Cały rok wszyscy z czerwonej części Liverpoolu czekali na przybycie Gwinejczyka. Naby Keita miał być jednym z ostatnich elementów układanki Juergena Kloppa. Graczem, który zapewni trofea. Tym bardziej że Gwinejczyk wybrał legendarny na Anfield Road numer osiem na koszulce. To tylko zwiększyło oczekiwania wobec zawodnika. Po pół roku pobytu w Liverpoolu kreowany na nowego lidera drugiej linii Naby Keita mocno zawodzi. Jakie są przyczyny słabej dyspozycji Gwinejczyka i czy będzie lepiej?
Zajęcie drugiego miejsca w Bundeslidze w sezonie 2016/2017 przez RB Lipsk nie zaskoczyło wielu obserwatorów. Zespół praktycznie od podstaw stworzony przez spółkę Red Bull GmbH już przed debiutancką kampanią na najwyższym szczeblu celował w czołowe lokaty w tabeli. Nienawiść kibiców pozostałych niemieckich drużyn do „Die Bullen” tylko wzrosła. Natomiast szkoleniowcy rywali z zazdrością patrzyli na grę zespołu Ralpha Hasenhuettla. Czołowe kluby Europy zagięły parol na najlepszych graczy RB Lipsk. Najdłuższa kolejka chętnych ustawiła się po Naby’ego Keitę, a wśród chętnych były takie potęgi obecnego futbolu, jak: Barcelona, Bayern czy Liverpool.
Wyścig po NABYty pistolet
– Jest rewelacyjny. Jego poruszanie się (po boisku) jest świetne, tak jak gra na jeden kontakt. Kiedy wykona podanie, nie zatrzymuje się na pozycji numer 6 (mającej głównie zadania defensywne – przyp. red.), nie stoi przed linią defensywną, ale uwielbia wychodzić do przodu. Grał w systemie, który jest w zasadzie klonem tego, co preferował Klopp w Dortmundzie, i tego, co gra obecnie Liverpool – wysokim i intensywnym pressingiem. Jest idealny dla Liverpoolu Kloppa. Ma bardzo dużo energii, jest o wiele lepszy w ofensywie niż N’Golo Kante, a także zdobywa bramki – zachwalał gracza RB Lipska w rozmowie z serwisem ThisIsAnfield.com komentator Fox Sports, Keith Costigan.
Mimo ciągłych spekulacji tworzących wręcz sagę transferową z Nabym Keitą w roli głównej zarząd RB Lipsk pozostawał nieugięty. Na odejście Gwinejczyka z klubu przedstawiciele wicemistrza Niemiec nie wyrażali zgody. Wysokie oferty (m.in. 67 milionów funtów) nie były w stanie zmienić decyzji zarządu RB Lipsk. Nawet mimo niezadowolenia zawodnika, który myślami był już graczem Liverpoolu. Frustracja Gwinejczyka narastała, rzutując na zachowanie podczas treningów.
Wszyscy chętni mieli odejść z kwitkiem. Wtedy jednak klub z Anfield Road znalazł alternatywę. „The Reds” zapłacili 51 milionów funtów, aktywując klauzulę w kontrakcie gracza, która zezwalała na odejście zawodnika, lecz dopiero za rok. Po ogłoszeniu transakcji wszyscy zastanawiali się, czy Gwinejczyk w pełni zaangażuje się w dalszą grę dla RB Lipsk.
Ostatni sezon i w końcu w Liverpoolu
Mimo letnich kontrowersji związanych z chęcią odejścia pozycja Naby’ego Keity w zespole nie uległa zmianie. Ralph Hasenhuettl nadal w osobie Gwinejczyka widział lidera drugiej linii wicemistrza Niemiec. Zawodnik nie prezentował się jednak już tak świetnie jak w poprzednim sezonie. Gdy wszystko jednak wskazywało na to, że w końcu skupił się wyłącznie na grze, z Liverpoolu odszedł Philippe Coutinho. Brytyjskie media bardzo szybko jako następcę Brazylijczyka wskazały Gwinejczyka, który miał przenieść się na Anfield Road już zimą. Wszelkim medialnym doniesieniom w tej sprawie zaprzeczali jednak przedstawiciele RB Lipsk. Komunikat władz wicemistrza Niemiec był jasny – Naby Keita zostaje, by pomóc zespołowi zakwalifikować się do europejskich pucharów.
To się udało, choć szósta lokata nikogo w Lipsku raczej nie ucieszyła. Tym bardziej że do trzeciego miejsca zabrakło zaledwie dwóch punktów (zespół Gwinejczyka dysponował także gorszym bilansem bramkowym, czyli w praktyce trzech oczek). Mimo gorszej postawy niż w poprzedniej kampanii zawodnik mógł pochwalić się jednak podobnymi statystykami oraz pięknymi trafieniami.
Naby Keita nie miał jednak dużo czasu na rozpamiętywanie ostatniego sezonu w barwach RB Lipsk. Już pod koniec czerwca poprzedniego roku dołączył do pozostałych graczy Liverpoolu. Oczekiwania wobec zawodnika rosły praktycznie z każdym dniem. Tym bardziej że Gwinejczyk wybrał koszulkę z ósemką. Numerem, który od maja 2015 roku pozostawał wolny po odejściu legendy klubu, Stevena Gerrarda.
– Sam Steven (Gerrard) wręczył mi koszulkę z numerem ósmym. Byłem bardzo zaskoczony. Nie spodziewałem się tego. Kiedy zobaczyłem go, powiedziałem ,,WOW”, bo jest legendą. Zawsze darzył innych szacunkiem i wkładał w swoją grę całe serce. Ludzie w Liverpoolu za to go kochają. Gdy ktoś taki jak on daje ci koszulkę ze swoim numerem, wtedy nie ma żartów. Musisz wycisnąć z siebie jak najwięcej, tak jak on to robił. To mnie właśnie motywuje – mówił w rozmowie z przedstawicielami oficjalnej strony klubu Naby Keita.
Naby Keïta will occupy a shirt number that has been vacant since 2015 at #LFC…
Can you remember our 5️⃣ other @premierleague No.8s to date? https://t.co/fNL95SwihT pic.twitter.com/V8RPU2iQC1
— Liverpool FC (@LFC) July 1, 2018
Dobre złego początki
Wszyscy z niecierpliwością czekali na debiut Gwinejczyka w Liverpoolu. Zawodnik sprowadzony z RB Lipsk miał być nowym reżyserem gry „The Reds”. Liderem drugiej linii. Przede wszystkim jednak prostopadłymi podaniami miał wycisnąć maksimum z niesamowitego ofensywnego tercetu zespołu z Anfield Road. Już poprzedni sezon pokazał, że to właśnie piłek dostarczanych z drugiej linii brakowało Mohamedowi Salahowi, Roberto Firmino oraz Sadio Mane. Maszyna Juergena Kloppa z Gwinejczykiem w składzie miała pracować jeszcze lepiej i jeszcze wydatniej.
– Transfer Naby’ego Keity do Liverpoolu można zawrzeć w kilku słowach – wielkie pieniądze, wielkie oczekiwania. To sformułowanie potwierdza fakt, że jest on pierwszym graczem „The Reds”, który odziedziczył koszulkę z numerem 8 po absolutnej legendzie klubu, Stevenie Gerrardzie. Gracz ze świetnym dryblingiem, podaniami, odbiorem oraz strzałem z dystansu. W teorii Naby wydawał się piłkarzem, który jeszcze bardziej naoliwi ofensywną maszynę z Anfield. Stare przysłowie „pozory mylą” pasuje tutaj idealnie – mówi w rozmowie z naszym portalem Michał Urbański, jeden z administratorów fanpage’a Liverpool FC – Polska.
Z czasem tylko gorzej
Debiut Naby’ego Keity rzeczywiście mógł napawać optymizmem. W meczu przeciwko West Hamowi United Gwinejczyk grał tak, jak od niego oczekiwano. Świetnie rozprowadzał akcje zaczepne Liverpoolu oraz starał się szukać partnerów prostopadłym podaniem. W kolejnych spotkaniach tak dobrze już nie było. Niezadowalające występy oraz powrót graczy dłużej odpoczywających po mundialu zmniejszyły szanse Naby’ego Keity na regularną grę w podstawowym składzie.
– W swoim debiucie przeciwko West Hamowi świetnie potrafił znaleźć sobie miejsce między strefami „Młotów”, imponował dryblingiem oraz podaniami. Przez wiele portali oceniany był jako jeden z najlepszych graczy tego spotkania. Taki debiut rozbudził apetyty kibiców Liverpoolu jeszcze bardziej. Pora jednak skupić się na teraźniejszości, która maluje się w mocno szarawych barwach. Mimo krótkiego pobytu na Anfield Gwinejczyka nie oszczędzają kontuzje. Nie są to bardzo poważne urazy, ale często zdarzają mu się mniejsze stłuczenia, które wytrącają go z rytmu. W połączeniu z jego nieregularną grą mamy mieszankę wybuchową, która sprawiła, że Keita jest w miejscu, w którym jest, zwanym ławką rezerwowych – dodaje Michał Urbański.
Problem z ustawieniem
Po zaskakująco słabym początku Gwinejczyka w Liverpoolu eksperci zaczęli doszukiwać się także problemu zawodnika w obecnym stylu gry „The Reds”. Preferujący dotąd bardzo ofensywną filozofię Juergen Klopp w obecnej kampanii wpoił podopiecznym bardziej pragmatyczne podejście. Klub z Anfield Road umiejętnie rozkłada siły i nie ryzykuje, by za wszelką cenę podwyższyć wynik spotkania. Obecnie zespół z Anfield Road o wiele lepiej wygląda w defensywie, na którą dużą uwagę w bieżącej kampanii zwraca niemiecki szkoleniowiec. Czy obecne preferencje menedżera mogą stanowić problem dla Gwinejczyka?
– Juergen Klopp w tym sezonie kładzie bardzo duży nacisk na defensywę, a Keita zdecydowanie lepiej czuje się w ofensywie, dlatego też częściej w środku pola widzimy trójkę Milner, Henderson i Wijnaldum. Za każdym razem również Naby zajmuje miejsce na lewym skrzydle, a nominalnie jest on środkowym pomocnikiem, to też może mieć wpływ na jego formę. W ciągu sześciu miesięcy obecności na Anfield Naby’ego regularnie gnębiły kontuzje, to również nie pozwalało mu grać i wejść w jakiś rytm. Za każdym razem, kiedy wchodził na boisko, widziałem, że Naby coś wprowadzał do gry, próbował dryblingów, prostopadłych podań, szukał sobie miejsca do oddania strzału, mimo to nie ma nawet co porównywać jego liczb z RB Lipsk do aktualnych osiągnięć, a ostatni mecz z Crystal Palace pokazał, że Keita na razie nie potrafi odnaleźć swojej formy – komentuje Karol Neumann, drugi z administratorów fanpage’a Liverpool FC – Polska.
Ustawianie Gwinejczyka na lewym skrzydle szybko można skojarzyć ze sposobem gry Philippe Coutinho. Juergen Klopp ewidentnie szuka miejsca na boisku dla Naby’ego Keity (na powyższym zdjęciu w białym okręgu), powierzając zawodnikowi rolę, którą wcześniej w zespole odgrywał Brazylijczyk. Problem w tym, że zgodnie ze słowami naszego rozmówcy Gwinejczyk obecnie nie potrafi sobie poradzić na nowej pozycji. Gdy gra blisko linii bocznej boiska, wszystko Naby’emu Keicie sprawia większy problem. Wymienność pozycji, mijanie rywali dryblingiem oraz sposób rozegrania akcji.
Licząc na lepsze jutro
Mimo obecnych trudności związanych z odnalezieniem się w nowym klubie i przystosowaniem do filozofii szkoleniowca w Liverpoolu nikt nie wątpi w możliwości Gwinejczyka. Nawet mimo słabszych występów Naby Keita pokazuje przebłyski geniuszu, które dają nadzieję na lepsze jutro. Śmiało można stwierdzić, że czas działa na korzyść zawodnika oraz Liverpoolu.
Naby Keita with a 🔥 double nutmeg! 🙌 pic.twitter.com/5v9hbWUXue
— Liverpool FC (@LFC) December 11, 2018
– Myślę, że w ciągu kilku następnych meczów raczej nie zobaczymy jakiegoś przełamania, Klopp z pewnością teraz ma większe problemy w defensywie i myślę, że przede wszystkim skupi się na uzupełnieniu tych braków. Nie zmienia to faktu, że Keita to świetny piłkarz, i to tylko kwestia czasu, kiedy osiągnie dobrą formę i pokaże swoje umiejętności, na pewno nie będzie pomijany przy układaniu składów na następne mecze – dodaje Karol Neumann.
Wszystkim związanym z czerwoną częścią Liverpoolu pozostaje liczyć, że Naby Keita wróci na poziom gry z czasów RB Lipsk jeszcze w bieżącym sezonie. Gwinejczyk byłby wtedy niesamowitym wzmocnieniem zespołu Juergena Kloppa. Graczem, który mógłby nawet wziąć we własne ręce losy walki o mistrzostwo Anglii.