Podczas gdy cała Polska czekała, a następnie spoglądała na poczynania naszych siatkarzy, kibice piłkarscy z uwagą śledzili ligowe boiska. Futbolowa sobota w naszym kraju stała pod znakiem powrotu Mariusza Rumaka do Poznania.
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że większość poznaniaków wybrała siatkówkę, na meczu Lecha z Zawiszą pojawiło się tylko 11 078 kibiców. Zresztą komentator spotkania na bieżąco informował o tym, co działo się w Katowicach.
Ten mecz miał jednego bohatera, który został wyłoniony już przed meczem. Mowa oczywiście o trenerze Zawiszy, Mariuszu Rumaku, który jak dotychczas prowadził drużynę „Kolejorza”. I to właśnie on był w centrum uwagi.
O tym, że Zawisza ma problem, na pewno świadczy pierwsza bramka dla Lecha w wykonaniu Zaura Sadaeva, który wjechał w pole karne, jak chciał, a cały blok defensywny biernie się temu przyglądał. Chwilę później w pole karne wjechał Lovrencsics i było 2:0. Później z kolei nie popisywali się obrońcy gospodarzy i kilka minut przed przerwą był remis, który za sprawą Hamalainena nie trwał długo, bo dzięki Finowi Lech ponownie wyszedł na prowadzenie.
Kiedy wydawało się, że w drugiej połowie będzie ciekawie, zawodnicy Zawiszy postanowili, że ciekawie nie będzie. Andre sfaulował w polu karnym Sadaeva, gospodarze strzelili gola z rzutu karnego, a obrońca gości wyleciał z boiska. Kolejne gole wydawały się kwestią czasu. Spotkanie ostatecznie zakończyło się zwycięstwem „Kolejorza” 6:2, a Zawisza kończył mecz w dziewięciu.
Szczególnie w drugiej części meczu Zawisza prezentował się fatalnie. Po części można to usprawiedliwić grą w dziesiątkę, jednak przed Mariuszem Rumakiem jeszcze długa droga do tego, aby zespół choć trochę przypominał ten z poprzedniego sezonu.
W pozostałych sobotnich meczach Piast Gliwice pewnie pokonał Cracovię 4:2, a Górnik wygrał w Bielsku-Białej z Podbeskidziem 0:3.
Lokomotywa ruszyła, następna stacją Łazienkowska?, bedzie sie działo
— Czesław Michniewicz (@czesmich) September 20, 2014