"Le Classique", czyli starcie Paris Saint-Germain z Olympique Marsylia, już dawno nie zapowiadało się tak pasjonująco. Pod wodzą Marcelo Bielsy drużyna z południa Francji zaliczyła kapitalny start, czego skutkiem było 28 punktów w 12 meczach i pozycja lidera Ligue 1. PSG z kolei, osłabione długim brakiem Zlatana Ibrahimovica, zaliczyło aż sześć remisów w 12 meczach, co sprawiało, że do spotkania przystępowało z trzeciego miejsca.
To właśnie możliwy powrót Szweda na boisko przyciągał najwięcej uwagi przed meczem. Laurent Blanc nie chciał jednak ryzykować zbyt wczesnego powrotu gwiazdora z Paryża, w związku z czym zasiadł on na ławce rezerwowych. Drugą kwestią podnoszoną przed spotkaniem była genialna dyspozycja snajpera Marsylii – Andre-Pierre’a Gignaca, który przed meczem miał aż 10 goli strzelonych w lidze.
Olympique rozpoczęło mecz, jakby grało u siebie, starało się przejąć inicjatywę i już w 4. minucie stworzyło pierwszą groźną sytuację. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Gignac wygrał pozycję na krótkim słupku i obił spojenie bramki strzeżonej przez Sirigu. W 7 minucie mogło być już 0-2 po fantastycznym woleju Alessandriniego, piłka minęła o kilka centymetrów lewy słupek bramki PSG. W kolejnych minutach PSG próbowało przejąć inicjatywę, niewiele jednak z tego wynikało. Za ten okres gry w drużynie paryskiej można pochwalić jedynie Verrattiego, który kilkukrotnie, dzięki swojej bajecznej technice i kontroli piłki, wychodził z pressingu zawodników w białych strojach. Pierwszą sytuację paryżanie stworzyli w 21. minucie – po piętce Lucasa stuprocentową sytuację miał Pastore, trafił jednak prosto w Mandandę. W odpowiedzi Marsylia kilkukrotnie zagrażała bramce Sirigu z dystansu. Szczęścia próbowali między innymi Alessandrini i Payet po ofiarnym odbiorze piłki Thiago Silvie w wykonaniu bardzo aktywnego w destrukcji Gignaca. Nieoczekiwanie w 38. minucie prowadzenie zdobyła, do tej pory sprawiająca gorsze wrażenie, drużyna z Paryża. Po klepce Lavezziego z Cavanim ten pierwszy posłał równoległą do pola karnego piłkę, którą na gola, wykorzystując gapiostwo obrońców Marsylii, zamienił Lucas. To nie był koniec złych wiadomości dla drużyny z portowego miasta. Już trzy minuty później bez kontaktu z rywalem kontuzji doznał najlepszy z atakujących Olympique – Gignac. Marcelo Bielsa nie zmienił jednak swojej „9-tki” i pozwolił mu grać z lekkim urazem w drugiej połowie. W 52. minucie ten zawodnik powinien strzelić na 1-1. Dzięki kiksowi linii obrony znalazł się on sam na sam z Sirigu. Zamiast strzelić siłowo wybrał techniczną podcinkę, którą wyczuł i bez problemu złapał włoski bramkarz. Po tej sytuacji obie strony wymieniały ciosy. Były to głównie strzały z dystansu, w tym elemencie przodowała zdecydowanie Marsylia. W 65. minucie na boisku zameldował się, po siedmiu tygodniach przerwy, Zlatan Ibrahimovic. Bielsa w tym samym momencie postanowił zareagować i skrzydłowego Thauvina zastąpił drugi nominalny napastnik: Batshuayi. Na 10 minut przed końcem meczu miało miejsce zdarzenie, które ustawiło dalszy przebieg spotkania – absurdalną czerwoną kartkę pokazał Imbuli sędzia Turpin. Imbula prowadził piłkę, w tor jego biegu wbiegł Cabaye i jako zawodnik o dużo skromniejszych warunkach niż piłkarz Marsylii upadł. Nawet zagorzali kibice PSG spodziewali się raczej rzutu wolnego i to dla Olympique, sędzia jako chyba jedyny z 47 tysięcy osób na stadionie widział w zagraniu Imbuli faul na czerwoną kartkę. Ta sytuacja pozbawiła resztek nadziei graczy Marcelo Bielsy. Marsylię w 85. minucie dobił głową Cavani po asyście Serge’a Auriera z prawego rogu boiska.
PSG wygrało po raz kolejny mimo lepszej postawy rywali. To Marsylia lepiej grała pressingiem, stwarzała sytuacje (niestety głównie z dystansu), jej gra była bardziej płynna, zespołowa. Paryżanom trzy punkty zapewnił najlepszy na boisku Lucas,który najpierw omal nie zaliczył asysty z piętki, a następnie otworzył wynik spotkania. Z siedmioma golami na koncie jest on obecnie najlepszym strzelcem zespołu. Należy pamiętać jednak, że do gry wraca Ibrahimovic, który w końcówce spotkania pokazał się z dobrej strony. Zawodnik ten na pewno będzie niebawem deptał Lucasowi po piętach w klubowej klasyfikacji strzelców. W grze Marsylii brakło pojawiającej się wcześniej wymienności pozycji i gry kombinacyjnej. Za dużo było przewidywalnych strzałów z dystansu. Koniec meczu pokazał, że poza pierwszą jedenastką w Marsylii nie ma klasowych graczy i krótka ławka może sprawić, że z czasem bogaci konkurenci z Paryża i Monaco wyprzedzą zespół Bielsy.