Najważniejsze wydarzenia sobotnich meczów 26. kolejki Premier League


22 lutego 2015 Najważniejsze wydarzenia sobotnich meczów 26. kolejki Premier League

Sobota na angielskich boiskach obfitowała w wiele goli (w sumie 19 trafień w siedmiu rozegranych meczach) i czerwonych kartek, ale nie zabrakło również kilku niespodziewanych rozstrzygnięć, które mogą mieć bardzo istotny wpływ na dalszą część sezonu. Zaskakujące potknięcie na własnym boisku aktualnego lidera, Chelsea Londyn i wysokie zwycięstwo goniącego "The Blues" Manchesteru City zwiastuje nam jeszcze spore emocje w rywalizacji o mistrzostwo. Z kolei sytuacja w dolnych rejonach tabeli powoli zaczyna się klarować.


Udostępnij na Udostępnij na

Efekt nowej miotły jednak nie zadziałał

Kibice „The Villans” liczyli, że zeszłotygodniowe zwycięstwo w Pucharze Anglii z Leicester (2:1) pozytywnie wpłynie na postawę ich ulubieńców w lidze. Niestety, nawet nowy menedżer Tim Sherwood, który legitymuje się świetnym bilansem trenerskim (50% wygranych meczów jako opiekun Tottenhamu), nie potrafił w krótkim czasie odmienić gry Aston Villi. Nowy szkoleniowiec zespołu z Birmingham zapowiadał, że jego podopieczni będą prezentować futbol bardziej ofensywny, ale na razie zupełnie tego nie widać. Co prawda, już pierwszy celny strzał na bramkę Begovicia przyniósł gospodarzom gola, ale gra „The Villans” wyglądała nadal słabo.

Dość powiedzieć, że w całym meczu piłkarze AV oddali tylko trzy strzały na bramkę gości! Mimo tego aż do ostatnich minut utrzymywał się rezultat remisowy (gol Dioufa w końcówce pierwszej połowy). Wtedy to fatalny błąd w przyjęciu piłki popełnił kapitan Villi, Ron Vlaar i w konsekwencji zmuszony był faulować wychodzącego na czystą pozycję Victora Mosesa, za co słusznie obejrzał czerwoną kartkę. Rzut karny, w doliczonym już czasie gry, bezbłędnie wykorzystał sam poszkodowany, zapewniając swojej drużynie dziesiątą wygraną w sezonie. „The Potters” podtrzymali również świetną passę meczów wyjazdowych na Villa Park – dzisiejsze spotkanie było piatym kolejnym meczem bez porażki na stadionie w Birmingham. Dla Aston Villi był to z kolei 11. kolejny mecz bez zwycięstwa w Premier League i szósta porażka z rzędu. Tak fatalnej serii nie ma żaden zespół w angielskiej ekstraklasie.

Sherwooda czeka zatem ogrom pracy na Villa Park. Sam szkoleniowiec doskonale zdaje sobie sprawę, że misja utrzymania zespołu w elicie może zakończyć się niepowodzeniem („Wiem, że nastawiam swój kark, ale wierzę w tych chłopaków”). Dzisiejsze spotkanie najdobitniej pokazało 46-letniemu trenerowi z St Albans, z jakimi problemami przyjdzie mu się zmierzyć w niedalekiej przyszłości: dramatyczna indolencja strzelecka (AV ma na koncie ledwie 13 zdobytych goli w 26 meczach PL – najmniej spośród zespołów z pięciu najsilniejszych lig europejskich!), bardzo mała liczba strzałów (tylko 70 – najmniej w lidze), fatalna skuteczność (37% – najgorszy współczynnik celnych strzałów w PL), niewytłumaczalna niemoc po przerwie (prawie 80% goli strzelonych przez AV padło w pierwszych połowach spotkań) i zbyt częste wykluczenia (już 6 czerwonych kartek w tym sezonie, łącznie z dzisiejszą).

