Tysiące meczów, dziesiątki sezonów. Piłkarze odchodzili i wracali. Wracali na zakończenie kariery albo żeby się odbudować. Niedawny powrót Pepe do FC Porto zainspirował nas do przygotowania dla Was listy największych powrotów do ligi portugalskiej w historii.
Primeira Liga zawsze słynęła z dostarczania mocniejszym europejskim klubom dobrze wyszkolonych piłkarzy. Jedni po opuszczeniu Portugalii radzili sobie nadspodziewanie dobrze, inni zaś bardzo słabo. Ale to, co ich łączy, to fakt, że prędzej czy później decydowali się na powrót do ligi portugalskiej.
Kilka dni temu FC Porto potwierdziło, że podpisało umowę z byłym środkowym obrońcą Realu Madryt – Pepe. Dla Portugalczyka był do powrót do ekipy „Smoków” po 11,5 latach. Co prawda 103-krotny reprezentant swojego kraju ma już 35 lat na karku, ale bez wątpienia będzie wzmocnieniem linii defensywnej. Szczególnie w rozgrywkach Ligi Mistrzów, w których triumfował trzy razy.
W 2004 roku Pepe po raz pierwszy dołączył do zespołu z Porto. Po trzech latach – za kwotę 30 mln euro – przeniósł się do Madrytu. Białych barw bronił równo przez dekadę. Pobyt w stolicy Hiszpanii to jedno wielkie pasmo sukcesów. W ciągu tych 10 lat zdobył 16 różnych pucharów.
Madryt zamienił na Stambuł, gdzie występował tylko przez 1,5 sezonu. Odszedł z Turcji, ponieważ Besiktas nie miał pieniędzy, aby opłacać jego pensję. Po trzech tygodniach na bezrobociu po mistrza Europy z 2016 roku zgłosiło się FC Porto, a Pepe bez wahania zaakceptował propozycję. I w ten sposób największy powrót do Primeira Lig w ostatnich latach stał się faktem.
https://twitter.com/cwiakala/status/1083686843684659200
Inny madridista
W ostatnim letnim okienku transferowym do Portugalii powrócił lewy obrońca – Fabio Coentrao. I jak by zapytał prowadzący znany wszystkim teleturniej – czy definitywnie? Odpowiedź brzmiałaby tak. Portugalczyk kilka lat był na wylocie z Madrytu. Żaden kolejny trener nie potrafił, czy też nie chciał mu zaufać. A on sam nie dawał argumentów za tym, aby włodarze „Królewskich” dłużej trzymali go w drużynie.
Będąc w Realu, wychowanek Rio Ave (w którym zresztą teraz gra) szukał swojej szansy na wypożyczeniu w AS Monaco, a później w Sportingu CP. Zatem można uznać, że powrót do ligi portugalskiej zaliczył już 2017 roku (po 2192 dniach). Tak, można, ale na stałe wrócił dopiero pół roku temu. W tym sezonie wystąpił w 12 spotkaniach (we wszystkich rozgrywkach), w których zanotował trzy asysty. I ani razu nie zagrał na swojej nominalnej pozycji lewego obrońcy. Od tej kampanii regularnie grywa na jako prawy pomocnik. Zmiana o 360 stopni.
7 lat na obczyźnie
Piłkarsko ukształtował się w zespole Belenenses. W 2007 roku przeniósł się do Andaluzji w Hiszpanii, gdzie związał się kontraktem z Malagą CF. Na zapleczu Primera Division Eliseu rozegrał 36 spotkań i zdobył w nich trzy gole. Sezon później grał już w La Liga. W rozgrywkach 2008/2009 został jednym z odkryć ligi hiszpańskiej. W 36 ligowych meczach zdobył siedem bramek i zanotował osiem asyst. Całkiem nieźle jak na lewego obrońcę, prawda?
Według portalu Transfermarkt wartość 25-latka wyniosła wtedy 5 mln euro, ale włodarze Malagi sprzedali go do Lazio za 900 tys. euro. Po przenosinach do Rzymu każdy kolejny miesiąc był coraz gorszy. Po roku wrócił do Malagi i spędził tam kolejne cztery sezony.
W Andaluzji znowu błyszczał (no może poza ostatnią kampanią). W 2014 roku zgłosiła się po niego Benfica. Portugalczyk powrócił do rodzimej ligi po 2580 dniach. Miał już wtedy 31 lat, ale bagaż doświadczeń, jaki ze sobą nosił, był ogromny. Dwa lata później został mistrzem Europy, a dziś jest bez pracodawcy.
Powrót na raty
Tego zawodnika nie trzeba nikomu przedstawiać. Mistrz Europy, zdobywca Ligi Mistrzów oraz czterokrotny mistrz Anglii. Zazwyczaj gra na lewym skrzydle. Już wiecie, o kim mowa? Tak, to Nani. Urodzony w Republice Zielonego Przylądka piłkarz karierę seniorską rozpoczynał w Sportingu CP.
