Michał Probierz, zastępując Fernando Santosa, stał się piątym trenerem, który musi uratować dla Polaków eliminacje do mistrzostw albo Europy, albo świata. Lecz historia nie jest korzystna, tylko jeden z nich na szybko odniósł bowiem sukces. Reszta nie sprostała postawionemu celowi. Kto przed Probierzem miał przed sobą podobne misje?
Mamy za sobą pierwsze spotkanie, w którym Michał Probierz poprowadził drużynę jako selekcjoner reprezentacji Polski. Zakończyło się ono zwycięstwem nad Farerami, co oznacza, że jako pierwszy selekcjoner od czasów Janusza Wójcika wygrał w debiucie. Trener dostał za zadanie odbudować zniszczoną kadrę i wycisnąć bezpośredni awans na Euro 2024 w Niemczech.
Lecz nie jest on pierwszym, który musi dokończyć cykl eliminacji rangi mistrzowskiej. Jak dotąd mieliśmy pięciu trenerów, którzy przejmowali stery w kadrze w trakcie eliminacji albo baraży. Większość z nich poległa z kretesem, ale znalazło się dwóch, którzy odnieśli sukces. Jeden zrobił to szybko (bo taka była konieczność), drugi na dłuższą metę. Jak pójdzie Probierzowi? Zobaczmy historię jego poprzedników.
El. MŚ 1994 – Lesław Ćmikiewicz dopełnił agonii eliminacyjnej
Pierwszym człowiekiem, który tak naprawdę miał uratować eliminacje dla polskiej kadry, był Andrzej Strejlau. Lecz ponieważ był to czerwiec 1989 roku, a zatem końcówka epoki PRL-u, nie wliczymy jej do statystyk. Gwoli ciekawostki, nie podołał on temu zadaniu i po raz pierwszy od 1970 roku nie pojechaliśmy na mundial. Dlatego pierwszym w historii III RP człowiekiem, który miał ocalić losy kadry, był Lesław Ćmikiewicz.
Od razu trzeba przyznać, że niełatwe zadanie miał trener Strejlau, a jeden z „Orłów Górskiego” dostał misję praktycznie niemożliwą do wykonania. Do grupy Polska trafiła z Anglią, Holandią, Norwegią, Turcją oraz San Marino. Początek eliminacji był wielce obiecujący – wygrana z Turcją, remis z Holandią 2:2, a także domowy punkt z Anglikami, z którymi gdyby Marek Leśniak miał lepszy dzień, wygralibyśmy. W międzyczasie była ręka Jana Furtoka i wymęczona wygrana 1:0 z San Marino, ale nadzieje były spore. Lecz potem wszystko zaczęło się psuć. Drużyna grała nierówno, potrafiła zachwycić, a następnie rozegrać tak fatalne spotkanie, że można było się zastanawiać, czy to ta sama drużyna. Później było tylko gorzej. Przegraliśmy dwa kluczowe mecze na wyjeździe z Anglią oraz Norwegią, przez co praktycznie traciliśmy szansę na awans.
Była to druga z rzędu klęska w eliminacjach, którą swoim nazwiskiem promował Strejlau. Asystent Kazimierza Górskiego, który i tak zapowiadał, że po mundialu podałby się do dymisji, wyprzedził nadchodzącą decyzję i dzięki temu mógł udać się na dawno oczekiwaną operację. Zastąpił go jego asystent, Lesław Ćmikiewicz, ale on nie odmienił losów kadry. W swoich trzech meczach jako tymczasowy selekcjoner poniósł trzy porażki: z Norwegią 0:3, z Turcją 1:2 i Holandią 1:3. Tym samym po raz drugi z rzędu impreza rangi światowej okazała się dla nas niedostępna.
El. MŚ 1998 – Janusz Wójcik, wybraniec ludu, nie zbawił kadry
Klątwa mundialowa rzucona przez Zbigniewa Bońka i Antoniego Piechniczka dalej trwała. To kto mógłby ją przełamać, jak nie człowiek, który po raz ostatni wprowadził „Biało-czerwonych” na tę imprezę? Po nieudanym epizodzie z Władysławem Stachurskim stery przejął Antoni Piechniczek, który od rozstania z naszą kadrą poza mistrzostwem w 1987 roku z zabrzanami udał się na podbój Afryki oraz Azji. Nie odniósł tam wielkich sukcesów, lecz magia nazwiska robiła swoje. W końcu to on poprowadził Polaków do medalu na mundialu w 1982 roku.
Ale ta przygoda z lat 90. nijak nie nawiązywała choćby w ułamku procenta do tej z lat 80. Antypatyczny sposób bycia selekcjonera sprawił, że źle się oglądało tę kadrę, a personalne wybory szkoleniowca wzbudzały olbrzymie wątpliwości. Czara przelała się po przegranej 0:2 na Stadionie Śląskim z Anglikami, która definitywnie przekreślała szansę awansu na mundial we Francji. Po dymisji Piechniczka kadrę na mecz objął Krzysztof Pawlak, który w dość oryginalnym składzie pokonał Gruzję 4:1.
Lecz ważniejszy był jego następca. Kadrę objął wtedy bowiem wyczekiwany przez kibiców od lat ojciec ostatniego wielkiego sukcesu polskiej piłki nożnej, Janusz Wójcik. On dostał za zadanie dogranie przegranych eliminacji. Skończyło się zwycięstwem nad Mołdawią 3:0 oraz klęską z Gruzją 1:4.
Nie miało to już jednak znaczenia, trener miał bowiem jasno postawiony cel – przygotowanie drużyny na batalię o awans na imprezę w Belgii i Holandii. Jak pokazała historia, nie wywiązał się on z tego zadania, przez co bramy Euro stały dla nas zamknięte do roku 2008, PZPN zaś podziękował „Wujowi” za współpracę.
El. ME 2004 – Paweł Janas Euro nie uratował, ale eliminacje do mundialu przeszedł
Był taki czas, gdy kadrę prowadził Zbigniew Boniek. Po rezygnacji Jerzego Engela przyjście „Zibiego” było sporym szokiem. W końcu to było wielkie nazwisko, pan piłkarz, który samą swoją osobą podnosi umiejętności kadry co najmniej o 50%. Ale w tym wypadku sprawdziło się stare piłkarskie porzekadło, że nie każdy wybitny piłkarz musi być dobrym trenerem. Jego przygoda trenerska była fiaskiem we Włoszech i taka okazała się w Polsce. Od początku styl tej kadry nie przekonywał nikogo, kadra była zlepkiem osobowości, a nie drużyną. Swoją przygodę z kadrą narodową zakończył po niecałym półroczu urzędowania.
Jak poszło mu w eliminacjach? Ograł po ciężarach San Marino 2:0 oraz przegrał pamiętny mecz z Łotwą 0:1. Po tym blamażu kadra została zrównana z ziemią, wszyscy pisali o gigantycznej kompromitacji. Lecz to nie był koniec. Jako selekcjoner dotrwał do kolejnego zgrupowania, w którym w towarzyskich meczach pokonał Nową Zelandię 1:0 i przegrał z Danią 0:2. To właśnie po tym meczu Zbigniew Boniek uznał, że ma już dość krytyki, i przesłał swoje zwolnienie, będąc za granicą. Jego następcą został Paweł Janas, który miał dokończyć cykl eliminacyjny.
Trener mimo sporej ilości czasu (miał do rozegrania jeszcze sześć meczów) nie uratował Euro 2004. Zrewanżował się co prawda Łotyszom, wygrywając 2:0, ale Szwedzi ograli nas dwukrotnie. Najpierw sprali nas 3:0 w Solnie. Natomiast po porażce 0:2 w Chorzowie w ostatniej kolejce Polacy musieli liczyć na rywali. Ratowała nas wyłącznie porażka Łotyszów z pewnymi wyjazdu do Portugalii Szwedami. Lecz ci pokonali reprezentację „Trzech Koron” 1:0.
Pewnym usprawiedliwieniem wobec trenera Janasa jest fakt, że w tamtym czasie Szwecja była naprawdę solidną paczką. Lecz przede wszystkim to Łotwa zadziwiła wszystkich. Czas pokazał, że Janas zasłużył na tę posadę. Bez problemów poprowadził on bowiem kadrę do awansu na kolejne mistrzostwa świata, organizowane w Niemczech.
El. MŚ 2010 – Stefan Majewski i eliminacje, których nikt nie chce pamiętać
Ach, „Pożegnanie z Afryką”. Zdaniem wielu najgorsze eliminacje w wykonaniu Polski w XXI wieku. Słynne mecze ze Słowacją, Irlandią Północną, legendarny monolog Dariusza Szpakowskiego o marazmie i jeszcze zwalnianie selekcjonera na wizji przez ówczesnego prezesa PZPN-u. Był to schyłkowy okres Leo Beenhakkera, któremu już się nie za bardzo chciało prowadzić naszą kadrę, będąc również w tym samym czasie dyrektorem technicznym Feyenoordu.
Eliminacje szły opornie, a po klęsce 0:3 ze Słowenią wiadomo było, że czas Holendra w Polsce dobiegł końca. Misję uratowania eliminacji otrzymał Stefan Majewski, który miał jeszcze matematyczne szanse na awans. Ale po porażce 0:2 z Czechami już wiedzieliśmy, że nie zaliczymy trzeciego mundialu z rzędu.
Zwieńczeniem tej katastrofy godnej Titanica był mecz ze Słowacją na Stadionie Śląskim, który tylko podkreślał rozmiary panującej wtedy w kadrze nędzy. Śnieg, który zaskoczył w połowie października, wiatr hulający po opustoszałych trybunach „Kotła Czarownic” goszczącego znacznie piękniejsze momenty i na dobicie samobój Seweryna Gancarczyka w 3. minucie. Na koniec w grupie wyprzedziliśmy jedynie San Marino. Na samą myśl o tych eliminacjach człowiekowi wraca depresja, dlatego idźmy dalej.
Baraże MŚ 2022 – Michniewicz strażak uratował awans
Tu co prawda cykl eliminacyjny się już zakończył, ale Polska, aby awansować na mundial w Katarze, musiała wygrać baraże. Jak to się stało, że na baraże potrzebowaliśmy nowego szkoleniowca? Otóż Paulo Sousa postanowił porzucić kadrę na rzecz brazylijskiego Flamengo. Sposób rozstania spowodował, że nad Wisłą zyskał on nową ksywkę, „Siwy Bajerant”. Potrzeba zatem było wybrać nowego selekcjonera. Padło na Czesława Michniewicza, którego prezes Kulesza znał i cenił.
Lecz już od początku wiadomo było, że ta kandydatura wzbudzi gorącą dyskusję. Ze względu na swoją niewyjaśnioną przeszłość były już trener Abha FC mierzył się z krytyką, która poskutkowała pozwem do prokuratury wobec Szymona Jadczaka. Lecz mieliśmy Michniewicza rozliczać za występ ze Szwecją, od którego zależał nasz awans. Ten cel trener zrealizował. Polska wygrała ze Szwecją 2:0 i to my jechaliśmy do Kataru, a trener na pewien czas zamknął usta wszelkim krytykom.
Grudniowy mundial to już odrębna historia, która jest słodko-gorzka. Choć z grupy wyszliśmy, to wszelkie wydarzenia pozaboiskowe zohydziły tę reprezentację. Ten zaś stan trwa do dziś, a za który szkoleniowiec odpowiedział w postaci zwolnienia go ze stanowiska.
Wniosek: na krótką metę tylko Michniewicz odniósł sukces
Jak zatem widać, krótkoterminowe zmiany zwykle nie miały szans powodzenia. Ani Lesław Ćmikiewicz, ani Stefan Majewski nie sprawili cudu, a bardziej dopełnili eliminacyjnych mąk. Sukces w tej materii odniósł wyłącznie Czesław Michniewicz, który awansował na mistrzostwa świata w Katarze. Tam zaś został pierwszym od 1986 roku selekcjonerem „Biało-czerwonych”, który wyprowadził kadrę z grupy.
Tylko dwóch selekcjonerów otrzymało dłuższą szansę na poprowadzenie kadry po nieudanych próbach ich poprzedników. Janusz Wójcik, który był wyborem ludu, jej nie wykorzystał i na Euro 2000 nie pojechaliśmy, a on sam przypłacił za to posadą. Jednak Paweł Janas pokazał, że był dobrym kandydatem na selekcjonera. Może i nie uratował eliminacji do Euro 2004, ale za to bez żadnych problemów wprowadził kadrę na mistrzostwa świata 2006 w Niemczech.
Michał Probierz ma nawet łatwiejszą ścieżkę. Trener Janas nie miał możliwości awansu poprzez Ligę Narodów (bo taka wtedy nie istniała), a patrząc na rywali, to my jesteśmy wśród faworytów baraży. Oczywiście o ile Michałowi Probierzowi, nie daj Boże, nie uda się wywalczyć awansu bezpośrednio z grupy. A takiego scenariusza życzymy właśnie obecnemu selekcjonerowi. Oby jego kadencja przyniosła awans na najbliższe Euro 2024 oraz w pełni udaną kampanię do kolejnego wielkiego turnieju.