Ma 17 lat, trzy obywatelstwa i niesłychaną smykałkę do futbolu. W wieku 7 lat trenował z Barceloną, znajdował się w orbicie zainteresowań Arsenalu, Manchesteru United i Chelsea, co czyniło go pierwszym takim chłopakiem w historii australijskiego futbolu. Obecnie reprezentuje barwy Udinese, więc można mieć pewność, że jego talent raczej nie rozmieni się na drobne. O kim mowa? O Panosie Armenakasie, wielkiej nadziei światowej i (przede wszystkim) australijskiej piłki nożnej.
Przyznam się, że z takim przypadkiem jeszcze się nie spotkałem. Urodził się w Stanach Zjednoczonych, jego matka jest Amerykanką, ojciec na wpół Grekiem i Australijczykiem. Siłą rzeczy ma więc obywatelstwo australijskie i greckie, a w zeszłym roku rozegrała się o niego prawdziwa batalia, zwłaszcza między krajem z Antypodów i Helladą. Co ciekawe, Amerykanie również nie zrezygnowali z walki o niego i nadal robią podchody, aby przekonać Armenakasa do gry w drużynie prowadzonej przez Juergena Klinsmanna. Przyjrzyjmy się zatem temu chłopakowi, który wywołuje tak skrajne emocje w trzech krajach na trzech różnych kontynentach.
– Panos zanim jeszcze zaczął chodzić, już chciał trzymać piłkę. Zabawki go kompletnie nie interesowały – wspomina Armenakas senior. Ojciec Panosa, John Armenakas, widząc niebywały talent swojego syna powiadomił byłego piłkarza AEK-u Ateny Jima Patikisa i namówił go do przyjazdu i obejrzenia młodego chłopaka w akcji. Przypominając tą historię, mówi – Pojechałem do parku, żeby odbyć mały rekonesans. Wiecie, chciałem zobaczyć, czy on w ogóle biega… – Jednak w momencie, kiedy chłopiec przyjął piłkę, zaczął nią operować i odgrywać z pierwszej piłki, Patikis natychmiast zmienił swoje podejście. – Już nawet w wieku trzech lat był świetny – konkluduje.
Wieść o utalentowanym chłopaku rozeszła się już w 2005 roku, kiedy to młody Panos strzelał jak na zawołanie w drużynie młodzieżowej Sydney Olimpic, w której występował od 5. roku życia. Trenował trzy razy w tygodniu po pięć godzin i progres w jego grze cały czas był zauważalny. Warto wszak odnotować, że w jednym sezonie zaliczył 32 trafienia i wypracował kolejnych 19 bramek strzelonych przez swój zespół. Z każdym dniem potwierdzał więc, że ma papiery na naprawdę wielkie granie.
Widząc to, ojciec Panosa poszedł więc za ciosem i postanowił nagrać kompilację z jego popisami. W tym momencie, na skutek niesztampowego pomysłu, maszyna ruszyła…
Zamiast próbować krok po kroku budować renomę swojego syna, Pan Armenakas poszedł pod prąd i podjął próbę zdobycia futbolowego Olimpu. Wysłał wideo do FC Barcelony i… dostał odpowiedź zawierającą zaproszenie na spotkanie do Barcelony. – Prawie spadłem z krzesła – skwitował całą sytuację. W międzyczasie parol na młodego piłkarza zagięły Chelsea, Manchester United i Arsenal, jednak przepisy FIFA uniemożliwiały sprowadzenie go do swojej akademii, zanim nie ukończy 8. roku życia.
Co ciekawe, do walki o jego podpis włączyło się też Bolton Wanderers, które sponsorowało mu nawet dwutygodniowy pobyt w ośrodku treningowym drużyny. Ostatecznie jednak Australijczyk został w Sydney, po czym dołączył do akademii Milanu. W 2010 roku był nawet w kadrze zespołu U-12 i na turnieju w Portugalii strzelił 8 bramek w siedmiu meczach, będąc jedynym obcokrajowcem w drużynie. I gdy wydawało się, że jego drogi ewidentnie skrzyżują się z jednym z europejskich potentatów, w wyścigu o pozyskanie piłkarza wygrała rodzina Pozzo i ich Watford. W wyniku znanych filialnych powiązań pomiędzy ekipą „Szerszeni” a Udinese Armenakas pojawił się w północnych Włoszech w 2014 roku i podpisał trzyletni kontrakt. Na początek trafił oczywiście do drużyn juniorskich (Primavery), ale szkoleniowiec „Zebr”, Andrea Strammacioni, zapraszał go na treningi z pierwszą drużyną. Na ten moment jest już pełnoprawnym członkiem drużyny rezerw, w której strzelił już nawet debiutanckiego gola.
W międzyczasie wokół niego toczyły się jednak przede wszystkim przepychanki pomiędzy państwami, z którymi jest mocniej bądź słabiej związany. Początkowo wszystko wskazywało na to, że temat jest zamknięty i Armenakas będzie przywdziewał koszulkę reprezentacji Australii. W 2013 roku niespodziewanie przyjął jednak zaproszenie na konsultacje do reprezentacji Grecji U-17, a nawet rozegrał dla niej dwa spotkania. Australijczycy poczuli się zbici z tropu, ale znany australijski dziennikarz Les Murray twierdził, że to wydarzenie w żaden sposób nie powinno ich martwić, gdyż „jego serce jest z Australią”.
I rzeczywiście, od tamtego czasu Armenakas nie przyjął już żadnego powołania pochodzącego od greckiego związku, ale w 2014 znowu zasiał niepewność w głowach fanów „Socceroos”. W trakcie wywiadu dla strony „O When the Yanks”, zajmującej się poszukiwaniem młodych, amerykańskich piłkarzy w USA i nie tylko, wypowiadał się w sposób pochlebny o kadrze Juergena Klinsmanna. Co więcej, na pytanie, czy zastanowiłby się nad przyjęciem powołania od trenera, odpowiedział twierdząco.
Na ten moment najbliżej mu jednak do grania w kadrze Australii. W listopadzie 2014 pojechał z kadrą U-17 na turniej Nike do USA, a w październiku tego roku był członkiem reprezentacji, która brała udział w mistrzostwach świata U-17 w Chile, gdzie rozegrał wszystkie cztery spotkania (jedno w pierwszym składzie, Australia odpadła w 1/8 z Nigerią).
Kończąc już temat jego perypetii z wyborem kadry narodowej, warto bliżej przyjrzeć się jego umiejętnościom. A te ma naprawdę bajeczne! Lewa noga, technika, wizja, tempo, gra bez piłki. Generalnie ma wszystko, czego oczekuje się od zawodnika stricte ofensywnego. Ten zestaw umiejętności sprawia, że porównuje się go często do legendy australijskiej piłki, byłego skrzydłowego m.in. Leeds i Liverpoolu, Harry’ego Kewella. Murray twierdzi nawet, że Armenakas to „piłkarz, jakiego w australijskim futbolu jeszcze nie było”. Szukacie potwierdzenia? Proszę.
Powiecie: „amatorski poziom, turniej szesnastolatków”. Okej. Ale takich filmików w sieci jest znacznie więcej, a determinacja, z jaką o piłkarza walczą chociażby Amerykanie i piłkarskie CV, jakim ten młody piłkarz już się legitymuje, wskazuje na to, że mamy do czynienia z diamentem najwyższej próby. W dodatku ludzie z Udinese, którzy przecież doskonale znają się na masowej produkcji i sprzedaży talentów są gwarancją tego, że chłopak zostanie odpowiednio poprowadzony. A nam pozostaje jedynie czekać na jego debiut w Serie A i w reprezentacji.