Mateusz Szwoch – kiedyś duży talent, dziś ligowy przecinak


Mateusz Szwoch jest ważnym zawodnikiem w układance Radosława Sobolewskiego. Ze względu na swoje doświadczenie, dobrze pasuje do stylu gry Wisły Płock

2 października 2020 Mateusz Szwoch – kiedyś duży talent, dziś ligowy przecinak
Michał Łada / Wisła Płock S.A.

Jeszcze parę lat temu Mateusz Szwoch był uważany za młodego i niezwykle utalentowanego ofensywnego pomocnika. Wykręcał fantastyczne liczby w Arce Gdynia, a potem uchodził za przyszłość Legii Warszawa. Ostatecznie zawodnik ze Starogardu Gdańskiego nie zdołał się przebić do pierwszej jedenastki stołecznej drużyny. Na dziś, 27-latek po licznych zawirowaniach stanowi pewny punkt Wisły Płock. Jednak stylem gry nie przypomina już niezłego technicznie zawodnika, lecz typowego walczaka.


Udostępnij na Udostępnij na

Kojarzycie Henninga Berga? Na pewno tak. To właśnie u Norwega Szwoch zadebiutował w Ekstraklasie. To był sierpień 2014 r. i wygrany 2:0 mecz z Koroną Kielce. 21-latek zmienił w końcówce meczu innego „młodego i zdolnego” – Adama Ryczkowskiego. Tydzień później wystąpił już od pierwszych minut. Jednak cała drużyna tragicznie spisywała się w pojedynku z Podbeskidziem Bielsko-Biała i Szwoch został zmieniony już po pierwszej połowie. Mimo wszystko sam fakt, że taki zawodnik przebił się do pierwszego zespołu, mógł stanowić dobry prognostyk dla przyszłość. Zwłaszcza, że mówimy o najlepszej wersji Legii – zespole rozłoszczonym po niesłusznym walkowerze w meczu z Celticiem, który potem roznosił wszystkich rywali zarówno w lidze, jak i w fazie grupowej Ligi Europy.

Zdrowie zaważyło

W lutym 2015 r. obiecująca kariera Mateusza Szwocha prawie legła w gruzach. U piłkarza Legii wykryto arytmię serca – Po rezonansie, czyli jednym z najdokładniejszych badań, okazało się, że serce jest powiększone i z upośledzoną kurczliwością, czyli Mateusz ma tzw. kardiomiopatię. Zaczęliśmy szukać odpowiedzi na pytanie, czy przyczyna zaburzeń pracy serca, których w trakcie doby było ponad 20 tys., jest pierwotna, genetyczna czy wtórna, czyli nabyta np. w przypadku grypy – opowiadał dla Sport.pl kardiolog, Stanisław Piłkowski.

W związku z powyższym zawodnika czekała wymuszona przerwa i okres kuracji. Musiał przejść ablację serca. Do gry był dopiero w październiku. Zastały go duże zmiany, bo z Henningiem Bergiem pożegnano się po serii kiepskich meczów, a na jego miejsce zatrudniono Stanislava Cherchesova. Rosjanin nie widział miejsca w składzie dla ofensywnego pomocnika. Szwoch trenował z drużyną, ale nie miał okazji wystąpić w jakimkolwiek meczu. – To dziwny stan – niby jestem, a jednak mnie nie ma. Trener Czerczesow zna jednak moją historię, więc spokojnie do tego podchodzę. Jestem pewny, że w sobotę moja sytuacja się zmieni i dostanę zgodę na bycie pełnoprawnym piłkarzem. Ciągnie mnie do meczu – mówił wówczas dla Sport.pl.

Niechcianego piłkarza ostatecznie postanowiono wypożyczyć. Z okazji chętnie skorzystała Arka Gdynia, która wypożyczyła swojego byłego zawodnika. Ten przyczynił się do genialnej formy swojego zespołu i imponował na boiskach I Ligi  6 asyst i 2 bramki w 14 meczach mówiły swoje.

Arka Gdynia to podest

W sezonie 2016/2017 Szwoch również trafił na wypożyczenie do ulubionego klubu. Tym razem miał okazję wykazać się w Ekstraklasie. Grał solidnie. A w każdym razie na tyle dobrze, żeby trener Grzegorz Niciński regularnie na niego stawiał. Status beniaminka zmuszał jednak Arkę do ostrożniejszej gry, co również wpływało na zawodnika. Liczby zaczęły powoli schodzić na dalszy plan. 23-latek przestawał być też uznawany za młody talent – oczekiwano od niego tylko dobrej gry.

Brak statystyk w pierwszej części sezonu sprowokował krytykę ze strony kibiców. Szwoch za swoje przełamanie uznał mecz z lutego 2017 r. Wtedy Arka wygrała z Koroną Kielce 4:1, a sam piłkarz strzelił bramkę. – W czwartek wszyscy mnie krytykowali, zastanawiali się dlaczego gram, a po piątkowym spotkaniu ci sami ludzi mnie chwalili. Prawda jest taka, że mogę się obronić jedynie na boisku. Nic nie da obrażanie się na dziennikarzy. Muszę wyjść na murawę i tam wam odpowiedzieć. Teraz to ja jestem wygranym, bo dziennikarzom utarłem nosa, a jutro to oni mogą być wygrani – opowiadał z zadowoleniem Szwoch po udanym meczu.

