Patrzysz w tabele, a tam dwie ekipy bez gola. Jedną z nich jest Piast Gliwice…


Przed podopiecznymi Waldemara Fornalika starcie w Kopenhadze

24 września 2020 Patrzysz w tabele, a tam dwie ekipy bez gola. Jedną z nich jest Piast Gliwice…
Irek Dorożański / www.piast-gliwice.eu

Cztery mecze ligowe, jeden punkt, trzy porażki i ani jednego zdobytego gola. Niezbyt dobrze w obecny sezon weszli brązowi medaliści minionych rozgrywek PKO BP Ekstraklasy. Choć Piast Gliwice w ligowych bojach radzi sobie dość kiepsko, nieco lepiej „Piastunki” prezentują się na arenie międzynarodowej. W dwóch dotychczasowych meczach w europejskich pucharach zdobyli pięć goli. Skąd bierze się nieskuteczność gliwiczan na krajowych boiskach?


Udostępnij na Udostępnij na

Oczywiście, trzeba na samym początku wspomnieć o elemencie szczęścia i pecha. Od początku rozgrywek podopiecznym Waldemara Fornalika w lidze częściej niestety towarzyszy to drugie. Najlepszym potwierdzeniem był chociażby ostatni mecz z Jagiellonią na swoim stadionie, kiedy to Piotr Parzyszek oddał świetny strzał głową, ale piłka ostatecznie wylądowała na poprzeczce, a jednym z bohaterów spotkania można było uznać Pavelsa Steinborsa – golkipera Jagiellonii. Więcej o meczu z „Jagą” można przeczytać, klikając TUTAJ. 

Piast we wspomnianym meczu oddał aż 16 strzałów z czego tylko cztery w światło bramki. Kilka dni wcześniej w eliminacjach do Ligi Europy przeciwko austriackiemu Hartberg do zdobycia trzech goli wystarczyło 12 strzałów z czego pięć było celnych. W Grodzisku Wielkopolskim przeciwko Warcie w meczu zakończonym bezbramkowym remisem Piast oddał raptem dwa strzały celne, z Pogonią dwa więcej, a na inauguracje ze Śląskiem tyle samo co z Wartą. Nie da się ukryć, że w lidze gliwiczanie mieli póki co strasznie rozregulowane celowniki. 

Roszady w składzie

Nie jest tajemnicą, że polskie drużyny odczuwają skutki starć w eliminacjach do Ligi Europy. Szkoleniowcy chcąc dać odpocząć swoim podopiecznym, bardzo często mieszają w składach na mecze ligowe. Szczególnie, że polskie drużyny nie przywykły do gry co trzy dni. Najlepszym potwierdzeniem tego, że gra w europejskich pucharach jest wymagająca i bardzo często ważniejsza od starć ligowych, jest chociażby przełożenie nadchodzącego starcia Lecha Poznań z Pogonią Szczecin. 

Jak wiadomo, lechici awansowali do czwartej rundy eliminacji do Ligi Europy, tym samym będą mieli okazję, by do kolejnego meczu przystąpić na pełnej świeżości. Jeśli Legia Warszawa i Piast Gliwice również awansują do kolejnej rundy – wówczas ich mecze ligowe najprawdopodobniej także zostaną przełożone.

Jednak póki co takich praktyk jeszcze nie mieliśmy. Piast ostatni mecz ligowy grał w poniedziałek i trzy dni później – czyli dzisiaj – musi przystąpić do starcia w europejskich pucharach. Nic więc dziwnego, że sztab szkoleniowy w meczu z Jagiellonią zdecydował się na wymianę czterech graczy. Miejsce Martina Konczkowskiego zajął Bartosz Rymaniak, za Tomasza Huka pojawił się Jakub Holubek, kosztem Tomasza Jodłowca wystąpił Sebastian Milewski, a za Kristophera Vidę mogliśmy podziwiać Dominika Steczyka. I należy uczciwie przyznać, że roszady te nie wpłynęły znacząco na grę Piasta. Gliwiczanie, choć przegrali, to na przełomie 90 minut nie prezentowali się gorzej od swoich rywali. Może to być więc dobry znak przed meczem z Kopenhagą, że nawet piłkarze rezerwowi mogą dać dobry impuls drużynie.

Więcej przeszkadzania, mniej grania w piłkę

O tym, że można na terenie zagranicznych rywali prezentować otwarty futbol, przekonaliśmy się na przykładzie Piasta i Lecha. Bilans europejskich starć tego drugiego w tym sezonie wynosi 8:0. Poznaniacy najpierw zdeklasowali szwedzkie Hammarby 3:0, by tydzień później rozprawić się z cypryjskim Apollonem 5:0. Piast natomiast najpierw pokonał w Mińsku tamtejsze Dynamo 2:0, by w kolejnej rundzie rozprawić się 3:2 z austriackim Hartberg. 

Jak to jest, że „Piastunki” w lidze tak kiepsko sobie radzą ze zdobywaniem bramek, a w Europie idzie im to znacznie lepiej? Być może – pół żartem, pół serio – drużyny w Polsce bardziej przeszkadzają aniżeli grają w piłkę, a w Europie jest właśnie na odwrót? Nie od dziś wiadomo, że polska liga jest ligą wymagającą pod względem fizycznym, a i gra tutaj dość często jest pełna fauli. Choć analizując liczbę fauli – Piast w czterech spotkaniach ligowych faulowany był średnio 13,75 razy. W dotychczasowych dwóch meczach na arenie międzynarodowych średnio aż 16 razy…

Na pewno cienka jest granica pomiędzy wygraną, a porażką. (…) Zabrakło nam skuteczności, a trudno się gra z rosnącą presją, gdy nie wpadają nam golemówił po meczu z Jagiellonią Tomasz Fornalik, dotychczasowy asystent, który zastępuje w roli pierwszego trenera swojego brata Waldemara – Z każdą kolejną minutą coraz więcej było emocji i niepotrzebnej nerwowości w naszej grze. Okazje stwarzamy, bo oddaliśmy sporo strzałów, po których mogliśmy zdobyć bramki. Potrzebujemy teraz spokoju i nabrania pewności siebie, która z czasem na pewno przyjdzie – tłumaczył szkoleniowiec. 

***

Piast Gliwice to niejedyna ekipa, która ma problemy ze strzelaniem w lidze. W tej samej sytuacji – bez bramki – po czterech kolejkach jest również Warta Poznań, która ma ogromne problemy z oddawaniem strzałów celnych. Od początku sezonu w jednym meczu zdarzyło im się oddać trzy strzały celne. Średnio oddawali 1,25 strzału celnego na mecz. Jeśli można przyjąć, że Piast miał pecha, to z pewnością tego samego nie można powiedzieć o sytuacji Warty, która ewidentnie ma ogromne problemy ze stwarzaniem sytuacji bramkowych.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze