Michał Grudniewski: po takim początku sezonu nic gorszego już się nie może trafić [WYWIAD]


Michał Grudniewski w rozmowie z naszym portalem opisuje obecną sytuację w Polonii Warszawa

18 października 2024 Michał Grudniewski: po takim początku sezonu nic gorszego już się nie może trafić [WYWIAD]
Agata Sedlak

Startuje 13. kolejka Betclic 1. Ligi. Jako zapowiedź meczu Polonii Warszawa z GKS-em Tychy zapraszamy Was na wywiad, którego bohaterem jest Michał Grudniewski. W rozmowie dla naszego portalu obrońca „Czarnych Koszul” opowiada m.in. o (kolejnym) kiepskim starcie sezonu i zwolnieniu trenera Rafała Smalca. Ponadto opisał zmiany, jakie nastały pod wodzą nowego szkoleniowca i ile gotów byłby poświęcić (lub nie), aby zagrać w PKO Ekstraklasie.


Udostępnij na Udostępnij na

Jan Ekwiński (iGol.pl): Jak nastroje w zespole? Mecz z Wisłą Płock przetrawiony?

Michał Grudniewski (obrońca Polonii Warszawa): Tak, przeprowadziliśmy analizę spotkania, rozłożyliśmy wszystko na części, przeanalizowaliśmy błędy. Mieliśmy trochę czasu, żeby popracować nad tym tematem i wiemy, co musimy poprawić przed meczem z Tychami.

Atmosfera i tak chyba lepsza niż dwa miesiące temu?

Zgadza się, zaczęliśmy wygrywać mecze. Wiadomo, nastrój ma duży wpływ na wyniki zespołu, a te diametralnie się zmieniły. Wygraliśmy kilka spotkań z rzędu. Przez ostatni rok mieliśmy problem, żeby złapać taką serię, a teraz się udało. Złapaliśmy pewność siebie, taką prawdziwą. Bo można mówić o pewności siebie, ale jak się nie wygrywa, to ta pewność nie jest na takim poziomie, na jakim by się chciało, aby była.

A gdzie dołek mentalny był największy?

Trudno powiedzieć. Zaczęliśmy sezon źle i nie mogliśmy zdobyć punktów, brakowało takiego przełamania. Wiadomo, że jak się nie wygrywa meczów, to złe emocje się coraz bardziej nasilają. Aż w pewnym momencie nastąpiła zmiana trenera. To był mocny bodziec, potem od razu wygraliśmy mecz i nastroje skoczyły w górę.

No właśnie – nie sposób nie zapytać przy tej okazji o byłego trenera. Pamięta Pan jeszcze ten dobry czas Rafała Smalca w drugiej lidze. Ale przyszła pierwsza liga i coś się posypało, co zauważało wielu kibiców. Co Pana zdaniem zawiodło w końcówce jego pracy?

Szczerze mówiąc, to nie jest tak, że to była do końca wina trenera. To była także kwestia wszystkich osób związanych z klubem, zawodników, problemów z kontuzjami. Dużo rzeczy się na siebie nałożyło, po prostu nie szło. W takich momentach wiadomo, że pierwszą osobą, która bierze za to odpowiedzialność i ponosi konsekwencje, jest trener.

Mam w głowie wypowiedzi kilku byłych piłkarzy Polonii, choćby Tomasza Wełny czy Krystiana Pieczary. Obydwaj nie do końca przychylnie wypowiadali się o trenerze. Jeśli się nie mylę, były obrońca zarzucał mu choćby właśnie fakt, że przy rozstaniu z klubem zabrakło takiego osobistego kontaktu z trenerem. To mogłoby wskazywać, że miał on pewien problem w relacjach z piłkarzami. Pan to w jakiś sposób odczuł, zgodziłby się z tym?

