Młodzieżowcy w ŁKS-ie – melodia przyszłości czy zmartwienie trenera?


Jak szeroki wachlarz możliwości ma Kazimierz Moskal w kwestii pozycji młodzieżowca?

1 marca 2020 Młodzieżowcy w ŁKS-ie – melodia przyszłości czy zmartwienie trenera?
lkslodz.pl

Przed inauguracją ekstraklasy wydawało się, że przepis o konieczności gry młodzieżowca nie będzie w ŁKS-ie stanowił większego problemu. Znakomity sezon w I lidze miał za sobą Jan Sobociński, przez wielu nazywany przyszłością środka obrony w reprezentacji, a do tego Piotr Pyrdoł rósł z meczu na mecz i stawał się coraz ważniejszym piłkarzem. Rzeczywistość jednak nie okazała się dla Łódzkiego Klubu Sportowego tak łaskawa. Kogo zatem z piłkarzy młodego pokolenia ma obecnie w swojej talii trener ŁKS-u?


Udostępnij na Udostępnij na

Runda wiosenna przyniosła ŁKS-owi wiele niewiadomych, w co wlicza się także kwestia młodzieżowca. Co pokazały jednak pierwsze mecze łódzkiego klubu wiosną, wcale młodzi piłkarze nie muszą być osłabieniem zespołu. Ba, już niejednokrotnie zaprezentowali, że potrafią wnieść do jego gry mnóstwo świeżości i polotu oraz dali wszystkim jasny znak, że akademia ŁKS-u jest bogata w wiele perełek mogących już teraz śmiało pukać w bramy ekstraklasy.

Jan Sobociński w opowieści o młodzieżowcach zasługiwał na osobny rozdział, który znaleźć można poniżej.

Jan Sobociński – wielki talent po przejściach

Następcy Bogusława Wyparło

Pozycja bramkarza w Łódzkim Klubie Sportowym do dziś ma swego rodzaju mistyczny charakter. Jest w niej coś wyjątkowego, coś, co sprawia, że osobnik strzegący bramki łodzian jest postacią dla klubu wyjątkową. Przed laty Bogusław Wyparło zapracował sobie na miano legendy ŁKS-u i ulubieńca kibiców. Do dziś koszulka z numerem 30 i wypisanym na niej „Bodzio W.” przywołuje w ełkaesiakach niemal same pozytywne myśli. Klub do ekstraklasy po 7-letniej przerwie wprowadzał kapitan zespołu, który przebył z ŁKS-em drogę od III ligi do najwyższej klasy rozgrywkowej – Michał Kołba. Jego romantyczną historię przerwała antydopingowa próbka, której pozytywny wynik zakończył niezwykły sen bramkarza ŁKS-u o rozwijaniu się w ekstraklasie. W jego miejsce do zespołu dołączył Arkadiusz Malarz, który mimo bardzo bogatej wspólnej historii z Legią Warszawa w łódzkim klubie z miejsca stał się liderem drużyny, której od początku rundy wiosennej jest kapitanem.

Z 39 latami na karku Malarz długo w ŁKS-ie nie zabaluje. Plan wśród młodzieży na wypadek odejścia kapitana zespołu łódzki klub jednak ma. Na obóz w Side, oprócz podstawowej dwójki golkiperów Malarz–Budzyński, pojechali także będący od dłuższego czasu w pierwszej drużynie Dawid Arndt oraz 15-letni Aleksander Bobek, który o miejscu w kadrze na okres przygotowawczy dowiedział się w przeddzień wyjazdu. Dla pierwszego z dwójki młodzieżowców klimat pierwszej drużyny Łódzkiego Klubu Sportowego nie jest obcy. Co prawda w meczu o stawkę Arndt jak dotąd jeszcze nie wystąpił, ale z zespołów młodzieżowych pewnie kroczy w kierunku występów w pierwszej drużynie, z którą trenuje już od dwóch lat.

W tym roku dostał najwięcej szans do gry (podczas zgrupowania w Side) i według mnie cały czas trzyma dobry poziom. Ma bardzo duży potencjał – mówi iGolowi jeden z trenerów akademii ŁKS-u. – Jest piłkarzem, od którego kipi pewność siebie. Mecze sparingowe, w których grał w Side, dodały mu tej pewności – uzupełnia. Przed rozpoczęciem sezonu ekstraklasy 18-latek przedłużył umowę z łódzkim klubem do czerwca 2022 roku i w miarę rozwoju ma on dostawać coraz więcej szans w pierwszym zespole.

Zapewne na twarzy niejednego kibica ŁKS-u po zobaczeniu nazwiska „Bobek” na liście bramkarzy jadących na zgrupowanie do Side pojawił się wyraz zdziwienia. Bo w tamtym momencie to nazwisko było prawie zupełnie anonimowe. Kazimierz Moskal podjął jednak decyzję, że warto 15-latka zabrać z drużyną do Turcji. A co ciekawsze, wiadomość o powołaniu Olek Bobek miał otrzymać w przeddzień wyjazdu – w sobotę ŁKS wylatywał na zgrupowanie, a jeszcze w piątek popołudniu rodzice młodego piłkarza łódzkiego klubu zjawili się przy Alei Unii 2, żeby dopiąć wszystkie formalności przed wylotem. – Wiedzieliśmy, jak zareaguje na informację o wyjeździe na zgrupowanie do Side. Był bardzo dumny i zadowolony, nawet nie mógł zbytnio ułożyć zdań, gdy się o tym dowiedział – wspomina z uśmiechem jego trener. Skoro więc szkoleniowcowi „Rycerzy Wiosny” zależało na udziale Aleksandra Bobka w obozie, to z pewnością jest on materiałem na świetnego golkipera.

A predyspozycje do gry na najwyższym poziomie ma duże. Na tle rówieśników, nawet tych grających na tej samej pozycji, fizycznie wypada doskonale. 192 cm wzrostu i budowa ciała, która bardziej przypomina dorosłego mężczyznę aniżeli chłopaka, który dopiero za ponad dwa lata stanie się pełnoletni. – Przy jego wzroście koordynacja nie jest żadnym problemem, bo bardzo wcześnie uczęszczał na zajęcia sprawności ogólnej – podkreśla trener. Mentalnie też jest w pełni oddany futbolowi. Bliscy Olka mówią, że piłka nożna jest dla niego całym życiem i nie interesują go rozpraszacze w postaci gier komputerowych. W pełni poświęca się treningom. Jest także przy tym bardzo spokojny i ułożony. Czasami aż za spokojny, co u niektórych budzi pewne obawy.

Moim zdaniem powinniśmy uciekać od teorii, że bramkarz musi być szalony. Oczywiście odwaga jest bardzo ważnym aspektem mentalnym, bo jednak może zdarzyć się zderzenie z piłką lub przeciwnikiem i trzeba podejmować odważne decyzje, ale wydaje mi się, że spokój może być też jego atutem, dzięki któremu będzie w stanie zachować chłodną głowę i w życiu oraz na boisku podejmować racjonalne decyzje. Nie można oceniać tego w kategoriach, czy jego spokojne usposobienie jest złe, czy dobre – odnosi się do tego trener akademii. Progres przez niego poczyniony dostrzegają nie tylko działacze łódzkiego klubu, lecz także selekcjonerzy młodzieżowych kadr Polski. Bobek ma już za sobą grę w reprezentacji do lat 15, a i trenerzy ze starszych grup wypatrują już w bramkarzu ŁKS-u kandydata do otrzymania powołań. Łódzki Klub Sportowy zatem przygotowuje sobie człowieka, który przez następne lata będzie dawał spokój i pewność między słupkami.

Bogactwo młodych w drugiej linii

Wpływ przepisu o młodzieżowcu na zestawienie drużyny Kazimierz Moskal odczuł poważnie dopiero przed rundą wiosenną. Piotr Pyrdoł został wydany Legii, a Jan Sobociński był daleki od dobrej dyspozycji, zatem konieczne okazało się szukanie innego rozwiązania na spełnienie przepisu o grze zawodnika z rocznika 1998 bądź młodszego. Łącznie do Side na obóz trener ŁKS-u zabrał siedmiu młodzieżowców. Arndt i Bobek naturalnie na miejsce w składzie na mecz z Legią liczyć nie mogli, bo niekwestionowanym liderem między słupkami jest Arkadiusz Malarz. Jakub Piela oraz Artur Sójka pomału wdrażani są w rytm pierwszodrużynowy, ale w Turcji grali niewiele i alternatywą do podstawowej jedenastki być jeszcze nie mogą. Sobociński po bardzo słabej rundzie jesiennej także potrzebował detoksu od ciągłej gry. Potencjalnych „głównych” młodzieżowców w ŁKS-ie zostało zatem dwóch – Przemysław Sajdak oraz Adam Ratajczyk. Kazimierz Moskal niejednokrotnie wspominał, że bardzo miło zaskoczył się ich dobrą postawą podczas zgrupowania w Side, a co więcej, pozytywne wrażenie zdecydowanie obaj nastolatkowie podtrzymali na początku rundy wiosennej.

Wizję składu na mecz z Legią Warszawa trener Moskal miał w głowie pewnie już w Turcji. Problem jednak rodził się, gdy na myśl przychodziła kwestia wystawienia młodzieżowca, bo tu, jak sam szkoleniowiec ŁKS-u mówił, Sajdak i Ratajczyk mieli niemal takie same szanse na grę ze stołecznym klubem. Procentowo mogło się to układać mniej więcej po 45% dla obu zawodników środka pola i 10% dla Janka Sobocińskiego w razie ewentualnej niedyspozycji któregoś z dwójki Dąbrowski–Gracia. Ostatecznie wybór padł na starszego z dwójki piłkarzy z drugiej linii – Przemka Sajdaka – podobnie zresztą jak w kolejnym meczu z Wisłą Płock.

I dużo dobrego 19-latek zaprezentował. Oczywiście jak to bywa z debiutem w ekstraklasie, trafiały się błędy, niedokładne zagrania, często zwlekanie z podjęciem decyzji, ale nikt też nie oczekiwał od niego ciągnięcia całej drużyny. A przecież w niejednej sytuacji potrafił dobrze rozrzucić akcję i napędzić grę skrzydłem. Braki w swoim piłkarskim asortymencie starał się nadrabiać walką i nieustępliwością, co wielokrotnie mu się udawało. Tym samym zamknął w zasadzie temat bólu głowy sympatyków ŁKS-u w kwestii obstawienia roli młodzieżowca na rundę jesienną.

Adam Ratajczyk przed występami wiosną miał już za sobą debiut w ekstraklasie, ale grał jedynie ogony pojedynczych meczów. Wiele osób stawiało, że to właśnie on będzie w hierarchii Kazimierza Moskala wyżej od Przemka Sajdaka przed przyjazdem na Łazienkowską. Jak się jednak okazało, o pierwszy skład 17-latek musiał powalczyć jeszcze na początku rundy. I szybko dał Moskalowi argumenty, żeby na niego stawiać. Bardzo dobra zmiana przeciwko Wiśle Płock, która mocna ożywiła ofensywę „Rycerzy Wiosny”, sprawiła, że na spotkanie z Pogonią Szczecin Ratajczyk wybiegł już od początku.

I tam także nie zawiódł. Potwierdził słowa kilku polskich trenerów uważających go za jeden z największych talentów w jego przedziale wiekowym. – Styl gry Przemka oraz Adama nie zmienia się niezależnie czy jest to IV liga, czy ekstraklasa. Nadal wyznaczają sobie takie same zadania – mówił nam po meczu ŁKS-u z Pogonią Szczecin trener akademii łódzkiego klubu. I trudno się nie zgodzić. Ratajczyk nie pękł. Nie spalił się ekstraklasą. Potwierdził, że jest gotowy na wielki futbol, mimo bardzo młodego wieku i braku ogrania na najwyższym szczeblu. To, co wielu mu wróżyło, obecnie zaczyna się spełniać.

Niejeden trener nie mógł się nachwalić, z jaką pewnością i plastycznością Ratajczyk potrafi poruszać się po boisku. Gdy przytrafił się nieudany zwód, nigdy nie zabijał swojej kreatywności i w kolejnej akcji próbował znowu. Potwierdzają to słowa trenera akademii: – Ma ogromną swobodę z piłką i taki elegancki luz, wszystko robi z gracją. Dla mnie to jest taki Brazylijczyk mentalnie i piłkarsko. Nawet on się kiedyś śmiał, że taki Neymar z niego, więc jakby skończył tak jak on, to nie miałbym nic przeciwko.

A do tego, mimo jeszcze nieskończonych 18 lat, jest już niezwykle świadomym i odpowiedzialnym zawodnikiem. – Bardzo stonowany, inteligentny chłopak, który uczy się w Szkole Marcina Gortata i bardzo dobrze sobie radzi. Ze względu na to, że treningi często pokrywają się z zajęciami, to dopytuje się nauczycieli o zaliczenia i wychodzi mu to bardzo dobrze. Uważam, że Adam na pewno poradzi sobie pod kątem mentalnym – mówi. Na razie, według trenera akademii, pozostaje na pewno jeszcze praca nad warunkami fizycznymi, ale to też przyjdzie z pewnością z wiekiem.

Technicznie, taktycznie i motorycznie jest to bardzo dobry zawodnik. Brakuje mu trochę warunków fizycznych, ale nie mając jeszcze skończonych 18 lat, ma czas, żeby się rozwinąć. Tak czy inaczej jest to ogromny talent, który ma bardzo duże szanse na sukces. – Jeśli zdrowotnie nie będzie miał żadnych problemów, to na pewno sobie poradzi – zapewnia. Życzyć zatem Adamowi należy przede wszystkim zdrowia, bo piłkarsko z pewnością zawsze się wybroni i potwierdzi swoje wielkie możliwości. Polska piłka zna pewien przypadek sukcesu, który zapoczątkowany został w Zniczu Pruszków. Czemu zatem historia nie mogłaby zatoczyć koła?

Talenty z drugiego rzędu

Artur Sójka oraz Jakub Piela także decyzją trenera pojechali z drużyną do Side. Obaj młodzieżowcy od pewnego czasu są blisko pierwszej drużyny, ale okazji na grę w ekstraklasie jeszcze nie dostali. Mimo że wiekowo zbliżeni są do dwójki Ratajczyk-Sajdak, to na swoją szansę będą musieli poczekać. – Kluczowa w wypadku młodzieżowców jest cierpliwość. Jeżeli twój rówieśnik gra już w ekstraklasie, a ty jeszcze nie, to nie jest to żaden wielki problem, bo możesz być jeszcze mniej rozwinięty czy mieć mniej cech, których trener potrzebuje, ale za pół roku może przyjść inny trener, który będzie szukał czegoś, co ty masz – tłumaczy pracownik akademii ŁKS-u, który Sójkę i Pielę na co dzień widzi w treningu. Przebicie się do kadry meczowej w ekstraklasie utrudnia obu piłkarzom pozycja, na której na co dzień występują. Zarówno Sójka, jak i Piela preferują grę w środku pola, a tam akurat ŁKS nie może narzekać na ubóstwo. Zatem na swój czas w pierwszej drużynie pozostaje im cierpliwie czekać.

Przed meczem z Wisłą Płock w Łodzi trener Moskal musiał sporo nagłowić się w kwestii środka obrony. Zawieszony był Sobociński, kontuzjowany Rozwandowicz i mocno poobijany po meczu z Legią Carlos Moros Gracia, którego występ stał pod znakiem zapytania. Ostatecznie Hiszpan mógł zagrać u boku Macieja Dąbrowskiego, ale problem pojawiłby się przy ewentualnym urazie któregoś z tej dwójki. Z tego powodu pierwszy raz w kadrze meczowej w ekstraklasie pojawił się Mieszko Lorenc sprowadzony do ŁKS-u z warszawskiej Legii. W wypadku konieczności jego występu niejeden człowiek sympatyzujący z ŁKS-em by zadrżał. Ale na pewno nikt z osób, które przez pół roku miały Mieszka pod swoją opieką na treningach.

Bardzo dobrze wyszkolony. Gdybym miał postawić na Mieszka w razie jakiejś kontuzji któregoś z piłkarzy pierwszego składu, to w żadnym stopniu bym się nie przejmował – mówi jego trener z akademii łódzkiego klubu. Jeszcze grając w Legii, zbierał bardzo dobre recenzje i był uznawany za piłkarza niezwykle uniwersalnego. Potwierdza to jego trener: – Jak na stopera jest obdarzony bardzo dobrymi umiejętnościami technicznymi, bo w Legii grywał jeszcze na pozycji numer 6. Ma dobre warunki fizyczne. Jednakże o stałe miejsce w drużynie będzie mu bardzo trudno. Obecnie niekwestionowaną główną parą stoperów jest duet Gracia–Dąbrowski. Dalej w hierarchii są Jan Sobociński oraz wracający po kontuzji Maksymilian Rozwandowicz, więc w takim przypadku Lorenc jest stoperem dopiero numer 5. Ale w obecnym sezonie działaczom ŁKS-u nie o to chodziło, aby wrzucić go na głęboką wodę do ekstraklasy, tylko pomału wdrażać w granie na najwyższym poziomie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze