O jeden mecz za daleko


W minionym sezonie drużyna zrobiła prawdziwą furorę w I lidze, kiedy jeszcze jako beniaminek praktycznie do ostatniej kolejki walczyła o awans do Ekstraklasy. Ostatecznie tę walkę przegrała minimalnie, a przyczyny porażki są jednym z powodów, dla których piszę niniejszy artykułów. Oto rys Sandecji Nowy Sącz, nowej siły piłkarskiej z Małopolski.


Udostępnij na Udostępnij na

Nowy Sącz liczy sobie niecałe sto tysięcy mieszkańców. Jest spokojnym i czasami zakorkowanym miastem na południu Małopolski, gdzie żyje blisko dziesięciu z listy najbogatszych Polaków według magazynu „Wprost”. Piłka nożna raczej nigdy nie była tam dyscypliną najważniejszą. Sandecja wprawdzie obchodzi w tym roku stulecie istnienia, ale kiedyś  zainteresowanie piłką nożną było znikome. A szkoda, „Sączersi” są bowiem z wielu powodów drużyną zjawiskową.

Przed startem ubiegłego sezonu nikt nie wróżył im świetlanej przyszłości. Sukcesem na jubileusz był już sam awans do zaplecza Ekstraklasy, gdzie praktycznie wszyscy spisywali Sandecję na straty, albo ewentualnie na morderczą walkę o utrzymanie. Stało się jednak zupełnie inaczej, klub z Nowego Sącza grał świetną piłkę, zdecydowanie lepszą od większości drużyn ligowych. Świadczy o tym zresztą pozycja w tabeli. Trzecie miejsce na mecie sezonu to niebagatelny sukces. Pojawiły się jednak głosy, że ten wynik pozostawił pewien niedosyt, szczególnie wśród kibiców. Zaczęto zadawać także pytania, czy klub zrobił absolutnie wszystko co w jego mocy, żeby awansować i wyprzedzić Górnik Zabrze. Na wyjaśnienie tego jeszcze przyjdzie czas. Na razie, jak napisałem we wstępie, artykuł to rys klubu i zamierzam to kontynuować.

Beniaminek absolutny

Sandecja w I lidze gra pierwszy raz w historii klubu. Wprawdzie drużyna występowała już swego czasu na zapleczu Ekstraklasy (sezony 1986/1987 oraz 1991/1992), jednak wtedy odbywało się to jeszcze pod szyldem II ligi. Drużyna awans wywalczyła rzutem na taśmę, wygrywając z Concordią Piotrków Trybunalski 5:3. Miało to miejsce jeszcze za kadencji trenera Moskala. Przed rozpoczęciem nowego sezonu zastąpił go Dariusz Wójtowicz i trzeba przyznać, że był to strzał dziesiątkę.

Można w tym miejscu zadać sobie pytanie: dlaczego? Wójtowicz nie jest przecież zbyt znaną osobistością w futbolowym światku. Wprawdzie był asystentem Globisza w reprezentacjach młodzieżowych czy zaliczył krótki epizod w ŁKS-ie Łódź, ale głównie można go było oglądać jako trenera drużyn w niższych ligach. Jednak zaufanie, którym obdarzyli go włodarze klubu z ulicy Kilińskiego, zaczęło się spłacać bardzo szybko.

Po pierwsze transfery. Powiedzieć, że przed startem ubiegłego sezonu drużyna została przebudowana, to duże niedopowiedzenie. Zmian doczekała się dosłownie każda formacja i były to zdecydowanie zmiany na lepsze. Nabytki wniosły nową jakość do gry Sandecji, zespół wykreował swój własny, ofensywny styl. 55 strzelonych bramek to dość niedościgniony wynik, oczywiście abstrahując od Widzewa Łódź, który w I lidze był absolutnie poza zasięgiem wszystkich.

Koncentrując się na zawodnikach, wypadałoby rozpocząć od dwójki Michał Jonczyk i Dariusz Zawadzki, im jednak poświęcę następny akapit. Warto bowiem zwrócić uwagę na trójkę innych zawodników: bramkarza Mariusza Różalskiego, obrońcę Petara Borovićanina i pomocnika Cheikha Tidiane’a Niane’a. Szczególnie ten ostatni na przestrzeni ubiegłego sezonu niesamowicie się rozwinął. Do Polski przyjechał jako kolejny zagubiony Afrykańczyk próbujący podbić Europę w pogoni za chlebem. Trener Wójtowicz przez długi okres szukał dla niego pozycji, najczęściej była to jednak ławka rezerwowych. W końcu Niane wylądował na boisku jako defensywny pomocnik i okazało się, że do gry tam jest po prostu stworzony. Im bliżej końca sezonu, tym bardziej pokazywał, że jest jednym z najlepszych na tej pozycji w lidze. O klasie Różalskiego i Borovićanina świadczy najlepiej fakt, że Sandecja gubiła punkty najczęściej wtedy, kiedy na boisku ich nie było.

Liderzy

Po drugie: odkurzanie. Wójtowicz często sięgał po zawodników z dość bogatą, choć niespełnioną historią. W Sandecji mogli oni spokojnie odbudować formę i jednocześnie pomóc drużynie w wynikach. I właśnie tutaj mam na myśli głównie Michała Jonczyka i Dariusza Zawadzkiego. Ten pierwszy, niechciany w krakowskiej Wiśle, dla Sandecji zdobył siedem bramek w 26 występach. Po zakończeniu sezonu przeniósł się do Górnika Zabrze, suma odstępnego nie jest znana. I pomyśleć, że w marcu skończył dopiero 18 lat!
Życiorys Zawadzkiego jest jeszcze bogatszy. Ma za sobą występy m.in. w Wiśle Kraków czy Cracovii. Z reprezentacjami młodzieżowymi wywalczył wicemistrzostwo Europy U-16 i mistrzostwo Europy U-18 w 2001 roku. Nic więc dziwnego, że szykowany był na nowego rozgrywającego pierwszej reprezentacji. Niestety, jego kariera potoczyła się inaczej i koniec końców wylądował w Sandecji, gdzie stał się z miejsca liderem drugiej linii, a jego znakiem firmowym były uderzenia z rzutów wolnych. Zimą przyszła do niego oferta z Pogoni Szczecin i piłkarz postanowił z niej skorzystać. Pewnie teraz pluje sobie w brodę, że zamienił drużynę relatywnie lepszą na gorszą. Pogoń skończyła sezon dopiero na piątej pozycji. Nie ma co ukrywać, że o przeprowadzce zadecydowały głównie kwestie finansowe.

Sandecja to także wzorowa praca z młodzieżą. Nazwiska Dawida Janczyka czy Macieja Korzyma mówią same za siebie. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Swego czasu Franciszek Smuda ściągnął do Lecha także pomocnika Dawida Floriana, niestety ten pozostał bez sukcesów w „Kolejorzu”. Niedawno juniorzy młodsi Sandecji odpadli dopiero w półfinale mistrzostw Polski po przegranej batalii z SMS Łódź 1:2.
Wydawać by się więc mogło, że Sandecja to wzorowo prowadzony klub. I tak po części jest, ale niestety drużyna ma także swoją mroczniejszą stronę, która nie pozwala na osiągnięcie naprawdę znaczących sukcesów.

Meritum

Czas więc przejść do sedna sprawy. Na początku artykułu zadałem pytanie: czemu Sandecja nie awansowała do Ekstraklasy? Przy odpowiedzi warto przenieść się dobre kilka sezonów wstecz. „Sączersi” grali jeszcze wtedy w III lidze, czyli trzeciej najwyższej klasie rozgrywkowej. W grupie IV zawsze walczyli o awans. Zawsze, ale do czasu, czyli do końcówki sezonu, kiedy to nagłym trafem łapali gorszą formą i dawali się wyprzedzać innym klubom, jak Cracovia czy Korona Kielce. Sandecja z regularnością szwajcarskiego zegarka zawsze na mecie sezonu meldowała się na czwartej pozycji.

Powód, dla którego klub nie awansował wtedy, jest taki sam jak ten, dla którego nie awansował teraz, mianowicie pieniądze. Sandecja od zawsze boryka się z problemami finansowymi, miasto nigdy nie kwapiło się z widocznym dofinansowaniem klubu, drużyna nie posiada żadnego silnego sponsora strategicznego. Z awansem do Ekstraklasy wiązałyby się liczne wydatki, prawdopodobnie wszystkich wymogów nie spełniałby stadion. Obiekt przy ul. Kilińskiego rzekomo może pomieścić 5000 osób. Są to dane mocno naciągane, gdyż przy takiej liczbie widzów obiekt nie spełnia najzwyklejszych w świecie zasad BHP.
Stadion im. o. Władysława Augustynka nie ma nawet sztucznego oświetlenia, nie mówiąc już o murawie. Maszty miały być wprawdzie stawiane wraz z końcem tego sezonu, niezależnie od awansu, ale jak na razie budowa nie posunęła się nawet o centymetr.
Rozbudowa stadionu jest niemożliwa. Z jednej strony dlatego, że obiekt mieści się w centrum miasta, z drugiej z uwagi na fakt bliskiego sąsiedztwa rzeki. Swego czasu istniały plany przeniesienia całej drużyny do dzielnicy Zawada, jednak nikt nie wyobraża sobie, na jakich zasadach miałoby się to odbyć. Tym bardziej kiedy.

Pieniądze to główny i chyba jedyny powód braku sensacyjnego awansu do Ekstraklasy. Nikt chyba nie jest na tyle naiwny, ażeby przyznać, że Sandecja po prostu nie wytrzymała tempa, gubiąc punkty na końcu sezonu z niegrającym o nic KSZO czy outsiderem Wisłą Płock. Tym bardziej że z drużynami z czołówki osiągała bardzo dobre rezultaty. Oczywiście po raz kolejny nie wliczając tutaj Widzewa Łódź.

Nikt nie wie, co przyniesie następny sezon. Czy powtórzy się jeszcze raz sytuacja, w której Sandecja włączy się do walki o awans? I jeśli tak będzie, to czy faktycznie będzie w stanie tę sytuację wykorzystać? Dużo zależy od przedsezonowych wzmocnień. Jonczyka i Bębenka już w klubie nie ma. Podobnie jak i Zawadzkiego. Sandecja i trener Wójtowicz muszą więc po raz kolejny znaleźć sposób na to, by sprowadzić na ulicę Kilińskiego zawodników solidnych, a praktycznie darmowych. Szczerze wierzę, że im się uda.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze