Patryk Klimala ekspresowo zyskał status gwiazdy Sydney FC wśród australijskich ekspertów oraz fanów. W największym mieście kraju kangurów już nikt nie pamięta o Fabio Gomesie, który pełnił w klubie funkcję napastnika przed Polakiem. Niezaznajomionym z ligą australijską zapewne od razu nasuwa się masa pytań. Czy Patryk Klimala powstał jak Feniks z popiołów? Czy może lokalne rozgrywki odstają poziomem od polskich na tyle, że napastnik bez formy daje tam sobie radę? Wszelkie wątpliwości rozwiewamy w niniejszym tekście.
Chwiejność
Progres, spadek, progres, spadek – w taki sposób można zobrazować formę polskiego napastnika w ostatnich latach. Po niezłym początku seniorskiej kariery w Jagiellonii, ogromnie dużo par oczu było skierowanych na jego postać po podpisaniu kontraktu ze szkockim hegemonem – Celtikiem. Tam Patryk Klimala nie błysnął, aczkolwiek odbudować formę udało mu się w amerykańskim New York Red Bulls. Grając tam pół roku dłużej niż w Szkocji, Polak zanotował trzykrotnie więcej występów niż w Celticu. Ponadto, w klubie z MLS grał razem z… Fabio Gomesem, którego zastąpił w Sydney FC.
Czas spędzony w Izraelu był trudny do scharakteryzowania przez okoliczności geopolityczne. Napastnik nie pograł tam zbyt długo z powodu wybuchu wojny Izraela z Hamasem, która sprawiła, że wrócił do ojczyzny. Tam z otwartymi ramionami Jacek Magiera przygarnął go do Śląska Wrocław, gdzie piłkarz po prostu zawodził. W pierwszej drużynie nie zdobył ani jednej bramki. To sprawiło, że Patryk Klimala stanął przed wizją zmiany otoczenia.
ℹ️ Patryk Klimala na zasadzie wypożyczenia przenosi się do australijskiego Sydney FC do końca sezonu 2024/2025. Umowa zawiera opcję wykupu.
Powodzenia, Patryk. pic.twitter.com/J1hiYZ0zzQ
— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) September 9, 2024
Nie nastąpiło to przy pierwszej okazji, ale australijskie Sydney FC miało w sobie na tyle dużo determinacji, że mimo wstępnych niepowodzeń – wypożyczyło Polaka do siebie. Klub z największego miasta w kraju ma fenomenalne wspomnienia ze współpracą z naszymi rodakami. W sezonie 2017/2018 przez rok grał tam Adrian Mierzejewski, który w jedynych swoich rozgrywkach został MVP A-League. Patrząc w kontekście narodowościowym, pomocnik postawił poprzeczkę Patrykowi Klimali nieprawdopodobnie wysoko. Jednak aktualny napastnik Sydney FC ambitnie próbuje do niej dorównać.
Stochastyczne wprowadzenie
Patryk Klimala zadebiutował w Sydney FC w meczu azjatyckiej Ligi Mistrzów 2 – tamtejszego odpowiednika Ligi Europy. Australijski zespół mierzył się z Eastern AA z Hong Kongu i na papierze był sporym faworytem pojedynku. Na murawie udało się to potwierdzić, gdyż klub Patryka Klimali wygrał 5:0, a Polak zaliczył pełne 90 minut. Jakie one były w jego wykonaniu? Bipolarne.
Jeżeli mielibyśmy go rozliczać w kontekście egzekutora, to występ był – delikatnie mówiąc – mierny. Polak nie wykorzystał rzutu karnego oraz innej stuprocentowej sytuacji. Co prawda strzelił jednego gola, aczkolwiek został on nieuznany z powodu pozycji spalonej.
Natomiast uwzględnienie tego, w jaki sposób chce grać swoim napastnikiem Ufuk Talay, zmienia spojrzenie na ten mecz. Polak nie pełnił funkcji człowieka, która ma wyłącznie wykończyć akcje. Patryk Klimala był zaangażowany w rozgrywanie i wypracowywanie pozycji kolegom z drużyny. Efektem tego była bardzo przytomna i efektowna asysta piętą w polu karnym rywala.
W meczu z filipińską Kayą napastnik przełamał się bramkowo, notując dwa trafienia. Jednak w początkowych minutach gry widoczna była frustracja w poczynaniach zawodnika. Przełożyło się to na oddawanie strzałów z nieprzygotowanych pozycji. Z pomocą Polakowi przyszedł bramkarz Kayi – Walid Birrou, który miał swój udział przy bramce zdobytej przez Klimalę. Trafienie sprawiło, że z napastnika zeszła presja powrotu demonów nieskuteczności ze Śląska Wrocław.
Liga australijska jest bardziej otwarta niż polska. Równocześnie jest mniej fizyczna. Stąd światłość umysłu i umiejętność przytomnego odegrania do kolegi z drużyny jest tutaj bardziej ceniona niż w naszym kraju. W swoim debiucie w A-League Patryk Klimala również popisał się świetną asystą. Dołożył do niej bramkę głową, dzięki której pokazał wszechstronność wystarczającą, by błyszczeć w australijskim klubie.
Zamiana na lepszy model
Polak rok temu przychodził do Śląska Wrocław jako postać, wobec której były spore oczekiwania. Niestety, był lata świetlne od tego, by je spełnić. Niemniej do Australii przychodził jako piłkarz z potencjałem na gwiazdę rozgrywek. Ale dlaczego akurat on? Na to pytanie odpowiedział nam Texi Smith – dziennikarz pasjonujący się australijską piłką, związany z Sydney FC.
– Sydney FC poszukiwało sprawdzonego napastnika, którego wyraźnie brakowało klubowi w poprzednim sezonie. Fabio Gomes zdobywał bramki, ale jego gra była frustrująca dla kibiców. Został pozyskany jeszcze za czasów kadencji Steve’a Coriki i nigdy nie osiągnął pełni swojego potencjału.
– Po wstępnych rozmowach pojawiły się informacje, że Patryk Klimala odrzucił ofertę Sydney FC, co mogło oznaczać, że był zbyt dużą gwiazdą na ten klub. Ale kiedy supergwiazda Douglas Costa podpisał kontrakt, temat wrócił na tapet! W lidze australijskiej przerwa między sezonami jest tak długa, że obecność Klimali nie wydaje się wyłącznie zastępstwem – komentuje Texi Smith.
Jak wskazuje ekspert, Patryk Klimala nie został sprowadzony jako środek zastępczy w celu załatania dziury po Fabio Gomesie. Mimo wypożyczenia, już teraz można się spodziewać, że jeżeli Polak utrzyma dobrą dyspozycję, to Sydney FC będzie się starało o transfer definitywny. Szczególnie że były napastnik Śląska lepiej wpisuje się w filozofię gry trenera niż robił to jego poprzednik.
– Fabio Gomes był typowym target-manem – jego wzrost sprawiał, że często był wykorzystywany do rozbijania szyków rywali za pomocą gry głową. Jednak nie jest to sposób, w jaki Ufuk Talay chce rozgrywać mecze. Patryk Klimala lepiej wpisuje się w preferowany styl zespołu – szybko podejmuje decyzje i cechuje się dobrą wizją gry. Obaj grali ze sobą w New York Red Bulls, gdzie Fabio pełnił funkcję target-mana, a Klimala grał jako bardziej kreatywny napastnik – kontynuuje Texi Smith.
Patryk Klimala – idol kibiców
Liga australijska jest jedną z lepszych spośród zrzeszonych w AFC. W rankingu kontynentalnym zajmuje 11 lokatę, co sprawia, że ma zapewnione po jednym miejscu w fazach ligowych azjatyckiej Ligi Mistrzów Elite oraz azjatyckiej Ligi Mistrzów 2. Nie jest ona w najściślejszej topce piłkarskiej, aczkolwiek pod względem opakowania kilka teoretycznie lepszych sportowo lig może jej pozazdrościć.
Wszystkie mecze w kolejce można oglądać za darmo na YouTube w bardzo dobrej jakości. Każdy z profesjonalnym komentarzem, a do tego organizowanych jest multum studiów eksperckich. Tamtejszych stadionów może pozazdrościć niejeden polski klub. Atmosfera na nich jednak znacząco różni się od tej na ekstraklasowych boiskach. W Australii są oczywiście grupy kibicowskie, które emocjonalnie reagują na wydarzenia meczowe, jednak klimat całościowo jest dosyć rodzinny. Jak wszędzie – zdarzają się odosobnione przypadki starć na płaszczyźnie fanowskiej, aczkolwiek są one odstępstwem od reguły. Otoczka bezproblemowości połączona z piękną, ciepłą pogodą daje wrażenie beztroskiego spędzania czasu na trybunach.
Jak jednak ci beztroscy kibice podchodzą do występów swojego nowego napastnika?
– Klimala przewyższa oczekiwania, które kibice mieli wobec niego. Już w pierwszym występie – przeciwko Eastern Sports Club z Hong Kongu w ramach azjatyckiej Ligi Mistrzów 2 – pokazał, że ma umiejętności oraz ogromną pewność siebie. Nawet mimo tego, że nie wykorzystał rzutu karnego, dzięki któremu Anas Ouahim mógł skompletować hat-tricka w tamtym spotkaniu.
– W rozgrywkach ligowych prezentuje się wyśmienicie. Co prawda regularnie wpada w pułapki ofsajdowe, ale już teraz widać, że jest świetnym egzekutorem. W wywiadzie radiowym poruszony został temat, jakoby jego przyjście do Sydney FC miało być powiązane z podpisaniem kontraktu przez Douglasa Costę. Jednak Patryk Klimala po prostu ostrożnie podchodził do transferu po trudnym okresie w poprzednim klubie – kończy Texi Smith.