Mertens rozegrał 200. mecz w Napoli na poziomie Serie A


Belg o wielkim sercu traktowany jest w Neapolu jako swój. Trudno się dziwić – Dries znakomicie wpisuje się w mentalność społeczności spod Wezuwiusza

15 kwietnia 2019 Mertens rozegrał 200. mecz w Napoli na poziomie Serie A

Neapol to specyficzne miejsce na mapie Włoch. Miasto wciąż ma silne powiązania z mafią, ponadto położone jest u stóp Wezuwiusza, który w każdej chwili może wybuchnąć. Mieszkańcy żyją więc ze świadomością, że jutra może nie być. Bez wątpienia odbija się to na ich niepowtarzalnej mentalności, którą trudno opisać – trzeba ją po prostu poznać. Jedną z cech charakterystycznych niemal każdego neapolitańczyka jest silne poczucie wspólnoty. Nie jest co prawda łatwo zdobyć zaufanie mieszkańców tego miasta, ale kiedy to się już powiedzie, to można być pewnym, że będzie się czuło jak w rodzinie. Przekonał się o tym na własnej skórze Dries Mertens.


Udostępnij na Udostępnij na

Belg dołączył do SSC Napoli 1 lipca 2013 roku jako wyróżniający się gracz PSV Eindhoven. W 29 spotkaniach ligowych strzelił 16 goli i zanotował 17 asyst. Skrzydłowy kosztował klub spod Wezuwiusza 9,5 miliona euro. Już po kilku miesiącach okazało się, że Rafa Benitez podjął dobrą decyzję, sprowadzając Mertensa do Napoli. Premierowy sezon w Serie A zakończył on bowiem z 11 golami i 8 asystami.

Sarrismo mu służyło

Drugi sezon pod wodzą Beniteza był dużo gorszy – tak dla Mertensa, jak i całego Napoli. Dries zdobył dziewięć goli i zapisał na swoim koncie sześć asyst, natomiast jego klub finiszował na 5. lokacie ze stratą 24 punktów do pierwszego Juventusu. Podjęto więc decyzję o zakończeniu współpracy z Hiszpanem. Nowym szkoleniowcem „Azzurrich” został wówczas Maurizio Sarri.

Pierwsze chwile obecnego menedżera Chelsea pod Wezuwiuszem nie były łatwe. Zespół przegrał z Sassuolo, zremisował z Sampdorią i Empoli. Wtedy legenda Napoli, Diego Armando Maradona, wygłosiła słynne słowa, że Sarri nie nadaje się do prowadzenia tak wielkiego klubu. Mało brakowało, a sympatyczny Maurizio straciłby wtedy pracę. Co bowiem powie Maradona, to jest w Neapolu święte.

W meczu 4. kolejki „Partenopei” w końcu jednak wygrali. I to w jakim stylu! Pokonali przed własną publicznością Lazio aż 5:0 i kolejnej porażki w lidze zaznali dopiero w grudniu. Maradona musiał odszczekiwać swoje słowa, zwłaszcza że na koniec sezonu Napoli zajęło 2. miejsce. Strata do mistrzowskiego „Juve” wynosiła już tylko dziewięć „oczek”, co było dużą poprawą w porównaniu z poprzednim rokiem.

Przed kampanią 2016/2017 neapolitańczycy ostrzyli sobie zęby na jeszcze poważniejszą walkę z rywalem z Turynu. Na przestrzeni poprzedniego roku Sarri zdołał nauczyć swoją drużynę stylu gry, jakiego od niej oczekiwał. Sarrismo zaczęło podbijać Italię, a później całą Europę, ponieważ Napoli grało momentami wręcz zjawiskowo. Największym beneficjentem taktyki Sarriego był Dries Mertens, który w sezonie 2016/2017 zdobył w lidze aż 28 goli i dołożył do nich 11 asyst. Belg, przesunięty w obliczu kontuzji Arka Milika na środek napadu, okazał się rewelacją sezonu.

Altruista na boisku i poza nim

Tym, co cechuje Mertensa, jest fakt, że gra bardzo zespołowo. Rzadko zdarza mu się biec z głową zwieszoną w dół i nie zauważać partnerów. Doskonale świadczą o tym liczby, które przytoczyliśmy powyżej: w kampanii 2016/2017 zdobył aż 28 bramek, ale dołożył do nich 11 asyst, co jest kapitalnym wynikiem jak na (fałszywego) napastnika. Dries jest emocjonalnie związany ze swoją drużyną, co często demonstruje na boisku. Denerwuje się na samego siebie, jeśli popsuje dogodną okazję, niemal zawsze idzie po meczu podziękować kolegom za doping.

Swoją boiskową postawę przenosi także na życie poza murawą. Belg uwielbia pomagać innym, co czyni od wielu lat. Przez dość długi czas udawało mu się utrzymywać to w tajemnicy, jednak w końcu dziennikarze dowiedzieli się o wielkim sercu Mertensa. Po długich namowach Dries zgodził się opowiedzieć przedstawicielom mediów o tym, co robi dla społeczności Neapolu.

Zawodnik „Azzurrich” jest najbardziej wrażliwy na cierpienie dzieci. Bardzo często wybiera się więc do szpitali, w których spędza całe popołudnia. Rozmawia wtedy z najmłodszymi, rozdaje swoje koszulki, a także wspiera finansowo. Kilkukrotnie ufundował już operacje, na które rodzice chorych dzieci nie mogliby sobie pozwolić. Pewnego razu postanowił nawet wziąć udział w przedstawieniu, które miało miejsce na szpitalnym korytarzu. Jego finałową sceną był ślub piłkarza z jego małą fanką, Aurorą.

Dries nie zamyka się jednak wyłącznie na swoje najbliższe otoczenie. Kiedy zobaczył w jednym z numerów „National Geographic” zdjęcie chłopca ubranego w koszulkę z nazwiskiem „Mertens”, postanowił czym prędzej udać się do Gwinei i odwiedzić swojego małego fana. Planu nie udało się zrealizować, ponieważ w tym regionie panowała epidemia eboli. Belg wpadł więc na inny pomysł – wysłał tam lekarstwa, odzież i jedzenie, a więc przedmioty luksusowe z punktu widzenia Gwinejczyków.

Pizza dla najuboższych

W Neapolu spotkać można wielu bezdomnych. Nieszczęśliwi, pozostawieni sami sobie ludzie najczęściej spędzają całe dnie w okolicach dworca, licząc na znalezienie czegoś do jedzenia. Mertens postanowił pomóc choć części tych osób. Poprosił o wsparcie swojego przyjaciela, który pracuje w pizzerii. Wspólnie z nim zabrał się za wypiekanie neapolitańskiego specjału, po czym rozwoził gorące placki tym najbardziej potrzebującym. Robił to w przebraniu, żeby nie przykuwać uwagi.

Innym razem gracz zainteresował się losem zwierząt, które swoje życie spędzają w schroniskach. Przytułki dla porzuconych psów i kotów są w Neapolu w opłakanym stanie, dlatego Dries postanowił wspomóc je finansowo. Przygarnął także wraz z małżonką jedną suczkę i namówił do tego samego swoich znajomych.

Taka postawa jest w Neapolu niesamowicie doceniania. W mieście, w którym rządzi mafia, człowiek o dobrym sercu jest na ustach wszystkich mieszkańców. A z racji tego, że Dries jest piłkarzem (i to jakim!), jego popularność jest jeszcze większa. Trzeba bowiem pamiętać, że ludność z południa traktuje futbolistów niemal jak bogów.

Dries dorobił się w Neapolu przezwiska „Ciro”, które potwierdza to, że kibice „Azzurrich” traktują Belga jak swojego. Imię to jest bowiem najpopularniejsze w tym regionie Włoch. W ten sposób neapolitańczycy chcą pokazać swojemu idolowi, jak bardzo go kochają.

Tak, kochają. Bo ta relacja to coś więcej niż „lubienie tego piłkarza, bo strzela dużo goli”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze