Każdy klub chciałby mieć swojego Pepa Guardiolę. Piłkarza, który najpierw odniósłby sukces w klubie, a następnie po zakończeniu kariery zacząłby w nim pracę szkoleniowca. Taki ruch nie zawsze jednak musi skończyć się sukcesem. Zatrudnienie byłego piłkarza w takiej roli wiąże się ze sporym ryzykiem. Przykład Mikela Artety i Franka Lamparda pokazuje wszystkie argumenty za i przeciw, które właściciele powinni rozważyć przed podjęciem decyzji.
Bardzo modne stało się w ostatnim czasie zatrudnianie byłych piłkarzy. Nawet mimo braku doświadczenia na stanowisku trenera w klubie, w którym grali w przeszłości. Kiedyś taka decyzja mogła być odbierana jako przejaw braku ambicji ze strony właścicieli. Czasy jednak się zmieniły. Dzisiaj wygląda to zupełnie inaczej. Przyjście byłego piłkarza czy legendy klubu jest idealnym lekarstwem na rozdarte serca fanów. Frank Lampard czy Mikel Arteta nie obejmowali przecież swoich obecnych zespołów, gdy te przeżywały najlepsze momenty w historii.
Obecnie zatrudnienie byłego piłkarza mimo braku doświadczenia w roli pierwszego szkoleniowca stało się symbolem oddzielenia grubą kreską nieudanej przeszłości. Na początku otrzymuje on oczywiście wielki kredyt zaufania ze strony zarządu i kibiców. Oczekuje się od niego w pierwszej kolejności ugaszenia pożarów. Wyniki odsuwa się na boczny tor. Z czasem jednak dawne zasługi i sympatie idą w niepamięć. Wtedy dopiero niedoświadczony szkoleniowiec zdaje sobie sprawę, do jakiego świata trafił. To bowiem miejsce, gdzie cierpliwość jest towarem deficytowym, a definicja spokoju pozostaje nieznana. Historia Mikela Artety i Franka Lamparda pokazuje, że życie byłych piłkarzy w roli niedoświadczonych trenerów nie zawsze musi być usłane różami.
Znajomość klubu od podszewki
Jednym z kluczowych argumentów, którym kierują się właściciele wielkich drużyn, kiedy zatrudniają byłego piłkarza na stanowisku trenera pierwszego zespołu, jest znajomość klubu. Jego historii i tradycji. W erze wielkich pieniędzy i przerośniętych ego piłkarzy coraz częściej poszukuje się kogoś, kto znałby najlepiej całe DNA klubu. Mikel Arteta i Frank Lampard do takiego profilu pasowali idealnie. Pierwszy przecież rozegrał dla Arsenalu 150 spotkań, a drugi dla Chelsea – aż 648. Obaj doskonale znają każdy kąt Emirates Stadium czy Stamford Bridge. Mentalność ludzi przychodzących na stadion też nie jest im obca. Wiedzą, czego oni oczekują i co przyciągnie ich na stadion.
– W Chelsea musisz chcieć wygrać, a jeśli nie mówisz tego otwarcie, to nie powinno cię być – powiedział na pierwszej konferencji prasowej Frank Lampard. Mentalność zwycięzców i chęć przywrócenia dawnego blasku zespołu są charakterystyczne dla wszystkich trenerów. Jeżeli jednak takie słowa padają z ust byłego zawodnika klubu, który święcił w nim wielkie triumfy, to brzmi to doskonale. Każdy kibic chce przecież, aby jego menedżer przejawiał takie ambicje. A kto może lepiej to robić, jak nie były piłkarz, który w trakcie swojej kariery podnosił najcenniejsze puchary, i to na dodatek w tym samym klubie, w którym pracuje obecnie?
HE’S HOME! 🙌
Frank Lampard is the new Chelsea head coach!
#WelcomeHomeFrank— Chelsea FC (@ChelseaFC) July 4, 2019
To też ważny aspekt psychologiczny, bo piłkarze muszą widzieć autorytet w trenerze. A Mikel Arteta i Frank Lampard to przecież trenerzy, od których charyzma bije z daleka. Zupełnie inaczej gwiazdy znajdujące się w zespole będą podchodziły do współpracy z legendami klubów niż z takim trenerami jak Maurizio Sarii czy Unai Emery. Ani Włoch, ani Hiszpan przecież nie odnosili sukcesów w trakcie piłkarskiej kariery. Mało tego, ich dotychczasowa kariera trenerska też nie powalała z nóg. Pierwszy z większych drużyn prowadził tylko Napoli, a drugi mimo sukcesów w Sevilli odbił się od PSG. Takie niuanse wpływają na piłkarzy, a szczególnie na młodych. Zawsze przecież w oczach zawodnika zacznie tracić najpierw taki Maurizio Sarii czy Unai Emery, a nie Mikel Arteta lub Frank Lampard.
Brak doświadczenia
Piłkarz w trakcie swojej kariery pracuje zazwyczaj z kilkoma menedżerami. Gra również w wielkich turniejach i przebywa w wielokulturowej szatni. Niektórzy dodatkowo, jak Frank Lampard czy Mikel Arteta, zostają kapitanami swoich drużyn. To oczywiście sprawia, że po zakończonej karierze piłkarz ma wielki bagaż doświadczeń, ale czy gwarantuje on sukcesy w roli trenera? Sprawa nie jest jednoznaczna. Pep Guardiola czy Zinedine Zidane prowadzili jedynie rezerwy Barcelony i Realu Madryt, a chwilę później podnosili największe europejskie trofea. Z drugiej strony przypadek Gary’ego Nevilla pokazuje, że życie menedżera rządzi się swoimi prawami i wcale doświadczenie z kariery piłkarskiej nie musi mieć przełożenia na wyniki.
Nie można powiedzieć, że Mikel Arteta i Frank Lampard z marszu zostali wrzuceni na głęboką wodę. Jakby nie patrzeć, Hiszpan przez ponad trzy lata był asystentem Pepa Guardioli w Manchesterze City. Anglik natomiast spędził jeden sezon na zapleczu Premier League w Derby County. Z pewnością w trakcie tych przygód obaj zdobyli kolejne doświadczenia. Jednak czy było ich wystarczająco dużo, aby objąć od razu tak wielkie marki jak Arsenal czy Chelsea? Każdy pewnie ma swoją opinię na ten temat i trudno tak naprawdę jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
Fakty są jednak takie, że zawsze większy bagaż doświadczeń lepiej zaprocentuje w przyszłości. Gdyby Mikel Arteta czy Frank Lampard dłużej popracowali z mniejszym klubem z Premier League, nauczyliby się o wiele więcej rzeczy. Chociażby jak zarządzać dużą grupą ludzi czy reagować na kryzysy. Dzisiaj Arsenal i Chelsea przechodzą poważne turbulencje, a Mikel Arteta czy Frank Lampard nie mogą spojrzeć wstecz i bazować na sytuacji z przeszłości. Zobaczyć, co zadziałało w poprzednim klubie, a co nie. Nigdy doświadczenie z boiska, praca w roli asystenta lub nawet rok za sterami jakiegoś klubu nie przygotują cię na takie sytuacje. To tylko jeden przykład, ale brak doświadczenia może przełożyć się prawie na każdy aspekt prowadzenia zespołu.
Dotarcie do młodych
Bardzo ważny aspekt, który przemawia za trenerami takimi jak Mikel Arteta czy Frank Lampard, to podejście do zawodników. Obaj jak na trenerów są bardzo młodzi. Hiszpan ma przecież 38 lat, a Anglik – 42 lata. Zatrudniając takiego szkoleniowca, zamiast doświadczenia wybiera się młodość i kreatywność. Niekonwencjonalne pomysły i nowoczesne podejście do zawodników to ogromna zaleta, która przemawia za młodymi, niedoświadczonymi trenerami. Oni potrafią dojść do piłkarza. Na pewno lepiej rozumieją ich świat niż starsi menedżerowie, którzy mają swoje sprawdzone metody.
Mikelowi Artecie i Frankowi Lampardowi oddać trzeba, że nie boją się postawić na zawodników z akademii. Za kadencji Hiszpana w Arsenalu zadebiutowało trzech wychowanków. W Chelsea natomiast takich graczy było siedmiu. Trzeba w tym miejscu oczywiście zaznaczyć, że Frank Lampard pracuje kilka miesięcy dłużej, a poza tym jego zespół nie mógł w pierwszym okienku dokonywać transferów. Nie zmienia to jednak faktu, że liczby te w porównaniu z byłymi trenerami Arsenalu i Chelsea są o niebo lepsze.
– Wierzył we mnie od samego początku. Zacząłem wszystkie trzy mecze ligowe w tym sezonie od początku i jestem za to oczywiście wdzięczny. Bardzo mi pomógł, nadal zapewne będzie to robił, a my będziemy się rozwijać jako zespół – mówił Reece James na początku obecnego sezonu. W zasadzie taka odpowiedź padłaby z ust większości piłkarzy Chelsea i Arsenalu. Głowa w sporcie jest bardzo ważna. Piłkarze żyją pod ciągłą presją. Trener w dzisiejszych czasach musi odpowiednio dotrzeć do swoich podopiecznych. Nie powinien być dyktatorem, ale przede wszystkim człowiekiem. Piłkarzom jest to bardzo potrzebne, a Mikel Arteta i Frank Lampard takim podejściem zdobywają poparcie szatni.
Na naukę nie ma czasu
Mikel Arteta i Frank Lampard pracują w swoich klubach nieco ponad rok. Mimo tak krótkiego czasu pozycje obu panów w tym sezonie zaczęto poważnie podważać. Arsenal zanotował fatalną pierwszą połowę rozgrywek i dopiero powoli zaczyna wychodzić na prostą. Z Chelsea było na odwrót. Z każdym spotkaniem drużyna ze Stamford Bridge zaczynała powoli się rozkręcać. Dopiero ostatnie mecze to prawdziwe pasmo niepowodzeń ze strony piłkarzy Franka Lamparda. Zarówno Hiszpan, jak i Anglik w brytyjskich gazetach mogli już przeczytać nazwiska swoich potencjalnych zastępców. Obaj panowie są idealnym przykładem, czego musi spodziewać się menedżer, który rozpoczyna pracę w Premier League. W wielkiej piłce nie ma czasu na naukę czy adaptację do nowych warunków.
Jest to swego rodzaju paradoks. Przy zatrudnieniu Mikela Artety i Franka Lamparda ogłaszano, że w obu klubach patrzy się na wybór niedoświadczonego trenera przez pryzmat przyszłości. Mija natomiast rok pracy, a kibice i dziennikarze już zwalniają Hiszpana i Anglika. Każdy chciałby wyniki od razu. To tak nie działa. Zawsze w tym miejscu dobrym przykładem będzie Liverpool Jürgena Kloppa. Niemiec budował swoją drużynę stopniowo. Była to droga również okupiona niepowodzeniami. Ale cierpliwość zaprowadziła klub z Anfield na sam szczyt.
Proud of the team and the character shown tonight. #arsenal #chelseavsarsenal #coyg pic.twitter.com/z3FzS3YzTj
— Mikel Arteta (@m8arteta) January 21, 2020
Jeśli Mikel Arteta może powiedzieć, że jego pozycja się ustabilizowała, to Frank Lampard musi wciąż być bardzo uważny. Roman Abramovich nie ma bowiem skrupułów, aby zwolnić jakiegoś trenera. Od początku swoich rządów (2003 rok) na Stamford Bridge pracowało już 14 szkoleniowców. Frank Lampard zresztą zdaje sobie z tego sprawę. – Jesteśmy w tej chwili w trudnym okresie – grałem tutaj przez długi czas, więc rozumiem, że w chwili, gdy przegrywasz kilka gier w krótkim czasie, wszyscy zadają pytania [odnośnie do zwolnienia – przyp. red.] – mówił Anglik po meczu z Manchesterem City.
Futbol na najwyższym poziomie nie wybacza błędów. Cierpliwość jest tu towarem deficytowym. Mikel Arteta i Frank Lampard muszą teraz pokazać, że są odpowiednimi ludźmi na stanowiskach, na które ich zatrudniano. Hiszpan zaczął to skutecznie robić, ale Anglik musi coś zmienić, aby jego zespół wyszedł z dołka. Obaj panowie powinni mieć się wciąż na baczności, bo od określenia geniusza do nieudacznika droga jest krótka. Szczególnie w Premier League.