Po tym wydarzeniu było już dużo lepiej. Zaczęły pojawiać się małe liczby. Drużyna powoli odzyskiwała formę. Zarząd mimo wszystko zwolnił trenera Nicińskiego i zastąpił go Leszkiem Ojrzyńskim, lecz to nie zmieniło miejsca Szwocha w hierarchii. Ostatecznie Arka utrzymała się w lidze, a do tego sensacyjnie wygrała Puchar Polski. A biorąc pod uwagę przyszłość, szkoła Ojrzyńskiego również odcisnęła znaczące piętno na zawodniku i jego stylu gry.

W kolejnym sezonie Legia też bez żalu wypożyczyła zawodnika. Arka zajęła przyzwoitą lokatę w Ekstraklasie, a przy tym grała niezłą piłkę. Po drodze zdobyła Superpuchar Polski (co ciekawe, pokonując po rzutach karnych Legię). Przy okazji nieźle spisała się w europejskich pucharach, a także ponownie awansowała do finału Pucharu Polski. Sam Szwoch stanowił znaczącą siłę w środku pomocy Arki. Uważano go za kluczowego zawodnika drużyny. W Gdyni mógł czuć się jak członek kolejnej tzw. „bandy świrów”. Być może dalej grałby w Arce, ale postanowiono zwolnić trenera Ojrzyńskiego. Zastąpił go Zbigniew Smółka, który preferował inny styl gry, oparty na posiadaniu piłki. To był pierwszy sygnał, że czas poszukać nowego wyzwania.

Ważny gracz Wisły Płock

W letnim okienku transferowym najbardziej konkretny był Łukasz Masłowski – dyrektor sportowy Wisły Płock. W klubie z Mazowsza poszukiwano następcy Semira Stilica, a Polak wydawał się idealny. Legia oczywiście też nie robiła problemów. Wydawało się, że Szwoch idealnie odnajdzie się w dość defensywnie grającej drużynie Jerzego Brzęczka. Niektóre media ryzykowały tezę, że to był znaczący sportowy awans.

Ostatecznie wszystko wywróciło się do góry nogami. Brzęczek został wybrany selekcjonerem reprezentacji Polski, a jego następcą został nieudolny Dariusz Dźwigała. Do tego Szwoch zerwał więzadła krzyżowe przednie w kolanie. Czekała go długa przerwa. Po kilkumiesięcznej rehabilitacji, gdy powrócił do drużyny, prowadził ją już… Leszek Ojrzyński. Ponownie Wisła wróciła do jeszcze prostszej piłki, opartej na walce. Wyniki nie powalały, ale bezpieczne utrzymanie się wystarczało sił.

Następnie trenera spotkał dramat – jego żona ciężko zachorowała. Zdruzgotany zrezygnował ze stanowiska, a zastąpił go Radosław Sobolewski, również preferujący futbol toporny, czasem ciężki do oglądania. W ciągu tych wszystkich lat pod wodzą Ojrzyńskiego i Nicińskiego Szwoch nauczył się grać jak typowy przecinak, więc ponownie miał pewne miejsce w składzie.

Dawid Kocyła: Pewnie dzisiaj więcej osób skazuje nas na walkę o utrzymanie, ale z przyjemnością to zmienimy (WYWIAD)

Ewolucja zawodnika

Dzisiaj już nie mówi się, że Mateusz Szwoch strzelił tyle bramek albo miał tak ładną asystę. Dzisiaj mówi się o ilości popełnianych przez niego fauli. Regularnie wycina rywali i jest czołówce zawodników, którzy najczęściej popełniają przewinienia na boisku. Sam zawodnik ewoluował z wielkiego talentu, który miał gwarantować perfekcyjną grę w ofensywie, do środkowego pomocnika, który „wyjaśnia” przeciwników, zanim ci zdążą wyjść z jakąkolwiek akcją.

Szwocha można spokojnie ochrzcić „przecinakiem Sobolowskiego”. Wszystkie przeżycia w życiu oraz szkoła trenerska spowodowały, że ten gracz poszedł w niespodziewanym za legijnego okresu kierunku. Jednak, co może cieszyć, nie dał się wygryźć ze składu i regularnie cieszy kibiców z Płocka swoją nieustępliwością. Owocem tego stał się niedawno przedłużony kontrakt.

Raków Częstochowa może mieć dzisiaj problem z tworzeniem płynnym akcji poprzez środek pola. Bo dzisiaj może dominować w nim Szwoch. Który nie będzie się bawił podchody, tylko sfauluje przeciwnika w razie potrzeby. W zasadzie tak samo, jak większość graczy Wisły Płock.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze