Górnik Zabrze na samym początku sezonu imponuje kibicom. Trzy mecze, trzy zwycięstwa – takiego startu nie spodziewał się nikt. Złośliwi powiedzą, że to były mecze z beniaminkami, a Jagiellonia już nie jest tak silna jak kiedyś. To prawda, ale z beniaminkami też trzeba umieć wygrywać. Nie udawało się to choćby w poprzednim sezonie, kiedy to Górnik w odstępie dziewięciu dni najpierw zremisował w lidze z ŁKS-em, a później, przegrywając z tym samym przeciwnikiem, pożegnał się z Pucharem Polski.
Jak widać, trener Marcin Brosz wyciągnął wnioski. Jego podopieczni nie mają litości i w brutalny sposób pokazali różnicę między ekstraklasą a I ligą – najpierw Podbeskidziu, a wczoraj Stali Mielec. Wynik pierwszego meczu z rywalami z Bielska-Białej trochę zakłamuje rzeczywistość. Dwie bramki stracone mogą sugerować w miarę wyrównaną walkę. Górnik natomiast przez większą część meczu tłamsił beniaminka. Wczorajsze spotkanie w Mielcu też odbywało się raczej pod dyktando zabrzan, o czym świadczy zero strzałów celnych na bramkę Chudego.
Substytut Angulo
Jeszcze przed sezonem kibice obawiali się, że po odejściu Igora Angulo w Zabrzu może być problem ze skutecznością. Wejść w buty doświadczonego strzelca miało być trudno. W końcu ostatnim królem strzelców ekstraklasy, jeszcze zanim dokonał tego Angulo w sezonie 2018/2019, był Adam Kompała, który osiągnął to już przeszło 20 lat temu. Igor w Polsce się bawił, świadczą o tym jego niesamowite statystyki. Rozegrał 154 mecze w naszym kraju, zdobył w tym czasie 88 goli i zanotował 21 asyst (źródło Transfermarkt).
Jego rodak podjął się próby zastąpienia go w drużynie. Jimenez podczas inauguracji sezonu był po prostu niebywały. Hattrick na dzień dobry szybko pozwolił zapomnieć kibicom o jego poprzedniku. InStat Index na poziomie 425 punktów to najlepszy wynik pierwszej kolejki PKO Ekstraklasy. Do bramek dołożył dwa dokładne kluczowe podania i siedem wygranych pojedynków. Z kolei to, jak zabawił się z obroną Podbeskidzia przy swoim trzecim trafieniu, było ozdobą całego spotkania.
Hat-trick hero @J10Jimenez 😍 pic.twitter.com/Ve4wUWH93g
— Górnik Zabrze (@GornikZabrzeSSA) August 23, 2020
Liczby Jesusa Jimeneza są brutalne. W trzech meczach tego sezonu trafiał do bramki rywali czterokrotnie. Gdyby miał trochę więcej szczęścia we wczorajszym meczu, jego dorobek byłby jeszcze bardziej okazały, ale tu na przeszkodzie stał mu świetnie dysponowany Rafał Strączek. Najpierw młody bramkarz sparował jego uderzenie na poprzeczkę, a kiedy wydawało się, iż młody Hiszpan w końcu go pokonał, okazało się, że był na minimalnym spalonym.
Dobry środek pola
Do tej pory gdy mówiono o jakimkolwiek środku w kontekście Górnika, pierwsza na myśl przychodziła jego lokata w tabeli. Może się to zmienić za sprawą dobrze zapowiadającego się trio Manneh – Prochazka – Nowak. Gambijczyk, który pierwsze piłkarskie szlify zbierał w szkółce wielkiej Barcelony, we wczorajszym meczu popisał się niesamowitym trafieniem. Takie gole w PKO Ekstraklasie to rzadkość. Stojąc na skraju pola karnego, uderzył piłkę bez przyjęcia, zewnętrzną częścią stopy, nie dając szans bramkarzowi. Chapeau bas, panie Manneh.
Na dobry początek dnia przypominamy przepiękną bramkę @Manneh_8 z wczorajszego meczu #STMGÓR ⚽️ pic.twitter.com/2DuymFQnJ4
— Górnik Zabrze (@GornikZabrzeSSA) August 29, 2020
Nowy nabytek Górnika Zabrze, Bartosz Nowak, także zalicza udany start sezonu. W pucharowym spotkaniu z Jagiellonią strzelił bardzo ładną bramkę, delikatnie podcinając piłkę nad bramkarzem ekipy z Białegostoku. Oprócz tego w drugiej połowie dobrze wykonał rzut rożny, który na bramkę zamienił Paweł Bochniewicz. Kibice, oglądając wczorajszy mecz mieli déjà vu, ponieważ duet Nowak – Bochniewicz powtórzył akcję z pucharu i w ten sposób otworzył wynik spotkania.
Nowak solidnie sobie zapracował na transfer do ekstraklasy. W poprzednim sezonie w barwach Stali Mielec zaliczył double-double. Złożyło się na to 14 bramek i 13 asyst. Wysoka forma w I lidze to nie przypadek. Dwa sezony temu nowy nabytek Górnika również mógł pochwalić się dwoma wynikami statystycznymi wyrażonymi za pomocą liczb dwucyfrowych. W sezonie 2018/2019 udało mu się 10 razy pokonać bramkarza rywali i zaliczyć 11 ostatnich podań.
Roman Prochazka, czyli trzeci z muszkieterów środka pola. W meczu z Podbeskidziem nie zagrał nic wielkiego, ale obok 87% dokładnych podań, 11 wygranych pojedynków i najwyższego InStat Indexu wczorajszego meczu nie można przejść obojętnie. Słowak wydaje się ważną postacią układanki Marcina Brosza. Od kiedy dołączył do drużyny, gra praktycznie wszystko od początku do końca. Golami i asystami na pewno się nie wyróżnia, ale w Zabrzu od tego są inni. On ma regulować tempo gry i zapewniać spokój w rozegraniu akcji, z czego się wywiązuje co najmniej przyzwoicie.
Trójka z tyłu
W Polsce granie na trzech środkowych obrońców do tej pory kojarzyło się z bardzo nieudanym eksperymentem Adama Nawałki. W reprezentacji to nie wypaliło i Polska straciła cały blask, grając w tym ustawieniu.
W tym sezonie trener Brosz także zaczął grać tym ustawieniem, ale – jak na razie – z o wiele lepszym skutkiem. 100% wygranych meczów, więc powiedzmy sobie szczerze, ten wybór broni się na boisku, i to bardzo dobrze. Jest to o tyle warte podziwu, że trójkę defensorów stanowią młodzi zawodnicy: Adrian Gryszkiewicz (rocznik 1999), Przemysław Wiśniewski (rocznik 1998) i najbardziej doświadczony Paweł Bochniewicz (rocznik 1996).
Przy tym ostatnim warto się na chwilę zatrzymać. Popularny „Bochen” jako lider defensywy w ustawieniu w trójce to strzał w dziesiątkę. W młodym wieku wyjechał do Włoch, gdzie uczył się piłkarskiego rzemiosła w Regginie i Udinese. Jak wiemy, liga włoska to kraina trzema obrońcami i wahadłowymi płynąca, dlatego nikogo nie powinna dziwić wysoka forma Bochniewicza. Gra na wysokim procencie wygranych pojedynków i do tego dorzuca bramki po rzutach rożnych. Jego dobry moment nie umknął selekcjonerowi Brzęczkowi, który postanowił powołać go do kadry na najbliższe mecze reprezentacji.
Paweł Bochniewicz z powołaniem do reprezentacji Polski 🇵🇱 ‼️
GRATULUJEMY ‼️ https://t.co/zFBdKl00mF— Górnik Zabrze (@GornikZabrzeSSA) August 24, 2020
Erik Janza i Dariusz Pawłowski nie zawodzą. Jako wahadłowi obaj mogą się już pochwalić asystą na swoim koncie. Byłoby ich na pewno więcej, gdyby koledzy lepiej wykorzystywali ich podania. Słoweniec w meczu z Podbeskidziem zaliczył aż pięć kluczowych podań. Niestety, tylko jedno zostało wykorzystane. Obaj oskrzydlają akcje swojej drużyny. Ich liczby na koniec sezonu powinny być całkiem dobre, bo przecież, jak już wiemy, w Górniku ma kto kończyć akcje.