ONBG: Kiwi Messi


2 maja 2013 ONBG: Kiwi Messi

Australijczycy to bardzo dowcipni ludzie. Przynajmniej w kwestii nadawania przydomków. Na ten przykład pewnego niedzielnego popołudnia w ligowym meczu stanęły naprzeciwko siebie drużyny Western Sydney Wanderers i Central Coast Mariners. Po jednej stronie barykady znalazł się „Popa Guardiola” (Tony Popović, trener The Wanderers), po drugiej z kolei ZlatDan McBreenovic (Daniel McBreen, najlepszy strzelec Central Coast i całej A-League). Bohaterem tego tekstu będzie z kolei „Kiwi Messi”. W większości przypadków nadawanie przydomków brzmiących podobnie do gwiazd europejskiego futbolu jest zdecydowanym nadużyciem. Nie dotyczy to jednak Marco Rojasa, który umiejętnościami Messiemu ciągle co prawda nie dorównuje, ale jest na najlepszej drodze do stania się wielką piłkarską gwiazdą.


Udostępnij na Udostępnij na

Co ciekawego wiemy na temat Rojasa? Ano to, że urodził się 5 listopada 1991 roku w Hamilton w Nowej Zelandii i jest pochodzenia chilijskiego. Jest pomocnikiem, a konkretniej skrzydłowym – piekielnie skutecznym skrzydłowym. Za piłką uganiał się od najmłodszych lat. Już w wieku czterech lat miał okazję trenować pod wodzą prawdziwego trenera. Po raz pierwszy swoje dziecięce umiejętności pokazywał w drużynach Ngaruawahia United i Hamilton Wanderers. Wyżej wymienione porównanie do Messiego nie jest przypadkowe. Tak jak w przypadku Argentyńczyka, tak i Rojas wykazywał w sobie coś na wzór iskry bożej. Spowodowała ona, że Marco mógł sprawdzić się na testach w takich drużynach, jak: Werder Brema, Hannover, Borussia Moenchengladbach, Colo Colo i Universidad de Chile. Tak czy siak, pozostał w Nowej Zelandii, aby trafić w końcu do jednej z najlepszych nowozelandzkich drużyn, Waikato FC. W pierwszym zespole zadebiutował, mając 16 lat. Niedługo później po nastolatka zgłosił się australijski Wellington Phoenix. Rojas został jedynie wypożyczony, jednak bardzo szybko włodarze klubu – oczarowani jego występami w pierwszych meczach – zdecydowali się go wykupić. Tam również jednak nie zabawił zbyt długo. Po osiemnastu miesiącach czekała go kolejna przeprowadzka. Tym razem do Melbourne Victory, które wygrało walkę z kilkoma innymi klubami o świetnie rokującego skrzydłowego. Wydarzyło się to w końcówce 2011 roku. Wtedy również po piłkarza zgłosiła się nowozelandzka reprezentacja, pomimo tego, że wcześniej zainteresowanie powołaniem do kadry wykazywali także Chilijczycy.

Marco Rojas, Melbourne Victory
Marco Rojas, Melbourne Victory (fot. Skysports.com)

Pierwszy sezon w Melbourne nie był dla Rojasa szczególnie udany, choć nie była to tylko i wyłącznie jego wina. W klubie dochodziło do wielu zmian, w tym roszad na pozycji trenera. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Utalentowany młodzian nie był w stanie w pełni rozwinąć swoich skrzydeł. Dopiero od początku sezonu 2012/2013 Rojas zaczął prezentować pełen wachlarz swoich niesamowitych umiejętności. Na ławce trenerskiej Melbourne Victory zasiadł Ange Postecoglou. Postecoglou jest w Australii traktowany niemal jak Bóg. Nic dziwnego, wszak w ciągu dwóch lat na ławce trenerskiej Brisbane Roar Australijczyk zgarnął dwa tytuły mistrzowskie. Jego drużyna zanotowała ponadto serię 36 meczów bez porażki. Nic więc dziwnego, że Brisbane Roar zaczęto nazywać… Roarceloną. Przybycie Postecoglou niebywale pomogło samemu Rojasowi, który zaczął rozwijać się w zastraszającym tempie. Talent młodziana musiał zostać nagrodzony. Marco otrzymał nagrodę dla najlepszego młodego piłkarza w lidze, a także zdobył niezwykle prestiżową w Australii nagrodę Johnny’ego Warrena, zdobywając 908 głosów – ponad dwukrotnie więcej niż drugi w zestawieniu… Alessandro Del Piero.

Rojas jest typowym skrzydłowym, który perfekcyjnie pasuje do stylu gry Melbourne Victory opartego na kontratakach. Najczęściej występuje po prawej stronie boiska, ale nierzadko zdarza mu się zmieniać pozycję. Największym atutem Rojasa, oprócz tego, że – jak przystało na skrzydłowego – potrafi „odlecieć” na kilku metrach, jest siła. A raczej nieustępliwość. Przy 168 centymetrach wzrostu nie można bowiem mówić o nadnaturalnej sile. Dzięki sprytowi i olbrzymiemu serduchu Rojas nie ma jednak problemów z penetrowaniem linii defensywnych rywali. Ange Postecoglou niejako ustawił drużynę pod 21-letniego piłkarza, który praktycznie nie ma zadań defensywnych. Czasem ten fakt działa na niekorzyść Rojasa. Jeśli przeciwnik, z którym mierzy się Melbourne Victory, znajdzie sposób na powstrzymywanie największego atutu drużyny, czyli gry z kontry, Rojas cierpi na tym najbardziej. Jako że nieczęsto wraca po piłkę w głąb boiska, wówczas jest do tego zmuszony, co za bardzo mu nie odpowiada. Jak to mawiają, do wszystkiego trzeba się przyzwyczaić.

Nie jest tak, że Rojas we wszystkim jest idealny i na pewno będzie piłkarzem na miarę Messiego. Obserwatorzy jego talentu zwracają uwagę na fakt, że ciągle brakuje mu doświadczenia. Liga australijska to jednak nie poziom europejski, a nawet w niej młodzianowi przytrafiają się dość proste błędy wynikające najpewniej z niemożności poradzenia sobie z presją. Jak do tej pory Rojas nie rozegrał jeszcze spotkania przeciwko naprawdę bardzo mocnej drużynie, które powaliłoby z nóg. Kiedy defensywa rywala jest szczelna i dobrze zorganizowana, Rojas mocno cierpi. Nikogo w Australii nie dziwił szczególnie fakt, że 21-latkowi nie udało się zdobyć goli przeciwko Western Sydney Wanderers i Central Coast Mariners – dwóm najlepiej grającym w defensywie drużynom. Dlatego wszyscy jak najszybciej widzieliby go z dala od Australii. Rojasem interesuje się sporo europejskich drużyn z Liverpoolem, Juventusem, Stuttgartem i Werderem Brema na czele. Treningi pod wodzą zdecydowanie bardziej doświadczonych trenerów, poznanie nowej kultury i nauka od najlepszych to coś, co po prostu musi wyjść mu na dobre.

– Transfer do Europy jest marzeniem każdego piłkarza i jestem naprawdę w siódmym niebie, mogąc powiedzieć, że niebawem będę mógł zrealizować swój sen – mówił niedawno Rojas, zapewniając, że latem zmieni klub i prawdopodobnie przeniesie się do Europy. Liczby nie kłamią. W zakończonym sezonie ligi australijskiej Melbourne Victory zajęło trzecie miejsce, a walnie przyczynił się do tego Rojas, który w 27 meczach strzelił 15 goli i zanotował osiem asyst. Wiadomo oczywiście, że poziom A-League a choćby Bundesligi to dwa różne światy, ale to jest zdecydowanie dobry moment na transfer. 21-latek powinien zacząć ogrywać się z najlepszymi.

Komentarze
~lol (gość) - 11 lat temu

TO MIALO ROZSMIESZYC?

Odpowiedz
~mundry (gość) - 11 lat temu

srom na too

Odpowiedz
~cicho (gość) - 11 lat temu

zamknij zie cfelu piertolony w osranom dup e i ja
srom na ciebje cfelu i jepac bvb i szfabum haha

Odpowiedz
~daniel (gość) - 11 lat temu

mam jedną uwagę Wellington Phoenix jest klubem z
Nowej Zelandii, który tylko występuje w najwyższej
lidze australijskiej

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze