GKS Jastrzębie pokonał dzisiejszego wieczora Stomil Olsztyn aż 3:0. Po meczu udało nam się krótko porozmawiać z zawodnikiem GKS-u, Mateuszem Bodanernką, który w przeszłości występował również w seniorskim zespole „Dumy Warmii”.
Gratuluję dosyć okazałego zwycięstwa. Poprosiłbym o komentarz do dzisiejszego meczu.
Dla nas najważniejsze było, żeby wygrać, bo tak, jak każdy pisał, było to spotkanie „o sześć punktów”. W dalszym ciągu my i Stomil walczymy o utrzymanie, i będziemy walczyć do końca. Myślę, że w tym meczu to my bardziej chcieliśmy wygrać i byliśmy bardziej skuteczni, kończyliśmy swoje akcje uderzeniami bądź groźnymi sytuacjami pod bramką, skąd brały się też rzuty karne. Najważniejsze też, że zagraliśmy na zero z tyłu i cieszę się, że wygraliśmy.
Przez pierwsze 30 minut trochę paliło się pod Waszą bramką. Później nieco się to uspokoiło.
Tak, paliło się ze względu na to, że Stomil miał dużo rzutów rożnych i wolnych. Często strzelał z dystansu, ale wytrzymaliśmy to. Wiedzieliśmy, że taki moment w meczu nadejdzie. Po prostu nie mogliśmy w tym czasie stracić gola, i to się udało, a potem zamieniliśmy swoje sytuacje na bramki.
Zaskoczył Was czymś Stomil?
Nie wiem, trudno powiedzieć, czy zaskoczył, czy nie. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego meczu przez sztab szkoleniowy, ja też byłem przez pół roku w Stomilu. To był mój czwarty mecz przeciwko olsztynianom i znowu udało się wygrać. Co prawda odkąd byłem w klubie, został chyba tylko Jonek Straus, z którym rozmawiałem po meczu, i Kuba Tecław, który wszedł w drugiej połowie. Wiadomo, mieliśmy też analizę przeciwnika i staraliśmy się zneutralizować mocne punkty Stomilu, co nam się udało.
No właśnie, jak sam wspominasz, grałeś przez pół roku w Olsztynie. Był to dla Ciebie wyjątkowy mecz?
Na pewno, gdy wychodzi się na boisko przeciwko zespołowi, w którym grało się pół roku, jest to gdzieś z tyłu głowy. Okres w Stomilu wspominam dobrze, rozwinąłem się jako zawodnik i człowiek, i udało się na koniec utrzymać w lidze. Teraz jestem w Jastrzębiu i gram przeciwko Stomilowi. Tak to bywa w życiu piłkarza. Wszystko dzieje i zmienia się bardzo szybko.
Dzisiaj sędzia na analizy VAR poświęcił około dziewięciu minut. Nie będę ukrywał, że lekko mnie to irytowało. Nie uważasz, że skoro było przewinienie, to takie decyzje powinny zapadać szybciej?
Wiadomo, że jest trochę inaczej niż w ekstraklasie, bo w I lidze jest mniej kamer. Ostatnio mieliśmy sytuację, że z tego powodu nie uznano nam gola, ale tak to wygląda i trzeba się do tego przyzwyczaić. Ja na to nie wpłynę, ale przyznam szczerze, że czasami trwa to długo… Jednak na razie musimy do tego przywyknąć, może kiedyś będzie szybciej.
A jak odnajdujesz się w Jastrzębiu-Zdroju? Samo miasto przynajmniej teoretycznie nie wydaje się wymarzone do życia codziennego.
Cieszę się, że dobrze funkcjonuję w zespole. Może miasto, tak jak mówisz, nie jest ładne jak chociażby Olsztyn, nie ma mnóstwa jezior. Jednak dla mnie najważniejsze jest, żeby jak najwięcej grać, rozwijać się i stawać się coraz lepszym.
W przeszłości grałeś w Akademii oraz rezerwach Legii, niestety do pierwszej drużyny nie udało się awansować. Z perspektywy czasu czego zabrakło, aby przejść do seniorów?
Bardzo trudne pytanie, bo – jak zobaczysz – bardzo mało zawodników przechodzi z juniorów do pierwszej drużyny. Może teraz się to trochę zmieniło, gdyż jest przepis dotyczący młodzieżowca, ale za moich czasów droga do pierwszej drużyny wiodła przez wypożyczenia i takie rzeczy. Może jeszcze kiedyś będzie dane mi zagrać w Legii.
Z Legii byłeś też wypożyczony do Skry Częstochowa. Jak wspominasz ten okres? To już ostatnie pytanie, nie będę Cię dłużej męczył (śmiech).
To było moje pierwsze starcie z seniorskim futbolem, II ligą. Na początku nie wiedziałem, jak to będzie, ale szybko się wdrożyłem. Z tego klubu pojechałem na zgrupowanie reprezentacji Polski U-20 i zostałem wypożyczony później do wyższej ligi, do Stomilu. To było pół roku na wielki plus.