Jeszcze rok temu miasto Beatlesów i brak perspektyw na grę w pierwszej drużynie Evertonu, a dziś prawdziwe zderzenie z piłką seniorską w Legnicy. Co by nie mówić, były "Toffeeman" przebył dość interesującą ścieżkę, ale tuż po przyjeździe do Polski nie sprawiał wrażenia bramkarza, który stanie się lekiem na zło "Miedzianki". Na umiejętnościach 24-letniego Mateusza trudno było się poznać, ale dlatego, że ich po prostu nie widzieliśmy. Dopiero teraz, na początku sezonu 2020/2021, Mateusz Hewelt pokazuje pełnię swoich możliwości, zdzierając łatkę anonimowego zawodnika w 1. lidze.
Od razu warto zadać sobie pytanie, jakie możliwości posiada ów golkiper. Fakt, że na przestrzeni pierwszego sezonu w Legnicy Polak zanotował tylko jeden występ w 1. lidze, co prawda nie stawia go w sprzyjającym świetle, ale każdy kiedyś musi zacząć. W przypadku Mateusza mówimy o późnym (pełnoprawnym, na dłużej niż pojedynczy występ w EFL Cup) wejściu na boiska seniorów, bo dopiero w wieku 24 lat, ale niewykluczone, że gdyby nie nienaruszalna pozycja Łukasza Załuski w minionej kampanii, Hewelta widzielibyśmy nieco częściej. Inną sprawą pozostaje wątpliwość, czy aby na pewno jest to piłkarz na miarę takiego klubu jak Miedź Legnica. Z nikłym doświadczeniem i metryką, przy której nie postawimy słów „młody i perspektywiczny”.
Siedem meczów Mateusza Hewelta w pierwszym zespole Miedzi Legnica:
– jedno czyste konto
– 13 straconych bramek
Pozycja bramkarza w Miedzi Legnica to temat… specyficzny
Z pewnością niewielu się spodziewało, że wraz z początkiem obecnego sezonu bramkarzem nr 1 Miedzi Legnica będzie piłkarz, którego doświadczenie na poziomie centralnym w Polsce opiera się jedynie na 180 minutach. 180 minutach! Mówimy wręcz o zerowym obyciu, które nie mogło napawać kibiców optymizmem. Kolejnym nazwiskiem w kolejce byłaby tutaj postać Jana Szpaderskiego (22-letni bramkarz rezerw od kilku lat), który od sezonu 2016/2017 zagrał w 51 meczach 3. ligi. Niby lepiej, bo już w piłce seniorskiej, ale znów nie możemy powiedzieć, że wszystko jest na swoim miejscu.
Trzeba jeszcze zaznaczyć, że latem do klubu został sprowadzony 19-letni Jędrzej Grobelny z Pogoni Szczecin, ale jego doświadczenie również nie wybiega poza 3. ligę (tam 27 spotkań). W skrócie: trzech golkiperów, a nawet po złożeniu ich w jedną całość można by mieć wątpliwości, czy uda się ulepić piłkarza na miarę klubu aspirującego do gry w ekstraklasie. Zbyt krytycznie? Być może, ale naprawdę trudno nie odnieść wrażenia, że ta pozycja na boisku jest w „Miedziance” najsłabiej obstawiona od lat.
Na kwestię bramkarzy w Legnicy warto rzucić okiem nieco szerzej, bo jest tutaj zauważalna dość ciekawa tendencja. Albo bowiem do pierwszej jedenastki są ściągani bardzo doświadczeni piłkarze po 30. roku życia (Aleksander Ptak, 34 lata w momencie transferu; Paweł Kapsa, 33; Andrzej Bledzewski, 35; Łukasz Załuska, 37; Łukasz Sapela, 34), którzy nie stali się (lub nie byli sezon wcześniej) topowymi w swoim fachu, albo nieopierzeni golkiperzy jeszcze bez wyrobionego nazwiska.
Wniosek? To chyba nie tak powinno wyglądać (oczywiście są wyjątki), zakładając, że bramkarz mieszczący się w przedziale wiekowym 33-37 najlepsze lata kariery ma najczęściej za sobą. Tutaj tkwi problem. W Legnicy próżno szukać bramkarzy pokroju Mateusza Abramowicza, czyli takich w połowie swojej drogi, z zadowalającym doświadczeniem w 2./1. lidze, ale nadal z polem do rozwoju na lata. To w pewnym sensie pięta achillesowa polityki transferowej „Miedzianki”, nie licząc pozycji napastnika czy środkowego obrońcy.
Mateusz Hewelt otrzymał kredyt zaufania na skok do głębokiej wody
Znając realia na tej pozycji z ostatnich lat, tym bardziej należą się słowa uznania ludziom, którzy zdecydowali się podążać w zupełnie innym kierunku. Wciąż ryzykownym, ale mniej wystawionym na krytykę i bardziej perspektywicznym. W tej chwili o obsadę bramki Miedzi muszą bowiem zadbać 24-latek, 22-latek i 19-latek. Coś takiego w Legnicy nie miało miejsca od dawien dawna (na pewno nie w minionej dekadzie) i mimo oczywistych niebezpieczeństw warto ten fakt pochwalić. Co więcej, na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat jedynym regularnie broniącym bramkarzem poniżej 30. roku życia był w Miedzi 21-letni Dawid Smug (sezon 2015/2016). To wymowne.
Zapytany przeze mnie (w sierpniu) trener bramkarzy legnickiego zespołu powiedział wprost: – Trudno wskazać jedynkę, będzie duża rywalizacja. Jak widać, wygrał ją Mateusz Hewelt, który o ile z racji wieku wydaje się naturalnym wyborem, o tyle jego brak doświadczenia w piłce seniorskiej niestety dał się już we znaki. Choćby w meczu pucharowym z Radomiakiem (sprokurowany rzut karny) czy ligowym z Arką, gdzie stratę jednego gola można zaliczyć na konto 24-latka. Dlaczego? Chodzi o niepewne wyjścia z bramki przy dośrodkowaniach, co przypomina casus Filipa Bednarka z Lecha Poznań. Pewność „na linii”, refleks i gra nogami – to Mateusz Hewelt ma. Rażą jednak braki w grze na przedpolu i tu może tkwić powód, dlaczego Polakowi nie udało się zrobić kariery w Evertonie.
Na przestrzeni pięciu meczów sezonu 2020/2021 „nowy” golkiper Miedzi Legnica zdążył pokazać dwie twarze. Tę pierwszą ze strony świetnych interwencji (doskonałym przykładem mecz z GKS-em Bełchatów mimo porażki czy z Resovią) bazujących na refleksie, a drugą ze strony wyżej wspomnianego problemu. Taki obraz bramkarza „Miedzianki” na pewno nie pozwala na spokój w szeregach legnickich kibiców, ale gdy słyszy się ich opinie, można odnieść wrażenie, że lepszy błąd żółtodzioba z potencjałem niż błąd 38-latka.
I fakt, trudno się z takimi słowami nie zgodzić, choć wydaje się, że Heweltowi do prezentowania optymalnego poziomu jeszcze trochę brakuje. To bynajmniej nie krytyka, a podkreślenie, że sufit 24-latka leży zdecydowanie wyżej i zaufanie ze strony sztabu szkoleniowego ma szansę okazać się (wreszcie, patrząc w skali ostatnich lat) udaną inwestycją.