Do tanga trzeba dwojga – powiedzenie stare jak świat i z brodą tak już długą, że co i rusz przydeptywaną. Powiedzenie, które jak żadne inne odnosi się do transferowego świata. Jasne jest bowiem, że, tu kolejna mądrość ludowa, o to cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz – i klub, i zawodnik. I niby wszystko oczywiste, ale co w sytuacji, kiedy nie jest obu stronom po drodze? Wtedy mogą wydarzać się niestworzone historie.
Piłkarz też człowiek
Sztuka kompromisu to trudna sztuka, wymagająca cierpliwości, opanowania, ale i poświęcenia. Wyciągając rękę, trzeba jednak trochę podejść, by uścisnąć tę drugą, a potem pamiętać, żeby nie przeciągać jej siłą na swoją stronę, bo porozumienie może się zerwać. Żeby doszło do transferu, taka zgodność i ustępstwa są nie do uniknięcia. Oczywiście, do nas, do publiczności, dochodzą tylko strzępki, fragmenty całego procesu, nie wiemy, jak dokładnie rozmowy przebiegają, poza tym każda transakcja różni się od innej. Dowiadujemy się, jaki jest wynik rozmów, z długości ich trwania możemy wnioskować, czy były to trudne negocjacje, czy raczej formalności. Piłka nożna od dawna jest światem ogromnego biznesu, gdzie kluby i najwięksi piłkarze są potężnymi firmami. W związku z tym nad każdym ruchem na rynku czuwa ogromny sztab ludzi – działacze, menedżerowie, prawnicy. Wszystkiemu dodatkowo przygląda się jeszcze trzecie oko delegatów FIFA, odpowiedzialnych na Finansowe Fair Play. Kiedy w ten sposób spojrzymy na transfery, a podkreślam, że to i tak zapewne ułamek całej machiny, to zdamy sobie sprawę, jak trudne mogą to być sprawy i skomplikowane. Dlatego tak bardzo kluczowe jest porozumienie na linii klub–piłkarz, bo dobry start rokuje na szybkie dobiegnięcie do mety.
Wydaje się, że w całym zamieszaniu to najbardziej zainteresowany, czyli zawodnik, ma najmniej do powiedzenia. Klub prowadzi swoją politykę transferową według swojego upodobania i decyduje, kogo sprzedać i kogo kupić. Często pewnie jest tak, że ten czy inny piłkarz z chęcią kontynuowaliby karierę w swoim zespole, ale ten już nie widzi go w planach na następny sezon. I musi odejść. C’est la vie. Co w przypadku, kiedy sytuacja się odwróci? Piłkarz chce zmienić otoczenie, ale pracodawca się nie zgadza. Normalnie każdy napisałby wypowiedzenie i po sprawie. Ale nie jest to takie proste w wielkiej piłce nożnej. Pamiętajmy, wielkie firmy, korporacje muszą dbać o swój wizerunek, pokazywać siłę i kontrolę. Zawodnicy, którzy nie chcą być niewolnikami swoich kontraktów, zaczęli dochodzić swoich praw, aby traktowano ich jak każdego innego pracownika. Jednym z przysługujących im praw jest możliwość złożenia oficjalnej prośby o transfer, czyli właśnie transfer request.
Co to oznacza w praktyce?
Wystosowanie takiego komunikatu ma dać do zrozumienia, że chce opuścić klub i prosi działaczy o rozpatrzenie wpływających ofert. Prośba może zostać jednak odrzucona, co jednoznacznie określa stanowisko pracodawcy i ma zniechęcić potencjalnych zainteresowanych piłkarzem. W takiej sytuacji pozostają dwa wyjścia – albo z pokorą przyjąć to do wiadomości, posypać głowę popiołem i ciężko pracować, aby odzyskać zaufanie kibiców i kolegów, albo wypowiedzieć wojnę i zastrajkować.
Ostatnio coraz częściej zauważamy to drugie. Kluby nie chcą się rozstawać ze swoimi najlepszymi zawodnikami. Coraz wyższe ceny odstępnego za piłkarza powodują, że trudno jest uzupełnić luki w zespole bez wydawania sporych sum, co wiąże się z ryzykiem zainwestowania pieniędzy w człowieka, który może nie sprostać oczekiwaniom. Poza tym gwiazda to marketing – reklamy, sponsorzy, koszulki. Nikt nie chce z tego rezygnować bez gwarancji, że następca zagwarantuje to samo. Wolą zaryzykować, siłą zatrzymywać piłkarzy, ryzykując ich frustrację. Nie przejmują się, że pracownik niezadowolony, to zły pracownik. A piłkarze chcą się rozwijać, zdobywać trofea, stawać się legendami, spełniać marzenia. I rodzą się konflikty.
Obecne okienko transferowe obfite jest w takie sytuacje. Chcący spróbować czegoś innego, Neymar nie musiał prosić o transfer, po prostu wykupił się z Barcelony za pieniądze PSG, a mimo to Katalończycy robili wszystko, żeby utrudnić mu zmianę barw. Teraz sami chcą przeprowadzić spektakularną transakcję, żeby odzyskać twarz. Zagięli parol na dwóch zawodników – Philippe Coutinho oraz Ousmane Dembele. Przekonani o tym, że pieniądze otrzymane od paryżan wystarczą na zakontraktowanie obydwu, złożyli oferty. Zostały odrzucone. Zarówno Liverpool, jak i Borussia Dortmund nie chcą pozbywać się swoich kluczowych zawodników. A ci natomiast bardzo chętnie zasililiby szeregi „Dumy Katalonii”. Tym bardziej że po odejściu Neymara zrobiło się dla nich miejsce, wiedzą, że po przyjściu nie zasiądą na ławce, tylko od razu wskoczą do podstawowej jedenastki. Brazylijczyk i Francuz przekonują również, że byłoby to spełnienie ich marzeń i wspaniała możliwość rozwoju. Obecni pracodawcy pozostali niewzruszeni, nawet słynne już zdjęcie przedsezonowe BVB, na którym Dembele siedzi ze spuszczoną głową, na nikim w Dortmundzie nie zrobiło wrażenia. A skoro nie można po dobroci, to trzeba siłą.
Gdzieś to już grali…
Historia zna takie przypadki. W zimowym okienku podobną taktykę obrał Dimitri Payet, który wymusił zaakceptowanie przez West Ham oferty z Olympique’u Marsylia. Długo trwały przepychanki Francuza z londyńskim klubem, były prośby, potem groźby, strajk i kary, aż koniec końców dopiął swego. W tym samym czasie inny piłkarz, Saido Berahino, w końcu opuścił West Bromwich Albion i dołączył do Stoke. Chociaż nie wiadomo, czy jest do końca szczęśliwy – pół roku wcześniej nie udało mu się wymusić transferu do Tottenhamu mimo swoich wpisów na Twitterze, w których opowiadał, jak mu smutno, że nie może opisać, jak źle jest traktowany w WBA. Mimo że Anglik występuje tam od początku kariery juniorskiej, od 2004 r.
Spore zamieszanie swojego czasu wywołały również słowa Wayne’a Rooneya, który w 2010 r. oraz w 2013 r. miał poprosić o zgodę na transfer (mówiło się o zainteresowaniu ze strony chociażby PSG czy Chelsea). Zwłaszcza ta druga sytuacja była poważna. To był ostatni sezon sir Alexa Fergusona, zdobyte mistrzostwo kraju. Idealny moment na zejście ze sceny niepokonanym. Ale to właśnie za sprawą Szkota kapitan „Czerwonych Diabłów” pozostał na Old Trafford. Rooney postanowił nie zawieść trenera i kibiców. Odszedł tego lata, wrócił do Evertonu, jako legenda i najlepszy strzelec w historii Manchesteru United.
Kolega z boiska Rooneya, bramkarz David De Gea, również miał wystosować podobne pismo, mając nadzieję na otrzymanie zgody na przenosiny do Realu Madryt. Hiszpan swoją prośbę argumentował tęsknotą za ojczyzną. I choć wydawało się, że prędzej czy później transfer dojdzie do skutku, temat ucichł. Mówi się, że za sprawą trenera „Królewskich”, Zinedine’a Zidane’a, który na pytanie prezesa Florentino Pereza, czy potrzebuje w zespole nowego golkipera, miał odpowiedzieć, że nie. To miało zakończyć wszelkie spekulacje i oznacza pozostanie De Gei w zespole Mourinho.
Tego lata trzecią głośną sprawą jest transfer request kapitana Southampton, Virgila Van Dijka, o którego zabiegają Chelsea oraz Liverpool. „Święci” nie chcą pozbywać się Holendra, a ten co i rusz zamieszcza w Sieci kolejne posty podgrzewające atmosferę, sugerujące jego transfer.
Co dalej z Coutinho?
Wracając do Coutinho i Dembele. Prośby o transfer zostały odrzucone. Liverpool w oficjalnym komunikacie ogłasza, że każda oferta za pomocnika zostanie odrzucona, tak samo BVB mówi, że są na tyle wielkim klubem, iż nie muszą pozbywać się swoich zawodników za jakąkolwiek kwotę. I tak młody Francuz nie pojawia się na treningu, nie podając żadnego powodu nieobecności i nie odbierając telefonu. Za swoją niesubordynację zostaje ukarany zawieszeniem do odwołania. Brazylijczyk natomiast zapowiedział, że w przypadku braku zgody na przenosiny do Hiszpanii gotów jest odmówić gry i stracić cały sezon. W obydwu przypadkach widać ogromną determinację, jak wytrawni gracze pokera zagrali „all in”, ryzykują wiele, ale wierzą, że im się to opłaci. Kto ma silniejsze karty? Rozgrywka trwać będzie, podejrzewam, aż do końca sierpnia. Chyba że przegrany przez Barcelonę Superpuchar Hiszpanii zmusi ją do podbicia stawki i rzucenia wszystkiego na stół.