Aston Villa 1-2 Stoke City

 

Chelsea płaci za swój minimalizm

Po trudnym meczu wyjazdowym z PSG w Lidze Mistrzów Mourinho dał odpocząć aż czterem piłkarzom, którzy wybiegli w podstawowym składzie na Parc des Princes. Decyzja ta nie była obarczona większym ryzykiem, bowiem na Stamford Bridge przyjechał zespół, który od pięciu spotkań nie potrafi wygrać meczu w lidze, a ostatni mecz na wyjeździe rozstrzygnął na swoją korzyść ponad trzy miesiące temu (2:1 ze Stoke)! Poza tym „The Blues” nie zwykli tracić punktów na Stamford Bridge (w tym sezonie zdołał tu zremisować tylko Manchester City), a z Burnley wygrali dotychczas wszystkie mecze na poziomie ekstraklasy, więc mało kto przypuszczał, że w dzisiejszym spotkaniu ze słabym beniaminkiem aktualny lider Premier League może mieć jakiekolwiek kłopoty.

Do 70. minuty meczu wszystko układało się według łatwego do przewidzenia scenariusza – Chelsea szybko strzeliła gola i spokojnie kontrolowała spotkanie, utrzymując się przy piłce przez ponad 60% czasu gry. Niespodziewany zwrot sytuacji nastąpił dwadzieścia minut przed końcem meczu, kiedy to fatalny błąd popełnił sędzia Martin Atkinson. Po brutalnym wejściu Barnesa w Nemanję Maticia ten drugi postanowił wymierzyć sprawiedliwość swojemu oprawcy już podczas meczu i energicznie odepchnął napastnika Burnley. Sędzia ukarał jednak czerwoną kartką tylko pomocnika gospodarzy, czego nie omieszkał mu wypomnieć na pomeczowej konferencji prasowej sam Mourinho. – Były cztery kluczowe momenty, które wpłynęły na końcowy wynik spotkania. Jeden z nich miał miejsce w 69. minucie. Nie mogę powiedzieć wam nic więcej, bo znowu mnie ukarają – Portugalczyk w swoim stylu skomentował postawę arbitra dzisiejszego meczu i tym razem trudno nie przyznać mu racji. Osłabienie jego zespołu z pewnością miało wpływ na stratę gola, a w konsekwencji – także dwóch cennych punktów.

Wracając jednak do wydarzeń boiskowych, warto docenić znakomitą formę strzelecką Branislava Ivanovicia. Nominalny prawy obrońca „The Blues” jest w ostatnim czasie najskuteczniejszym piłkarzem całego zespołu – dzisiejszy gol był jego czwartym trafieniem w sześciu ostatnich meczach we wszystkich rozgrywkach (w sumie Serb uzbierał już pięć trafień)! Na drugim biegunie znalazł się nieco niespodziewanie lider klasyfikacji strzelców, Diego Costa. Naturalizowany reprezentant Hiszpanii wrócił niedawno po trzymeczowym okresie zawieszenia (za wybryki w meczu Capital One Cup z Liverpoolem), ale nie potrafi na razie nawiązać do dyspozycji sprzed kilku tygodni. We wtorkowym meczu Champions League napastnik „The Blues” ani razu nie uderzał na bramkę Sirigu, a w dzisiejszym spotkaniu z Burnley oddał zaledwie jeden strzał.

Cenny punkt wywalczony w jaskini lwa nie pozwolił jednak podopiecznym Dyche’a wydostać się ze strefy spadkowej. Gości czeka w tym sezonie bardzo ciężka walka o utrzymanie, ale dzisiejszy rezultat może pozytywnie wpłynąć na morale piłkarzy, którzy w większości nie mieli jeszcze okazji rywalizować na tak wysokim poziomie rozgrywek.

Chelsea Londyn 1-1 Burnley FC

https://www.youtube.com/watch?v=L1-rKFJ7x4I

 

Arsenal korzysta z potknięcia „Czerwonych Diabłów”

Podopieczni Wengera potwierdzili na Selhurst Park swoją wysoką dyspozyję z ostatnich tygodni. Dzisiejsze zwycięstwo było dla Arsenalu ósmym kolejnym triumfem w dziewięciu ostatnich meczach we wszystkich rozgrywkach! Dobrą passę strzelecką podtrzymał Olivier Giroud, który w ostatnim czasie znajduje się w wybornej dyspozycji (cztery gole w czterech ostatnich meczach). Podobnie jak Santi Cazorla, zdobywca pierwszego gola dla „Kanonierów”. Hiszpan po słabszej pierwszej części sezonu zaczyna znowu prezentować reprezentacyjną formę. Dzisiaj po raz kolejny pokonał bramkarza rywali z jedenastu metrów, co powoli staje się małą tradycją. Arsenal jest bowiem zespołem, który w bieżącej kampanii otrzymał od arbitrów najwięcej rzutów karnych – w sumie już s.

