Ofiary Bielsy, ofiary del Bosque


Gracze olimpijskiej „La Seleccion” po dwóch pierwszych meczach turnieju mogą już pakować walizki i powoli kierować się w stronę lotniska. Najwięksi faworyci turnieju odpadli, nie stawiając rywalom najmniejszego oporu.


Udostępnij na Udostępnij na

Gdybyśmy hiszpańskiego trupa położyli na stole sekcyjnym i zabrali się do szukania przyczyn zgonu, pewnie szybko byśmy się poddali. Na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka wszystko było dobrze, żadnych oznak choroby, żadnych utajonych problemów, żadnych śladów po samobójstwie czy nawet wyjątkowo przebiegłym zabójstwie. Pacjent zdrów jak ryba, a jednak martwy. Trudna sprawa.

Marcelo Bielsa
Marcelo Bielsa (fot. Marca.com)

Dopiero dokładna analiza tematu pozwala wysnuć jakieś – niekoniecznie trafne i niekoniecznie wartościowe – wnioski. Hiszpanie mieli najmocniejszą personalnie kadrę spośród wszystkich szesnastu finalistów. Ławka rezerwowych była – ciągle jest – równie mocna co wyjściowa jedenastka. Każdego da się zastąpić, nikt nie może się czuć nietykalny. W drużynie są mistrzowie świata i Europy. Są zdobywcy Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Są multimedaliści wszelakich czempionatów młodzieżowych. Jest też naprawdę solidny trener, doskonale znający się na pracy z młodymi talentami. Idylliczny obraz ma jednak parę skaz. Skaz malutkich, na pierwszy rzut oka niewidocznych, które raz dostrzeżone, potem nie dają już spokoju.

W tytule wymieniliśmy nazwiska dwóch trenerów, którzy naszym zdaniem są odpowiedzialni za to, że olimpijczycy zagrali tak, jak zagrali. Zacznijmy od Vicente del Bosque. „Sfinks”, forsując podczas Euro dziwną taktykę bez napastnika, mimowolnie dał początek nowej modzie. Na rozgrywanych w lipcu mistrzostwach Starego Kontynentu U-19 trener Julen Lopetegi również nie zdecydował się na wystawianie „dziewiątki”, desygnując do boju trzech skrzydłowych. „La Seleccion” turniej wygrała, a młodzi Hiszpanie z dumą mówili, że podążają śladami starszych kolegów. Szkoleniowiec reprezentacji olimpijskiej, Luis Milla, również poszedł tą drogą. Mamy prawo wątpić, że decyzje del Bosque jakoś mocno na niego wpłynęły, ale z drugiej strony po prostu niemożliwe wydaje się, by sukcesy Hiszpanów w Polsce i na Ukrainie nie zrobiły na Milli wrażenia. Jeśli Aragończyk przed Euro wahał się, czy potrzebuje w swojej osiemnastce napastnika, to po turnieju wątpliwości nie miał już żadnych. Na oficjalnej stronie hiszpańskiej federacji możemy popatrzeć sobie na listę napastników, których według działaczy zabrał do Londynu selekcjoner. Są to, w dowolnej kolejności, Cristian Tello, Adrian Lopez i Rodrigo Moreno. Ten pierwszy to najskrzydłowszy ze skrzydłowych. Ten drugi w Hiszpanii słynie z tego, że jest słaby w strzelaniu goli. Właściwie piłkę w siatce umieszcza tylko wtedy, gdy ma przed sobą napastnika. Taki z niego gagatek. A z tego trzeciego taki napastnik jak z Cristiano Ronaldo. Gole strzela, ale raczej zbiegając ze skrzydła, niż czekając w polu karnym. Vicente del Bosque na Euro zabrał trzech typowych napastników, nie korzystał z nich prawie wcale, ale zabrał. Luis Milla nawet nie czuł potrzeby zaśmiecania sobie kadry ludźmi od strzelania goli. Na ostatnim etapie eliminacji z kadry wypadł Alvaro, snajper Espanyolu. Trudno nie odnieść wrażenia, że Hiszpan bardziej przydałby się kadrze niż trochę bezsensowny Rodrigo. Nie myślcie, że to przyczepianie się niepowołania napastnika to takie szukanie dziury w całym. Przecież w obu rozegranych na razie meczach „La Seleccion” cierpiała niemiłosiernie z powodu braku klasowego wykończenia. W starciu z Hondurasem Juan Mata doszedł do chyba kilkunastu sytuacji strzeleckich i za każdym razem posyłał futbolówkę minimalnie niecelnie. Gdyby na jego miejscu był człowiek szkolony do umieszczania piłki w siatce, Hiszpania wygrałaby bez problemu. Nagromadzenie kreatywnych pomocników (Isco, „Koke”, Mata, Adrian) było doskonałą ilustracją przysłowia o sześciu kucharkach i braku jedzenia. A gdyby tak – pomysł zupełnie absurdalny – zamiast kolejnego rozgrywającego wystawić typowego napastnika, który mógłby podania pozostałych centro- i mediapunt wykorzystywać? Powtarzamy – absurd. Na koniec tego paragrafu malutka, nie większa od Ikera Muniaina, gdybologia. Co by było, gdyby powołanie wysłać do Roberto Soldado albo Raula Gonzaleza?

Wyłożyliśmy już zgubny wpływ taktyki Vicente del Bosque. Teraz czas na Marcelo Bielsę. Czas na Marcelo Bielsę i jego zamordystyczne treningi, które wyssały życie z kręgosłupa kadry olimpijskiej. W połowie sezonu 2011/2012, gdybyście spytali dowolnego hiszpańskiego dziennikarza, jak powinien wyglądać skład kadry na londyński turniej, każdy wymieniłby co najmniej pięć nazwisk zawodników Athleticu. Kadra bez Iturraspe, San Jose, de Marcosa czy Herrery? To było nie do pomyślenia. Oni wszyscy jeszcze parę miesięcy temu byli pewniakami do miejsca w składzie. Teraz pierwszy i trzeci nie załapali się wcale do reprezentacji, drugi się załapał, ale szybko wrócił do Bilbao leczyć kontuzję, a czwarty jest tylko rezerwowym zdolnym do gry przez góra 45 minut. Marcelo Bielsa zajechał swoich piłkarzy. Od pierwszego dnia pracy w Kraju Basków narzucił rygor treningowy zupełnie nieprzystający do współczesnych warunków. Efekt był taki, że Fernando Llorente na Euro pojechał tak zmęczony, że niezdolny do zagrania nawet przez chwilę, Javi Martinez na boisku pojawił się dosłownie na kilkanaście minut, a Andoni Iraola, potencjalny zawodnik pierwszego składu, nie mógł do Polski przylecieć, bo lekarze postawili warunek – albo Euro, albo zdrowie. Iker Muniain nawracające kontuzje wyleczył dopiero w czasie igrzysk, Mikel San Jose opuścił ośrodek treningowy po paru dniach, a de Marcos i Iturraspe nawet się w nim nie pojawili, bo Luis Milla wiedział, że z graczy na granicy wycieńczenia pożytku nie będzie miał żadnego. Przez harce Bielsy Luis Milla stracił możliwość wystawienia linii pomocy składającej się z zawodników jednego klubu grających ze sobą w większości od kilku lat. To byłoby coś. To nie byłaby ta zabawna składanka rozgrywających i mediapunt.

Sami zawodnicy, o zgrozo, są chyba ostatnimi, do których można mieć jakieś zastrzeżenia. Wina jest mocno rozmyta, chyba najgęściej kłębi się nad głową Luisa Milli, ale akurat gracze w przeważającej większości zaprezentowali się po prostu solidnie. To nie ich wina, że zbiorowe delirium sprawiło, iż cały naród granie bez napastnika uznał za coś normalnego. To nie ich wina, że kadra personalnie – chociaż ciągle bardzo mocna – była daleka od doskonałości. Oni, gdy już wrócą do domów, gdy już poradzą sobie z przerażającym smutkiem i rozczarowaniem, spojrzą w lustro i raczej się nie skrzywią. Ich sumienia będą czyste. Nie można wygrywać wszystkiego. Być może zimny prysznic ostudzi rozgrzane głowy oczekujące ciągłego triumfowania. Ta porażka niczego właściwie nie zmienia. Luis Milla pozostanie trenerem kadry U-21 i najpoważniejszym kandydatem do objęcia schedy po del Bosque, piłkarze pozostaną szalenie obiecującą generacją, która pewnie za dwa lata na mundialu w Brazylii będzie już biegać w koszulkach dorosłej kadry. Lekki niesmak pozostawia styl, w jakim Hiszpanie pożegnali się z turniejem, taktyka też mogłaby być lepsza, bardziej giętka… Ale zostawmy to.

Hiszpanie odpadli, acta est fabula. Nadgorliwy woźny w teatrze może zasunąć już kurtynę, bo chociaż sztuka zostanie odegrana jeszcze raz, widownia będzie świecić pustkami.

Komentarze
~gerrard (gość) - 12 lat temu

Bardzo dobry artykuł. W pełni zgadzam się z
autorem i przyznam szczerze, że cieszę się z
odpadnięcia Hiszpanów. Dlaczego? Gdyby znów
wygrali, już cały świat zacząłby grać jak oni -
bez napastnika. Wszyscy uznaliby, że skoro wygrywa
się bez napastników, to bez napastników należy
grać. Na szczęście tiki-taka poniosła klęskę,
chociaż raz. Poza tym, z zupełnie ludzkiego punktu
widzenia, wygrywanie wszystkiego przez Hiszpanów
stawało się już nudne.
Dobra też diagnoza graczy Bilbao, już w drugiej
części sezonu nie byli sobą, a przecież to w
większości młodzi zawodnicy, zupełnie
nieprzyzwyczajeni do takiego rygoru. Nic dziwnego,
że w końcu wysiedli. Być może Bielsa
osiągnąłby większe sukcesy, prowadząc klub z
Premier League?
Jeszcze plus za sformułowanie "najskrzydłowszy ze
skrzydłowych" - racjonalnie i oryginalnie
zastosowane słowotwórstwo :)

Odpowiedz
~Aras3594 (gość) - 12 lat temu

Właśnie takie artykuły chciałbym oglądać w
gazetach, świetna robota

Odpowiedz
Hambek (gość) - 12 lat temu

Czym wy się tu zachwycacie ?! To ma być dobry
artykuł ? Jak dla mnie jest on bardzo ciekawy, ale
większość poruszonych wątków to przypuszczenia,
a nie fakty.
Porównanie taktyki Del Bosque do Luisa Milli.
To tak, "Sfinks" faktycznie grał bez napastnika i to
najskrytsza prawda, ale na Boga Luis Milla nie ! Dla
uświadomienia niewtajemniczonych powiem, że Adrian
i Rodrigo to są napastnicy. Na pewno nie klasyczni,
tak jak u Del Bosque Llorente czy wymieniony Alvaro,
ale napastnicy. No to teraz przykłady (fakty)- jak
kto woli.
Rok 2011 MŚ U-20 Hiszpania w składzie z Rodrigo na
pozycji wysuniętego napastnika, gra zjawiskowo, ale
w ćwierćfinale trafia na Brazylię (po karnych
odpada). Piłkarz Benfiki grał świetny turniej
strzelał bramki, asystował, itd. Dał radę ? Dał,
to myślą trenera- dlaczego teraz miałby sobie nie
poradzić.
Dla kontrastu (i tu dużo racji autora tekstu)
Vasquez na tym turnieju 5 bramek- król strzelców.
Na pozycji 9- bardzo dobry, lepszy od Rodrigo, ale
nie aż tak diametralnie.
Adrian- ME U-21 rok 2011- król strzelców, sytuacja
identyczna jak wcześniej. Pytanie jak się
prezentował, jest po prostu bez sensu.
I tutaj wiadomość, której do końca nie jestem
pewien. Wydaje mi się, ze na wspomnianych turniejach
selekcjonerem młodzieżowych reprezentacji
Hiszpanii, był właśnie Milla, więc to jego
pomysły.
Pomysły, które "dawały" radę.
Nazywanie Adriana kreatywnym pomocnikiem to zbrodnia,
a tłumaczenie, że Mata nie wykorzystywał "setek"
bo to nie typowy napastnik, jest mocno naciągane.

Także ta cała diagnoza nadaje sie do kosza.
Przecież Vasquez był długo w kręgu zainteresowań
i czego odpadł w ostatnim momencie ? Przychodzi
komuś do głowy, ze może byli lepsi, albo zawodnik
Espanyolu nie imponował formą. No chyba nie.
Może powód słabej gry "La Roja" to brak takiego
rozgrywającego pełną gębą- takiego Thiago. Ja to
tak widzę. Tylko o osobie Alcantary mogę pogdybać.

Odpowiedz
~Ciekawy (gość) - 12 lat temu

A ja właśnie żałuję, że Hiszpanom się nie
udało. To byłoby dopiero coś.
Jeśli chodzi o tiki- takę, to i tak w tym kierunku
będzie dążył futbol. Czy tego chcemy czy nie,
coraz więcej klubów wzoruje swoje własne szkółki
na La Masii. Wraz z ogólnymi założeniami
zapożyczają też mimowolnie styl. Coraz więcej
będzie pojawiać się zawodników niskich, nie
najdoskonalszych fizycznie, ale za to świetnie
wyszkolonych technicznie, we wczesnych latach kariery
dość uniwersalnych, po prostu dobrych piłkarzy, a
nie koniecznie atletów. Świat zobaczył, że z
takich zawodników też można mieć wiele pożytku,
przez co mali i słabi chłopcy nie będą z góry
odrzucani.

Odpowiedz
~Jaro (gość) - 12 lat temu

Przed turniejem olimpijskim nic nie pisałem o kadrze
Milli bo czułem, że mogą zawieść i to na całej
linii. Brak klasowego rozgrywającego, słaba obrona
w której brylować miał zmęczony mistrzostwami
Europy Alba (który notabene w reprezentacji Del
Bosque był najmniej doświadczonym piłkarzem-
trudno się tu było spodziewać cudu) a całość
drużyny miała się opierać na doświadczonym
Juanie Macie co też wydawało mi się zbyt
ryzykowne. Teraz życzę olimpijskiego złota
Brazylijczykom bo uwielbiam futbol techniczny a
Canarinhos jak na razie prezentują się efektownie i
efektywnie.

Odpowiedz
Hambek (gość) - 12 lat temu

Widzę, że styl gry preferujemy identyczny, bo ja
również lubuje się w technicznej piłce i podobnie
jak ty, na obecna chwile stawiam na Brazylię i
Senegal, który przyznam szczerze- porywa swoim
futbolem.
Co do Hiszpanów, to powiedzmy sobie uczciwie to jest
blamaż "La Roja". Z takim składem powinni co
najmniej grać w półfinale tej imprezy.
Cały czas mam nieodparte wrażenie, że Luis Milla
nie wydusił z tych chłopaków ich całego
potencjału. Problem fizyczny u kilku zawodników
był tak ewidentny, jak w przypadku Ludo Obraniaka na
Euro. A Alba w tym względzie, może mieć problem w
trakcie sezonu. To może się odbić, na pewnym
etapie rozgrywek La Liga.
Kolejna sprawa to wybory tego selekcjonera. Dla mnie
jest to nieco dziwne, bo przecież Milla zna każdego
z tych chłopaków od kilku lat, każdy z nich grał
juz pod jego okiem (z małymi wyjątkami). Mimo
takiego doświadczenia i wydawać by sie mogło
zgrania, ich gra momentami wyglądała tragicznie, a
brak tempa i klasowego rozgrywającego był widoczny
gołym okiem.
Brak Thiago okazał się być brzemienny w skutkach,
a nasilenie piłkarzy nazywanych w Hiszpanii
"mediapunta", akurat tym nie zdało egzaminu.
Wiadomo również, że sam Alcantara diametralnie nie
zmienił by oblicza tej drużyny, bo postawa obrony
nie zależałaby od zawodnika Barcelony, a tu
zastrzeżeń mam najwięcej.

Odpowiedz
szwajc1212 (gość) - 12 lat temu

Fajnie się czytało ale też mam trochę wrażenie
jak Hambek że konkluzje trochę na wyrost .

W tekście czytamy o Adrianie Lopezie następujące
słowa -

"Ten drugi w Hiszpanii słynie z tego, że jest
słaby w strzelaniu goli"

A już w publicystyce na temat potrzeby środkowego
napastnika w kadrze Vicente del Bosque możemy się
dowiedzieć że -

"Dlaczego nie zabrał Adriana Lopeza, --> faceta
chyba najlepiej w Hiszpanii nadającego się do roli
fałszywej dziewiątki."

Rozumiem że w potoku pisanych słów nie trudno o
pomyłkę ale recepta w stylu " jestem za a nawet
przeciw" mnie osobiście nie przekonuje . Nie biorę
też na serio argumentu że Llorente nie grał na
euro z powodu przetrenowania skoro pierwsza część
tego artykułu jest poświęcona koncepcji "sfinksa"
do której taki napastnik miał nie pasować .

Można by się zastanawiać nad zawiłościami
taktycznymi lub nad formą fizyczną gdyby rywale
chociaż w połowie dorównywali klasą kadrze "La
Furia Roja". Moim zdaniem Hiszpanie poczuli się
wygranymi tej imprezy zanim zapłonął znicz i
słono za to zapłacili .

ps bardzo mi się podoba że słowo "mediapunta" na
stałe zagościło na tą stronę :).

Odpowiedz
Hambek (gość) - 12 lat temu

Nie za bardzo chciałem wyciągać błędne
stwierdzenia, ale skoro już szwajc1212 rzucił coś
od siebie to pójdę za jego opinią.

"Efekt był taki, że Fernando Llorente na Euro
pojechał tak zmęczony, że niezdolny do zagrania
nawet przez chwilę".

To zdanie bije na głowę inne pod względem
niedorzeczności. Panie redaktorze skąd Pan ma takie
informacje ? Była jakaś rozmowa z Baskiem, a może
z samym Del Bosque ?

Pozostanę również oponentem dla Pana opinii na
temat katorżniczych treningów Bielsy jako
głównego czynnika słabej postawy piłkarzy
Athleticu. To wcale nie musiało być tak. Dla
porównania Felix Magath również słynie z, tak to
ujmę- ostrej ręki, a mimo to jeden z jego
podopiecznych- Mario Mandzukić, został objawieniem
polsko-ukraińskiego czempionatu. Po całym sezonie
morderczych treningów, ważny mógł się okazać
okres czasu pomiędzy końcem rozgrywek, a finałami
Euro. Może tam błąd popełnił Fernando, przez co
jego organizm nie mógł właściwie się
zregenerować.
Taki mój prywatny domysł.

Odpowiedz
~dominik (gość) - 12 lat temu

llorente pisze sie przez dwa l

Odpowiedz
Hambek (gość) - 12 lat temu

Wiem, że przez dwa "Ll" na początku ;)
Raz złapałem literówkę. Wcześniejsze wpisy jak
najbardziej ok, sam możesz zobaczyć.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze