Pamiętacie najpopularniejszego Włocha w Polsce, Paolo Cozzę, z głośnego przed kilkoma laty show „Europa da się lubić”? Nam udało się namówić go na wywiad. Nie od dziś bowiem wiadomo, że jest on gorliwym sympatykiem włoskiego futbolu, a zwłaszcza swego ukochanego Interu Mediolan. Cozza podzielił się z nami spostrzeżeniami na temat obecnej kondycji piłki nożnej w swej ojczyźnie, ocenił poczynania kadry Cesare Prandellego, a także odniósł się do kultu calcio, który niewątpliwie jest istotną częścią życia każdego Włocha.
Na początek chciałbym zapytać Pana o nastroje panujące we Włoszech po zakończeniu Euro 2012. Wicemistrzostwo kontynentu odebrano jako sukces czy też pozostał raczej niedosyt po druzgocącej, finałowej klęsce z Hiszpanią? Którzy piłkarze byli szczególnie rozchwytywani, uwielbiani po tej imprezie w Pana ojczyźnie? Balotelli, Pirlo? Czy może jeszcze ktoś inny?
Porażka jest porażką. We Włoszech nie śpiewamy: „Nic się nie stało”. Z początku nikt się nie spodziewał, ze tak daleko awansujemy. Później jednak, kiedy gra się już w finale, trzeba zrobić wszystko, aby zwyciężyć. W związku z tym wielkiego fetowania nie było. Nie można mówić też jednak o rozczarowaniu. Jeśli chodzi o autorów sukcesu, to przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na Pirlo. Co do Balotellego – był wielkim bohaterem w zasadzie tylko w meczu z Niemcami. Generalnie nie grał on równo w trakcie całego turnieju. Mózgiem drużyny był więc Andrea Pirlo.
Mówi się, że obecna reprezentacja Włoch nie jest aż tak mocna jak ta sprzed kilku lat z Del Piero, Cannavaro, Tottim, Nestą czy też ta sprzed lat kilkunastu z Roberto Baggio, Maldinim, Vierim, Baresim. W czym więc według Pana tkwi tajemnica sukcesu Cesare Prandellego? Czy wróży Pan tej reprezentacji świetlaną przyszłość? Na tę chwilę „Squadra Azzurra” dobrze radzi sobie w eliminacjach do mistrzostw świata. Czy według Pana Włosi są w stanie bić się o najwyższe cele także w Brazylii?
Zawsze w trakcie ważnych turniejów nasza drużyna zbiera się w sobie, gra dobrze. Teraz mamy do czynienia z nową generacją piłkarską. Prandelli cały czas eksperymentuje, próbuje młodych piłkarzy, którzy nie grają nawet regularnie w Serie A, zawodników często przesiadujących w swoich klubach na ławce rezerwowych, ale mających potencjał. W sposób odważny podchodzi on do sprawy. Myślę, że szanse na sukces są.
Skupmy się teraz na rozgrywkach Serie A. Czy zgodzi się Pan z tezą, że włoska ekstraklasa z roku na rok coraz bardziej się osłabia? Odchodzą gwiazdy ligi: Ibrahimović, Thiago Silva, Lavezzi, Julio Cesar, Maicon. W związku z problemami finansowymi klubów zawodnicy, którzy przychodzą na ich miejsce, nie mają tak wielkich umiejętności. Dokąd tak naprawdę zmierza więc włoska liga?
Niewątpliwie nadszedł zmierzch tej Serie A, w której kupowało się bardzo drogich piłkarzy, zarabiających ogromne pieniądze. Każdy klub podchodzi do tej kwestii w inny sposób, ostrożniej operując finansami. Do niedawna wszystkie większe kluby miały ogromne długi, właściciele zmuszeni byli z roku na rok pompować w nie spore sumy, dodając po kilkanaście milionów euro, żeby być w stanie opłacić gaże zawodników. Obecnie sprawa wygląda inaczej – daje się teraz szanse młodym piłkarzom, z naciskiem na graczy włoskich, choć nie zawsze. W reprezentacjach młodzieżowych często przewijają się też zawodnicy, którzy urodzili się poza granicami Włoch, ale wychowali się i uczyli się futbolowego rzemiosła już u nas. To jest dobry trend. Kiedy się ogląda w tej chwili Serie A, nie można stwierdzić, że nie prezentuje ona odpowiedniego poziomu. To są zawsze ładne mecze, bardzo ciekawe. Nowe pokolenie nie ma już może aż tak znaczących w świecie futbolowym nazwisk, ale potrafi grać. Daje z siebie wszystko. W ostatnich latach to właśnie te tzw. gwiazdy nieco się oszczędzały. Zwłaszcza piłkarze z Ameryki Południowej mieli dużo wyjazdów związanych z grą w kadrze narodowej – wracali z kontuzjami, przemęczeni itp. Przed znacznymi imprezami każdy starał się o to, aby nie mieć żadnych urazów… Summa summarum, jestem pod wrażeniem zarówno nowego pokolenia futbolowego we Włoszech, jak i filozofii, którą kluby przyjmują. Myślę, że dzięki temu Cesare Prandelli będzie miały duży wybór.
Ucieczka gwiazd z Serie A, o której już wcześniej wspomniałem, z pewnością jest szansą na wybicie się dla młodych, utalentowanych graczy. Czy po włoskich boiskach biega jakiś piłkarz, który szczególnie zwrócił Pańską uwagę, któremu wróży Pan świetlaną przyszłość?
Jest dużo takich młodych zawodników w tej chwili. W Milanie gra świetny El Shaarawy. Zawodnik ten ma zaledwie 20 lat, a już stanowi o sile swej drużyny. Warto wspomnieć także o Lorenzo Insigne. Dzięki temu, że z Napoli odszedł Ezequiel Lavezzi, ten młody gracz ma teraz możliwość regularnych występów, inaczej zapewne nie miałby tej szansy. Pokazuje on taki potencjał, który już pozwolił mu załapać się do reprezentacji Włoch i grać w niej. Nie jest tylko i wyłącznie figurantem. W Interze gra zaś bardzo utalentowany Coutinho. Futbol w jego wydaniu jest niezwykle wartościowy. Też ma niecałe 20 lat. Jak widać, utalentowanych, młodych graczy w Serie A jest obecnie sporo.
A kto jest według Pana głównym kandydatem do zdobycia tytułu mistrzowskiego w obecnym sezonie Serie A? Czy Juventus pewnie zmierza po obronę mistrzostwa? Czy Pana ukochany Inter bądź też dowodzona przez Waltera Mazzariego ekipa Napoli są w stanie dogonić „Bianconerich”?
Juventus ma w tej chwili niezwykle stabilny, zgrany skład. Kręgosłup drużyny jest już uformowany. Z zawodników bije pewność siebie. Mają także ciągle niezwykłe „szczęście” do sędziów [śmiech]. Jest to obecnie najmocniejsza, najbardziej solidna drużyna we Włoszech. Co do Interu – jego celem w tym sezonie nie jest zdobycie scudetto od razu. Drużyna jest budowana powoli. Mimo różnych ubytków kadrowych, kontuzji, eksperymentów w ustawieniu Inter spisuje się dobrze, nie jest aż tak bardzo oddalony od Juventusu. Nie jest powiedziane, że „Nerazzurri” przewagi tej nie zniwelują. Zwłaszcza po zwycięstwie w Turynie. Mediolańczycy wiedzą, że nie są gorsi, czasem nawet wręcz przeciwnie. Istotny może być też fakt, że Juventus jest bardzo blisko awansu do fazy play-off w Lidze Mistrzów. Wiosna będzie wtedy bardzo męcząca dla „Bianconerich”. Napoli? Uważam, że ono także nie stoi na przegranej pozycji.