Warto podkreślić, że francuski szkoleniowiec „The Gunners” nie mógł w tym spotkaniu skorzystać z kilku ważnych piłkarzy podstawowej jedenastki (m.in. Flaminiego, Bellerína, Oxlade’a-Chamberlaina, Wilshere’a czy Ramseya), a mimo to udało się gościom przedłużyć znakomitą serię nieprzegranych meczów na Selhurst Park do dwunastu. Patrząc na aktualną formę zespołu z północnego Londynu, należy obiektywnie stwierdzić, że „Kanonierzy” będą zdecydowanym faworytem środowej konfrontacji z AS Monaco w Lidze Mistrzów.

Crystal Palace 1-2 Arsenal Londyn

https://www.youtube.com/watch?v=9BuVqjJIsWg
Zwycięstwo z drużyną Crystal Palace, przy jednoczesnej porażce Manchesteru United, dało Arsenalowi awans na trzecią pozycję w tabeli, co jeszcze kilka tygodni temu wydawało się mało realnym scenariuszem. Trudno było jednak przewidzieć porażkę „Czerwonych Diabłów” w starciu z osłabioną odejściem Wilfrieda Bony’ego Swansea City. Wyniki walijskiego zespołu od momentu straty najlepszego snajpera uległy wyraźnemu pogorszeniu, w konsekwencji czego „Łabędzie” obsunęły się na 9. miejsce w tabeli Premier League. Z kolei Manchester United mógł pochwalić się najlepszą w tym sezonie serią siedmiu kolejnych wygranych spotkań we wszystkich rozgrywkach, więc faworyta należało upatrywać w drużynie van Gaala.

Drużyna gości, grająca ponownie w systemie z czwórką obrońców, strzeliła pierwszego gola meczu po pięknej koronkowej akcji całego zespołu. Ponadto piłkarze MU dłużej utrzymywali się przy piłce (aż 64% posiadania piłki, a w całym sezonie 57% – najwięcej w lidze), wymienili więcej podań niż gospodarze, oddali więcej strzałów na bramkę i mieli więcej rzutów rożnych, a mimo to przegrali mecz! Trzeba przyznać, że przy zwycięskim golu Gomisa gospodarze mieli mnóstwo szczęścia, ale futbol nie jest grą logiczną. – Taka jest piłka. Stworzyliśmy więcej okazji, ale byliśmy nieskuteczni, więc przegraliśmy mecz. Szkoda, bo druga połowa była naszą najlepszą w całym sezonie – powiedział nieco poirytowany końcowym rezultatem van Gaal. Należy jednak pamiętać, że w tym sezonie „Łabędzie” okazały się lepsze w obu meczach z MU, więc nie można tu chyba mówić o przypadku…

Swansea City 2-1 Manchester United

https://www.youtube.com/watch?v=Rw32mj_SA2U

 

Pokaz siły wicelidera na Etihad Stadium

Prawdziwy koncert zaserwowali swoim kibicom piłkarze Manchesteru City przed zbliżającym się arcyważnym meczem w Lidze Mistrzów z Barceloną. Podopieczni Manuela Pellegriniego zdemolowali gości z Newcastle, prowadząc po niespełna godzinie gry aż pięcioma bramkami! Aktualny wicelider Premier League dominował we wszystkich elementach piłkarskiego rzemiosła, a klasą samą dla siebie był rozgrywający „The Citizens”, David Silva (dwa gole i asysta). Nic dziwnego, że zachwytu po tym spotkaniu nie krył trener gospodarzy, Manuel Pellegrini: – Tak powinna wyglądać gra mojego zespołu w każdym meczu na Etihad. Cieszę się, że wróciliśmy do dobrej formy strzeleckiej i nie straciliśmy żadnego gola. Wszystkie bramki, które zdobyliśmy dzisiaj, padły po przepięknych akcjach.

