Marek Saganowski: Przychodzę na spaloną ziemię, a później ją użyźniam [WYWIAD]


Zagłębie pod wodzą byłego reprezentanta Polski znakomicie rozpoczęło sezon 2024/2025

23 sierpnia 2024 Marek Saganowski: Przychodzę na spaloną ziemię, a później ją użyźniam [WYWIAD]
Foto Mateusz Sobczak / PressFocus

Marek Saganowski pojawił się w Sosnowcu w momencie, w którym niewielu wierzyło w utrzymanie na zapleczu ekstraklasy. Ta misja ostatecznie się nie udała, lecz były znakomity napastnik zawitał w Sosnowcu po to, by zbudować drużynę, która zawojuje 2. ligę. Początek sezonu 2024/2025 Zagłębie ma niezwykle udany. Jako jedna z dwóch ekip jeszcze nie przegrała i od początku złożyła akces do walki o czołowe lokaty.


Udostępnij na Udostępnij na

Wydaje się, że gorsze dni są już za Zagłębiem. Poprzedni sezon dla sosnowiczan był trudnym rokiem pełnym zawirowań organizacyjnych oraz problemów sportowych. Po spadku podopieczni Marka Saganowskiego radzą sobie znakomicie. W pierwszych trzech spotkaniach zgarnęli komplet punktów, by następnie dwukrotnie zremisować — z rezerwami Zagłębia Lubin oraz ŁKS-u. Mimo przebudowy i wymiany niemal całej kadry spadkowicz z 1. ligi radzi sobie znakomicie. O budowie nowej drużyny, początkach sezonu i planach na przyszłość porozmawialiśmy z opiekunem sosnowiczan, Markiem Saganowskim.

***

Bartłomiej Majchrzak (iGol.pl): Panie trenerze, poprzedni sezon dla Zagłębia Sosnowiec był niezwykle trudny. Było wiele zawirowań, zmiany właścicielskie i słabe wyniki, których nie był Pan w pełni uczestnikiem. Czy teraz wokół klubu zapanował spokój, który pozwala się skupić wyłącznie na piłce? Jak to wygląda z pana perspektywy? 

Marek Saganowski (trener Zagłębia Sosnowiec): Ten czas, w którym przyszedłem, gdy drużyna była praktycznie zdegradowana do 2. ligi, był trudny. Miałem za zadanie przyjrzeć się zawodnikom i spojrzeć, kto powinien zostać w drużynie. Te dziewięć meczów bardzo dużo mi pokazało i dało odpowiedź, kto chce grać  i walczyć w każdym meczu. Jako trener poszukuję zawodników o określonym profilu, który obejmuje nie tylko umiejętności piłkarskie, lecz także cechy charakteru. Zależy mi na graczach, którzy są nie tylko utalentowani technicznie i taktycznie, lecz także wykazują się odpowiedzialnością, zaangażowaniem i determinacją.

W drużynie potrzebuję osób, które potrafią pracować zespołowo, są zdyscyplinowane i gotowe do ciężkiej pracy na treningach. Marek Saganowski

W drużynie potrzebuję osób, które potrafią pracować zespołowo, są zdyscyplinowane i gotowe do ciężkiej pracy na treningach. Cenię zawodników, którzy potrafią radzić sobie z presją, wykazują się konsekwencją w dążeniu do celów, a także mają pozytywne nastawienie i chęć do rozwoju. Charakter i mentalność są dla mnie równie ważne jak umiejętności piłkarskie, ponieważ budują one fundamenty silnej drużyny.

Punktowo wciąż było słabo – trzy punkty w dziewięciu meczach. Tamta drużyna była już na tyle zmęczona tym sezonem i pogodzona z losem, że nie dało się ugrać więcej? Widziałem Pana wypowiedzi po ostatnim meczu i nie był Pan zadowolony z pożegnania się z 1. ligą.  

Oczywiście, że nie byłem zadowolony, bo rozegraliśmy kilka fajnych meczów, choćby z Termalicą Nieciecza, Polonią Warszawa czy ze Stalą Rzeszów, kiedy brakowało nam kropki nad „i” do tego, żeby pożegnać się godnie z 1. ligą. Zespół był już mentalnie na wakacjach. Niektórzy zawodnicy po prostu nie wierzyli, że da się to utrzymać. To nie były łatwe momenty, ale dużo mi to pokazało.

Moim zdaniem problem leżał w złym zbilansowaniu drużyny. Mieliśmy jakościowych zawodników, jednak brakowało odpowiedniej harmonii między poszczególnymi formacjami. Mimo indywidualnych umiejętności i talentu poszczególnych graczy brakowało równowagi, która pozwoliłaby nam w pełni wykorzystać nasz potencjał jako zespół. Dobra drużyna to nie tylko suma umiejętności, lecz także odpowiednie dopasowanie ról na boisku, czego nam zabrakło.

Latem doszło do rewolucji w składzie Zagłębia Sosnowiec, niewielu zostało zawodników, którzy byli w poprzednim sezonie graczami klubu. Jestem ciekaw, jak przebiegał proces wyszukiwania zawodników, bo kilka nazwisk mnie zaskoczyło. Chociażby Piotr Mielczarek z Warty Sieradz czy Miłosz Pawlusiński z Lechii Tomaszów Mazowiecki. Jak wyglądały poszukiwania nowych zawodników? To działania głównie dyrektora sportowego czy Pan też miał bardzo dużo do powiedzenia?  Pytam, bo w różnych klubach różnie to funkcjonuje.  

Wspólnie podejmowaliśmy decyzje z dyrektorem sportowym, jeśli chodzi o zawodników, których ściągnęliśmy. Patrzyliśmy przede wszystkim na mental tych zawodników. Czy są to zawodnicy wypaleni, czy też głodni i tacy, którzy chcą się rozwijać. To był dla nas priorytet. Nie patrzyliśmy na wiek, a patrzymy na to, co zawodnik chce osiągnąć. Oczywiście jakość zawodników, których zakontraktowaliśmy, jest bardzo duża. Wiadomo, że ten proces i nauka automatyzmów, które mamy stosować w fazach przejściowych, obronie i ataku, wciąż trwają. Na pełne efekty musimy jeszcze poczekać.

Mimo wszystko start sezonu to trzy wygrane mecze i dwa remisy. Uspokoiły Pana te punkty? Projekt, który Pan stworzył w przerwie między sezonami, bardzo szybko – mówiąc kolokwialnie – zatrybił. 

Jestem bardzo zadowolony z tego początku. Jesteśmy jedyną drużyną, która po tak dużych zmianach jest w czubie tabeli. Pierwsze trzy mecze, które wygraliśmy, zagraliśmy bardzo dobrze. Byliśmy zespołem, który przeważał. Kreujemy bardzo dużo sytuacji i pomimo dwóch ostatnich remisów mój zespół stworzył sobie kilka bardzo dogodnych sytuacji do tego, żeby strzelić przynajmniej jedną bramkę więcej. Jestem zadowolony z tego, jak wspólnie z dyrektorem sportowym udało nam się zbudować drużynę. Włożyliśmy wiele pracy w odpowiednie dobranie zawodników, zarówno pod kątem umiejętności, jak i charakteru. Uważam, że stworzyliśmy dobry zespół.

Zdobycie 11 punktów w 5 meczach to bardzo dobry wynik, zwłaszcza przy nowo budowanej drużynie. Widać, że zespół ma potencjał, a mimo krótkiego czasu razem potrafiliśmy osiągać pozytywne rezultaty. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że potrzebujemy jeszcze więcej czasu na pełne zgranie zawodników, ale ten początek pokazuje, że idziemy w dobrym kierunku.

Po trzech wygranych meczach na starcie sezonu nadeszły dwa spotkania z rezerwami: Zagłębia Lubin i ŁKS-u Łódź, które zremisowaliście. Nad czym zatem musicie jeszcze popracować, by w starciach z drużynami, które raczej nie będą walczyć o najwyższe cele, punktować za trzy „oczka”?

Przede wszystkim w pierwszym meczu z Zagłębiem II Lubin zabrakło nam skuteczności, bo rozegraliśmy bardzo dobry mecz. Uważam, że osiągnięty wynik był naszym minimum. W tym meczu stworzyliśmy sobie bardzo dużo dogodnych okazji do strzelenia gola. W doliczonym czasie gry drugiej połowy mieliśmy sytuację, żeby strzelić bramkę na 1:0, lecz Kamil Biliński nie trafił. Zdarza się. Jeśli chodzi o mecz z ŁKS-em II, to zabrakło nam nieco pragmatyzmu i spokoju. Za szybko strzeliliśmy bramkę i po niej za bardzo się rozluźniliśmy. Na tym właśnie polega budowa i proces, żeby zespół zrozumiał, że jeżeli się ma od przeciwnika jedną bramkę więcej, to dalej trzeba mocno pracować i być jeszcze bardziej skupionym. Wygraną i punkty możemy rozdać w ostatnich minutach. W tym meczu tak mogło się stać w końcówce spotkania.

Poznajemy zawodników i obserwujemy, na kogo możemy liczyć w kluczowych momentach. Ważne jest, jak piłkarze reagują zarówno po zdobyciu bramki, jak i po jej stracie. Te sytuacje pokazują ich charakter oraz mentalność. Przyglądamy się, kto potrafi podnieść zespół, gdy jest trudno, i kto zachowuje koncentrację po zdobyciu prowadzenia. Te doświadczenia pomagają nam lepiej zrozumieć, na kogo możemy liczyć w różnych momentach meczu i jak budować silniejszy kolektyw.

Czy okno transferowe w Zagłębiu Sosnowiec zostało już zamknięte?   

Okno jeszcze nie zostało zamknięte. Jesteśmy w trakcie poszukiwania jednego, a może i dwóch zawodników, żeby jeszcze wzmocnić kadrę. Zobaczymy, czy się uda. Nie chcę nic obiecywać.

W meczu z ŁKS-em prowadził Pan drużynę przeciwko swojemu synowi, który był na boisku w szeregach łódzkiego klubu. Jakie to uczucie w trakcie odprawy meczowej mówić o swoim synu? Rzadko się zdarza taka okazja. 

Wielka duma. Cieszyłem się bardzo, że oprócz podglądania syna w takim meczu jeszcze będę grać przeciwko niemu. Jest to nietypowa sytuacja, ale patrzyłem na nią z dwóch stron. Na odprawie patrzyłem z perspektywy trenera Zagłębia i starałem się nie omijać tego tematu. Jeśli chodzi o podglądanie Franka, to serce ojca zabiło nieco szybciej. Uważam, że rozegrał dobre spotkanie. Zresztą ŁKS II rozegrał przeciwko nam swój najlepszy mecz.

Nie było pomysłu, żeby ściągnąć syna do Sosnowca? 

Oczywiście, jako ojciec byłbym zadowolony, gdybym mógł pracować z synem w jednej drużynie, ale chyba syn nie do końca chciałby, żebym był jego trenerem (uśmiech). Jest w ŁKS-ie, poszedł tam z Legii Warszawa i wiem, że jest z tego zadowolony. Gra na poziomie centralnym i się rozwija. Wiem, gdzie go oddałem, i wiem, że jest w dobrych rękach.

W kadrze Zagłębia jest trzech napastników, którzy dobrze zaczęli sezon: Kamil Biliński, Bartosz Snopczyński oraz Emanuel Agbor. Ma Pan duże szczęście, mając trzech napastników w formie. Niektóre kluby nie mają ani jednego. Chciałbym jednak zapytać o to, czy Zagłębie Sosnowiec ma grać ofensywną piłkę.

Sosnowiec ma grać ofensywną piłkę i to nie jest moje szczęście, lecz dobra selekcja. W poprzednich klubach, gdziekolwiek byłem, napastnicy strzelali i dobrze grali. W Pogoni Siedlce strzelał dużo Damian Nowak, w Motorze Lublin strzelali Michał Fidziukiewicz czy Maciej Firlej, których wyciągnęliśmy z klubów niższych lig. Rozwijam napastników – to nie ulega wątpliwości. Rosną pod moją opieką. Nie tylko stwarzam im warunki do tego, by strzelali bramki, ale przeprowadzam też z nimi treningi, które pokazują, że ci zawodnicy grają bardzo dobrze. W Wiśle Płock rozmawiałem z Łukaszem Sekulskim i powiedziałem mu, że będzie walczyć o króla strzelców, i nie pomyliłem się o wiele. To nie do końca jest szczęście.

Jeśli chodzi o styl grania, to chcę grać bardzo ofensywnie. Statystyki pokazują, że tych okazji tworzymy bardzo wiele. Później jest jeszcze kwestia wykończenia, bo nawet w tych zremisowanych meczach mieliśmy bardzo dużo oddanych strzałów i sytuacji, z których powinniśmy wypracować więcej goli.

W lidze radzicie sobie bardzo dobrze. 11 punktów w pierwszych pięciu meczach i wysokie miejsce w tabeli to wyraźne zgłoszenie akcesu do walki o awans. Te wyniki przyćmiewa nieco występ w Pucharze Polski, w którym przegraliście z Sandecją Nowy Sącz. W tym starciu grali również młodsi zawodnicy. Ta porażka była wliczona w koszty tego, by sprawdzić głębię składu? 

Nie, żadna porażka nie była wliczona w koszty. Wyszedłem zespołem, który na tamten czas chciałem zobaczyć. Rozegraliśmy bardzo dobre spotkanie. Ci młodzi zawodnicy, którzy wyszli, nie zawiedli. Gdybyśmy strzelili rzut karny, to pewnie byśmy kontynuowali przygodę w Pucharze Polski. To jest też moment dla mnie, żeby sprawdzić w boju młodych zawodników, i oni się obronili. Wynik oczywiście nie był satysfakcjonujący, bo odpadliśmy. Jednak jeśli chodzi o lekcję i o to, co zobaczyłem wśród zawodników, to dzisiaj zrobiłbym to samo.

Celem Zagłębia jest jak najszybszy awans? 

Jak przychodziłem w maju do klubu, dostałem zadanie zbudowania zespołu na awans. Naszym celem jest jak najszybszy powrót do 1. ligi.

Prowadził Pan Motor Lublin, Pogoń Siedlce czy Wisłę Płock. Łącznie blisko 130 spotkań w ekstraklasie, 1. lidze czy 2. lidze. Średnia punktów 1,54 na mecz. W 2. lidze Pana drużyny są niepokonane od 11 spotkań. Łącznie na 73 mecze drużyny z panem na ławce zanotowały jedynie 14 porażek. O 2. lidze mówi się, że jest to niezwykle trudna, wymagająca i specyficzna liga, lecz Pana drużyny radzą sobie w niej wręcz doskonale.  

Ta średnia trochę mi spadła przez ostatnie dziewięć meczów, w których nie mogłem wygrać z Sosnowcem. Powinna być zdecydowanie wyższa, ale jestem zadowolony z tego, co robię. Wiem, w którą stronę idę. Kluby, które zostawiam, naprawdę się rozwijają. Biorę kluby, które mają do wyczyszczenia szatnię albo mają do przerobienia skład, i zostawiam je w dobrej kondycji. Pogoń Siedlce była na przedostatnim miejscu, a później walczyła o awans do baraży. Rok później zrobiła awans. Motor Lublin w pierwszym sezonie został przebudowany, a i tak dotarliśmy do finału baraży, w którym przegraliśmy z Ruchem Chorzów po dobrym w naszym wykonaniu meczu. Wisła Płock też walczyła o awans. Po Marku Saganowskim spalonej ziemi nie ma. Przychodzę na spaloną ziemię, a później ją użyźniam.

Jakie są zatem Pana cele i marzenia w karierze trenerskiej? W karierze piłkarskiej osiągnął Pan bardzo wiele.  

Moje marzenie i cel jako trenera to budowanie zespołu, który odnosi sukcesy, rozwija się i spełnia swoje ambicje. Chciałbym tworzyć drużynę, która nie tylko wygrywa mecze, lecz także dobrze się rozwija, jest zgrana i czerpie radość z gry. Dodatkowo pragnę przekazać swoją wiedzę i mentalność zawodnika, ponieważ sam miałem doświadczenie jako piłkarz. Chcę wykorzystać swoje doświadczenie, aby pomóc zawodnikom w osiąganiu ich potencjału i przygotować ich do sukcesów na boisku.

Bardzo mnie cieszą wyniki i wygrywanie, jednak dużą radość sprawia mi też to, że wielu zawodników z moich poprzednich klubów potrafi do mnie zadzwonić i powiedzieć, że zainspirowałem ich do dalszej pracy. To jest dla mnie bardzo ważne i to jest coś, na co każdy trener czeka. Jeśli chodzi o cele indywidualne, to na pewno chciałbym jak najszybciej wrócić do ekstraklasy. Bardzo chciałbym wrócić do niej wraz z Zagłębiem Sosnowiec.

Zanim powrót do ekstraklasy, najpierw 2. liga, a już w najbliższy weekend wyjazd do Kalisza. Na co Pana drużyna musi uważać w Kaliszu? 

Myślę, że KKS Kalisz, wygrawszy w Chojnicach, złapał wiatr w żagle. Będziemy musieli uważać na dobrze zorganizowany zespół. Będziemy chcieli prowadzić grę. Musimy patrzeć na siebie, a ja w szczególności będę zwracał uwagę na naszą skuteczność. Jestem pewien, że stworzymy sobie sytuacje do zdobycia bramki. Natomiast to, czy je wykorzystamy, to już jest inna historia.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze