Podobno w futbolu nie chodzi o strzelanie bramek, ale o wygrywanie. Trudno jednak odnieść zwycięstwo bez pokonania golkipera rywali. Najlepszym przykładem jest Korona Kielce, zespół wielokrotnie skazywany na degradację z ekstraklasy, który potrafił pozytywnie zaskoczyć ekspertów. W dużej mierze dzięki zawodnikowi biorącemu na siebie ciężar zdobywania goli. Od ponad roku w kadrze „Żółto-czerwonych” próżno jednak szukać snajpera, co odzwierciedlają rezultaty. Skuteczny napastnik jest potrzebny kielczanom na wczoraj.
Od momentu powrotu do ekstraklasy przed rozpoczęciem każdego sezonu zespół z Suzuki Areny był wskazywany jako kandydat do spadku. Problemy finansowe oraz ciągłe trudności ze skompletowaniem kadry tylko utwierdzały ekspertów w przekonaniu, że Korona Kielce z hukiem opuści szeregi elity. Za każdym razem „Żółto-czerwoni” potrafili jednak wyjść z opresji obronną ręką.
Kontraktowali zawodników nierzadko już w trakcie kampanii, tuż przed zamknięciem okna transferowego. Dzięki temu do Kielc trafiali często interesujący zawodnicy, którzy nie otrzymali wcześniej ofert z lepszych klubów. Gracze, którzy nieoczekiwanie okazywali się nawet wyróżniającymi postaciami rozgrywek polskiej ekstraklasy.
– Do Korony trafiłem prosto z plaży. Dosłownie. Podczas jednego z wypadów nad morze rozmawiałem na temat transferu z Flavią, moją dziewczyną. Miałem fatalny humor, bo sprawy nie układały się tak, jak powinny. Sierpień zbliżał się do końca, a ja wciąż byłem bez klubu. Wspomniałem jej, że pojawiła się oferta z Korony. Brałem ją pod uwagę, ale przyjazd do Polski nie był dla mnie priorytetowy. Dopiero Flavia mnie przekonała – wspominał kulisy transferu w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Airam Cabrera.
Pozyskanie Hiszpana okazało się świetnym ruchem zarówno dla klubu z Suzuki Areny, jak i samego zawodnika. Choć w pierwszych tygodniach po dołączeniu do zespołu snajper nie imponował formą, to w drugiej części sezonu regularnie pokonywał golkiperów rywali. Szesnaście ligowych trafień sprawiło, że były napastnik Cadiz został wicekrólem strzelców rozgrywek i wydatnie pomógł Koronie Kielce uniknąć degradacji. Po zakończeniu sezonu umowa gracza jednak wygasła, a „Żółto-czerwoni” musieli rozglądać się za nowym snajperem.
Gdy odchodził lider ofensywy, pojawiał się nowy
O pożegnaniu niezwykle skutecznego zawodnika zdecydowały w głównej mierze kwestie finansowe. Klub z Suzuki Areny stanął przed trudnym zadaniem zastąpienia zdobywcy 41% wszystkich trafień zespołu w sezonie ligowym 2015/2016. Odejście Airama Cabrery zbiegło się jednak w czasie z zakontraktowaniem Jacka Kiełba. Po nieudanej przygodzie w Śląsku Wrocław zawodnik już w trakcie sezonu w poszukiwaniu dawnej dyspozycji zdecydował się po raz trzeci powrócić do Kielc. To ostatecznie się udało. Wraz z innym nowym nabytkiem, Miguelem Palanca, idealnie wypełnili lukę po hiszpańskim snajperze, zdobywając łącznie szesnaście trafień. Pięć kolejnych dołożył natomiast wypożyczony na pół roku z Jagiellonii Białystok Łukasz Sekulski, a Korona Kielce niespodziewanie uplasowała się na wysokim, 5. miejscu w tabeli.
W kolejnym sezonie Jacek Kiełb nie był już równie skuteczny. W przeciwieństwie do Miguela Palanki, ofiary afery klapkowej, pozostał jednak w klubie po zmianach właścicielskich. Po przejęciu Korony Kielce przez Dietera Burdenskiego kadra zespołu przeszła prawdziwą rewolucję. Istotne zmiany zaszły we wszystkich formacjach, nie omijając również ofensywy. W ataku „Żółto-czerwonych” brylował odtąd rosły Nika Kaczarawa (siedem bramek i osiem asyst), a najskuteczniejszym graczem kielczan z dziewięcioma trafieniami okazał się Goran Cvijanović. Obaj po udanym sezonie opuścili jednak klub. Mimo zmiany właściciela kielecki klub ponownie nie był w stanie sprostać wymaganiom stawianym przez wyróżniających się zawodników.
Po odejściu Niki Kaczarawy oraz Gorana Cvijanovicia nowym liderem ofensywny automatycznie został Elia Soriano. Włoski napastnik, który w trakcie poprzedniej kampanii zmagał się z różnymi kontuzjami, bardzo solidnie wywiązywał się ze swojej roli. Choć często nie wykorzystywał dogodnych sytuacji, to i tak w trakcie całego sezonu ligowego 2018/2019 czternastokrotnie pokonywał golkiperów rywali. Zespół z Suzuki Areny tym razem nie zdołał jednak zakwalifikować się do grupy mistrzowskiej. Po zakończeniu kampanii, co stało się tradycją, najskuteczniejszy strzelec Korony Kielce opuścił klub. Elia Soriano wyruszył na podbój holenderskiej Eredivisie, a na Suzuki Arenie ponownie rozpoczęli poszukiwania następcy podpory ofensywy.
Napastnik, czyli problem do dnia dzisiejszego
Tym razem o znalezienie odpowiedniego kandydata miało być jednak znacznie łatwiej. Trener kielczan Gino Lettieri obserwację potencjalnych nabytków rozpoczął już w trakcie poprzedniego sezonu. Formację ofensywną wzmocnili latem 2019 roku Michał Żyro, Michal Papadopulos oraz Uros Djuranović. Transfery trzech wymienionych graczy miały zagwarantować skuteczność pod bramką rywali. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie odmienna. Żaden z zawodników nie potrafił choć zbliżyć się do poziomu prezentowanego przez Elię Soriano. Za Włochem bardzo szybko na Suzuki Arenie zatęskniono. Brak skutecznego napastnika powodował, że nawet mimo wykreowania większej liczby szans bramkowych od przeciwników Korona Kielce remisowała lub przegrywała.
Zwolnienie Gino Lettieriego niewiele zmieniło. Podobnie jak zatrudnienie nowego szkoleniowca, Mirosława Smyły, oraz wypożyczenie z Cracovii Kraków rosłego Bojana Cecaricia. Jedynym pomysłem szkoleniowca na wyciągnięcie zespołu z dna tabeli była zmasowana defensywa oraz kreatywne wypowiedzi na konferencjach prasowych. Serbski napastnik pod koniec kampanii symulował natomiast kontuzję.
Nawet kapitalnie bite rzuty wolne przez Petteriego Forsella nie pomogły uchronić Korony Kielce przed degradacją. „Żółto-czerwoni” zasłużenie pożegnali się z ekstraklasą, o czym najlepiej świadczy fakt, iż najlepszym strzelcem zespołu z pięcioma trafieniami na koncie został Adnan Kovacević. Środkowy defensor o dwa trafienia w klasyfikacji wyprzedził Michala Papadopulosa. Uros Djuranović nie zdobył natomiast nawet jednego gola, a Michał Żyro został zimą lekką ręką oddany na wypożyczenie do Stali Mielec.
Po spadku z ekstraklasy zdecydowana większość graczy, włącznie z czwórką niedoszłych następców Elii Soriano, odeszła z zespołu z Suzuki Areny. Trener Maciej Bartoszek w pośpiechu musiał latem budować praktycznie nową drużynę. Szeregi „Żółto-czerwonych” zasiliło dotąd dziewięciu nowych piłkarzy (nie licząc juniorów oraz powracających z wypożyczeń), lecz tylko dwóch stricte ofensywnych. Zupełnie tak, jakby zapomniano, co było główną przyczyną degradacji Korony Kielce do pierwszej ligi.
Nowy skuteczny napastnik – po prostu konieczność
Brak większych wzmocnień w linii ataku miał otworzyć szerzej drzwi do pierwszej jedenastki utalentowanym juniorom, których w Kielcach nie brakuje. Tym bardziej iż w samej końcówce poprzedniej kampanii ze świetnej strony szerszej publiczności pokazał się Daniel Szelągowski. Obdarzony świetną motoryką zawodnik w czterech spotkaniach ligowych zdobył trzy bramki oraz zanotował asystę, za co został wyróżniony tytułem młodzieżowca lipca. Niezwykle obiecującego gracza w Kielcach już jednak nie ma, gdyż klub z Suzuki Areny zdecydował się sprzedać jednego ze swoich najbardziej utalentowanych juniorów do Rakowa Częstochowa za 850 tysięcy złotych.
Nadal w kadrze zespołu Macieja Bartoszka znajduje się za to Wiktor Długosz. Skrzydłowy pełni jednak dotychczas głównie funkcję zmiennika, choć w ofensywie oferuje obecnie więcej od Jacka Kiełba. W porównaniu z ulubieńcem kibiców „Żółto-czerwonych” wychowanek Korony Kielce imponuje szczególnie motoryką oraz wolą walki o każdą piłkę. Maciej Bartoszek woli jednak stawiać w obecnym sezonie przede wszystkim na doświadczenie, dlatego w formacji ataku operują najczęściej Jacek Kiełb wraz z Pawłem Łysiakiem i Emilem Thiakane.
Mimo że każdy z wymienionej trójki ma na koncie po jednym trafieniu, to brak snajpera z prawdziwego zdarzenia jest w Kielcach widoczny gołym okiem. W spotkaniu 3. kolejki pierwszej ligi przeciwko Puszczy Niepołomice podopieczni Macieja Bartoszka nie potrafili wykorzystać doskonałych sytuacji do zdobycia gola. Skończyło się remisem. Problem jeszcze lepiej uwypuklił jednak domowy pojedynek z Górnikiem Łęczna. Dominacja gospodarzy nie pozostawiała złudzeń, lecz jak zawsze brakowało wykończenia. W całym meczu Korona Kielce oddała piętnaście strzałów, w tym pięć celnych. Górnik Łęczna jedynie dwa, lecz każdy w światło bramki i zakończony ostatecznie golem.
Podobnych spotkań w wykonaniu „Żółto-czerwonych” można spodziewać się jednak więcej. Przynajmniej do momentu sprowadzenia skutecznego ofensywnego zawodnika, który po ponad roku w końcu zastąpiłby Elię Soriano (obecnie włoski napastnik jest dostępny z wolnego transferu). To, że posiadanie w kadrze przynajmniej jednego gracza zapewniającego bramki jest koniecznością, pokazał już poprzedni sezon oraz początek obecnego sezonu w wykonaniu Korony Kielce. Mimo iż okno transferowe zmierza ku końcowi, nadal na Suzuki Arenie mają czas, by sprowadzić niezbędny dla drużyny element. W innym przypadku ambicje walki o powrót do ekstraklasy będą musieli w Kielcach odłożyć na później.