Marek Motyka to szkoleniowiec, który w swoim trenerskim CV ma wpisaną pracę z kilkoma klubami Ekstraklasy. Były opiekun m.in. Górnika Zabrze, Korony Kielce i Polonii Bytom specjalnie dla iGola wypowiedział się na temat swoich byłych klubów, wytypował wyniki najbliższych spotkań, a także podał kulisy rozstania się z jego ostatnim klubem – Kolejarzem Stróże.
Do którego z klubów Ekstraklasy czuje Pan największy sentyment i któremu kibicuje Pan najbardziej?
Generalnie każdy klub w jakimś sensie szanuję, w różnych zespołach układało mi się różnie, ale na pewno dużym sentymentem darzę Górnika Zabrze. Byłem tam trzy razy, udało mi się utrzymać zespół pomimo trudnej sytuacji organizacyjno-finansowej. Natomiast duży szacunek mam też dla Korony Kielce. Miałem nadzieję, że popracuję tam dłużej. To klub z perspektywą nawet na europejskie puchary. Zazwyczaj pracowałem z zespolami, które walczyły o utrzymanie. Nie było nigdy możliwości powalczenia o coś więcej. Tu była nadzieja – klub jest bardzo stabilny finansowo i organizacyjnie stojący bardzo mocno, z dobrym zespołem, z perspektywą jego budowy. Ja sobie wszystko układałem, niestety wszystkie zmiany następowały zbyt wcześnie, stąd pozostał spory niedosyt. Górnik przeważnie walczył o utrzymanie w lidze. W tym sezonie zabrzanie sprawili już wiele niespodzianek.
Czy jest Pan tym zaskoczony i co jest tego najważniejszą przyczyną?
Powiem tak: istotny jest czynnik ludzki. Widać, że w Zabrzu są zawodnicy, którzy chcieliby coś udowodnić w piłce i nie są bynajmniej u schyłku kariery. W większości są to zawodnicy młodzi i perspektywiczni, którzy chcieliby w piłce zaistnieć na dłużej i pokazać się później nawet za granicą. Ta mieszanka młodości i rutyny procentuje. Druga sprawa: na pewno trener, który mobilizuje i wykonuje solidną pracę, umie dotrzeć do zawodników, poukładać ich, co też procentuje. Wczoraj mieliśmy przykład meczu, w którym Górnik zagrał jeden ze słabszych spotkań, jednak walcząc do końca, uratował remis. Widać, że zabrzanie walczą do ostatniej minuty. Zaskoczyli szczególnie na Wiśle, gdzie zagrali rewelacyjny mecz. Wczoraj był duży niedosyt, ponieważ meczem w Krakowie pokazali, że mogą nawet mierzyć w europejskie puchary. Trzeba tu podkreślić przede wszystkim, że Górnik Zabrze to zespół waleczny i że trener potrafił piłkarzy zmobilizować do walki i zaangażowania, że te braki, które może mają, nadrabiają sercem i ambicją, i to jest właśnie bardzo cenne. Ponadto jest to zespół złożony w większości z Polaków, stąd też ci zawodnicy walczą o swoją pozycję i miejsce w drużynie, chcą utrzymać swoje miejsce pracy. Dziś na rynku w Ekstraklasie jest coraz mniej Polaków, stąd inwestowanie przez Górnika w rodzimych pilkarzy, zwłaszcza w jego przypadku w młodych, jest bardzo cenne. Niewiele klubów preferuje takie rozwiązanie.
Przed sezonem nie przewidywał Pan chyba jednak, że Górnikowi pójdzie tak dobrze?
Na pewno nikt nie przypuszczał, że Górnik może być aż tak wysoko. Liczyło się co najwyżej na to, że może być gdzieś w środku tabeli, że będzie w grupie walczącej o utrzymanie. Tymczasem tutaj miłe rozczarowanie i, co by nie powiedzieć, zaskoczenie, bo jak już mówiłem… Do końca jest jeszcze ile spotkań: pięć czy cztery?
Dla Górnika już cztery.
I Górnik może się bardzo wysoko uplasować. Już to, że jest tak wysoko, to wielki sukces, utrzymanie ma pewne. Może się uplasować w pierwszej piątce, szóstce i to na pewno jest duże zaskoczenie. Ludziom pracującym tam należy pogratulować bardzo solidnej pracy, a piłkarzom ciekawej gry, bo ten zespół ma za sobą wiele interesujących meczów.
Był Pan w Polonii Bytom i zna Pan możliwości tego klubu, który ma opinię najuboższego. Czy utrzymanie się takiego zespołu w Ekstraklasie będzie dla niego dobre?
Na pewno nie jest to dobre, że co roku klub boryka się z problemami finansowymi. Nie może być tak, że w grupie zespołów Ekstraklasy będą takie, które mają długi w stosunku do piłkarzy i pracowników. Dlatego ubolewałem nad tym, że Polonia nie ma stabilnego, silnego sponsora, który dałby jej stabilność finansową i normalną perspektywę. Tak się składa, że ten klub nie może znaleźć partnera, który by w niego mocno zainwestował i spowodował, że byłby stabilny organizacyjnie, bo wówczas jego możliwości byłyby większe i grałby o wyższe cele niż utrzymanie.
Trudno dostrzec jakiekolwiek pozytywy w byciu Polonii Bytom w Ekstraklasie.
Trzeba jednak powiedzieć jedno, że sztuką jest utrzymywać w Ekstraklasie zespół w tak trudnych warunkach. Piłkarze co roku wykonują bardzo dobrą pracę. Pomimo tych długów i problemów finansowych, utrzymują się w lidze. To też megasprawa i trzeba to szanować. Świadczy to też o tym, że piłkarze w Bytomiu stanowią bardzo ciekawą grupę. Ponadto transfery, które są przeprowadzane przez tamtejszych działaczy, są interesujące, bo nie zawsze przychodziły jakieś znane nazwiska na Olimpijską, a jednak co roku klub, mimo typowania do spadku, zawsze się utrzymywał. Zaskoczeniem jest na pewno to, że miasto za mocno nie angażuje się w pomoc. Mimo że Polonia jest wizytówką i reklamą Bytomia, pomoc jest śladowa. Cóż, może tam po prostu nie ma zbyt wielu pieniędzy. W każdym mieście jest określony jakiś budżet i być może nie może ono ich specjalnie dużo przekazywać. Zaskakuje mnie to, że w ten klub nie angażuje się jakiś poważny biznesmen, który mógłby dzięki niemu rozsławiać swoje nazwisko czy firmę, bo gdyby ten klub miał mocne finanse i dobrą sytuację organizacyjną, mógłby być dla takiej osoby świetną reklamą. Jestem zaskoczony, ale też i pełen podziwu, ponieważ wiem, w jakiej sytuacji się ten klub znajduje – bardzo skromny stadion, trudne warunki, a jednak robota jest wykonywana solidnie i klub się utrzymuje. Takie coś udaje się niewielu zespołom.
A jak Pana zdaniem wyglądają szanse Cracovii na utrzymanie?
Trzeba obiektywnie przyznać, że „Pasy” są w zupełnie innej sytuacji finansowo-organizacyjnej. Mają przede wszystkim przepiękny stadion, który klubowi wybudowało miasto, bardzo stabilną sytuację finansową i dość ciekawy zespół. Można powiedzieć, że tę rundę Cracovia gra bardzo ciekawie i właściwie jest rewelacją wiosny, co jest zaskakujące, zwłaszcza w obliczu np. Korony, Lechii i Bełchatowa, które po jesieni wydawało się, że będą walczyły o europejskie puchary czy nawet o mistrzostwo. Niemniej obok Cracovii Lechia jest dla mnie wciąż czarnym koniem, bo również ma stabilnego sponsora. „Pasy” w tej rundzie prezentują się bardzo dobrze i zdobywają zaskakująco dużo punktów. Jeżeli dzisiaj Arka by przegrała, to po raz pierwszy w tej rundzie Cracovia może zajmować inne miejsce niż ostatnie. Myślę, że będzie ona walczyła do końca i to, czy się jej uda, rozstrzygną te ostatnie, cztery mecze.
Podsumowując, w kontekście walki o utrzymanie będzie Pan kibicował ambitnej Polonii czy lepiej zorganizowanej Cracovii?
Perspektywicznie patrząc, dużym problemem byłoby to, że Ekstraklasę opuściłby tak stabilny zespół, z pięknym stadionem. Z drugiej strony szkoda by było tej tradycji, historii i desperacji Polonii, która w tak trudnej sytuacji solidnie reklamuje swoje miasto. Któryś z tych klubów musi spaść, podobnie jak Arka, która niedawno oddała do użytku nowy stadion, ale jednak gra słabo. Trudno wytypować, kogo byłoby żal, gdyby się nie utrzymał. W najlepszej sytuacji, pomimo słabej jesieni, jest Cracovia. Przez to, że jest chyba najstabilniejsza, lepiej by było, żeby się utrzymała. Nikomu się nie życzy spadku, ale w lepszej sytuacji finansowej jest Cracovia.
Kolejną niespodzianką, tym razem negatywną, jest dla Pana zapewne postawa Korony Kielce…
Korona w tej rundzie zaskakuje nie tylko mnie, ale też kibiców i działaczy. Po jesieni, w której Niedzielan zdobył sporo bramek, wydawało się, że Korona wreszcie znalazła określony rytm, wzmocniła się ciekawie i będzie walczyła o coś więcej niż o utrzymanie, bo w pierwszym roku był plan utrzymania się, a w drugim już były ambicje, żeby grać o pierwszą czwórkę, co potwierdzały też zapowiedzi trenera. A tu takie zaskoczenie, bo ta runda ze strony Korony jest tragiczna.
Korona gra dziś z Lechią. Jaki przewiduje Pan scenariusz tego spotkania i wynik?
W tym meczu alternatywa jest jedna. Korona musi wygrać za wszelką cenę, aby przynajmniej oddalić ryzyko spadku, bo te 31 punktów wcale nie gwarantują utrzymania, stąd to jest pierwszy cel. Druga sprawa, to na pewno trener i zawodnicy chcieliby wygrać wreszcie przed własną publicznością, bo wiem, jakie gromy lecą, jeśli chodzi o kibiców, jaka jest krytyka i niezadowolenie. Marzeniem piłkarzy oraz trenera jest wygrać ten mecz. Z drugiej strony Lechia mierzy bardzo wysoko, w Gdyni uratowała punkt i ma szansę na europejskie puchary. Trener Kafarski tej rundy na razie nie zaliczy do udanych i będzie robił wszystko, żeby wygrać to spotkanie. Lechia, trzeba powiedzieć, umie grać na wyjazdach i potrafi zaskakiwać. Korona jednak musi ten mecz za wszelką cenę wygrać i uratować twarz, bo spotkań zostało już niewiele. Przegrana sprawi, że będzie bardzo nieciekawie. Już widzę, że sfrustrowana publiczność, która zawsze licznie pojawiała się na meczach, w mniejszej liczbie przychodzi na stadion, co świadczy o ogromnym niezadowoleniu i totalnej krytyce.
Jak wypadłoby Pana zdaniem porównanie między zespołem, z którym Pan pracował, a drużyną, której stery przejął Marcin Sasal?
Miałem przyjemność pracować w Kielcach przed nim i miałem trochę inną sytuację, jeśli chodzi o zespół, bo nie miałem takiego stopera jak Stano, napastnika jak Niedzielan, który strzelił tyle bramek, że jest wiceliderem klasyfikacji strzelców. Grałem wówczas juniorami: Kiełbem, Malarczykiem na obronie – byłem w zupełnie innej sytuacji. Kadra trenera Sasala została wydatnie wzmocniona, uzupełniona o wielu ciekawych piłkarzy. Wydawało mi się, że Korona jest na tyle mocna i poukładana w każdej formacji, że będzie walczyła o pierwszą czwórkę. Co się stało w zimie i dlaczego jest tak, że zespół spuścił z tonu – nie mam pojęcia. Nie wiem, czy tam czasami nie ma jakiegoś konfliktu, czy nie iskrzy między zespołem a trenerem, że nie ma jakiegoś szacunku, wzajemnego zrozumienia. Dla mnie to jest niesłychane, że zespół, który nie ma opóźnień w wypłatach, jest mocny kadrowo, co potwierdziła jesień, nagle zaczął tak cieniować i słabo grać, bo rzeczywiście jest to jedna z większych kompromitacji tej wiosny. Klub organizacyjnie stoi dobrze, piękny stadion, fantastyczna publiczność i zostaje tylko grać, nie ma problemów z bazą, stąd jestem totalnie zaskoczony.
Jakich Pan udzieliłby wskazówek trenerowi Sasalowi? Korona słabo sobie radzi i w ofensywie, i w defensywie…
Jestem za daleko od trenera i zespołu, by cokolwiek radzić. Na pewno drużyna teraz musi sama wziąć ciężar odpowiedzialności na siebie, bo łatwo jest zmienić trenera, ale jeżeli zespół uplasuje się nisko, działacze będą się też rozliczać z piłkarzami, stąd niektórzy z nich mogą stracić pracę, jeżeli nie będą zaangażowani. Zawodnicy muszą sobie wziąć do serca to, że klub inwestuje w nich ogromne pieniądze, są to pieniądze miejskie i po prostu muszą się w jakiejś formie odwdzięczyć zarządowi klubu za to, że tam nie ma żadnych poślizgów. Sam przykład, tak jak wcześniej określaliśmy, Polonii Bytom jest drastyczny. Mimo wszystko myślę, że Korona w najbliższych meczach odbuduje się i pokaże solidny futbol, bo nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Gdyby tak było, w czasie rozliczeń z piłkarzami może być bardzo gorąco.
Był Pan też trenerem Polonii Warszawa, która pokonała u siebie Jagiellonię. Czy spodziewał się Pan, że Jagiellonia może wpaść w rundzie wiosennej w tak duży kryzys? Jak odniesie się Pan do decyzji trenera Probierza o jego dymisji?
Jestem tym totalnie zaskoczony. Nie ukrywam, raz, że słabością, a dwa niezrozumiałą decyzją trenera. Moim zdaniem cztery kolejki przed końcem podawać się do dymisji to trochę zaskoczenie. Jest to ruch desperacji trenera, który jest człowiekiem honorowym i chciałby pokazać, że nie chowa głowy w piasek w sytuacji, gdy nie ma wyniku i bierze odpowiedzialność na siebie. Zostały jeszcze cztery mecze, w których można ugrać puchary, uratować honor i twarz trenera, i klubu. Jest to ruch, który pokazuje, że szkoleniowiec ma swój honor. Wydaje mi się, że zarząd tej decyzji jednak nie przyjmie, bo na cztery kolejki przed końcem szukanie szkoleniowca, kiedy jeszcze ma się duże szanse na podium, jest dość trudne. Myślę, że trener Probierz do końca pociągnie swoją pracę i będzie z niej rozliczony na końcu.
Czyli uważa Pan, że Probierz powinien zostać?
Uważam, że idealnie układała się w Białymstoku praca zarządu z trenerem Probierzem, który przez trzy lata mógł stabilnie pracować i gdyby miał możliwość skończyć swoje dzieło, mógłby być z niego solidnie rozliczony, co nie często się w naszej Ekstraklasie zdarza, bo zmiany powodują, że trenerów ocenia się właściwie w połowie dystansu. Tutaj byłaby w końcu możliwość rozliczenia szkoleniowca, który miał trzy lata na budowę i pracę z zespołem, mając absolutne wsparcie zarządu i kibiców, bo, co by nie powiedzieć, szacunek dla trenera Probierza jest ogromny. To, co się stało z Jagiellonią, jest zarówno dla mnie, jak i kibiców sporą niespodzianką.
W czym należy upatrywać jej przyczyn?
Być może chodzi tu o wyjazd Grosickiego, który był idealnym zawodnikiem na kontrę i rzeczywiście bardzo ciekawym piłkarzem. Na pewno przyczynił się do osłabienia siły „Dumy Podlasia”. Z drugiej strony „Jaga” na każdej pozycji ma stabilnych i ciekawych piłkarzy, i to, że ten zespół gra w tej rundzie tak słabo, stwarza idealną sytuację Wiśle, która może wyjątkowo łatwo zdobyć tytuł mistrzowski. Co do Jagiellonii, to też nie wyobrażam sobie, by jeden zawodnik miał tak decydujący wpływ na to, żeby drużyna grała aż tak słabo. Nawet wówczas, gdy Grosicki był w klubie i siedział na ławce, drużyna miała swój rytm i swój styl, grała, wygrywała, prezentowała się bardzo ciekawie, tym bardziej, że buduje się tam stadion, fantastyczna atmosfera, jeśli chodzi o kibiców, klub poukładany i stabilny finansowo, dzięki bardzo mocnym sponsorom. Może być też taka sytuacja, w której trener jest już z drużyną tak długo, że powoduje to pewne przeciążenia i iskrzenia między nim a zespołem. Jakby nie patrzeć, gdyby trener Probierz nie podjął dalej wyzwania, zostawia zespół na drugim miejscu, odchodzi z podniesioną głową, bo wykonana przez niego praca jest bardzo solidna i ciekawa.
Z drugiej strony nowy trener mógłby wykrzesać z tych zawodników to, co najlepsze i przyczynić się co najmniej do obrony miejsca na podium.
Mimo wszystko zarząd dymisji chyba nie przyjmie i spokojnie rozliczy trenera na końcu rundy, co by było wzorowe i najlepsze dla klubu, bo gdyby na ostatnie cztery mecze przyszedł nowy trener, zdobyłby obojętnie ile punktów i osiągnął jakikolwiek wynik, to nigdy nie będzie to odzwierciedleniem jego pracy, tylko tego, co zrobił pan Probierz. Dymisja wiąże się z podłamaniem trenera, który na pewno jest zawiedziony całą rundę, ale też może zmotywowaniem piłkarzy i pokazaniem, że trener nie chowa głowy w piasek, że jest człowiekiem, który bierze na siebie ciężar odpowiedzialności za zespół.
Co zaważyło na Pana decyzji o rezygnacji z pracy w Kolejarzu Stróże?
Obecnie nie pracuję. Ta runda się dla mnie dość pechowo ułożyła, zwłaszcza pod względem kadrowym. Zdawałem sobie sprawę, że nie mam zawodników w przodzie, bo jeżeli na jedenaście meczów czterech napastników nie strzela bramki, to jest to dla człowieka prowadzącego zespół duży minus i ograniczone pole manewru. Przespaliśmy sprawę jesieni i nie zakupiliśmy żadnego ciekawego napastnika, stąd sytuacja w klubie, jeżeli chodzi o utrzymanie, jest piekielnie ciężka. Miałem też pecha, bo Staniek, najlepszy i najbardziej doświadczony stoper, którego miałem, złapał kontuzję i grał, i to właściwie na jednej nodze, bo był na znieczuleniu, tylko w wygranym meczu z Kluczborkiem. Jego brak lub gra z kontuzją spowodowały, że obrona nie była stabilna. Był to sygnał, że walka o utrzymanie będzie bardzo trudna. Mimo wszystko wierzyłem w ten zespół, w pomoc, bramkarza i obrońców, bo jeśli chodzi o przednią formację, to wiedziałem, że będzie trudno. Myślałem, że w meczach, które przegraliśmy, co najmniej zremisujemy. Jeżeli nie będziemy wygrywać, to przynajmniej nie będziemy tracić bramek i ta gra obronna będzie bardzo solidna, bo w tej formacji poczyniliśmy duże wzmocnienia, stąd wydaje mi się, że zespól na pewno nie jest gorszy niż na jesieni.
Który moment, zdarzenie było kluczowe, jeśli chodzi o Pana decyzję o odejściu ze Stróż?
Cóż, blamaż totalny przede wszystkim w meczu z Sandecją (porażka 2:6 – przyp. red.) spowodował, że przyszedł moment, by się zastanowić nad swoją przyszłością i czy jest sens to ciągnąć dalej, tym bardziej, że straciłem trochę zaufanie do ludzi, którzy wokół mnie pracowali. Widziałem, że w sytuacji, kiedy nie jest dobrze, nie wszyscy nadają na tych samych falach, w związku z czym postanowiłem, póki jeszcze czas i jest w miarę wcześnie, dać szansę innemu trenerowi, żeby on wziął odpowiedzialność za dalsze losy klubu. Jeżeli zauważyłem, że niektórzy ludzie w zarządzie i najbliższym otoczeniu stracili zaufanie do mnie, postanowiłem wziąć winę na siebie i zrezygnować. Gdy nie ma wsparcia osób współpracujących, nie ma szans na zdobycie jakiegokolwiek wyniku. W sytuacji, gdy jest źle, poznaje się ludzi, którzy albo idą z człowiekiem ramię w ramię, albo próbują się chować i tylko pokazywać palcem na trenera. Zauważyłem, że jak było dobrze, to wszyscy byli zadowoleni, a gdy sytuacja była trudna, to zostałem właściwie sam. Nie chcę dalej ryzykować i firmować swoim nazwiskiem czegoś, czego być może nie byłbym w stanie uratować. W związku z czym podjąłem taką decyzję, którą zarząd przyjął.
Na brak ofert z Ekstraklasy lub I ligi chyba Pan jednak nie narzeka…
To znaczy powiem tak: na pewno moim marzeniem jest powrót do Ekstraklasy, bo tam się czuję najlepiej i mam coś do udowodnienia. Dotychczas pracowałem z klubami, które bardziej walczyły o utrzymanie, marzy mi się przede wszystkim otrzymanie szansy w takim klubie, który dałby mi szansę dłużej pracować i udowodnić swoje umiejętności i zaangażowanie, i żeby to był zespół, który walczyłby o coś więcej niż utrzymanie, choć to jest oczywiście tylko moje marzenie. Przede wszystkim chciałoby się jak najszybciej wrócić na stołek trenerski, bo to jest to, co najbardziej kocham i w co najbardziej inwestuję, w czym się najlepiej czuję. Jakieś oferty są, jednak konkretnie coś się zacznie dziać pod koniec maja czy na początku czerwca i wtedy być może będą jakieś konkretne propozycje, które trzeba będzie analizować.
Typy Marka Motyki na pozostałe spotkania 25. kolejki Ekstraklasy:
Arka Gdynia – Ruch Chorzów 1
Korona Kielce – Lechia Gdańsk 1
Widzew Łódź – PGE GKS Bełchatów 1X
Wisła Kraków – Lech Poznań X
i mecze 26. serii rozgrywek:
Jagiellonia Białystok – Legia Warszawa X
Korona Kielce – Arka Gdynia X
Lechia Gdańsk – Polonia Warszawa 1
Lech Poznań – Ruch Chorzów 1
Polonia Bytom – Górnik Zabrze X
Śląsk Wrocław –GKS Bełchatów 1
Widzew Łódź – Zagłębie Lubin X
Wisła Kraków – Cracovia Kraków 1