Pierwsza liga, koniec sezonu 2010/2011, drugie miejsce zajmuje klub powstały w 1995 roku ze 170-tysięcznego miasta – osiąga szczyt, awansuje do Ekstraklasy i należy od tamtej chwili do elity. Mowa oczywiście o Podbeskidziu Bielsko-Biała, które pierwszy raz od dostania się do najwyższej klasy rozgrywkowej nie musi martwić się o to, ile punktów jest nad strefą spadkową. Po trzech latach czas na przełom, To pierwsza i zarazem ostatnia szansa dla klubu na sięgnięcie po tytuł mistrza Polski. Nie brzmi to zbyt poważnie, ale to ich chwila, chwila „Górali”.
Dlaczego mają szansę na tytuł?
Odpowiedź na to pytanie jest banalna, dla niektórych może wydać się nawet głupia, ale zespół z B-B wygra tę ligę głową, i to dosłownie. Niebywała wola walki zawodników zaszczepiona przez trenera Leszka Ojrzyńskiego wpływa bardzo pozytywnie na grę drużyny. Były szkoleniowiec Korony Kielce ma niezwykły dar wpajania swoim podopiecznym charakteru wojownika, czego najlepszym dowodem może być ogromna liczba żółtych i czerwonych kartek w zespołach, w których dotychczas pracował menedżer. Dodatkową motywacją dla „Górali” mogą być premie finansowe za zwycięstwa.
Jednak oprócz Podbeskidzia w lidze gra jeszcze piętnaście innych zespołów, które trzeba wyprzedzić. Z tym akurat problem może być duży, ale również do przeskoczenia. Dla Legii istotne będzie spełnienie marzeń i dotarcie do warszawskiego finału Ligi Europy, więc na ligę nie ma zbyt dużo czasu. Lech będący w środku tabeli raczej skupi się na załapaniu się do pierwszej trójki niż walce o „majstra”. A Górnik, wiadomo – wiosna. W przypadku tego klubu słowo „wiosna” jest niczym maszynka do golenia dla owcy – końcem marzeń o miłych i ciepłych wakacjach. Reszta „teamów” w takim stopniu zajmie się biciem o bycie w grupie mistrzowskiej, że na mecie wykończą się nawzajem i nie będą w stanie spróbować czegoś więcej. Tu Podbeskidzie ma atut, piłkarze z Bielska mogę awansować do TOP-8, lecz nie mają takiego obowiązku, w wyniku czego podchodzi do tematu „na luzie”. Oczywiście to tylko marzenia, ale kto komu zabroni bujać w obłokach.
Czemu to ostania szansa?
W Bielsku-Białej raczej nigdy się nie przelewało. Mając dziewięć milionów budżetu, jest najbiedniejsza z całej Ekstraklasy. Brak pieniędzy oznacza bezgotówkowe transfery, co z kolei wpływa na jakość sprowadzanych zawodników. Średnia wieku „Górali” wynosi aż 31 lat (!), mimo to właściciele TS-u cały czas zapraszają i korzystają z usług coraz to nowszych „dziadków”. Z czternastu nowych „kopaczy” ściągniętych przed rozpoczęciem sezonu tylko Peskovic, Stano i Korzym grają regularnie i robią różnicę. Polityka transferowa opierająca się na ciągłym zamienianiu 1/3 składu nie sprzyja zgraniu drużyny.
Żeby tego było mało, ludzie zatrudnieni przed rundą jesienną albo są piosenką dalekiej przyszłości, albo mają taki wiek, że niedługo będą podśpiewywać: „To już jest koniec i nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść…”. Niestety w Podbeskidziu panuje myślenie, że to, co będzie trzeba zrobić za rok, zrobi w przyszłym sezonie. Nie ma planu przyszłościowego, rozwojowego na długie lata, cała uwaga spoczywa zawsze na bieżących rozgrywkach. I to jest jedna z przyczyn, dlaczego „Górale” są w zaawansowanym, jak na piłkarzy, wieku. Wielu powie, że może futboliści są wiekowi, ale za to z pewnością doświadczeni. Otóż prawda, ale czy doświadczenie dogoni rozpędzonego 20-letniego skrzydłowego?
Jeżeli w tym sezonie Podbeskidzie nie okaże się mistrzem Polski, a w następnym nie awansuje do Ligi Mistrzów, to na zawsze może zachorować na „ekstaklasus pospolitus”, czyli ligowe przeciętniactwo.