W ostatnich tygodniach docierały do nas informacje o kolejnych klubach polskiej ekstraklasy, które decydują się na testowanie lub pozyskały piłkarzy z Japonii. Skąd taki boom na graczy z Dalekiego Wschodu i kto jest za niego odpowiedzialny? Zapraszamy do zapoznania się artykułem o przybyszach z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Pod koniec listopada w mediach pojawiła się wiadomość, że pierwszoligowy Okocimski Brzesko przetestuje czterech Japończyków. Piłkarze przyjechali, zagrali w sparingu i odjechali. Shota Yanagi, Ryota Ishikawa, Takaya Kawanabe i Ryuki Kozawa nie zaprezentowali się na tyle dobrze, żeby przekonać do siebie trenera Krzysztofa Łętochę: – Raczej to są za wysokie progi dla tych zawodników. Testowani prezentują po prostu niższy poziom niż piłkarze grający na co dzień w pierwszej lidze. Żaden z nich po prostu nie przypadł mi do gustu – stwierdził.
Inną większą grupą Japończyków, która dołączyła do polskiej drużyny, ale poradziła sobie znacznie lepiej niż testowani w Brzesku, była trójka z Gwardii Koszalin. Pierwszym Japończykiem w barwach koszalińskiej drużyny był Kosuke Ikegami. 24-letni rozgrywający przybył do Polski na początku roku i od razu pokazał się z dobrej strony. Mimo kontuzji, z którą się zmagał, postanowiono podpisać z nim kontrakt. Po pół roku dołączyło no niego dwóch ziomków – Daisuke Shibusawa i Takuya Murayama. Wszyscy trzej w rundzie jesiennej spisywali się bardzo dobrze – strzelili odpowiednio: dziewięć, dziewięć i pięć goli. Dwaj z nich – Ikegami i Murayama – zostali dostrzeżeni przez kluby ekstraklasowe. Pierwszy znalazł się na testach w Lechii Gdańsk, a drugi od 1 stycznia 2013 roku będzie zawodnikiem Pogoni Szczecin.
Takie bramki strzela Japończyk w barwach Gwardii Koszalin:
.
Co spowodowało, że jest takie zainteresowanie japońskimi graczami? Na pewno jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest dobra postawa w Takafumiego Akahoshi. Piłkarz Pogoni Szczecin był oprócz Ediego Andradiny główną siłą napędową „Portowców”. W dotychczasowych 13 meczach ekstraklasy, w których zagrał, strzelił jedną bramkę, zanotował trzy asysty i walnie przyczynił się do dobrej – dziewiątej – lokaty, którą zajmuje Pogoń. Japończyk w Szczecinie występuje już drugi rok. Do Polski przybył na początku 2010 roku z łotewskiego Metalurgsa Lipawa. Od razu stał się piłkarzem pierwszej jedenastki. Przez półtora sezonu wystąpił w 41 meczach, strzelając sześć bramek. Całkiem niezłe statystyki.
Kolejnym piłkarzem pochodzącym z Kraju Kwitnącej Wiśni w kadrze ekstraklasowej drużyny jest Seiji Saito – zawodnik Korony Kielce. 26-letni defenseor nie zdążył jeszcze zadebiutować w barwach „Złocisto-krwistych”, ponieważ ma poważne zaległości treningowe. Ma jednak całą przerwę zimową, aby się odbudować, by potem zaprezentować się kieleckim kibicom. Z kolei w pierwszoligowej Bogdance Łęczna występuje Toshikazu Irie. Filigranowy lewy obrońca zagrał w 14 meczach, strzelił jedną bramkę i jest ważnym ogniwem górniczej drużyny. Wspomnieć trzeba też o Kosuce Kimurze. Zawodnik, który ma za sobą występy w MLS (był pierwszym Japończykiem w lidze MLS), przez kilka dni przebywał na testach w Wiśle Kraków. Nie przekonał jednak do swoich umiejętności i dalej poszukuje klubu. Ostatecznie podpisał kontrakt z New York Red Bulls. Kilku Japończyków występuje również w młodzieżowej drużynie Pogoni oraz w Arkonii Szczecin.
