Właściciel Legii przypomina kapitana statku, który po objęciu dowodzenia nad okazałym żaglowcem, nie potrafi sprawnie nim zarządzać. Dobiera wątpliwej klasy sterników, którzy werbują wątpliwej klasy marynarzy, by później i tak wyrzucać ich za burtę. Każdy kolejny sternik ma bowiem trudność ze znalezieniem El Dorado, którego odszukanie może przerosnąć również kolejną załogę. Tę portugalską.
22 marca 2017 roku. Dzień, w którym Dariusz Mioduski przejął dowodzenie nad warszawskim klubem na wyłączność. Od tamtej pory „Legioniści” przeżywali skrajnie różne etapy, a tzw. okres stabilizacji był jedynie mrzonką za sprawą wyżej wspomnianych sterników. Jacek Magiera, Romeo Jozak, Dean Klafurić – ich już nie ma, ale w pewnym sensie ślad po nich pozostał. Drużyna w chwili obecnej jest zlepkiem odmiennych koncepcji i wciąż szuka tożsamości, czego nie ułatwia „Jose Mourinho dla ubogich”.
Czy kapitan statku się zagubił?
Niekorzystanie z kompasu prowadzi do zguby. Choćby takiej w postaci Trójkąta Bermudzkiego, w którym być może zabłądził Dariusz Mioduski. Ale koniec już tych metafor. Od dłuższego czasu można odnieść wrażenie, że klub mający największe ambicje w Polsce nie może ich zrealizować. Czy to przez nieszczęśliwe okoliczności, czy to przez braki w zespole, a najczęściej przez błędy kolejnych trenerów. Na tych aspektach jako obserwatorzy skupiamy się najmocniej i zresztą słusznie, jednak to nie wszystko.
Warto spojrzeć na sytuację Legii szerzej i z nieco innej perspektywy. Takiej, która Dariusza Mioduskiego stawia w nie najlepszym świetle. W interpretacji bowiem, którą proponuję, obecny właściciel Legii jawi się jako człowiek lekko zagubiony. Bez definiowania celów długoterminowych, z rozwiązaniami „na już”. Idealnie pasuje tutaj (ponownie) metafora statku, którego dziury są regularnie łatane, fakt, ale tylko na chwilę. Brakuje gruntownego remontu, brakuje głębokiego zaufania, brakuje trafnych decyzji.
"Nikt nie spodziewał się takiego tonu Mioduskiego": https://t.co/kzMxeyCouS
— Piotr Wesołowicz (@pete_wesolowicz) February 27, 2019
Żeby nie być gołosłownym, przejdę do rzeczy. Odkąd Legię prowadzi pan Mioduski, Warszawa nie uświadczyła rozgrywek europejskich. Dwie okazje, dwa wstydliwe pudła. Oczywiście, w międzyczasie udało się zdobyć 3 trofea na własnym podwórku, jednak te osiągnięcia należy traktować jako obowiązkowy punkt wyjścia. I nawet tutaj trudno zauważyć jakąś pozytywną tendencję, bo ostatnie triumfy w ekstraklasie były bardzo wymęczone. Dzisiaj śmiem twierdzić, że obecny rok dla Legii będzie wyglądał gorzej.
Mianowicie: trofeów brak, a Sa Pinto za burtą. Potem na ławce trenerskiej pojawi się nowa (zapewne zagraniczna) twarz, która przejmie zespół z kolejną warstwą idei i zlepków koncepcji. Nie oszukujmy się: patrząc na Legię Warszawa, trudno określić jej styl gry lub wskazać kluczowych zawodników na dłuższą metę. Warszawski klub przypomina niekontrolowaną formę, która co pół sezonu zmienia swój kształt. Niechlubna w tym zasługa Dariusza Mioduskiego, bo właśnie on pociąga za sznurki i wyznacza kurs.
Na okręt wchodzą niewłaściwi marynarze
Właściciel Legii to niewątpliwie człowiek o ogromnym kibicowskim sercu, więc przy każdej decyzji myśli w 100% o dobru warszawskiego klubu. Mimo to czasami można odnosić wrażenie, że coś jest nie tak, a klub stoi w miejscu. Ba, jeśli w tym sezonie to Lechia Gdańsk zatriumfuje w lidze, będzie można powiedzieć o kroku w tył. A jedynym trenerem, który za kadencji Dariusza Mioduskiego zdawał się oferować lepsze perspektywy, był Jacek Magiera. Co ciekawe, jego zwolnienie zapoczątkowało…
…cykl, do którego świadomie (lub nie) swoją cegiełkę dokłada pan Mioduski. Ameryki tutaj nie odkryjemy, ale warto negatywne posunięcia zauważyć. Tymi są kolejno: zatrudnienie chorwackiego trenera, zaciąg chorwacki, zwolnienie trenera. Powtórka. Następnie: zatrudnienie portugalskiego trenera, zaciąg portugalski i… no właśnie. Tę lukę pozostawmy sobie do własnej interpretacji, aczkolwiek znając niedaleką przeszłość, z fusów wróżyć nie trzeba. Jeszcze kilka potknięć Legii i odpowiedź będzie prosta.
Stanko Svitlica chwali Dariusza Mioduskiego, choć uważa, że prezes Legii ma złych doradców. Były król strzelców nie jest też zachwycony grą "Wojskowych", ale życzy trenerowi RSP mistrzostwa Polski. https://t.co/Cxuep4eylH
— Piotr Kamieniecki (@PKamieniecki) February 22, 2019
Ale zostawmy Sa Pinto. Być może w tym szaleństwie jest metoda i za kilka tygodni to Legia będzie stała na czele polskiej ligi. Być może. Chciałbym zwrócić uwagę na inny problem, który bierze się z wyżej nakreślonego cyklu. Został on przedstawiony w dużym skrócie, ale mam nadzieję, że jest on zrozumiały. Transfery, transfery i jeszcze raz transfery. Przez cały ten dwuletni okres Dariusz Mioduski witał lub żegnał w klubowym biurze wielu piłkarzy. Sęk w tym, że przez to Legia nie staje się lepsza i panuje chaos.
Mauricio? Out. Phillips? Nie gra. Eduardo? Hildeberto? Sadiku? Kante? Out. Stolarski? Pasquato? Nie grają. Mógłbym jeszcze wymieniać, ale nie o to chodzi. Kolejni zwolnieni trenerzy zostawiają za sobą balast, który w żadnym razie nie pomaga następcom. Z innej strony każdy szkoleniowiec „odpala” według własnego uznania jakiegoś zawodnika. To nie przynosiło stabilizacji i szczerze mówiąc, nie przyniesie, dopóki pan Mioduski nie spojrzy na swój projekt chłodniejszym okiem. Za dużo tu emocji, za mało kontroli.
***
I żeby była jasność. Postać Dariusza Mioduskiego była i jest dla Legii bardzo ważna. Trzeba ją szanować i co do tego nie ma wątpliwości. Jednak kierunek, w jakim zmierzają „Legioniści” przede wszystkim na boisku, nie napawa optymizmem. Gdyby obcokrajowiec zainteresowany polskim futbolem zapytał, czym charakteryzuje się klub ze stolicy – trudno byłoby mu odpowiedzieć. Dzisiaj czy rok temu. Część tych win ponosi tytułowy bohater, który w dalszej perspektywie potrzebuje cierpliwości i dobrych decyzji.
Problem Legii jest bardziej złożony.W ciągu ostatnich 10 lat na Łazienkowskiej pracowało 19 szkoleniowców,każdy z nich miał odmienną koncepcję gry i pod swój styl kupował zawodników.Owszem po drodze były jakieś mniejsze bądź większe sukcesy(zdobycie PP,wyjście z grupy LE,mistrzostwo) jednak potem przyszedł spadek formy a więc i porażki(w większości pozorowany bo piłkarze to lenie i nie chce im się harować-vide zawodnicy CFC chociażby) i najlepszą metodą,środkiem zaradczym było wyrzucenie danego szkoleniowca i zatrudnienie nowego,który musiał posprzątać po poprzedniku,po drodze coś wygrał potem porażki,out i tak w koło Macieju.Mioduski musi zrozumieć,że aby Sa Pinto mógł działać swobodnie musi mieć jego poparcie nawet jeśli chodzi o rewolucję kadrową(jest konieczna)-ogon nie może rządzić psem.Doskonale rozumiem,że dla takiego klubu jak Legia każdy inny wynik jest traktowany jak porażka ale nie lepiej zrobić krok w tył a trzy do przodu?Legia z takimi piłkarzami w składzie nie ma szans na walkę chociażby w Lidze Europy,która z sezonu na sezon jest coraz trudniejsza.Oczywiście Portugalczyk nie jest idealny gdyż niektóre decyzje jakie podejmuje są co najmniej dziwne,bywa butny i arogancki(podobieństwa do Mourinho widać jak na dłoni) ale za krótko jest w Legii aby wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku gdyż to nie FM
Zgadzam się z Panem w 100%. Szczególnie trudne do opanowania jest to, że mnogość tych szkoleniowców w ostatnich latach w ogóle nie pomaga przy stabilizacji. A osobiście takiego kroku w tył i porządnej przebudowy wymagałbym od Dariusza Mioduskiego, tylko że na tym poziomie niestety trudno o cierpliwość. Napisałem w tekście, że właściciel Legii od początku swojej kadencji wygląda na lekko zagubionego i mam wrażenie, że to w najbliższym czasie się nie zmieni. Do tego wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że trener Sa Pinto (nawet mimo zaufania ze strony pana Mioduskiego) może nie być lekiem na zło na dłuższą metę. Posłużę się teraz banałem, ale powiem krótko: zobaczymy co wydarzy się w ciągu następnych dwóch miesięcy!