Jako że jest Pan właśnie sympatykiem „Nerrazurrich”, nie sposób nie zapytać o kilka kwestii związanych z tym klubem. Co Pan sądzi o przemeblowaniu składu? Czy obecna ekipa jest w stanie dorównać tej pod wodzą Jose Mourinho? Czy tak młody i niedoświadczony trener jak Andrea Stramaccioni da radę pchnąć ten zasłużony klub ku sukcesom? I wreszcie – czy Inter zyskał na głośnej transakcji wymiennej: Cassano – Pazzini?
Jeśli chodzi o wspomniany przez Pana transfer, to Inter z pewnością wyszedł na tym lepiej. Cassano niemal zawsze bierze udział w istotnych akcjach drużyny. Strzela, asystuje. Takiego piłkarza dawno nie mieliśmy. Myślę, że ten zawodnik dobrze współpracował będzie ze Sneijderem, gdy ten wróci do gry. Pazzini natomiast zupełnie nie pasował do stylu gry, któremu hołduje Stramaccioni. Zawodnik ten nie miał szans na grę w pierwszym składzie. Patrząc na skład Interu, jeżeli wykluczymy jakiekolwiek urazy, można dojść do wniosku, że jest to drużyna, która może zajść bardzo daleko. Nowy szkoleniowiec pokazuje, że jest bardzo pracowity, do każdego meczu niezwykle skrupulatnie się przygotowuje, zupełnie tak jak Mourinho. Skupia się na najmniejszych detalach. Szczegółowo analizuje grę rywali. Przed każdym spotkaniem lekko modyfikuje taktykę. On wie, że stoi przed wielką szansą, i na razie dobrze ją wykorzystuje. Bezgranicznie ufa mu także prezes Massimo Moratti. Jeżeli obecna forma i wyniki utrzymają się do świąt, pojawią się także pewnie pieniądze na transfery, wzmocnienie drużyny. Z Morattim sprawa wygląda tak – jeżeli lubi on trenera, to bez problemu spełni jego zachcianki związane z pozyskiwaniem nowych graczy. Potrafi być niezwykle hojny.
Co do słabości włoskiego futbolu – jednym z czynników, który wydatnie wpływa na nieciekawą otoczkę wokół calcio, są niewątpliwie afery korupcyjne. Sześć lat temu włoska federacja piłkarska sprawnie poradziła sobie z korupcją, co wiązało się m.in. z odebraniem tytułu i degradacją Juventusu. Kilka miesięcy temu poznaliśmy jednak okoliczności nowej afery, Calcioscommesse. Wszystko to tworzy klimat, który nie sprzyja rozwojowi Serie A. Co sądzi o tym przeciętny włoski sympatyk piłki nożnej? Jak sprawa odbierana jest w Pańskiej ojczyźnie?
Kibice są bardzo tym wszystkim rozczarowani, nie chcą tym samym tak ochoczo uczestniczyć już w spotkaniach Serie A. Frekwencja jest zdecydowanie niższa w porównaniu z tą sprzed kilku lat. Sytuacja, w której piłkarz sprzedaje mecz, jego wynik jest już z góry ustalony, kibic natomiast idzie na stadion podekscytowany, pełen emocji, myśląc, że zawodnicy dają z siebie wszystko, walczą do upadłego – jest to chyba najgorsza rzecz, która może się w futbolu przytrafić. Pasja wyzwala w człowieku jednak coś takiego, że nadal chce się chodzić na mecze, nawet mimo tego, co się wokół nich dzieje. A wiadomo: tam, gdzie operuje się wielkimi pieniędzmi, nic nie jest do końca czyste.
Chciałbym nieco zmienić teraz temat. Przenieśmy się myślami do polskiej ligi. Śledzi Pan rozgrywki polskiej ekstraklasy? Mecze naszej reprezentacji? Czy wzbudzają one w Panu duże emocje?
Poczynania reprezentacji śledzę, ligę nie. Na polską ekstraklasę nie starcza mi już czasu. Każdy weekend poświęcam bowiem w pełni rozgrywkom Serie A.
A czy widziałby Pan któregoś z naszych reprezentantów w czołowym klubie Serie A? Jakiś czas temu pojawiały się pogłoski o przejściu Roberta Lewandowskiego do Juventusu, Jakuba Błaszczykowskiego do Lazio czy też Łukasza Piszczka do Interu. Czy tacy zawodnicy mogliby zostać gwiazdami włoskiej ligi?
Myślę, że tak. Lewandowski z pewnością mógłby zostać gwiazdą ligi. Piszczek także. Zwłaszcza że w Interze mógłby on godnie zastąpić Maicona. Sądzę jednak, że presja u nas jest większa niż w Niemczech. We Włoszech sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. To nie jest tak, że gra się tylko mecze co weekend i później ma się wolne. Tam nie da się spokojnie spacerować po ulicy! Tam się żyje futbolem 24 godziny na dobę. Ciśnienie związane z piłką nożną jest największe na świecie. W Anglii poziom sportowy jest wyższy, ale tam gracze w ciągu tygodnia żyją sobie spokojnie, mogą robić praktycznie wszystko, co chcą. Trudno się dostosować do profesjonalizmu, który panuje w Serie A. Zawodnik, jeżeli wraca za późno, pije za dużo, je za dużo albo nie wiadomo z kim… tańczy, staje się tematem głównym gorących dyskusji. Nie jest łatwo być piłkarzem we Włoszech.
A jak odbierani są Polacy, którzy obecnie występują we Włoszech? Glik, Salamon, Pawłowski? Uznawani są oni za graczy solidnych, obiecujących? Jak Pan uważa?
Najlepsze wrażenie robi Salamon. Ciągle się mówi, że mocne drużyny są nim zainteresowane, kiedyś mówiło się o Interze, później o Napoli. Jest on nieustannie obserwowany. Glik? Ostatnio prezentuje lepszą dyspozycję niż wcześniej. Gra w Serie A procentuje w jego przypadku. Powoli zaczyna on zyskiwać renomę. Czasami zdobywa bramki, a to pomaga zdobyć popularność. Za niedługo odbędą się derby Turynu – jeżeli zagra dobrze, może się wypromować.
Chciałbym zadać Panu jeszcze pytanie, od którego tak naprawdę powinienem rozpocząć naszą rozmowę. Czym jest dla Włochów piłka nożna? Czy jest to już religia, sfera sacrum? Związki futbolu z wiarą są we Włoszech duże. W trakcie relacji piłkarskich zdarza się przecież, że komentator poleca piłkarzy opiece Najświętszej Panienki, trener Giovanni Trapattoni, członek Opus Dei, kropi ławkę rezerwowych wodą święconą, a hierarchia kościelna często zabiera głos w sprawie piłki nożnej (np. kardynał Bertone krytykujący sędziego po meczu Włochów z Koreą Południową na mundialu w 2002 roku). Jak by się Pan do tego wszystkiego odniósł? Jak to tak naprawdę wygląda?
Zgadza się. Futbol we Włoszech jest prawdziwą religią. Gdy mówi się „wiara”, pierwszą rzeczą, która przychodzi do głowy, jest wiara w swój klub. Później dopiero ewentualnie wiara religijna. Można zmienić religię, ale drużyny nigdy [śmiech]. Bardzo ważne jest też to, że ojcowie dbają o to, aby ich synowie bądź córki odziedziczyli miłość do danego zespołu. Niektórzy dziwią się, że we Włoszech sklepy są nieczynne w niedziele. Z powodów kościelnych? Nie. Tak czy siak, ludzi przebywają wtedy na stadionach. Jak widać, jest to bardzo poważna sprawa!