Szczerze mówiąc, to wszystko zależy od tego, w jakim miejscu było się w klubie. Często jest tak, że zawodnicy mają problemy z trenerem, na przykład jak nie grają lub grają mniej, albo jak są niechciani w klubie – wtedy to wszystko wychodzi. Ja akurat grałem regularnie, byłem podstawowym zawodnikiem, więc z tym kontaktem nie miałem problemu. Jednak nie jestem przekonany, czy wszyscy tak mieli – mówię tu oczywiście o zawodnikach, którzy grali mniej, nie jeździli na mecze. Nie wiem, czy trener podchodził do nich tak, jak do wszystkich, trudno mi powiedzieć. Zazwyczaj w klubach jest tak, że zawodnicy będący na bocznym torze są w jakimś stopniu pomijani w rozmowach. Niemniej, jak mówiłem, nie chcę się wypowiadać na ten temat, bo byłem w zupełnie innej sytuacji.

Co się zmieniło po przyjściu trenera Pawlaka?

Zmieniło się sporo. Gdy jeden trener jest bardzo długo w klubie i przychodzi drugi, to tak naprawdę bardzo dużo zmienia się w klubie. Co innego, gdy trener pracuje tylko trzy miesiące i zostaje wyrzucony, a co innego, jak trener pracuje kilka lat i nagle przychodzi za niego inny. W klubie zmieniło się wszystko, jeśli chodzi o codzienne funkcjonowanie, treningi, taktykę.

A gdyby miał Pan wskazać taką największą zmianę?

Wydaje mi się, że akurat jeśli chodzi o trenera, to zmieniliśmy przede wszystkim taktykę, to była bardzo duża zmiana. Trener jest bardzo nastawiony na taktykę, przykłada dużą uwagę do wszystkich aspektów gry, pracujemy nad nimi, zwraca uwagę, gdzie robimy błędy. Doszła do tego zmiana formacji, każdy został oddelegowany do tego, co ma robić, trener wyciąga z tego konsekwencje. Każdy wie, co ma robić w danej minucie meczu, jak to ma wyglądać i, jak widać, to wypaliło. To jest również zupełnie inny system, a tym samym zupełnie inne zadania. Nawet ja jako obrońca: wydaje się, że mam podobne zadania co kiedyś, a jednak zupełnie inaczej to wygląda. Trener przyszedł, poukładał kto co ma robić i tego pilnuje.

Skoro zmiany, jak sam Pan powiedział, były spore, to jakie Pan dostał zadania nowe względem starego trenera?

Z takich zmian powiedziałbym, że w nowym systemie my, jako obrońcy, musimy bardziej wchodzić w pojedynki ze skrzydłowymi, częściej wybiegać, więcej zbiegać do boków na pojedynki, wygrywać je, a nie trzymać się środka bramki. Dzięki temu inna osoba asekuruje, a my mamy tych pojedynków po bokach więcej. Asekuracja, gra obrońców jest bardziej dynamiczna, w tej materii dzieje się więcej.

Choć poprzedni sezon całościowo był słaby, to Pan nie mógł narzekać – zdobył Pan w końcu pięć goli. Skąd się wziął taki nagły wystrzał?

Przede wszystkim, jak w pierwszych kolejkach zacząłem stwarzać dużo sytuacji w ofensywie, to później stałe fragmenty gry też były bardziej ustawiane pod to, żebym oddał ten strzał. Przy czym były też takie mecze, gdzie musieliśmy odrabiać straty i trenerzy kazali mi zostawać z przodu, więc tym sposobem też z dwie albo trzy bramki strzeliłem. Można zatem stwierdzić, że to przez ten początek sezonu, gdzie nakręciłem te bramki, to później też dostałem troszkę więcej opcji gry w ofensywie, co się przełożyło na kolejne bramki.

 A jak Pan odnajduje się w nowym systemie? Przez długi czas graliście w Polonii trójką, zresztą jeszcze w Pana poprzednim klubie trener też stosował system z trzema obrońcami. Zatem do systemu z czwórką wrócił Pan po kilku dobrych latach.

Niby tak, ale wcześniej, przez bardzo długi okres w Radomiaku i od dzieciaka też, grałem w systemie z czwórką z tyłu, więc nie miałem z tym problemu. Wiadomo, kadra była budowana pod system z trzema obrońcami, po czym nastąpiła taka zmiana, więc obawy były. Okazało się jednak, że wszyscy szybko załapali i efekty widać na boisku.

Trochę się ta obrona zmieniła od czasu, kiedy przyszedł Pan do Polonii. Zaczynał Pan grę z Tomaszem Wełną, Maciejem Kowalskim-Haberkiem; paru innych stoperów w tym czasie też się przewinęło. Teraz gra Pan z Przemysławem Szurem, no i w systemie z czwórką. Jak Wam idzie dogadywanie się na boisku?

Dobrze. Przemek jest bardzo wygadany, dużo ze sobą rozmawiamy na boisku, podpowiadamy sobie i nie mamy większych problemów. Obaj jesteśmy w podobnym wieku, obaj sobie pomagamy, żaden z nas nie boi się tego drugiego, wszystko funkcjonuje, jak należy. Uwzględniając, w jakim momencie do nas przyszedł (Przemysław Szur dołączył do Polonii w trakcie sezonu [przyp. aut.]) i że w pierwszych meczach nie był brany do kadry, to sądzę, że bardzo szybko się zgraliśmy.

Michał Grudniewski (z tyłu widoczny jego partner z obrony, Przemysław Szur). Autor: Agata Sedlak

Chciałbym teraz nawiązać do Waszych ostatnich wyników w lidze. Wiadomo, że prezes Nitot wydał dość spore pieniądze na klub, sam zresztą zapowiadał w klubowym kick-offie, że celem na ten sezon są baraże. Niedawno złapaliście serię czterech zwycięstw, a potem przyszły dwie porażki z silniejszymi rywalami. Czy w Waszym odczuciu te porażki potwierdzają, że Polonii jeszcze troszkę brakuje do tego Top 6?

Być może, ale powiem szczerze, że graliśmy z pierwszą i drugą drużyną ligi. Te mecze naprawdę były wyrównane. Jasne, na pewno nam brakuje troszkę jakości, ale nie możemy mówić, że ta liga wygląda tak, że można w każdym momencie złapać serię wygranych. Tutaj nikt nie punktuje cały czas, oprócz oczywiście Termaliki w tym sezonie. W tej lidze naprawdę można szybko dobić do miejsc barażowych. Potrzeba czasu dla drużyny, dla trenera, który przyszedł do nas już po okresie przygotowawczym. Wiadomo, że trener, przychodząc w sezonie, nie jest w stanie zrobić wszystkiego, czego by chciał. Dopiero w grudniu będziemy mieli moment, żeby popracować trzy miesiące z trenerem w okresie przygotowawczym i tak naprawdę początek drugiej rundy będzie nam mówić, o co będziemy grali w tym sezonie.

Niemniej lepszą grę widać choćby po frekwencji, która w zeszłym sezonie była kiepska. Będąc na wielu meczach Polonii, miałem wrażenie, że po straconym golu trudno Wam się było podnieść, jakbyście już z góry zakładali, że macie przegraną pozycję. Teraz jest trochę inaczej. Widać po Was trochę więcej radości, gracie z dużo większą determinacją.

Dużo się zmieniło w klubie w porównaniu do zeszłego sezonu: kadra, no i trener. Nawet jak tracimy bramkę, to dalej gonimy za następną, nie ma czegoś takiego, że nie wierzymy. Dużo czynników ma na to wpływ, ale na pewno funkcjonuje to zupełnie inaczej niż w poprzednim sezonie.

Ostatnio nawet wyszedł Pan w opasce kapitańskiej, po raz pierwszy w barwach Polonii – nagroda czy jednorazowa akcja?

Z tego, co pamiętam, w Polonii to pierwszy raz, gdy założyłem opaskę. Jestem już w klubie dłuższy czas, nie było kilku zawodników, którzy są wyżej w hierarchii i trener ustalił, że to ja wychodzę z tą opaską.

W sumie to dość zabawne, bo – nie ma co się oszukiwać – jest Pan wychowankiem Legii Warszawa. Nie kłuło, że idzie Pan do lokalnego wroga?

Szczerze mówiąc, ja tak tego nie odbieram. Tak naprawdę, od kiedy zacząłem grać, to zawsze zależało mi na tym, żeby powodziło się jednej i drugiej drużynie, i żeby były derby w PKO Ekstraklasie. Nigdy nie byłem wrogo nastawiony do Polonii i tak samo teraz nie jestem do Legii, więc nie mam z tym większego problemu. Tak naprawdę przy transferze mocno sugerowałem się tym, że wracam do siebie, do Warszawy, i będę mógł grać, cieszyć się tym i znów mieszkać w rodzinnym mieście.

A miał Pan z tego powodu jakieś problemy? Ktoś robił docinki, że przychodzi legionista?

Nie, w tym momencie w Polonii jest jeszcze z dwóch, trzech zawodników, którzy mają przeszłość w Legii Warszawa i ani kibice, ani koledzy, ani koledzy z innych zespołów z dawnych lat nie mieli do mnie większych pretensji.

Wspomniał Pan o tym, że fajnie by było, gdyby do PKO Ekstraklasy wróciły derby Warszawy. To byłaby akurat dla Pana duża szansa, bo Pan nie ma jeszcze występu w PKO Ekstraklasie, chociaż jak przeglądałem fora Pana byłych klubów to dobrze Pana wspominali, niezależnie od tego, gdzie Pan grał. Liczy Pan jeszcze na występ w PKO Ekstraklasie?

Michał Grudniewski w meczu przeciwko Bruk-Bet Termalice. Autor: Agata Sedlak

Mam nadzieję, że się jej doczekam, zwłaszcza że patrząc na ekstraklasowe historie, zawodnicy potrafili w niej debiutować w wieku 34 lat i grać w pierwszym składzie. Dlatego zależy mi na tym i bardzo chciałbym zagrać w PKO Ekstraklasie. Uważam, że poradziłbym w niej sobie i myślę, że za jakiś czas się jej doczekam.

W marcu podpisał Pan kontrakt z „Czarnymi Koszulami” do 2026 roku, ale gdyby trafiła się oferta z PKO Ekstraklasy, nawet od ekipy realnie zagrożonej spadkiem, przyjąłby ją Pan?

Oj, to jest już dużo zależnych. Mam swoją rodzinę, jestem związany z klubem kontraktem, więc tutaj wszyscy musielibyśmy to przemyśleć – i klub, i moja rodzina, więc trudno mi powiedzieć. Musiałoby się zgrać kilka rzeczy, żeby do takiego transferu doszło.

Ale załóżmy, że klub nie zrobiłby trudności. Rodzina faktycznie byłaby większym problemem, bo dzieci, kolejna przeprowadzka i tak dalej, ale tak sam z siebie: gdyby tylko od Pana zależało – przeprowadzać się, czy się nie przeprowadzać – co by Pan wybrał?

Trudne pytanie, naprawdę nie jestem w stanie odpowiedzieć, bo chciałbym zagrać w PKO Ekstraklasie, najlepiej w klubie, w którym teraz jestem. Odpowiem tak: to nie jest mój priorytet, żeby zagrać w PKO Ekstraklasie kosztem zostawienia klubu, rodziny, wszystkiego.

To tak na koniec: czy z pełną odpowiedzialnością może Pan powiedzieć, że najgorsze już za Polonią?

Jestem o tym przekonany. Myślę, że po takim początku sezonu nic gorszego już się nie może trafić. Tym bardziej, że gdy idzie w spotkaniach, to inaczej też się funkcjonuje. Zaczęliśmy wygrywać, a nawet jak teraz ostatnie dwa mecze przegraliśmy, to uważam, że głowy możemy mieć podniesione. Wszystko idzie w dobrą stronę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze