Od paru sezonów rokrocznie Manchester City jest stawiany w roli głównego faworyta Ligi Mistrzów. I rokrocznie coś jest nie tak. Za każdym razem znajduje się drużyna, która eliminuje "Obywateli". Czy ten sezon będzie przełomowy?
„Obywatele” awans do ćwierćfinału mają już praktycznie zapewniony. W pierwszym meczu ograli Sporting Lizbona na wyjeździe 5:0 i tylko kataklizm mógłby im przeszkodzić. Plany klubu sięgają jednak znacznie wyżej niż kolejna faza rozgrywek. Pep Guardiola ma tylko jeden cel – doprowadzić zespół do pierwszego w historii klubu zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Jednak czy tak samo nie było w poprzednich latach? Klub od kilku lat uważany jest za faworyta i regularnie zawodzi. Sprawdźmy, w jakich okolicznościach odpadał i czy ten sezon będzie przełomowy.
Pep Guardiola i Manchester City w Lidze Mistrzów
Na początku swojej trenerskiej kariery w najważniejszych rozgrywkach europejskich Guardioli szło znakomicie. W ciągu swoich trzech pierwszych sezonów w Barcelonie dwukrotnie triumfował w tych rozgrywkach. Mało kto mógł przypuszczać, że na tym licznik zatrzyma się na ponad dekadę. Później Guardiola nie był w stanie odnieść zwycięstwa z Bayernem Monachium, mimo że przez trzy sezony zdominował Bundesligę. Przejdźmy jednak do jego pracy w Anglii, bo to nas najbardziej interesuje.
Focus on the #UCL #ManCity pic.twitter.com/LuvXY7iJa0
— Manchester City (@ManCity) March 8, 2022
Pierwszy rok pracy Guardioli na Wyspach nie był zbyt dobry. I chodzi tutaj zarówno o Premier League, jak i Champions League. W europejskich rozgrywkach drużyna odpadła już w 1/8 finału z rewelacją rozgrywek, czyli AS Monaco, w którym prym wiódł wchodzący wtedy do seniorskiej piłki Kylian Mbappe. Po szalonym dwumeczu był wynik 5:5, jednak francuski zespół awansował dzięki golom na wyjeździe.
Drugi sezon to już początek rządów klubu na krajowym podwórku. Manchester City został mistrzem Anglii, zdobywając aż 100 punktów. W Lidze Mistrzów w ćwierćfinale natknął się jednak na rozpędzający się pod wodzą Juergena Kloppa Liverpool, z którym w dwumeczu sromotnie przegrał aż 1:5.
Następny rok na krajowym podwórku był dużo bardziej zacięty. W sezonie 2018/2019 drużyna po długiej walce wygrała ligę angielską z punktem przewagi nad Liverpoolem. W Lidze Mistrzów zaś Manchester City znowu odpadł w ćwierćfinale. Tym razem katem okazał się zespół z krajowego podwórka – Tottenham Hotspur. Po porażce w pierwszym meczu 0:1 i wyniku 1:2 po kilku minutach rewanżu drużyna rzuciła się do odrabiania strat. Nawet jej się to udało i Manchester City prowadził 4:2, ale w końcówce klub z Londynu przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
https://www.youtube.com/watch?v=m7eiovbcLGc
Kolejny rok to utrata mistrzostwa kraju na rzecz Liverpoolu. A gra w Lidze Mistrzów zakończyła się wstydliwą wpadką. Zespół odpadł w ćwierćfinale z Olympique Lyon, mimo że francuski klub był skazywany na pożarcie. „Obywatele” jednak sami sobie byli winni. Raheem Sterling chociażby nie trafił na pustą bramkę, kiedy mógł odwrócić losy dwumeczu.
I wreszcie dochodzimy do ubiegłorocznej edycji. To mógł być sezon idealny. Manchester City z bezpieczną przewagą triumfował w Premier League, a w Lidze Mistrzów doszedł do finału, w którym miał się zmierzyć z londyńską Chelsea. Większość ekspertów przed meczem typowała „Obywateli” jako faworyta decydującego starcia. Zespół z Londynu sprawił jednak niespodziankę i trzeci raz w ciągu ostatnich miesięcy (po zwycięstwach w lidze i pucharze) zwyciężył z Manchesterem City.
Thomas Tuchel przechytrzył hiszpańskiego szkoleniowca. A może to Guardiola sam siebie przechytrzył? Po finale spadła na niego fala krytyki, że wystawił eksperymentalny skład bez napastnika i defensywnego pomocnika. Liga Mistrzów ponownie przeszła Guardioli koło nosa.
Sporting 🔜#ManCity | #UCL pic.twitter.com/UecDpNsKhW
— Manchester City (@ManCity) March 8, 2022
Czy to jest ten sezon?
Kiedy patrzy się na grę zespołu, to momentami wydaje się ona perfekcyjna. Im dłużej Pep Guardiola pracuje w Anglii, tym bardziej Manchester City zdaje się dążyć do doskonałości. Hiszpański trener wypracował swój unikatowy styl, który wprowadza w każdym kolejnym klubie, dostosowując go jedynie do realiów ligi. Manchester City, podobnie jak niegdyś Barcelona, opiera się na długim utrzymywaniu się przy piłce i kombinacyjnej grze w ataku.
Często słychać zarzut, że bez napastnika zespół nie osiągnie sukcesu w europejskich pucharach. Jednak czy można mówić o problemie, kiedy drużyna w obecnej edycji Ligi Mistrzów zdobywa średnio ponad trzy gole na mecz? Może to właśnie brak klasycznej „dziewiątki” sprawia, że Manchester City jest tak trudny do rozszyfrowania w ataku. Poza tym jeśli drużyna przez większość meczu znajduje się pod bramką przeciwnika, to wcale nie jest konieczne, aby grać z zawodnikiem na szpicy. Guardiola już w Barcelonie ustawiał Messiego jako fałszywą „dziewiątkę” i wszyscy pamiętamy, jak dobrze to działało.
Gra zespołu opiera się na kilku filarach. W defensywie są to Ederson i Ruben Dias. Portugalczyk już w swoim pierwszym sezonie na Wyspach był najlepszym obrońcą ligi. Jeśli chodzi o formacje ofensywne, to od lat niezmiennie drużyną dyryguje Kevin de Bruyne. W obecnych rozgrywkach wykreował się też jednak nowy lider. Bernardo Silva rozgrywa wyśmienity sezon i w nim także fani „Obywateli” upatrują zawodnika, który poprowadzi klub do triumfu.
Pep Guardiola jak nikt inny rotuje składem. Zmiany w składzie są tak częste, że rzadko kiedy możemy obserwować taki sam skład w dwóch meczach z rzędu. Zmieniają się zawodnicy, ale jedno pozostaje to samo – Manchester City wciąż wygrywa. To ważne, że trener ma taki komfort, że nieważne, jakich zawodników desygnuje do gry, to i tak sobie oni poradzą. Jest to też ważne, bo rozwiązuje to problem zmęczenia sezonem – jeśli ktoś jest przemęczony, to wskakuje za niego inny zawodnik i drużyna nie traci na jakości.
Zespół Pepa Guardioli jest niezwykle regularny. Ostatnie 25 meczów to dwie porażki, jeden remis, a poza tym same zwycięstwa. Kluczem jest jednak to, aby te pojedyncze wpadki nie zdarzały się w decydujących meczach. Jeśli drużyna zagra na miarę swoich możliwości, to jest faworytem Ligi Mistrzów. Jednak tak było też w poprzednich latach, a ostatecznie „Obywatele” kończyli rozgrywki z nosem spuszczonym na kwintę. Teraz mają wszystko, aby zwyciężyć. Trzeba to tylko przełożyć na boisko.