Kompromitacja mistrza Polski w walce o europejskie puchary


Legia Warszawa w fatalnym stylu odpada z europejskich pucharów

1 października 2020 Kompromitacja mistrza Polski w walce o europejskie puchary
Rafał Oleksiewicz / PressFocus

Już dawno jesienią nie mieliśmy polskiego klubu, który walczyłby w Europejskich pucharach. Legia mimo późnej jesieni, takowym też jeszcze nie jest. Pozostał do wykonania jej jeszcze jeden krok. Walka w IV rundzie eliminacji do Ligi Europy. W czwartkowy wieczór, podejmowała mistrza Azerbejdżanu, Karabach Agdam. Nie będzie mogła, jednak zaliczyć tego wieczora do udanych, gdyż w katastrofalnym stylu odpadła z europejskich pucharów.


Udostępnij na Udostępnij na

Legia na własnym więc boisku, przy tumulcie z pustych trybun, podjęła Karabach Agdam. Zadaniem jej było zwycięstwo, nieważne w jakim stylu. Zadanie trudne, aczkolwiek wykonalne. Statystyki w meczach wyjazdowych w wykonaniu Azerów, sprzyjały Polakom. Karabach nie umie, grać świetnej piłki na wyjazdach. Warunki istnie wyborne.

Przed meczem

Już przed meczem w mediach społecznościowych można było przeczytać, jak wielką wagę ma ten mecz. Wielu kibiców jednak tonowało nastroje przed meczem, tak samo zrobił Czesław Michniewicz. Trener Legii Warszawa nie uległ pompowaniu balonika i tonował nastroje przed meczem.

To będzie mecz dwóch podobnych drużyn – z dużym potencjałem i podobnymi umiejętnościami. Ranga jest wszystkim doskonale znana. Wiemy jakie są konsekwencje awansu i braku awansu Czesław Michniewicz

W azerskim zespole, atmosfera przed meczem wydawała się trochę gorsza niż ta w Legii. Poza tonowaniem nastrojów, pojawiły się dziwne wypowiedzi, które szukały wyjaśnień za potencjalną porażkę. Jedną z nich była wypowiedź Donalda Gueriere dla Super Expressu.

– Po pierwsze, mamy w zespole kilka kontuzji. Po drugie, mamy na głowie bardzo wiele meczów, gramy na różnych frontach. Wkrada się więc zmęczenie. A słyszałem, że Legia przełożyła swój mecz, żeby się przygotować do meczu z nami.

Po tych nastrojach w obu drużynach, można stwierdzić, że bardziej optymistyczne panowały w polskim klubie.

 

Wyjściowe składy

 

Trener Czesław Michniewicz, miał dużo więcej czasu na przygotowanie drużyny do meczu niż tego, który odbył się z Dritą. Można było spodziewać się paru kluczowych zmian i takie faktycznie nastąpiły. Pierwszą z nich była zmiana środkowego obrońcy. Wieteska, uległ bardziej doświadczonemu Lewczukowi i ten ostatecznie znalazł się w wyjściowym składzie. W środku pola trener zdecydował się na dwie zmiany, względem poprzedniego meczu. W wyjściowym składzie nie zobaczyliśmy Karbownika i Luqinhasa. Zastąpili ich Antolic oraz Lopes. Można by rzecz, że zmiany nastawione na bardziej defensywny styl gry. Wszołek również, nie znalazł się wyjściowym składzie, zamiast niego trener postawił na dobrze mu znanego z młodzieżówki Bartosza Kapustke.

Trener Karabachu, przykładem Czesława Michniewicza również dokonał paru zmian, względem meczu z Molde. Jak obrona i pomoc pozostały bez zmian, tak linia ataku uległa całkowitemu przemodelowaniu. Na pozycji napastnika szansę dostał Kwabena. Za dostarczaniu piłek do napastnika odpowiedzialni byli Andrade, Zoubic oraz Ozobic. To cztery zmiany względem meczu z Molde.

Król Artur

Mecz rozpoczął się od znanego już w Polsce powiedzenia ,,dobrze przesuwamy”. Tak właśnie wyglądała gra Legii, przesuwali, przesuwali i nic z tego nie wynikało. Piłkarze z Karabachu musieli nieźle się zdziwić patrząc na braki w ofensywie Legii Warszawa. Legia, przesuwała, a Karabach grał. Już w 12. minucie, blisko było do straty bramki przez mistrza Polski. Artur Boruc przypomniał Sobie jak grać na najwyższym poziomie i niczym odpędzając muchę, tak odpędził nadzieje na zdobyciu bramki przez Azerów.

Przynajmniej w tej akcji, gdyż chwilę później Azerowie mieli znów dogodną szansę i… znowu Boruc. Bramkarz Legii grał jak za najlepszych lat i prezentował poziom godny mistrza Polski. Szkoda, że nie można było tego powiedzieć o zawodnikach z pola. W 20. minucie znów Artur popisał się dobrą obroną. Szkoda, że do tej minuty, Legia nie stworzyła żadnej dobrej sytuacji. Można pisać o kolejnych dobrych obronach przez Boruca, jednak szkoda, że żadnej o bramkarzu Karabachu, bo ten nie miał nic do roboty.

Pierwsze ataki Legii?

Chciałbym napisać coś pozytywnego o innych zawodnikach Legii, jednak w czasie 30. pierwszych minut, na żadną pochwałę nie zasłużyli. W grze był widoczny Bartosz Kapustka, szkoda tylko, że z tej złej strony. Kapustka w myśl Polskiej reprezentacji, przyjął Sobie za zadanie przyjmować piłkę i od razu ją tracić. Szkoda, że o jego kolegach w pomocy, nic nie można było napisać. W ciągu 30. minut nie było ich widać. Miło za to patrzyło się na Karabach i ich kulturę gry. Każda ich akcja, to było zagrożenie dla Legii i gdyby nie Boruc, już mogło być po meczu.

W 32. minucie mogliśmy obserwować pierwszy groźny atak Legii. Po doskonałym dośrodkowaniu nie udało się, jednak wbić piłki do siatki przez napastnika Legii. Fenomenalnie bronił bramkarz Karabachu. Nadzieje, że od tego momentu coś się poprawi, szybko uleciały. W 36. minucie znowu interweniował król Artur. Widocznie jeden strzał na sześć minut, to zbyt mało i przyjął za zadanie bronić dwa strzały z rzędu. Znów skutecznie. Parę minut później w końcu można było docenić Bartosza Kapustke. Wyprowadził świetnie kontratak i równie dobrze dośrodkowywał, jednak znowu brak finalizacji i wynik się nie zmienił. Legia chyba w końcu się obudziła i zaczęła grać coraz lepiej. Szkoda, że tak późno. W 42. minucie dobry okres Legii próbował wykorzystać Antolic, jednak znowu brak finalizacji, a nawet brak celnego dośrodkowania.

Rozczarowanie pierwszą połową

Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Legia Warszawa grała identycznie to samo, co w poprzednich meczach eliminacji. Beznadziejnie, źle to jakby nic nie powiedzieć. Poza Borucem, nikogo nie można było pochwalić. Patrząc jednak, jak gra młodzieżówka Czesława Michniewicza, można było spodziewać się takiej gry. Jedyną szansą na zdobycie gola przez Legię, można by wypatrywać w stałych fragmentach gry. Legia miała parę sytuacji z piłki stojącej, jednak żadnej nie wykorzystała.

Grad bramek… szkoda, że strzelał tylko Karabach

Przed początkiem drugiej części spotkania, można było przypuszczać, że Czesław Michniewicz dokona zmian. Takowych się nie doczekaliśmy. Druga połowa zaczęła się jak pierwsza. Od interwencji Artura Boruca. Ewidentnie pracował na tytuł zawodnika meczu. Chwilę później, król skapitulował. Opieszałość i tragiczną grę Legii wykorzystali zawodnicy Karabachu i strzelili pierwszego gola w meczu. 0:1 i Legia musiała gonić wynik. Na reakcję przez trenera Legii musieliśmy poczekać 6. minut. Wszedł Paweł Wszołek, który zmienił niewidocznego Lopesa. Na nic zmiana się nie zdała, bo już po pięciu minutach od zmiany Lopesa, Legia przegrywała 0:2. W pierwszej połowie został wykorzystany cały limit szczęścia Legii i ta po około 15. minutach od rozpoczęcia drugiej połowy przegrywała 0:2.  Chwilę po straconej bramce, został zmieniony beznadziejny Kapustka. Wszedł za niego, nie ofensywny piłkarz, a Karbownik. Legia nie przypominała w żadnym calu dzisiejszego Lecha, co potwierdziło się w kolejnych minutach.

3 – gong. Można się rozejść. To jakie indywidualne błędy popełniali Legioniści, to woła o pomstę do nieba. Legii w dzisiejszym dniu brakowało wszystkiego. Od obrony po atak. Pomijając Boruca, bo równie dobrze w chwili straty bramki, Legia mogła już przegrywać 0:6. Karabach nie zwalniał tempa i próbował strzelić kolejne gole. Ułatwiał im na pewno fakt posiadania Owusu w składzie, który grał jak na solidnego zawodnika przystało. Przez kolejne minuty nic więcej się nie wydarzyło i sędzia zakończył przygodę Legii w europejskich pucharach.

***

Podsumowując, należą się słowa uznania dla Karabachu, który tym meczem udowodnił, która drużyna była lepsza. Zaś jeśli chodzi o Legię, cóż… brak słów. Zagrali fatalnie, źle, tragicznie. Poza Borucem, nikt z Legii nie zagrał dzisiaj chociaż dobrej jednej minuty. Lech pewnie awansował z Belgijską drużyną, zaś Legia (przy całym szacunku dla Azerów) nie potrafi wygrać z Azerbejdżańską drużyną. Jedyną nadzieją na przyszłość Legii jest ich nowa akademia, bo na pewno nie jest poziom sportowy. Legii pozostaje oglądać Lecha jak będzie grał w Europie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze