Rok 2020 w Białymstoku zaczął się od zmian. Ze stanowiskiem trenera pożegnał się Ireneusz Mamrot, obecnie walczący o utrzymanie z Arką Gdynia. Na jego miejsce prosto z Bułgarii przybył Iwajło Petew, dla którego początki w Polsce okazały się co najmniej trudne. Po pierwszych czterech spotkaniach bez zwycięstwa Jagiellonia Białystok – choć po trudach – zdobyła pełną pulę w ostatnich trzech meczach. Na co stać białostoczan w rundzie finałowej, zakładając, że rozgrywać ją będą w grupie mistrzowskiej?
Seria rozpoczęła się od dalekiej wyprawy do Szczecina. Trudne spotkanie zakończone zwycięstwem 2:1 było pierwszą wygraną nowego szkoleniowca „Żółto-czerwonych”. Arcyważne trzy „oczka” na początku marca miały być początkiem gonitwy klubu ku górnej części tabeli, która dla Jagiellonii jest od kilku lat normą. Następnie była domowa potyczka ze Śląskiem Wrocław, zakończona jednobramkowym zwycięstwem gospodarzy. Dobrą formę i szansę na kolejne punkty pokrzyżowała pandemia. Ponad dwa miesiące później nic się nie zmienia. Jagiellonia Białystok udaje się do Krakowa i rzutem na taśmę zdobywa kolejne trzy punkty, znacznie zbliżające klub do upragnionego podium.
Trudne nowego początki
Początek pracy Iwajło Petewa wcale nie wskazywał na tak szybkie odwrócenie losu. Wysokie porażki z Wisłą Kraków oraz Legią Warszawa, do tego remisy z Koroną Kielce i Lechem Poznań. Tak wyglądały pierwsze cztery kolejki rundy wiosennej, która zapowiadać miała najgorszy sezon Jagiellonii od lat. A już w poprzednim Jagiellonia wypadła poza podium po wcześniejszych dwóch latach zakończonych wicemistrzostwem kraju. Marzec pozwolił ponownie marzyć o Europie, w której Jagiellonia potrafi przynieść nie lada emocje swoim sympatykom.
W tym roku o europejskie puchary będzie jednak bardzo trudno. Rywalizacja nie jest na wysokim poziomie, za to ścisk w tabeli powoduje, że jest jak najbardziej wyrównana. Jak co roku wyścig ślimaków trwa. Po 27. kolejce ekstraklasy miejsca 2-8 dzieli zaledwie sześć punktów. Do trzeciego Śląska Jagiellonia ma zaledwie trzy punkty straty, zajmując jednocześnie 8. miejsce i będąc na granicy grupy mistrzowskiej. Niewywalczenie jej byłoby dla białostoczan ogromną porażką, której wracający na trybuny kibice nie mogliby przełknąć.
Jagiellonia Białystok wraca do gry
Potwierdzeniem dobrej dyspozycji Jagiellonii była wygrana z Cracovią. Wszystko za sprawą Przemysława Mystkowskiego. 22-latek zaledwie dwie minuty po wejściu na boisko umieścił piłkę w siatce. Zrobił to równo sześć lat po debiucie w ekstraklasie, który co ciekawe, miał miejsce również na ulicy Kałuży. Cały klub też ma powody do świętowania. Dzień przed meczem Jagiellonia obchodziła swoje 100. urodziny. Bramka strzelona przez wychowanka zapewnia tym wydarzeniom piękne tło, które na finiszu sezonu zaczyna nabierać kształtów.
Na kolejną bramkę w ekstraklasie 22-latek czekał ponad cztery lata. Pierwszoligowe wojaże oraz trudności w wywalczeniu miejsca w składzie Jagiellonii pozwoliły kibicom na chwilę zapomnieć o zawodniku, który w lidze debiutował, mając zaledwie 16 lat. Asysta w marcowym meczu z Pogonią oraz zwycięska bramka w Krakowie oznaczać mogą długo wyczekiwaną stabilizację. Tak dla Jagiellonia.pl swój występ z Cracovią skomentował Przemysław Mystkowski:
– Trzy punkty cieszą. Ponadto uważam, że na stulecie to na pewno jest super prezent dla naszych kibiców. Długo czekałem na tę bramkę. Czuję dumę. Wychowałem się w Białymstoku, jestem bardzo związany z tym klubem, więc cieszę się tak samo jak kibice.
⏱️ 88' MAMYYY TOOO!!!!! Przemek Mystkowski, krótko po wejściu na plac gry, zdobywa bramkę na 1:0. Prowadzimy w Krakowie!!!
________________________@_Ekstraklasa_ | @grajmy_razem | #CRAJAG 0:1 pic.twitter.com/ehWpqNr98F— Jagiellonia 💛❤️ (@Jagiellonia1920) May 31, 2020
Wraz z klubem odrodzenie przeżywa również sam zawodnik. Wydaje się, że potrzebnym kredytem zaufania obdarzył go nowy trener Jagiellonii, dla którego po trudnych początkach wszystko zaczyna wychodzić na prostą. Czy taka też będzie droga Jagiellonii do europejskich pucharów? Rzućmy okiem na najbliższe tygodnie „Żółto-czerwonych”.
Jest dobrze, może być lepiej
Dla klubu z Podlasia wygrana w Krakowie była trzecią z rzędu. Przed podopiecznymi Iwajło Petewa względnie nietrudne zadanie, by passę przedłużyć chociażby do pięciu spotkań. W ramach 28. kolejki do Białegostoku zawita Wisła Płock. Oba zespoły w tabeli dzielą cztery punkty. „Nafciarze” po wysokiej porażce 1:4 z Koroną Kielce mają coś do udowodnienia, jeśli nadal chcą walczyć o grupę mistrzowską. W tym starciu gospodarze radzić sobie będą bez kapitana drużyny – Tarasa Romanczuka. Do niego dołączyć może Bogdan Tiru, którego występ nadal stoi pod znakiem zapytania. Mimo tego nastroje w Białymstoku są bojowe:
– Musimy zagrać tak, jakby to był finał. Musimy zrobić wszystko, żeby zdobyć trzy punkty. Nie myślę o tym meczu w kategorii tego, czy awansujemy do górnej ósemki. Skupiamy się tylko na tym, żeby zagrać dobre spotkanie i zdobyć trzy punkty. Nie ma łatwych meczów, zwłaszcza w Polsce. Teraz nie ma czasu na rozpamiętywanie i celebrowanie skończonego trzy dni temu spotkania. Gramy z większą pewnością siebie – takimi słowami o sobotnim starciu dla Jagiellonia.pl wypowiedział się trener białostoczan.
https://twitter.com/Stadion_Bstok/status/1268873424358735873?s=20
Takich finałów zostało trzy. Wisła Płock, ŁKS Łódź, Piast Gliwice. Biorąc pod uwagę mecz z Wisłą Płock oraz wyjazdowe spotkanie z ostatnią w tabeli drużyną Wojciecha Stawowego, wydaje się, że mogło być zdecydowanie gorzej. Sześć punktów w najbliższych meczach może znacznie przybliżyć Jagiellonię do grupy mistrzowskiej. Należy pamiętać, że walczący o ten sam cel Raków ma przed sobą również nie najgorszy terminarz. Oba kluby dzielą jedynie trzy punkty. Rywalizacja zatem będzie prawdopodobnie trwać do samego końca. A to w naszej rodzimej lidze lubimy najbardziej.
Jagiellonia Białystok – powrót do Europy
Jagiellonia Białystok to na warunki ekstraklasy klub prosperujący więcej niż dobrze. Choć wielu sympatyków polskiej piłki może mieć zarzuty co do liczby polskich zawodników w składzie, tak na obronę tego można przytoczyć milionowe transfery z klubu. Do tego mądre zakupy wewnątrz ligi z Jesusem Imazem oraz Juanem Camarą na czele.
Ostatnie pięć lat dla klubu to pasmo sukcesów. Trzy razy podium, w tym dwa wicemistrzostwa. Do sukcesów można też zaliczyć zeszłoroczny finał Pucharu Polski. Jagiellonia doskoczyła do polskiej czołówki, w której od dłuższego czasu znajduje się Legia, Lech oraz Lechia. Aby ten stan się nie zmienił, białostoczanie muszą regularnie trzymać się pierwszej czwórki, poza którą nie wypadli już od trzech sezonów. Zakładając, że pierwsza ósemka nie zmieni się do końca sezonu, Jagiellonia Białystok nie powinna mieć wielu powodów do zmartwień.
Bilans „Żółto-czerwonych” przeciwko rywalom z górnej części tabeli w rundzie zasadniczej to pięć zwycięstw, pięć remisów i dwie porażki. Czternastym spotkaniem z czołówką będzie to w ramach 30. kolejki. Na białostoczan czeka aktualny mistrz Polski – Piast Gliwice. Statystyki są po stronie Jagiellonii, która z najlepszymi grać potrafi. Powtórzenie takich wyników powinno zagwarantować „Jadze” europejskie puchary, które w Białymstoku zawsze przynosiły wiele emocji.
Maksymalnie 5593 kibiców będzie mogło wspierać Jagiellonię Białystok w rundzie finałowej. Gwarancją kompletu wynoszącego w obecnej sytuacji 25% pojemności stadionu będzie obecność klubu w grupie mistrzowskiej. Nikt w Białymstoku nie wyobraża sobie gry w dolnej części tabeli. Ze względu na okoliczności kibice Jagiellonii bać się o to nie powinni.