślę, że wszyscy polscy piłkarze są bardzo ambitni. Jest to również szansa dla młodych graczy, którzy czekają na swój debiut – teraz przy większej liczbie meczów będzie to możliwe, bo trenerzy będą musieli umiejętnie rotować składem. Mam tylko nadzieję, że reforma poprawi poziom gry całej ligi i będzie jak najmniej meczów o pietruszkę.
Obserwuj autora tekstu na Twitterze: @JakubSosnicki