O awans i honor


Już jutro Legia Warszawa i Śląsk Wrocław rozegrają swoje rewanżowe spotkania w ostatniej rundzie eliminacyjnej Ligi Europy. Oba zespoły wystąpią na wyjazdach, ale pojechały na te mecze w innych nastrojach. Pierwsi powalczą jeszcze o awans, drudzy już co najwyżej o honor.


Udostępnij na Udostępnij na

Można być na 99% pewnym, że ten sezon nie będzie dla Polski na europejskiej arenie tak dobry jak poprzedni, kiedy dwa kluby (oprócz warszawian była to Wisła Kraków) przetrwały w pucharach aż do rundy wiosennej. Miejmy jednak nadzieję, że w obecnej kampanii ujrzymy chociaż jedną naszą drużynę jeszcze we wrześniu.

Poprawić zły bilans

Jan Urban chce awansu…
Jan Urban chce awansu… (fot. Materiał prasowy)

Nie owijajmy w bawełnę, żeby tak się stało, przejść swojego rywala musi Legia, która początek misji ma zaplanowany na godzinę 19:00. Tylko zespół ze stolicy ma jeszcze realne szanse na awans, choć byłyby one większe, gdyby podopieczni Jana Urbana dobili Rosenborg u siebie. Od początku byli drużyną lepszą, w końcu objęli prowadzenie, ale dziesięć minut przed końcem dali sobie wbić gola, który mocno komplikuje sprawę. Teraz jedna, a najlepiej dwie bramki to konieczność.

Na szczęście strzelać będzie miał kto, bo wszyscy ofensywni gracze, oprócz Rafała Wolskiego, do Norwegii się wybrali. Gorzej jest, jeśli popatrzymy na tych, którzy mają za zadanie bronienie dostępu do własnej bramki. W pierwszym meczu Ivica Vrdoljak nie grał za kartki, a dla odmiany przed rewanżem nabawił się kontuzji kolana. Nie jest to dobra wiadomość dla Jana Urbana. – Martwi mnie brak Ivicy, ponieważ nie tak to miało wyglądać. Jego brak w pierwszym meczu był dużą stratą. Nieobecność Chorwata na pewno będzie widoczna również w czwartek. Kim zastąpię Vrdoljaka? Mamy Janusza Gola i to on wystąpi w pierwszym składzie – zapowiedział trener Legii, który skorzystać nie będzie mógł też z Artura Jędrzejczyka, bo to tym razem on nazbierał zbyt dużo kartek. Na całe szczęście grać może już Michał Żewłakow i to on zastąpi „Jędzę”.

Jednakże u rywali też nie wszystko jest doskonałe. Trener Jan Joensson do dyspozycji nie będzie miał Markusa Henriksena, który jest właśnie w trakcie zamiany Rosenborga na AZ Alkmaar, natomiast kłopoty zdrowotne dopadły Stefana Strandberga i Stefena Iversena. Urban wie jednak, że nie są to piłkarze niezastąpieni. – Henriksen to niezły zawodnik, który potrafi dobrze grać w piłkę, dlatego zainteresowanie AZ Alkmaar nie może dziwić. Jego miejsce może jednak zająć Tarik oraz sprowadzony latem Alas – powiedział szkoleniowiec. Legioniści szczególnie uważać będą musieli na Borka Dockala, który wbił im gola w Warszawie. Groźny może być również ten, który zaliczył asystę przy tamtej bramce – Tarik Elyounoussi.

Mimo wszystko szkoleniowiec legionistów zapowiada, że jego podopieczni przyjechali po awans: – Jako trener grałem o europejskie puchary tylko z Legią, ale jeszcze nigdy nie doszedłem tak daleko. Chciałbym przeżyć tak piękną przygodę w grupie Ligi Europy. Takie występy dodają doświadczenia i drużynie, i trenerowi. Przyjechaliśmy po awans. Musimy szukać strzelenia gola, ale Rosenborg nie może sobie pozwolić na grę na 0:0. Od tego zespołu kibice wymagają ofensywnej i dobrej gry, dlatego nie spodziewam się kunktatorstwa ze strony gospodarzy. Obie ekipy mają podobny potencjał. Zagramy tak, aby pokonać Norwegów. Zrobimy wszystko, aby stworzyć przynajmniej tyle sytuacji co w Warszawie. Chcemy jednak być bardziej skuteczni. W Warszawie obejrzeliśmy dobre spotkanie toczone w szybkim rytmie. Podobnie będzie w czwartek. My i Rosenborg pokazaliśmy w lidze zupełnie inne tempo gry. Liga różni się od starć o europejskie puchary. W niedzielę nasi rywale mieli bardzo ważny mecz z czwartym zespołem ligi.

Spotkanie, które – dodajmy – zremisowali 1:1, strzelając gola w ostatniej minucie. Legia za to wygrała w Bełchatowie 2:0 po bramkach Saganowskiego i Żyry. Oby uskrzydlony powołaniem do reprezentacji „Sagan” i spółka i tym razem zdołali wbić przeciwnikom dwa gole. Wtedy powinno być dobrze, a na pewno lepiej niż 22 listopada 1995 roku, kiedy Rosenborg w jedynym w historii meczu między tymi zespołami w Norwegii, wygrał aż 4:0. Były to rozgrywki Ligi Mistrzów i mimo wysokiej porażki z awansu z grupy cieszyła się Legia. Miejmy nadzieję, że teraz ostateczny rezultat będzie podobny.

Pożegnać się z honorem

Nie ma się co oszukiwać, że jakiekolwiek szanse na awans zachował jeszcze Śląsk Wrocław. To znaczy pewnie niejeden kibic zdawał sobie z tego sprawę już po losowaniu, a jeśli ktoś miał wątpliwości, to rozwiał je pierwszy mecz na Stadionie Miejskim. Niemcy tym razem sforsowali twierdzę Wrocław, wygrywając aż 5:3. Cóż, na pocieszenie można przynajmniej napisać, że skoro i tak sprawa awansu była z góry przesądzona, to dobrze, że chociaż oglądaliśmy dobre widowisko i dużo bramek. Szkoda, że większość z nich dla rywala, nad czym ubolewał również Orest Lenczyk: – Bardzo żałuję, że pierwszy mecz nie zakończył się wynikiem 5:3 dla Śląska, a nie dla Hannoveru. Wówczas jutrzejsze widowisko byłoby na pewno bardzo atrakcyjne, z dużymi szansami naszego zespołu na awans do fazy grupowej Ligi Europy. W poprzednim spotkaniu mieliśmy kolejno okresy słabej, dobrej, bardzo dobrej oraz bardzo słabej gry, co doprowadziło do tego, że traciliśmy gole w lekkomyślny sposób. Środowy pojedynek jest dla nas szansą – mamy 90 minut walki na boisku. Jeśli nie będziemy popełniać takich błędów jak we Wrocławiu, to mamy szansę osiągnąć dobry wynik. Cały czas musimy jednak pamiętać, że faworytem jest Hannover 96.

…ale Sebastian Mila i tak wierzy w siebie i kolegów
…ale Sebastian Mila i tak wierzy w siebie i kolegów (fot. Rafał Rusek /iGol.pl)

Dobrze, że trener chociaż zdaje sobie z tego sprawę. Niestety, w klubie z Wrocławia w tym tygodniu odbywa się pogrzeb. Na pewno jeśli chodzi o przygodę z Europą, a do niedawna wydawało się też, że grzebać trzeba będzie Oresta Lenczyka, choć jego karę śmierci na razie przynajmniej odroczono. Nastroje na pewno poprawiło trochę zwycięstwo ligowe nad słabą Koroną, a niedzielny mecz z jeszcze słabszym Ruchem przynosi nadzieję na kolejne ligowe punkty. Mimo wszystko „Oro Profesoro” chyba nie zaryzykuje i nie da pograć rezerwowym, wszak wysoka porażka byłaby dobrą pożywką dla zwolenników jego zwolnienia.

Mimo niekorzystnej sytuacji niepoprawnym optymistą przed starciem pozostaje Sebastian Mila: – Zdajemy sobie sprawę z tego, jak trudne spotkanie nas jutro czeka. Wynik pierwszego meczu jest bardzo niekorzystny dla Śląska. Wiemy, jak silną drużyną jest Hannover 96, bo pokazał to chociażby ostatni ligowy pojedynek z Schalke 04 Gelsenkirchen. Będzie trudno, ale mamy swój charakter i trzeba pamiętać, że futbol zna już nie takie historie. Wszystko jest sprawą otwartą. Mamy nadzieję, że jutrzejszy pojedynek będzie 90 minutami dobrego futbolu z korzyścią dla Śląska.

Dodatkowym utrudnieniem będzie brak Rafała Grodzickiego, nieco mniejszym – Łukasza Gikiewicza. Właśnie z tych dwóch piłkarzy nie będzie mógł skorzystać Lenczyk. Chociaż w tej materii między Śląskiem a Hannoverem jest remis, bo Mirko Slomka będzie musiał sobie poradzić bez Felipe i Christiana Pandera. Niemiecki trener, jak na prawdziwego profesjonalistę przystało, nawet w takiej sytuacji, w jakiej jest jego zespół przed rewanżem, nie lekceważy rywala: – Zeszłotygodniowy mecz był bardzo ciekawy i widowiskowy. Najpierw prowadziliśmy, wrocławianie zdołali doprowadzić do wyrównania, a w końcówce znów objęliśmy prowadzenie i ostatecznie wygraliśmy. Mamy przewagę dwóch bramek i nasza sytuacja przed rewanżem jest korzystna. Nie lekceważymy jednak Śląska. Szanujemy mistrzów Polski i musimy ostrożnie podejść do jutrzejszego starcia. Chcemy wyeliminować nasze błędy z poprzednich meczów ze Śląskiem i Schalke 04.

Szkoleniowiec Hannoveru nie szczędził też pochwał Śląskowi: – Śląsk jest dobrą drużyną. Mieliśmy okazję się o tym przekonać w pierwszym meczu we Wrocławiu. Mistrzowie Polski przez pewien czas mieli przewagę, strzelili nam trzy bramki, ale też mają pewne problemy w defensywie. Myślę, że nasi rywale mogliby odegrać nawet większą rolę w niemieckiej Bundeslidze. Wciąż uważam, że musimy uważać na Sebastiana Milę, a ponadto wyróżniłbym strzelca jednego z goli w pierwszym spotkaniu Sylwestra Patejuka oraz Mateusza Cetnarskiego, który w lidze zdobył dwie bramki, zastępując w pomocy właśnie Milę.

Może tutaj Slomkę w kilku miejscach jednak poniosło, ale faktem jest, że liczymy znowu na dobre widowisko. Miejmy nadzieję, że jeszcze bardziej wyrównane niż we Wrocławiu. A rozpocznie się ono o 20:45.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze