Znamy trzecią drużynę, która awansowała z drugiej ligi. Dopiero po rzutach karnych dowiedzieliśmy się, że to Motor Lublin, mimo ogromnych przeciwności w tym meczu, awansował do Fortuna 1. Ligi.
W niedzielę w boju o to, kto zagra w przyszłym sezonie pierwszej ligi, zmierzyli się ze sobą zwycięzcy półfinałów baraży, którzy dokonali tego w odmiennych stylach. Stomil Olsztyn odniósł pewne zwycięstwo nad Wisłą Puławy 3:1. Natomiast Motor Lublin po dość nudnym meczu pokonał po dogrywce Kotwicę Kołobrzeg. Oddać jednak trzeba lublinianom, że mieli hart ducha, strzelając ważne gole w końcówce, co tylko dodawało smaku rywalizacji w finale baraży. Mimo to lekkim faworytem wydawał się Stomil Olsztyn.
Na pewno nie możemy odmówić obu ekipom zaangażowania. Żadna ze stron nie odpuszczała w pressingu i wysoko podchodziła do rywali. Niestety spotkaniu brakowało jakości. Obydwie drużyny głównie starały się zagrozić rywalom poprzez próby dalekich podań, a takie rozwiązanie nie przynosiło żadnych efektów. Pierwszą lepszą akcję przeprowadzili gospodarze w 18. minucie. Bartosz Florek podał do Karola Żwira, ten zaś zgrał piłkę na lewe skrzydło do Michała Karlikowskiego. Ten nie przyłożył się do strzału i zmarnował dogodną okazję.
Tylko Motor Lublin chciał grać w piłkę
Lecz od pewnego momentu meczu w piłkę grał tylko Motor Lublin. Jasne, olsztynianie mieli najlepszą defensywę drugiej ligi i taki był ich styl. Do pewnego momentu meczu z Motorem też to się sprawdzało. Bezproblemowo powstrzymywali próby ataków Motoru, zarówno te podejmowane środkiem pola, jak i skrzydłami. Mimo wysokiego pressingu Motoru obrońcy Stomilu bez problemu rozgrywali piłkę od bramki. Sami olsztynianie pozwalali gościom na swobodne rozgrywanie piłki i nie doskakiwali tak wysoko, licząc na to, że wciągną podopiecznych Goncalo Feio.
Ale taka pasywność zwykle zwiastuje kłopoty. Motor przez dłuższy czas cierpliwie rozgrywał piłkę, szukał nadarzającej się okazji, aż w 37. minucie cierpliwość przyjezdnych została nagrodzona. Niecelne dośrodkowanie z lewego skrzydła przejął na drugiej flance Filip Wójcik. Ten przełożył sobie piłkę i huknął w stronę dalszego słupka bramki Mądrzyka, który zasłonięty przez swoich kolegów, nie zdążył z interwencją. Przy tym golu zbyt pasywnie zachowali się obrońcy gospodarzy, którzy nie doskoczyli do strzelca gola, ale tak właśnie kończy się przesadne cofnięcie pod własną bramkę.
Filip Wójcik bohaterem końcówki sezonu
Filip Wójcik w ostatnim tygodniu nie schodzi z ust kibiców Motoru. Prawy obrońca gra ostatnio pierwsze skrzypce w drużynie z województwa lubelskiego. Już od dwóch tygodni ma włączony tryb fightera, o czym jako pierwszy przekonał się pewien Bogu ducha winny mężczyzna w nocnym klubie, co opisał portal Weszlo.com. Przejdźmy jednak do tej milszej części, czyli jego występów w koszulce Motoru. Najpierw w meczu z Polonią zanotował kluczową dla awansu do baraży asystę. Potem w półfinale baraży najpierw sprokurował karnego, aby w ostatniej akcji regulaminowego czasu gry znów zanotować asystę dającą życie lublinianom. W finale baraży to on sam wpakował piłkę do siatki.
Zupełnie inny Stomil w drugiej połowie
Trener Grabowski nie czekał, widząc, co dotąd grali jego podopieczni. Od początku drugiej połowy wpuścił trzech nowych graczy. Zwłaszcza wejście na boisko Shina Shubaty oraz Huberta Krawczuna miały stanowić sygnał do ataku. I faktycznie, na początku to gospodarze przejęli inicjatywę, lecz nie przynosiło to stuprocentowych okazji. Dużo bliżej drugiego gola byli goście. Po zgraniu głową przed szansą na gola stanął Michał Król, lecz Jakub Mądrzyk okazał się górą.
Gol Żwira po błędzie Szarka odmienił grę gospodarzy
Chwilę potem Motor mógł żałować niewykorzystanej sytuacji, fatalny w konsekwencjach okazał się bowiem kiks Przemysława Szarka. Piotr Kurbiel przejął piłkę po błędzie obrońcy i popędził z nią w kierunku bramki Łukasza Budziłka. Następnie zagrał do Karola Żwira, który najpierw wkręcił Sebastiana Rudola w ziemię, a po chwili umieścił piłkę w siatce, przywracając nadzieję na awans fanom zgromadzonym na stadionie. Ten gol ożywił poczynania gospodarzy jakby uwierzyli, że to oni byli w tym momencie bliżej pierwszej ligi. Gospodarze podobnie jak Motor w pierwszej połowie uzyskali kontrolę nad przebiegiem wydarzeń. Dłużej utrzymywali się przy piłce, cierpliwie konstruując akcje. Bez wątpienia mądrą decyzją trenera okazało się wprowadzenie Japończyka, który uregulował grę w środku pola olsztynian. W 88. minucie bardzo blisko gola był Krawczun, jednak nie wykorzystał dobrego dośrodkowania.
Kolejna dogrywka dla Motoru
Ponieważ w regulaminowym czasie nie udało się wyłonić zwycięzcy, zatem czekała nas druga w barażach dogrywka. Dla lublinian nie była to dobra wiadomość. W środę rozegrali już jedną w Kołobrzegu. Na finał także musieli jechać tym razem do Olsztyna, co oznaczało kolejną kilkuset kilometrową podróż, która mogła w tak krótkim czasie wpłynąć na kondycję zawodników. Dlatego w dogrywce, podobnie jak w drugiej połowie, dominował Stomil. To on czuł ogień i starał się zamknąć mecz bez liczenia na szczęście w rzutach karnych. Sytuacja Motoru skomplikowała się jeszcze bardziej w 101. minucie. Środkiem pola pędził z piłką Dawid Kalisz, którego na 20. metrze sfaulował Sebastian Rudol. To oznaczało, że były obrońca Pogoni Szczecin otrzymał drugą żółtą kartkę w tym meczu i jego drużyna kończyła spotkanie w dziesiątkę.
Na początku drugiej części dogrywki przed wyborną szansą ponownie stanął Karol Żwir, lecz jego próba dostawienia nogi okazała się nieudana. W 114. minucie błąd popełnił Lukasz Budziłek, jednak Wójcik zdążył wybić piłkę, zanim dopadł do niej piłkarz gospodarzy. W 118. minucie szansę miał Motor Lublin. Po złym wybiciu Karlikowskiego z piłką zabrał się Filip Wójcik, ale na posterunku był olsztyński golkiper.
Motor Lublin lepszy w karnych
Dogrywka także nie wyłoniła zwycięzcy, zatem o tym, kto miał awansować, zdecydowały rzuty karne. To, co było przed tym, straciło już swoje znaczenie. Bo gdyby miało, to olsztynianie powinni świętować awans. A już w pierwszej kolejce pomylił się Piotr Kurbiel, który posłał piłkę ponad poprzeczką. W trzeciej kolejce to samo uczynił Werick Caetano, który również nie trafił w światło bramki. Natomiast lublinianie nie pomylili się ani razu i po czterech seriach wiedzieliśmy, że to Motor może świętować promocję do pierwszej ligi. Stomil zaś będzie pluł sobie w brodę, ponieważ ten mecz mógł spokojnie wygrać dużo wcześniej.
Motor Lublin powraca do pierwszej ligi po 13 latach
Może i w finale lublinianie nie zasłużyli na awans. Ale prawda jest też taka, że nikt nie kazał Stomilowi tak fatalnie pudłować w karnych. Poza tym lubelska ekipa pod wodzą portugalskiego trenera naprawdę się rozwinęła i za to należą się ogromne brawa dla byłego asystenta Marka Papszuna. Dla Motoru jest to powrót po 13 sezonach do pierwszej ligi. Taki obrót spraw na pewno cieszy właściciela klubu Zbigniewa Jakubasa, który od przejęcia władzy w Motorze nie szczędzi środków, aby zbudować poważny klub, który wesprze okolice województwa lubelskiego, które pod względem piłkarskim stanowią pustkę.