W 2003 roku trafił do drużyny U-19, a dwa lata później był już członkiem pierwszej drużyny. Nani wyróżniał się na tle kolegów. Nic więc dziwnego, że w 2007 roku Manchester United postanowił ściągnąć 23-latka do siebie. Zapłacił za niego 30 mln euro. I do dziś trudno stwierdzić, czy był to dobry ruch.
Niby w barwach „Czerwonych Diabłów” zagrał w 230 meczach. Strzelił 40 goli i zanotował 73 asysty. Statystki ma niezłe, ale jego wpływ na drużynę nie był za duży. Podsumowując, mnie on nigdy nie przekonywał swoją grą. Nie mogę przypomnieć sobie jakichś jego spektakularnych akcji itp. Ale to jest moja opinia.
https://www.youtube.com/watch?v=eM8JjOrERI8
Po siedmiu latach został wypożyczony do klubu z Lizbony. W Sportingu CP był przez rok i nie zagościł tam na dłużej. Był to jego pierwszy powrót po latach do ligi portugalskiej. W 2015 roku trafił Fenerbahce, później Valencii, skąd po roku został wypożyczony (na okres jednego sezonu) do Lazio.
W Rzymie, delikatnie mówiąc, nie błyszczał. Trzy gole i cztery ostatnie podania w 25 spotkaniach (we wszystkich rozgrywkach – w sezonie 2017/2018). Latem 2018 roku Nani bez kwoty odstępnego odszedł do Sportingu CP, który po aferze ze swoimi kibicami potrzebował znanego nazwiska.
Jak na razie Portugalczyk, który dla swojej reprezentacji wystąpił w 112 meczach, zdobył osiem bramek i zaliczył sześć asyst. I to wszystko w 21 spotkaniach. Nani – co widać gołym okiem – odbudował się i wrócił na właściwe tory.
Trzy wielkie kluby na rozkładzie
Maniche. Piłkarz, którego – mam nadzieję – większość z Was zna lub chociaż trochę kojarzy. Zaczynał w Benfice, później grał w FC Porto. I to właśnie w drużynie „Smoków” wypłynął na szerokie wody, przechodząc za granicę.
W lipcu 2005 roku za kwotę 16 mln euro przeniósł się do… Rosji, do Dynama Moskwa. Kierunek dość zaskakujący. Z reguły Portugalczycy, którzy decydują się na pierwszy transfer, wybierają bliższe kierunki, jak Hiszpania. Porto i Moskwę dzieli – bagatela – 4400 kilometrów.
Środkowy pomocnik w stolicy Rosji długo miejsca nie zagrzał. Najpierw był wypożyczony do Chelsea, a później został sprzedany do Atletico Madryt. Często zmieniał kluby, aż w końcu w 2010 roku powrócił do Portugalii. Tym razem został piłkarzem Sportingu CP. Trzeci klub z „Wielkiej Trójki”. W Lizbonie spędził tylko rok, po czym postanowił zawiesić buty na kołku. Miał wtedy zaledwie 33 lata.
Z Portugalii do Włoch i z powrotem
Jeden z najsłynniejszych wychowanków Benfiki, który przeszedł przez wszystkie etapy szkolenia tego lizbońskiego klubu. Zaliczany był do tzw. złotego pokolenia portugalskiej piłki (pokolenia z Luisem Figo na czele), z którym w 1991 roku zdobył mistrzostwo świata do lat 20.
Nosił przydomek „El Maestro”, a w 2004 roku został wybrany do FIFA 100, czyli listy najwybitniejszych piłkarzy w historii. Rui Costa, bo przecież o nim mowa, bez wątpienia był genialnym zawodnikiem.
Benfica miała problemy finansowe, co poniekąd zmusiło ją do sprzedaży swojej – młodej wtedy – gwiazdy. W lipcu 1994 roku AC Fiorentina zapłaciła za niego 5,5 mln euro. Pierwszy sezonie w Serie A zakończył z dziewięcioma golami. W sumie w ciągu siedmiu kampanii dla drużyny z Florencji ustrzelił 50 bramek i zaliczył 14 ostatnich podań.
AC Milan kupił Portugalczyka za 42 mln euro. Pięć lat dla „Rossonerich”, 192 mecze i tylko 11 bramek i 13 asyst. Schyłkowy Rui Costa nie prezentował już tego błysku co przed laty. Dlatego na zakończenie kariery, po 4383 dniach, postanowił powrócić do macierzystej Benfiki.
W ostatniej swojej piłkarskiej kampanii siedmiokrotnie trafił do siatki rywali oraz zaliczył sześć ostatnich podań przy bramkach kolegów. Zrobił to w 41 spotkaniach.