Dzisiejsze zwycięstwo było najwyższym rezultatem odniesionym przez Manchester City w lidze od marca 2014 roku, kiedy to „Obywatele” w identycznym rozmiarze rozprawili się ze stołecznym Fulham. Co ciekawe, była to także pierwsza wygrana na Etihad Stadium od ponad miesiąca, ale za to odniesiona w spektakularnym stylu.

Spotkanie z Newcastle potwierdziło opinie wielu ekspertów, że drużyna mistrza Anglii zupełnie nie potrafi poradzić sobie bez swojego lidera drugiej linii, Yayi Toure. W pierwszym meczu po powrocie z Pucharu Narodów Afryki pomocnik „The Citizens” zaliczył od razu najwięcej kontaktów z piłką (aż 134) i świetnie dyrygował atakami swojej drużyny.

Dominacja Manchesteru City w dzisiejszym meczu doskonale obrazuje filozofię gry chilijskiego szkoleniowca – długie utrzymywanie się przy piłce (w tym sezonie 56% posiadania piłki – najwięcej w lidze), wymiana dużej ilości podań (do dzisiejszego spotkania było ich już 14393, następny w tej klasyfikacji MU ma 13218 podań) oraz stwarzanie dużej ilości sytuacji bramkowych (w tym sezonie średnio 14 okazji na mecz – najlepszy wynik w Premier League). Wtorkowe starcie z wielką Barceloną zapowiada się zatem wybornie.

Manchester City 5-0 Newcastle

https://www.youtube.com/watch?v=Je49ItkFqFk

 

Jedna jaskółka wiosny nie czyni

W poprzedniej kolejce piłkarze QPR odnieśli upragnione, pierwsze ligowe zwycięstwo na stadionie przeciwnika (2:0 z Sunderlandem), przerywając tym samym kompromitującą serię jedenastu kolejnych porażek na wyjazdach (najgorsza taka passa w historii Premier League). W sobotę czekała ich kolejna trudna wyprawa na stadion zespołu, który również walczy o utrzymanie w Premier League.

Spotkanie na KC Stadium zaczęło się dla przyjezdnych fatalnie. Już po kwadransie Hull City objęło prowadzenie (gol Jelavicia), a kilkanaście minut później „asa kier” za brutalny faul na Tomie Huddlestonie otrzymał Joey Barton, który notuje niespotykaną serię ośmiu kolejnych meczów z kartką! Grający w osłabieniu goście potrafili jednak wyrównać za sprawą niezawodnego w tym sezonie Charliego Austina (już 14. gol Anglika w lidze, więcej mają tylko Diego Costa i Sergio Aguero – po 17). Marzenia o wywiezieniu cennego punktu z Hull prysły w przedostatniej minucie regulaminowego czasu gry, kiedy to gola na wagę trzech punktów dla gospodarzy zdobył pozyskany w zimowym okienku transferowym senegalski napastnik, Dame N’Doye.

Dzięki dzisiejszemu zwycięstwu „Tygrysów” sytuacja na dole tabeli zaczyna robić się przejrzysta. „Rangersi” mają już cztery punkty straty do sobotniego rywala i trzy do znajdującego się pozycję wyżej Sunderlandu, który dzisiaj zremisował bezbramkowo na własnym stadionie z West Bromwich Albion. Drużyna z Londynu tylko dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu znajduje się tuż nad strefą spadkową, ale ma na koncie tyle samo punktów, co będący pod kreską Burnley i Aston Villa (po 22 oczka). Walka o utrzymanie powoli wkracza w decydującą fazę, a przed QPR niezwykle trudny terminarz. W najbliższych tygodniach podopieczni Chrisa Ramseya (tymczasowy menedżer po odejściu Redknappa) zmierzą się z wysoko notowanymi zespołami z północnego Londynu – Arsenalem i Tottenhamem, więc o punkty będzie bardzo ciężko. Dzisiejsza porażka może więc być brzemienna w skutkach…

Hull City 2-1 Queens Park Rangers

https://www.youtube.com/watch?v=u5vpeIreQtE

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze