Mirosław Smyła, szkoleniowiec Podbeskidzia, w obszernej rozmowie z naszym portalem porusza wiele wątków. Czasem wątków przyjemnych, a czasem zdecydowanie mniej. Nie obyło się bez trudnych pytań i odpowiedzi. Bo choć tabela wskazuje na szóste miejsce, to nastroje w Bielsku-Białej są co najmniej średnie. O porażkach u siebie i braku wyrachowania w ofensywie, jakości gry i „mentalu”. O Podbeskidziu. Mirosław Smyła.
Opadły już emocje po porażce z Puszczą Niepołomice?
Pierwsze emocje tak, natomiast teraz jest czas działania, żeby te elementy, które nie zadziałały w meczu, poprawiać. A co za tym idzie, być lepszym zespołem. Bo nie ma co się oszukiwać, przegraliśmy trzy mecze z czterech u siebie, każdy po rzucie karnym i każdy w drugiej połowie. Jest więc powtarzalność, ale nie taka, jakiej oczekujemy, negatywna. To się nie może powtórzyć.
Indywidualnie zawodnicy w swoim polu karnym muszą być po prostu bardziej czujni. A w obszarze ofensywy, jeśli ma się sytuacje, to trzeba zdobywać bramki, a my nie strzeliliśmy ani jednej. Abstrahując już nawet od rzutu karnego, który był najłatwiejszą możliwością trafienia do siatki, mimo to kończy się bez gola.
Zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że był to najgorszy mecz Podbeskidzia w tym sezonie?
I tak, i nie. Proszę pamiętać, że musimy mówić ogólnie o meczu. A ten był wyjątkowo nietypowy. Spotkanie było przecież wielokrotnie przerywane czy to przez kontuzję, czy faule. Nie było płynności. Mecz był brzydki sam w sobie.
Czy najgorszy w wykonaniu Podbeskidzia? Jeśli się przegrywa, to na pewno był to zły mecz. Ale to nie wynika tylko z naszej postawy. Tu będę chronić zespół, bo gdyby ta gra była płynna, cały czas się toczyła, to oblicze tego meczu byłoby inne. Takie może być spostrzeżenie kibica, ale nie do końca mogę się z tym zgodzić. Trzeba patrzeć na to szerzej.
W tym sezonie mieliśmy cały przekrój gry Podbeskidzia, od bardzo dobrego meczu w Tychach po taki, jak ten z Puszczą. Z czego wynika taki brak stabilizacji w grze?
Z banalnej rzeczy. Zespół przechodzi zmiany. Wcześniej drużyna grała w wielu meczach bez skutku i tylko utrzymywała się przy piłce. Teraz następuje transformacja. I tego konsekwencją jest niestety gra w kratkę.
Zespół teraz inaczej pracuje nad taktyką, nad motoryką, pojawiły się nowe twarze. Doszło też parę kontuzji, które zburzyły ten kręgosłup drużyny, który powstał, i to powoduje te wahania formy. Dla fachowca to jest naturalne. Mam oczywiście świadomość oczekiwań kibiców, które są duże i jednoznaczne. I rozumiem, że mogą czuć frustrację.
My natomiast nie możemy ulegać szaleńczym decyzjom. Jeżeli nastąpią tzw. nawyki ruchowe, powtarzalność, zrozumienie zawodników ze sobą i stabilizacja personalna, to będzie lepiej. Myślę, że to, co zespół musi opanować do perfekcji, to cierpliwość. Zarówno w meczach, jak i przygotowaniach. Ktoś powie, że to jest usprawiedliwienie, a ja to diagnozuję w ten sposób, że to musi trwać.
Proszę pamiętać o tym, że my wygraliśmy też trzy mecze z rzędu. Nie można zapominać o wszystkim, co dobre, a myśleć tylko o tym, co złe. Takie podejście buduje frustrację, która jest kompletnie niepotrzebna.
Tylko osiem bramek w siedmiu kolejkach to jeden z gorszych wyników w tej części tabeli. Dlaczego ten potencjał ofensywny drużyny nie potrafi się uaktywnić?
W meczu z Puszczą te sytuacje były. Na początku spotkania jedziemy jeden na jeden z bramkarzem i tego nie wykorzystujemy. Tak samo okazja Emre Celtika. Trzeba takie sytuacje zamieniać na bramki. Szczególnie w takim meczu. To są momenty, które decydują o wyniku.
Gdybyśmy napoczęli rywala poprzez bramkę Maksa Sitka, to zupełnie inny byłby obraz i odbiór tego spotkania. Nie zawsze mecz będzie wyglądał tak jak z GKS-em Tychy. Nawet tam mieliśmy przecież swój problem, bo było 1:1 do przerwy i nerwowo w szatni pomimo stworzonych wielu sytuacji. Trzeba być wyrachowanym – to jest bardzo ważne słowo – żeby w tych sytuacjach, kiedy można pokusić się o strzelenie bramki, to wykorzystywać.
Mnie martwi też to, że u siebie pozwalamy sobie w tak łatwy sposób na rzut karny. Gdzieś nie czujemy klimatu swojego boiska. I to nie trwa w tym sezonie, tylko ponad rok. W końcu te losy meczu u siebie trzeba odwrócić. Bo nie ma zespołu w lidze, żadnej, który na własnym boisku nie zdobywa punktów i liczy na coś więcej w tabeli. My jesteśmy tego w pełni świadomi i mamy zamiar nad tym permanentnie, cały czas pracować.
Często mówi Pan o tym, że głowa to ważny element w piłce. Jak jest z tym w Bielsku-Białej?
Bardzo ważny. To widać po meczach u siebie i na wyjeździe. Na obcym terenie jesteśmy bardziej skoncentrowani, u siebie następuje jakieś rozluźnienie. Nie wiem, czy to gdzieś nie ciąży na poszczególnych zawodnikach, że te podania potem są niecelne, a w normalnych warunkach byłyby dokładne. To potem buduje tę negatywną opinię. Jak ktoś na to spojrzy chłodniej, porówna mecze u siebie i na wyjeździe, to widzi ten niuans.
Ta swoboda głowy jest naprawdę bardzo ważna. Cieszę się, że kibice Podbeskidzia w trakcie meczu są wyważeni. Widzą, że coś nie wychodzi i chcą pomagać. Są tym dwunastym zawodnikiem. Liczę, że tak będzie cały czas, że każdy wytrzyma i będzie pomagał. Nic nie trwa wiecznie, jestem przekonany, że te losy meczów u siebie, które od roku są bardzo chwiejne, odmienimy.
Ogólnie ten start sezonu ocenia Pan pozytywnie czy jednak negatywnie? Jest Pan zadowolony?
Statystycznie rzecz ujmując, jeśli obecną tendencję punktową utrzymamy do końca sezonu, to znajdziemy się w pierwszej czwórce. Na dobrym miejscu barażowym, z bliską odległością do czegoś więcej. A więc wśród najlepszych zespołów w tej lidze. Utrzymać tę tendencję punktową to już byłoby bardzo dużo.
Natomiast oczywiście, że jestem niezadowolony, szczególnie z meczów na własnym stadionie. No powiem wprost, jestem wściekły. Wściekły, bo w meczu u siebie musi być widać, że zespół gra u siebie. Jeśli nie idzie piłkarsko, to musi być większa determinacja, więcej woli walki.
Więcej cech wolicjonalnych.
Dokładnie. Mamy w zespole różnych zawodników, różnych narodowości, z krajów, gdzie czasem inaczej podchodzi się do piłki. Dlatego też wszyscy muszą wiedzieć, że są w Polsce i w Podbeskidziu. Nie możemy nazywać się „Góralami”, nie walcząc jak „Górale”. Musimy sobie na to określenie zasłużyć.
Uważam, że ta wola walki zadowoli również kibica. Nie zawsze musi być wykwintna piłka nożna, bo takie są realia 1. ligi. Proszę spojrzeć, że te zespoły, które walczą, punkty zdobywają. Jeżeli nie idzie piłkarsko, to trzeba zostawić większe serce. To musi nas cechować. Nie ma innego wyjścia.
Można mecz przegrać, może coś nie wychodzić, może być zła passa, ale nie może zabraknąć tych cech wolicjonalnych, o których wspomniałeś. Piłkarze to są zawodowcy, zarabiają za to pieniądze. Muszą na nie uczciwie zapracować.
Środek pola to ten sektor boiska, gdzie macie największe pole do rozwoju? Wypadł Michał Janota i dział kreacji na tym ucierpiał.
Tak, bardzo słusznie to zauważyłeś. Taką kreatywną „ósemkę”, którą był Michał Janota, trudno jest zastąpić. On złapał bardzo wysoką formę, był wartością dodaną dla drużyny, miał ogromny wpływ na zespół. To jest duża strata. Jest wprawdzie na końcówce rehabilitacji, ale nie ma szans na grę w meczu ze Stalą czy w Pucharze Polski. Daj Boże, żeby był gotowy na Ruch Chorzów.
Wiadomo też, jak jest po kontuzji. Wchodzi zawodnik i niekoniecznie musi być w takiej samej formie jak był trzy tygodnie temu. Tak więc Janota jest stratą. Ale chociażby wejście Iwajło Markova, po paskudnej kontuzji, pokazuje, że choć forma nie była jeszcze wyjątkowa, to dużo zmienił w grze. Zszedł na swoją pozycję Jeppe Simonsen i automatycznie poprawiła się jakość gry. Myśmy w drugiej połowie grali lepiej niż w pierwszej. Było więcej akcji, przeniesienia środka ciężkości gry, utrzymania się przy piłce. Lepiej to wyglądało, bo zawodnik grał na swojej pozycji. To są ważne elementy w polepszaniu gry.
Jeżeli wrócimy do kręgosłupa zespołu, a zawodnicy, którzy są obok, jeszcze bardziej się wdrożą, to wierzę, że Podbeskidzie będzie grało lepiej. I co za tym idzie, będzie skuteczniejsze.
Poza Janotą brakuje kogoś, kto siądzie za kierownicę?
Nie jest łatwo stać się liderem zespołu czy tak jak mówisz, usiąść za kierownicę i prowadzić zespół. To są często elementy, nad którymi trzeba pracować wiele czasu. Miesiącami. Potrzeba do tego też odpowiednich predyspozycji. Nie każdy je ma.
Mam świadomość oczekiwań i rozczarowań kibiców. Ja to rozumiem. Ale nie ma nic gorszego jak naciskanie. Nie ma osoby, która jest w szatni po meczu, która widzi frustrację zawodników. Apeluję i wierzę w dobre słowo od kibiców. Ja też to już słyszę, że ludzie to rozumieją, że zespół chce się budować i rozwijać.
Przecież nie ma też zespołu, który nie przegrywa. Proszę spojrzeć chociażby na spadkowicza z ekstraklasy, Górnika Łęczna, gdzie jest teraz. Wiem, że w Podbeskidziu jest pole do popisu, żeby poprawić zarówno „mental”, jak i jakość gry. Połączyć to ze sobą. Bo to idzie zawsze w parze. To praca, która jest przed nami.
Takim obrazkiem, który może budować, są zdjęcia czy filmiki z szatni, gdzie widać, że zespół jest monolitem.
Wierzę, że to przyniesie efekt w postaci tego, co nas wszystkich interesuje. Zwycięstw. Trzeba o to dbać. Zespół się poznaje wtedy, kiedy nie idzie. Kiedy jest trudno i potrafi się podnieść. Gdy nie ma zespołu w szatni, trudno jest o coś takiego. Zaczyna się szukanie kozła ofiarnego itd. To jest błędne koło. Musi być odpowiedzialność, każdy za każdego. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Nie pozwolę, żeby zawodników linczowano indywidualnie. Jest wiele przyczyn np. utraty bramki. Winny nie jest tylko jeden zawodnik. Wygrywamy jako zespół i jako zespół przegrywamy. Cieszę się, że o tym wspomniałeś, że widać jakiś monolit. To jest dla mnie ultraistotne.
Podbeskidzie ma ewidentny problem ze zdobywaniem bramek po stałych fragmentach gry. Dużo nad tym pracujecie?
Proszę mi wierzyć, bardzo dużo. Nie trzeba być wnikliwym obserwatorem, żeby wiedzieć, że to u nas kuleje. Chcemy to poprawiać i rozwijać. Jednak należy też pamiętać o stałych fragmentach w defensywie. Tu jest jakiś tam efekt. Natomiast pod bramką rywala faktycznie jest problem. To mógłby być nasz atut, a na ten moment tak nie jest. Pracujemy na treningach, aby ten element zaczął przynosić efekty.
Widzi Pan progres zespołu względem momentu, w którym go Pan obejmował?
Wystarczy spojrzeć w tabelę. Tam widać ewidentnie, że w obszarze bramek straconych mamy to pod kontrolą. Nie jest tego zbyt dużo, ale zawsze może być lepiej.
Natomiast co widzę? Widzę, że zespół chce być bardziej wszechstronny. Nie tylko grać w ataku pozycyjnym, ale i uczyć się kontrataku. Nas też wszyscy analizują, przygotowują się pod nasz zespół. Dlatego musimy mieć ten arsenał rozwiązań taktycznych większy niż jedno rozwiązanie. Nad tym pracujemy, na razie nie wszystko się udaje, co ma swoje odzwierciedlenie np. w bramkach u siebie.
Nie ukrywajmy, że okres na stworzenie monolitu w obszarze taktycznym jest dłuższy niż w mentalnym. Najpierw trzeba wyplenić to, co złe, żeby potem nauczyć tego, co dobre w elemencie taktycznym. Otwartość zespołu na te działania jest duża i to jest moim zdaniem postęp. Zawodnicy widzą, że muszą się otwierać, a nie zamykać tylko na jeden rodzaj gry.
Zwraca Pan uwagę na takie statystyki jak liczba goli oczekiwanych itp.? Za poprzedników to było wynoszone na piedestał, a nie zawsze szły za tym punkty.
W pewnym sensie odpowiedziałeś na pytanie. Statystyki rządzą się swoimi prawami. Owszem, one są informacją, ale piłka jest piłką. Problem polega na tym, żeby nie tylko być kandydatem do zwycięstwa, ale to zwycięstwo osiągnąć.
Nie wiem, co będzie dalej, bo to jest sport. Chwała tym, co wiedzą, bo tak statystyka wskazuje albo mają kryształową kulę. Ja nie wiem. Ale to, co wiem, to fakt, że od momentu mojego przyjścia do Podbeskidzia zaczęły pojawiać się zwycięstwa. Zarówno w poprzedniej rundzie, gdzie w ogóle ich nie było, jak i teraz. Raz one są efektowne – jak w Tychach, a innym razem wywalczone – jak z Chrobrym Głogów. To wynika z tego, że nadal obowiązuje, to co dzieje się w czasie transformacji, czyli gra w kratkę.
Tylko tyle i aż tyle. Nie stworzę do tego ideologii ani wielkiej filozofii. Solą futbolu są zwycięstwa.
Bartosz Bernard to odkrycie tej rundy?
Zdecydowanie. Należy jednak pamiętać, że mogą mu się zdarzyć słabsze mecze. To młody piłkarz, który dopiero wchodzi do tej seniorskiej piłki. Mówienie po słabszych meczach, że się zatrzymał w rozwoju, będzie głupotą. On też musi się otrzaskać w tej lidze. Zdobyć bramkę, asystę, popełnić błąd. Tak kształtuje się młody zawodnik.
Mam w zanadrzu kolejne nazwiska młodych chłopaków, którzy zgłaszają akces. Między innymi po to wystawimy tzw. dublerów w meczu pucharowym, żeby poznać zespół. Zobaczyć tych, którzy grali mniej. Tak się buduję drużynę, rywalizację, dając szansę innym zawodnikom.
Dwa najbliższe ligowe mecze to spotkania z beniaminkami, sześć punktów to cel?
Cel jest zawsze ten sam, chcemy wygrywać. A jednocześnie poprawiać jakość gry zespołu. Widać, że często idziemy w tych meczach va banque, bo nie mamy żadnego remisu. W każdym meczu gramy o pełną pulę. Raz to się udaje, a raz nie. Trzeba robić to częściej.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Dziękuję i nie dziękuję, żeby nie zapeszać.
Dobry wywiad. Super się trenera słucha i czyta. Oby było więcej punktów.
Dzięki
Złotousty bajerant. Ten zespół się cofa w rozwoju mimo tego, że jest dużo mocniejszy niż rok temu. Szkoda czasu na tego wuefistę i tak go wyleją przed wiosną.
Każdy mecz z nim na ławce to strata czasu.