Kto zatem był pierwszym japońskim piłkarzem w polskiej lidze? Dobrze wiedzą to kibice Górnika Zabrze, bo to właśnie ta drużyna jako pierwsza w Polsce zakontraktowała piłkarza z Dalekiego Wschodu. W 2004 roku w Zabrzu zawitał Kimitoshi Nogawa. Jego przygoda z polską piłką nie była udana. Napastnik zagrał w trzech meczach, nie strzelił żadnego gola i rozwiązał kontrakt z górnikami. Swoich sił próbował jeszcze w Stali Stalowa Wola – również bez powodzenia. Tułał się jeszcze po różnych klubach i słuch po nim zaginął. Piłkarz-turysta – tak o nim mówiono.
Kto jest sprawcą tego wzmożonego zainteresowania japońskimi piłkarzami w naszym pięknym kraju? Za napływ Japończyków odpowiedzialny jest Tomasz Drankowski – 23-letni menedżer piłkarski. O swoim zainteresowaniu Krajem Kwitnącej Wiśni opowiadał w wywiadzie dla Weszlo.com: – Skąd zainteresowanie Japonią? Tamtejszą kulturą interesowałem się od dziecka. Jak większość oglądałem – jak to mówią Polacy – Tsubasę, anime i tak dalej. Potem zaczęło się to przeradzać w zainteresowanie ludźmi. Chciałem z nimi jak najwięcej przebywać. No i od zawsze zależało mi na pracy w roli menedżera piłkarskiego. Tak się szczęśliwie złożyło, że połączyłem te dwie rzeczy. Jestem blisko japońskiej kultury i poniekąd zajmuje się ich futbolem.
Drankowski ma jak najlepsze zdanie o japońskich piłkarzach: – Mnie w tych ludziach ujmuje właśnie ten profesjonalizm i szacunek do pracy. Nie ma dla nich znaczenia, że grają w trzeciej lidze – idą i wykonują swoje obowiązki, jak należy. Mogą mieć braki fizyczne, ale chcą nadrobić je jak najszybciej.
Młody menedżer pracował przy większości transferów Japończyków do Polski, ale na tym jego działalność się kończy: – Najlepszy to na razie Irie z Bogdanki Łęczna. Poza tym sprowadzaliśmy zawodników do juniorów Pogoni, Arkonii Szczecin i Gwardii Koszalin. W Wolbromiu też jest jakiś Japończyk, ale nie od nas. Oprócz samych piłkarzy zajmujemy się też różnymi eventami, bo sam management w piłce bywa nudny. Zamierzamy ściągać więcej zawodników do drużyn juniorskich czy akademii lub zapraszać drużyny na różne turnieje. Na przełomie marca i kwietnia przyjechało dwudziestu ośmiu trzynastolatków na tygodniowe tournee. Zagrali z Legią, Pogonią, Herthą i Unionem Berlin.
Co polskiej lidze może przynieść takie zainteresowanie japońskimi piłkarzom? Optymistyczna wersja jest taka, iż naszą ojczyznę jako miejsce do rozpoczęcia swojej europejskiej kariery piłkarskiej wybierze przynajmniej kilku zawodników pokroju Akahoshiego. Wariantem mniej pozytywnym jest sytuacja, jaka miała miejsce w Brzesku – kilku turystów przyjechało, a po jednym meczu zostali odesłani. Podobna sytuacja zainteresowania piłkarzami z jednego kraju przez polskie kluby była spowodowana bardzo dobrymi występami Maora Meliksona – Izraelczyka w barwach Wisły Kraków. 28-latek przetarł szlak swoim krajanom, którzy z niezłym skutkiem występowali w polskiej lidze (Biton, Cohen). Miejmy więc nadzieję, że podobnie będzie w przypadku graczy z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Tak „Aka” radzi sobie z polskimi obrońcami:
Moim zdaniem Legia powinna się pokusić o Matsui-ego