Odwiecznym problemem reprezentacji Polski przed wielkimi turniejami jest forma zawodników, którym sytuacja w klubie nie pozwala na regularne występy. Przed Euro 2016 historia się powtarza.
Jerzy Engel, Paweł Janas, Leo Beenhakker oraz Franciszek Smuda to selekcjonerzy, którzy w XXI wieku na wielkie turnieje posiadali w kadrze nieogranych zawodników, którym brakowało regularnej gry w klubie. Pionierem, jeśli chodzi o tego typu powołania, był Jerzy Engel. Jego następcy na początku pracy zarzekali się, że w ich drużynie nie będzie dla takich zawodników miejsca, ale rzeczywistość weryfikowała te zapowiedzi.
Do mistrzostw Europy pozostało jeszcze niewiele czasu, czyli ponad siedem miesięcy. Kadrowicze Adama Nawałki mają czas na zmianę klubu w zimowym oknie transferowym lub wywalczenie miejsca w podstawowym składzie. Widać już jednak, że kilku mniej lub bardziej kluczowych piłkarzy w reprezentacji będzie miało z tym problem.
Wielka niewiadoma na prawej obronie
Do niedawna całe zło w formacji defensywnej Polaków wiązało się z lewą stroną. Po drugiej stronie pewne miejsce miał borykający się z licznymi kontuzjami Łukasz Piszczek, a pod jego nieobecność wzrastały akcje Pawła Olkowskiego. Dziś obaj obrońcy występujący na co dzień w Bundeslidze mają problemy z regularną grą.
Piszczek wraz ze zmianą na stanowisku trenera stracił miejsce w wyjściowej jedenastce Borussii Dortmund i nie zanosi się na to, by miał je odzyskać, gdyż bardzo dobrze radzi sobie Matthias Ginter. Reprezentant Polski pytany niedawno, czy nie martwi go sytuacja w klubie, robił dobrą minę do złej gry, mówiąc, że brak regularnych występów najwyraźniej nie przeszkadza Nawałce, u którego ten nadal ma pewne miejsce. 196 minut spędzonych w tym sezonie na boisku w klubie to zaskakująca przepaść w porównaniu z poprzednimi latami, kiedy Piszczek był jednym z pewnych punktów Borussii.
Nikt jednak nie przypuszczał, że rola byłego zawodnika Herthy Berlin zostanie w Dortmundzie tak drastycznie ograniczona. Jedyną rzeczą, która mogła zabrać Piszczkowi miejsce w podstawowym składzie była właśnie kontuzja. W związku z tym dobrą alternatywą wydawał się Olkowski, który zaliczył udany pierwszy sezon w 1. FC Koeln. Niestety, ale obecny nie jest już tak udany. 25-latek na początku rozgrywek był pierwszym wyborem Petera Stoegera, ale przeciętne występy sprawiały, że pozycja Polaka słabła z każdym meczem. Najpierw Olkowski stał się pierwszym zawodnikiem do zmiany, aż w końcu na stałe wygryzł go ze składu przesunięty z pomocy Marcel Risse.
Niewiele wskazuje, by Piszczek wrócił do podstawowego składu. Jedynym wyjściem z sytuacji wydaje się zmiana klubu lub ewentualna kontuzja Gintera. Lepszą sytuację pomimo kontuzji ma Olkowski, który w poprzednim sezonie udowodnił, że jest solidnym zawodnikiem. Wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie drużyny z Kolonii kosztem kapitana.
Tułaczka Szukały
Łukasz Szukała będący do niedawna pewnym punktem w reprezentacji Polski, nie może zaliczyć ostatnich miesięcy do udanych. Wątpliwości, co do jego osoby, pojawiały się już w trakcie poprzedniego sezonu, kiedy występował w Arabii Saudyjskiej, lecz dobrą postawą w meczach drużyny narodowej zamykał usta wszystkim krytykom.
Latem, gdy środkowy obrońca rozwiązał kontrakt z Al-Ittihadi, wydawało się, że przejdzie do lepszego klubu, w którym będzie mógł liczyć na regularne występy. Niestety tak się nie stało. 31-letni stoper podpisał kontrakt z tureckim Osmanlisporem. Wydawało się, że miejsce w wyjściowym składzie nie powinno stanowić dla niego żadnego problemu, ale po raz kolejny rzeczywistość w przypadku reprezentantów Polski okazała się brutalna.
Obecnie okazuje się, że liga turecka dwukrotnemu mistrzowi Rumunii nie służy. Polak ostatnio zaczął grać więcej w porównaniu z początkiem sezonu i nawet zbiera dobre noty, ale jego pozycja nadal nie jest pewna. To nie zmienia jednak faktu, że Szukała posiada mocną pozycję w kadrze i raczej pojedzie na Euro, ale tylko od niego zależy, czy będzie on nadal ważnym zawodnikiem w układance Adama Nawałki.
Niestabilny Rybus
Jeszcze we wrześniu nad Wisłę z Groznego trafiały satysfakcjonujące relacje dotyczące Macieja Rybusa. Były zawodnik warszawskiej Legii zbierał pochwały za grę na nowej dla niego pozycji lewego obrońcy. Swą dobrą dyspozycję potwierdził nawet we Frankfurcie, grając przeciwko Niemcom. W mediach pojawiały się plotki o transferze.
Niestety, ale kolejne tygodnie w wykonaniu Rybusa nie były już tak udane. Cofnięty do obrony Polak nie wyszedł na tym dobrze, gdyż jego miejsce na lewej pomocy zajął Igor Lebedenko, a na lewą obronę wrócił Fiodor Kurdiaszow. W efekcie dla Polaka zabrakło miejsca w pierwszym składzie, ale to nie oznacza, że Rybus przestał grać. Ostatnie mecze pokazują nawet, że nadal jest on ważną postacią dla Jurija Kranożana, który widzi w nim idealnego dżokera. W ostatnich meczach Rybus zasiadał głównie na ławce rezerwowych, ale w każdym spotkaniu dostaje przynajmniej kilkanaście minut na pokazanie się trenerowi. To oczywiście problem dla selekcjonera drużyny narodowej, ale nie jedyny, gdyż zmieniła się też pozycja, na której wychowanek Legii ostatnio gra. 26-latek wrócił na swą nominalną lewą pomoc, co stanowi problem dla Adama Nawałki, który w Rybusie widzi głównie lewego obrońcę.
Problemy Grosickiego
Kolejnym zawodnikiem odgrywającym ważną rolę w reprezentacji Polski, który ma problemy z przebiciem się do pierwszego składu w klubie, jest Kamil Grosicki. Polak swymi występami w Sivassporze pokazał, że potrafi przebojem podbić ligę, a następnie przepaść na długie tygodnie. Tak też było na początku w Ligue 1. Po zmianie klubu „Grosik” występował w pierwszym składzie Rennes, ale w tym sezonie stracił miejsce w podstawowej jedenastce francuskiego klubu.
450 minut spędzonych na boisku w tym sezonie nie może zadowalać Adama Nawałki. Ze swoich problemów zdaje sobie sprawę sam zawodnik, który tuż po wywalczeniu awansu Polski na Euro w swych wypowiedziach mówił, że czeka go poważna rozmowa z trenerem Philippe Montanierem. Polak nie wyklucza nawet transferu lub wypożyczenia, co kilkakrotnie podkreślał nawet w kontekście ostatnich zamachów terrorystycznych, które miały miejsce w Paryżu.
Zasługi gdańskiego duetu
Sławomir Peszko oraz Sebastian Mila mocno przyczynili się do awansu reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy. Pierwszy z nich strzelił bramkę w wyjazdowym meczu z Irlandią, który ostatecznie zakończył się remisem 1:1, a drugi – będąc jeszcze piłkarzem Śląska Wrocław – mocno przyczynił się do historycznego triumfu nad Niemcami oraz rozruszał niedającą sobie rady drużynę w meczu z Gruzją w Tibilisi. Zasług tej dwójce odmówić nie można, ale forma prezentowana przez nich w tym sezonie, a raczej jej brak, stawia pod znakiem zapytania ich obecność w kadrze na czerwcowy turniej.
Dwójka zawodników Lechii Gdańsk w formie to z pewnością wzmocnienie dla Polski. Nieprzewidywalność Peszki i niekonwencjonalne zagrania Mili mogą stanowić element zaskoczenia dla rywali pod warunkiem, że obaj będą regularnie grać w klubie i wyróżniać się na tle ligowych rywali. Ostatnie tygodnie nie napawają jednak optymizmem, obaj zawodnicy mają bowiem problemy z regularną grą, a gdy już pojawią się na boisku, ich dyspozycja pozostawia wiele do życzenia.
O ile w przypadku Mili dołek może być spowodowany wiekiem, o tyle dziwi zapaść Peszki, którego po ostatnim ligowym występie publicznie skrytykował klubowy trener. Wracający z Bundesligi na ligowe boiska Peszko to cień piłkarza, który w marcu tego roku dał prowadzenie Polsce w Dublinie. Mimo kiepskiej formy znalazło się miejsce dla obu pomocników Lechii Gdańsk w drużynie narodowej na listopadowe mecze towarzyskie z Islandią oraz Czechami. Selekcjoner reprezentacji Polski zaznaczył jednak, że w kadrze pojawili się za zasługi z eliminacji, dzięki którym należy im się szansa, ale jeśli nie poprawią swej sytuacji w klubie, może zabraknąć ich na Euro.
Budowa reprezentacji Polski na przyszłoroczne mistrzostwa Europy potrwa do maja, wtedy Adam Nawałka będzie musiał ogłosić 23-osobową kadrę, która pojedzie do Francji. Do tego czasu kadrowicze mają szansę na odbudowanie swej formy, a następnie pozycji w klubie lub nawet na zmianę otoczenia. Przed polskimi piłkarzami kilka miesięcy ciężkiej pracy, której owocem będzie odsłuchanie „Mazurka Dąbrowskiego” na wielkiej imprezie.